daisy
10.11.22, 21:19
Należę do ludzi, którzy nie znoszą zamiatania pod dywan, postawy "nie róbmy zamieszania, może problem magicznie zmieni się w kolorowego ptaszka i odleci", "im mniej się o czymś mówi, tym bardziej tego nie ma" itd. Zawsze mi się wydaje, że trzeba działać, bo są sytuacje, że może być tylko gorzej albo może się ciągnąć tak samo źle. Teraz w najbliższej rodzinie widzę skutki takiego postępowania: zwlekanie, hamletyzowanie, a na koniec, jak wszystko pie*dolnęło (oczywiście do przewidzenia), robienie rzeczy na szybko ze skutkiem dokładnie takim, jakiego się wszyscy przy hamletyzowaniu bali. Gryzę się w język, bo po co wypominać, ale szlag mnie trafia.
Ale może ja też przesadzam? Może jestem control freak? Czasem trudno jest odróżnić problemy, które rzeczywiście mogą rozwiązać się same, od tych, które nie powinny czekać...
Macie jakieś doświadczenia życiowe w tej dziedzinie?