nowynick_staraja
12.11.22, 10:19
Dziś pod innym nickiem, bardzo proszę o nie snucie domysłów pod jakim nickiem występuję na co dzień. Posądzanie o bycie trolem jakoś przeżyję. Gdyby ktoś miał jakieś rady, przyjmę z wdzięcznością.
Córka - dorosła babka, 3 lata po studiach.
Ambitna od zawsze, brak zdolności nadrabiała pracowitością. Wielokrotnie namawialiśmy, żeby trochę odpuściła - nawet kosztem stopni. Z perspektywy matki dwójki dzieci zupełnie inaczej słucha się opinii o dziecku "zdolny leń" (syn) i "pracowita, gdyby nauka jej łatwiej przychodziła, byłaby genialna". Nie wszyscy nauczyciele, to wychwytywali, więc całe liceum bazowała na opinii zawsze przygotowanej. Wiedziała gdzie szukać, obłożona notatkami; czytała i notowała - z pamięcią gorzej.
Studia wybrała ambitnie, zgodnie z zainteresowaniami. I znów, zamiast korzystać z życia studenckiego, uczyła się całymi dniami. Mieszkamy w mieście studenckim, więc było jej łatwiej. Studia ją przeczołgały, sugerowaliśmy z mężem nawet zmianę kierunku, na coś łatwiejszego, ale się uparła, że najpierw skończy ten, który zaczęła.
Po studiach - praca w wymarzonym zawodzie, zgodnie z kierunkiem studiów i znów problem, bo w pracy wymagano pewnej "lekkości", a ona znowu przygotowująca się, zestresowana i zazdroszcząca dziewczynom tej lekkości (docenianej przez pracodawcę). Jej zarzucano brak profesjonalizmu, brak wiedzy "z głowy", może nawet lenistwo i olewanie pracy (nieprawda, bardzo się starała).
Koleżanki miała od zawsze, może nie w jakiejś dużej ilości, ale nie sprawiała wrażenie kujona (co to za kujon z trójkami i czwórkami). Na studiach poznała dziewczynę, z którą bardzo się zaprzyjaźniła. Chłopaków jakoś nie było na horyzoncie, a jeśli nawet to raczej kolega, znajomy niż chłopak. Ona się angażowała, widziała potencjał w tych znajomościach, niestety bez wzajemności. W czasie studiow poznała kogoś, wydawało nam się, że na stałe. Zaręczyli się, ale on wybrał jej przyjaciółkę, tę, którą obdarzyła wielkim zaufaniem. Z przyjaciółką wziął ślub, mają dziecko. Córka udawała, że nic się nie stało, że dobrze im życzy. Była nawet na ślubie, zaproszona, bo chciała, żeby to dobrze wyglądało (odradzałam). Została poproszona o bycie chrzestną - na szczęście odmówiła, jest ateistką.
Przepraszam za tak dlugi wstęp, ale teraz córka pyta o zdanie, choć decyzję już właściwie podjęła. Złożyła wypowiedzenie w pracy, zgłosiła się do agencji opiekunek. Chce wyjechać za granicę, żeby opiekować się osobami starszymi. Gdybym jej nie znała, nie martwiłabym się, taka młoda osoba po konfrontacji z warunkami, powinna wrócić w podskokach. Boję się, że ona nie wróci, że utknie gdzieś tam na niemieckiej wsi. Że znów dojdą do głosu ambicje i taka chęć wytrwania, w tym, co postanowiła. Ona podoła nawet opiece nad osobami leżąxymi, ani jej to nie przeraża, ani nie brzydzi. Pytałam, jak wyobraża sobie dalsze życie, spotkanie kogoś itd. Usłyszałam, że jakoś do tej pory kolejek do jej ręki nie było, więc nie przewiduje zakładania rodziny (to z wyraźnym żalem, bo wiem, że to nie jej wybór).
Jak jej pomóc?
Wiem, że to dorosła osoba, ale właśnie caly czas taka z ambicjami, nie pokazująca słabości, dumna.
Wiem, że to nie praca dla młodej dziewczyny. Sąsiadka, lat prawie 60 z dorosłymi dziećmi tak pracuje. 3 miesiące tam, potem na krótko w Polce i kolejny wyjazd. Córka twierdzi, że tutaj ją nic nie trzyma. Z perspektywy czasu żaluje, że tyle się uczyła. Ostatnio w szczerej rozmowie stwierdziła, że nie ucząc się wcale, pracując jako salowa czy sprzątająca, osiągnęłaby tyle samo.
Sugerowałam nawet przemyślenie czy to nie depresja, ale córka twierdzi, że to po raz pierwszy realne spojrzenie na życie.