nevertheless123
17.11.22, 12:04
Przed chwilą rozmawiałam z niezadowoloną klientką, którą bez ogródek przeprosiłam, bo uważam, że rzeczywiście miała prawo w danej sytuacji poczuć się niezadowolona i rozczarowana usługą. Nie mam z tego typu przeprosinami żadnego problemu, szczególnie, kiedy osoba swoją skargę formułuje w sposób kulturalny i rzeczowy. Skończyło się dobrą atmosferą i znalezieniem rozwiązania win-win.
Po skończonej rozmowie zaczęłam zastanawiać się, ile razy ja sama zostałam przeproszona. Bilans wypada raczej marnie, przypomniały mi się jedynie 2 takie sytuacje:
1. Przyjaciółka, po tym jak wyraźnie straciłam cierpliwość do jej uszczypliwych i raniących uwag. Bardzo się tym przejęła i była zaskoczona, że w ten sposób odbieram jej wypowiedzi. Miała dobre zamiary i wydawało jej się, że mi pomaga, próbując mną "potrząsnąć". Nie pomagała i po mojej skardze przeprosiła i przestała tak robić.
2. Osoba, z którą miałam do czynienia zawodowo. Umówiłyśmy się na jedno, a ona zrobiła zupełnie coś odwrotnego. Wpędziła mnie w tarapaty i jeszcze wmawiała mi, że ja jej tak kazałam zrobić! Oj, ale byłam wkurzona tego dnia i dałam jej to wyraźnie odczuć. Jakiś tydzień później pojawiła się u mnie w pracy z pudełkiem czekoladek i przeprosinami tłumacząc, że źle sobie pewne rzeczy pozapisywała i opacznie mnie zrozumiała. Przeprosiny przyjęłam i do dziś mamy przyjacielskie stosunki.
I to by właściwie było tyle... Bo nie liczę tych wszystkich "przeprosin" na odwal się, albo dla właznego zysku przepraszającego. Nie liczę też przeprosin, które nie były szczere. Miałam taką sytuację w poprzedniej pracy, kiedy rozmówiłam się z koleżanką i ona udawała wielce zaskoczoną i smutną, że tak ją odbieram i wprawdzie przeprosiła, ale i tak później nadal utrudniała mi życie, gdzie tylko mogła.
Jak na ponad 40 lat mojego życia, to tych przeprosin było w moim życiu bardzo mało i skłoniło mnie to do refleksji, dlaczego ludzie tak niechętnie przyznają się do popełnionych błędów? Ja nie mówię o postawie "przepraszam, że żyję", ale o posiadaniu jaj, które są potrzebne do stanięcia przed kimś i powiedzenia: "spieprzyłam/-em, przepraszam". Mam wrażenie, że ludzie wprawdzie podskórnie czują, że zawalili, ale przechodzą nad tym faktem do porządku dziennego. Albo im się nie chce w tym grzebać i wolą udawać, że nic się nie stało. Są też tacy, którzy posługują się odmiennym od naszego kodem moralnym i po prostu nie widzą w swoim postępowaniu niczego niewłaściwego.
Czy zostałyście kiedyś szczerze przeproszone? Czy są takie przeprosiny, których nigdy się nie doczekałyście? Jaki macie stosunek do przepraszania innych ludzi i w jakich sytuacjach same przepraszacie, a w jakich nie?