monia.i
27.11.22, 23:17
Dwa dni temu, miłe spotkanie towarzysko-rodzinne. Poglądowo mieszane, ale od zawsze wiadomo, że poglądy nas różnią, więc drażliwe tematy pomijamy. Pomijamy, bo związki rodzinno-towarzyskie bliskie, z pewnością się nie rozstaniemy, kochamy się - pomijając te poglądy. Osoby po przeciwnej stronie barykady politycznej przesympatyczne, niegłupie, serdeczne. No, ale czasem jakiś temat w dyskusji pociągnie za język, i wdajemy się w dyskurs, którego nie chcemy. Kończy się nerwami, czasem łzami. Dodam, że nie babcie/ciocie raczej szwagrostwo, przyjaciele. Czyli jeden poziom. No i było ogniście, oczywiście. Ale jakby nie o tym, wiadomo, wszędzie to podobnie wygląda. Wniosek poimprezowy mam taki - inflacja, drożyzna, kredyty, przekręty, oraz śluby kościelne rozwodników znaczenia nie mają. Ważne jest to, że jacy są, tacy są - ale są patriotami i chcą dobrze. Chronią życie nienarodzone, a to dla katolika jest ważne. Mają jakieś wartości, Polska jest dla nich wartością. I generalnie jest lepiej, niż było. Podejrzewam, że u Was wszystkich takie dyskusje wyglądają podobnie. Ale od przedwczoraj tak sobie myślę, że naiwna jestem. Nikt z obecnych nie powiązał obecnych problemów z pisem, wszystko zło sprowadzało się do PO, a wartości i życie nienarodzone było najważniejsze. Przy czym ingerencja w cudzą płodność i zachadzalność była spoko, a w moralne prowadzenie się oraz cudzołożenie kogoś z pisu - ooo, zajmij się sobą, niech każdy pilnuje siebie, nie powinno się oglądać na innych. Zimny prysznic..Cóż, prawda jest taka, że mały będzie procent tych zawiedzionych, którzy zdecydują się zagłosować za NIE PISEM. Wartości. Ekonomicznie mogą kuleć, ale nie odpuszczą. W pewnym sensie szanuję, chociaż nie podzielam. I trochę mnie to przeraża.