Dla jakich dzieci jest polska szkoła publiczna?

[kochamruskieileniwe]

Chyba tylko dla dzieci zdolnych, ale takich, które nie mają zamiaru/nie chcą rozwijać swoich zdolności. Wystarczy im tylko wiedza z podstawy programowej.
Absolutnie nie jest dla zdolnych ambitnych, przeciętniaków. Zdecydowanie nie jest polecana dla dzieci gorzej sobie radzących.
Do takich smutnych wniosków doszłam po lekturze ostatnich wątków na emamie dotyczących szkoły.

Dotyczy to zwłaszcza przedmiotów typu matematyka, chemia, fizyka. Tam, gdzie trzeba rozwiązywać zadania.
Bo jak się okazuje, żeby umieć rozwiązywać zadania - trzeba ich sporo w domu rozwiązać. Cwiczyć. Bo na lekcjach nauczyciel zawsze dobrze tłumaczy, a to, że w klasie ponad 30 osób - no to nie jego wina, że wszyscy nie zrozumieją. A, ze na lekcjach robi się łatwe przykłady, a na sprawdzianach zdecydowanie trudnjsze - no to n

Prace domowe z przedmiotów, które trzeba ćwiczyć w domu, by się nauczyć.
Klasa 7 podstawówki.
33 godziny zajęć tygodniowo (bez religii).

4 x na tydzień matematyka, czyli cztery razy w tygodniu praca domowa (dla zdolnych wystarczy) i ćwiczenie zadań dla tych co mają z nia jakiś kłopot. Ile czasu dziennie powinno się na to przeznaczyć?Dla przeciętniaków to jakieś minimum 20 min. Ponowne przejrzenie podręcznika, obejrzenie materiału na yt, próba zadania...

Czyli tygodniowo 4x20 min - 80 minut.

2x tydz Chemia. Ile czasu dziennie powinno się na to przeznaczyć? podobnie jak z matematyką. 40'

2x tydz. fizyka. j.w - 40'

3x tydz. angielski. 60'

2x tydz. drugi język 40'

na same te przedmioty 260 minut - 4h 20' tygodniowo.

Pozostaje
polski
historia
biologia
geografia

wf, muzykę, informatykę - pomijam zakładając (zapewnie błędnie), że prac domowych brak.


Pozostaje smutny wniosek, że przecietny dzieciak, aby sobie nie narobić zaległości i wszystko zrozumiec musi wyrabiać znacznie ponad etat 40h tydz.
Stąd mój wniosek, że szkoła dla zdolnych i nieambitnych. Oni nie muszą zbyt wiele czytać, szukac wyjaśnień na yt, dużo ćwiczeń. Wystarczy odrobić pracę domową (albo i nie )...

[woman_in_love]

Szkoła jest po to, żeby młodzież nie pałętała się po mieście i z nudów nie dopuszczała się wandalizmów i przestępstw.

A jak ktoś chce się uczyć, to musi sam zainwestować w naukę. Albo jego rodzice muszą.

[jkl13]

Niestety,muszę się zgodzić w całości. Szkoła publiczna to przechowalnia (w większości, parę wyjątków tylko potwierdza regułę). Nauczyciele udają,że uczą, uczniowie udają,że się uczą.
A odpowiadając na tytułowe pytanie, szkoła jest dla przeciętniaków, określanych często "zdolny ale leniwy". Nie pomaga ani dzieciom zdolnym i ambitnym, ani dzieciom słabym i z problemami. Jest dla średniaków i to tych bardziej olewajacych naukę, ale którzy bez problemu zdadzą z klasy do klasy i nie sprawiają w szkole trudności wychowawczych. Bo w polskiej szkole nikomu nic się nie chce - nauczycielom, bo programy są przeładowane i nikt im nie płaci i dzieciom - bo lekcji jest za dużo, materiału za dużo, klasówek za duzo.
Szkoła po prostu przestała być miejscem,do którego chce się iść komukolwiek...

[triss_merigold6]

Dlatego w imię minimalizacji strat należy wyrobić sobie pragmatyczne podejście i nie mieć oczekiwań odnośnie do rzeczy niekoniecznych.

[kai_30]

Otóż to. Ja mam pełen przegląd.

Mój najstarszy syn był właśnie taki klasycznie "zdolny, ale leniwy" i jemu jedynemu szkoła nie zrobiła dużego kuku. Ale miał totalną wylewkę na oceny, na świadectwie co roku sporo dopuszczających (bo zadań domowych nie robił prawie nigdy), uczył się chyba tylko do matury, i zdał ją najlepiej z klasy. Śmiesznie to wyglądało - na świadectwie z matematyki dopuszczający na koniec (klasa mat-fiz), matura na ponad 80%, z polskiego podobnie.
Za to zdecydowanie szkoła nie była dla młodszych synów - średni z głęboką dysleksją i ADD, po pierwszej klasie miał tak rozhulaną nerwicę, że wylądował na psychotropach, też dopuszczające z góry na dół, łatka debila i nieuka do tego, matura zdana bardzo dobrze. Najmłodszy dla odmiany zdolny, pracowity i ambitny, od zarania dziejów świadectwo z paskiem, konkursy, wymiany międzynarodowe, te klimaty. N lekcjach się z reguły nudził. W siódmej klasie nie wytrzymał ciśnienia i ciężkiej orki, nie z niedostatku możliwości intelektualnych - policzyliśmy, szkoła łącznie z odrabianiem zadań zajmowała mu przeciętnie 50h tygodniowo. W połowie roku przeniosłam go na ed, na jego wyraźną prośbę, bo był na skraju załamania nerwowego, że nie da rady, że nie ogarnia (dzieciak, który miał co roku w wymagającej szkole średnią powyżej 5,0!). Teraz jest w ósmej, uczy się sam, życie towarzyskie kwitnie, bo ma czas, wysypia się, odżył. Niemniej, do liceum chce iść stacjonarnego, i to bardzo ambitnego, więc zobaczymy, jak się to dalej potoczy.

[inaccessible_rail]

A kto powiedział że przeciętny dzieciak MUSI wszystko opanować na 100%?
Przede wszystkim mamusie muszą przestać się spodziewać samych piątek i szóstek po swoim przeciętnym dziecku. I wypadałoby nauczycielowi JASNO przekazywać w czym jest problem.
Jeśli dzieciak jeszcze na lekcji nie uważa i w domu z matmy kompletnie zadań nie odrabia to szału nie będzie. Wiem po swoim dziecku. Ale przestałam sobie roić że należy się mu piątka lub szóstka za nic.

[la_mujer75]

Powiedz to mojej szwagierce, która ma teraz córkę w 8 klasie. Fakt, że szkoła katolicka. Cisną z każdego przedmiotu. Mała jest bardzo zdolna językowo - dzięki temu ma ciut łatwiej, ale przechodzą koszmar- w tym tygodnu 4 sprawdziany (wczoraj szwagierka płakała), plus iles kartkowek, prezentacji, etc.
Mała bardzo dobrze pisze próbne , prawdopodobnie super napisze egzaminy, ale to i tak nie daje jej gwarancji, że dostanie się do ogólniaka na przyzwoitym poziomie ( nie mówimy o żadnych topowych liceach) , jezeli nie będzie miała paska. Nie udało jej się przejść szkolnego etapu z konkursów kuratoryjnych ( a startowała z angielskiego, francuskiego i niemieckiego- z każdego jej zabrakło naprawdę niewiele punktów i podchodziła z "marszu"- nie uczyła się, bo nie miała na to czasu). I prawdopodobnie ani z angielskiego, ani z niemieckiego (bo to II język w szkole) nie będzie miała nawet 6 na koniec roku...

[inaccessible_rail]

Współczuję dziecku, nie chce myśleć jaki stan psychiczny będzie mieć po ósmej klasie. 😕 trzeba wybrać sensowne liceum ze średniej półki, mam nadzieję że takie u Was są. I sprawdzić jak było w tym roku z przenoszeniem, do innej klasy lub szkoły. U nas przez cały wrzesień trwa wędrówka ludów.

Niestety zbyt ambitna podstawówka mści się na dziecku. U nas od razu widać w pierwszych klasach dzieci przyzwyczajone do samych piątek za nic, niektórzy myślą że dalej wystarczy zrobić plakat lub prezentację żeby poprawić średnią na wiodącym lub maturalnym przedmiocie. A na wywiadówce przychodzą rodzice zapytać się czego dziecko dostało 3 jak zawsze miało same szóstki.

[memphis90]

W Poznaniu poniżej 160pkt w ogole nie ma co myśleć o jakimkolwiek liceum. Zabrakło miejsc dla 4 tysięcy dzieci, olimpijczycy nie znajdywali miejsca w żadnej szkole (znajoma finalistka olimpiady uczy się w liceum w chmurze, bo nie dostała się do liceum. Żadnego). W tym roku będzie jeszcze gorzej, bo idzie ponad 1,5 rocznika.

Wiec właśnie po to te piątki i szóstki ze wszystkiego.

[hanusinamama]

Nie wiem gdzie ty zyjesz ale u mnie licea ze sredniej półki to sa 160 punktów np. Masa dzieci się nie dostała, dzieciaki które miały po 140-150 punktów.
Źle oszacowali swoje możliwości...możliwe.
Znam dzieci z tych liceów czy techników z dołu stawki...nauczyciele mają wywalone na nauke, na uczniów ( nie odpisują po 2-3 tygodnie, zero kontaktu).
Ja te 25 lat temu sama wybrałam liceum nie top of the top ( a mogłam bo byłam olimpijką). tylko własnie sredniaka za to blisko. Zeby się wyspać, zeby miec blisko znajomych z LO...mieć czas na wszystko, nie tylko na naukę.
Dzisiaj niestety wygląda to zupełnie inaczej.

[kk345]

>wczoraj szwagierka płakała

Ale z jakiego powodu?

[triss_merigold6]

Pewnie z bezsilności spowodowanej koszmarnym obciążeniem i przemęczeniem dziecka.

[kk345]

>Mała bardzo dobrze pisze próbne , prawdopodobnie super napisze egzaminy

Mimo tego dziecko mdleje w szkole a matka zalewa się łzami...ile lat matka ma zamiar tak żyć i kiedy zauważy, ze niszczy dziecko? serio presja aż do zemdlenia jest niezbędna do osiągnięcia sukcesu życiowego przez córkę? to własnie uważają za najlepsze dla dziecka???

[berdebul]

Albo osiągniesz dobre wyniki w rekrutacji, albo 4-5 lat spędzisz w mordowni. Tak, presja jest spora.

[kk345]

berdebul napisała:

> Albo osiągniesz dobre wyniki w rekrutacji, albo 4-5 lat spędzisz w mordowni. Ta
> k, presja jest spora.
Najlepsza szkoła oznacza kolejne 4 lata presji do poziomu omdleń... Na pewno warto, totalnie😳

[triss_merigold6]

Nie - mordownia nie oznacza "najlepszej szkoły".

[kk345]

>Nie - mordownia nie oznacza "najlepszej szkoły".
A gdzieś to napisałam?

[berdebul]

Nie, nie musi być najlepsza. Zobacz jak długo trwała ostatnia rekrutacja, ile było postów i artykułów, ze dzieci z przyzwoitą punktacją zostały na lodzie.

[hanusinamama]

W moim miescie słabe LO to takie gdzie nauczyciele nie uczą, mają wywalone na ucznia, nie ma z nimi kotaktu.
Srednie w tym roku punktacja 150-160 i więcej....
A nie doszłam do topowyc...

[kira02]

Skoro dziecko takie zdolne, to niech przejdzie do szkoly w chmurze. Naprawdę, bez przesady, wyniki z biologii w ósmej klasie nie maja zadnego przelozenia na późniejszą karierę...

[panna.nasturcja]

A ktoś jej kazał posłać biednego dzieciaka do chorej katolickiej szkoły?

[klaviatoorka1]

lepiej mieć dziecko najlepsze, czy szczęśliwe?

[kochamruskieileniwe]

Nie, nie - nie napisałam nic o 5 i 6.
Na[pisałam o tym, co musi zrobic dziecko w szkole, by opanować materiał i nie miec zaległości. Przecietne dziecko.
O ocenach nic nie napisałam, bo róznie z tym bywa.

[triss_merigold6]

Nie opanuje na 100%. Po prostu. Nie jest to możliwe nawet przy znakomitych ocenach.

[kochamruskieileniwe]

opanowac tak, by nie mieć zaległości.To nie jest jednoznaczne z opanowanien na 100%

[triss_merigold6]

Istotne, żeby nie miało zaległości z matematyki i fizyki oraz polskiego pod kątem egzaminu. Reszta jest bez znaczenia, uzupelni w szkole średniej albo nie, jeśli nie są to przedmioty wybrane do rozszerzeń.

[triss_merigold6]

Patrz pragmatycznie, na huk dziecku brak zaległości z historii z tymi wszystkimi hobbystycznymi szczególikami na temat starożytności, rozbicia dzielnicowego, przywilejów szlacheckich czy powstań w XIX w. albo budowy obleńcow czy rozmnażania nagonasiennych z biologii? To jest do zaliczenia na sprawdzianie i natychmiastowego zapomnienia.

[hanusinamama]

Ale....klasówki są co chwila. I nauczyć się do nich trzeba. Oczywiscie, ze mozna olac i leciec na dwójach...ale jak dzieciak nie chce wylądować w LO szorującym po dnie poziomem, z nauczycielmi mającymi wywalone na uczniów...to jednak liczy się tez ocena z historii.
To jest nic...dzieciaki walczą o oceny z platyki czy muzyki.
No taki mamy klimat

[la_mujer75]

Dokładnie. zaległości z biologii, geografii, czy historii nie są problemem. Nawet, jeżeli w liceum bierze się potem z tego rozszerzenie.

[panna.nasturcja]

A potem mamy antyszczepionkowców, wyborców pis, bo po co wiedza, wykształcenie, rozumienie świata….

[triss_merigold6]

Naprawdę sądzisz, że wkucie na pamięć szczegółów architektury wybranych miast epoki starożytności przez 12-latkow, bez cienia rozumienia dlaczego, skąd, po co, daje cokolwiek w zakresie rozumienia świata?

[little_fish]

Do rozumienia świata pamiętanie jakiego koloru był pierwszy seryjnie produkowany samochód jest naprawdę zbędna (autentyczne pytanie ze sprawdzianu z historii)

[iwoniaw]

little_fish napisała:

> Do rozumienia świata pamiętanie jakiego koloru był pierwszy seryjnie produkowan
> y samochód jest naprawdę zbędna (autentyczne pytanie ze sprawdzianu z historii)


Całkiem dobre pytanie, jeśli ktoś cokolwiek zapamiętał nt. początków przemyslu motoryzacyjnego, to na bank kojarzy anegdotkę i powody, dla których był to kolor w tej fabryce długo tyleż pierwszy co jedyny. Oczywiscie fani wkucia szeregu gołych dat nie pojmą, że owszem, ten kolor jest istotniejszy dla "zrozumienia świata".

[niemcyy]

iwoniaw napisała:

> Całkiem dobre pytanie, jeśli ktoś cokolwiek zapamiętał nt. początków przemyslu
> motoryzacyjnego, to na bank kojarzy anegdotkę i powody, dla których był to kolo
> r w tej fabryce długo tyleż pierwszy co jedyny. Oczywiscie fani wkucia szeregu
> gołych dat nie pojmą, że owszem, ten kolor jest istotniejszy dla "zrozumienia ś
> wiata".
>
Zgadzam się.

[la_mujer75]

Nie znasz programu liceum, prawda?
Moi synowie mają podręczniki z takiej historii pełne szczegółów, których ode mnie nie wymagano, jak chodziłam do klasy humanistycznej. Zdawałam maturę z historii (w wersji dla humanistów, czyli jakby dzisiejsze rozszerzenie). Ba, studiowałam historię na UW.
W I klasie L.O wzięłam sobie podręcznik syna do biologii. Podstawa, nie rozszerzenie, żeby nie było. Szok, czego on tam się uczył. Np. z jakich warstw zbudowana jest błona komórki, cykl Krebsa (brat lekarz mówił, że on się tego uczył np. w klasie z rozszerzeniem biologii, potem miał na medycynie, a tak naprawdę to endokrynolodzy muszą go znać- chyba nie przekręciłam).
Dzieciaki nie kojarzą mechanizmow, procesów, a to jest ważniejsze niż szczegóły.

[little_fish]

Dokładnie. Kolor Forda można w każdej chwili sprawdzić.
Anegdotkę to by musiał najpierw usłyszeć, żeby zapamiętać...

[kurt.wallander]

Dodatkowo aktualny program biologii rozszerzonej w LO po podstawówce jest dużo szerszy niż biologia rozszerzona w LO po gimnazjum. Info z pierwszej ręki, bo jedna córka była ostatnim rocznikiem pogimnazjalnym, a drugą mam teraz w III LO. Więc nawet ktoś, czyje dziecko w tym roku kalendarzowym, a zeszłym szkolnym, skończyło LO po gimnazjum, nie będzie świadom tego, z czym mierzą się dzieciaki po deformie. Przypuszczam, ze z innymi rozszerzeniami jest podobnie.

[natalia.nat]

Ale to szkoła wymaga. I oczywiście że uczeń nie musi wszystkiego opanować na 100%. Tyle że nawet przy przeciętnych zdolnościach i wiedzy wyniesionej z lekcji powinien dostawać trójki i czwórki. W polskim systemie wymagania szkoły są za wysokie w stosunku do możliwości rzetelnego przekazania wiedzy przez nauczyciela ale i do mocy przerobowych ucznia, który będąc nawet najzdolniejszym i najpilniejszym nie ma szans zdążyć wszystkiego ogarnąć. I z moich obserwacji, na lekcji ambitne sprawdziany i kartkówki pisane pod presja czasu (nie sposób ani się zastanowić ani nawet zapisać) a stosunkowo proste egzaminy z adekwatną ilością czasu na koniec każdego etapu edukacyjnego. Zresztą wystarczy zobaczyć oryginalny sprawdzian z wydawnictwa, żeby zrozumieć w czym tkwi problem.

[inaccessible_rail]

Dodam jeszcze że pracuję w przeciętnym liceum na prowincji. Zawsze są osoby, które dostają się na najlepsze studia- tak z 5 na klasę. I zawsze są osoby, które nie chodzą na konsultacje z matematyki i polskiego- tak około 50 %. Czy myślisz że nie chodzą ci najlepsi?

[inaccessible_rail]

Konsultacje w klasie maturalnej, dodam.

[anilorak174]

Nie trzeba wszystkiego robic na 100%. To i czasu więcej jest. Widzę po swoich dzieciach. Jeśli uważali na lekcjach, robili prace domowe to im wystarczało by opanować materiał. Oboje już w szkołach średnich, uczą się tego co ich interesuje, resztę "zaliczają".
No i trzeba odrobinę chociaż się interesować nauka dziecka na poziomie podstawówki. Ogarniety rodzic wychwyci trudnosci na wczesnym etapie.

[iwoniaw]

> No i trzeba odrobinę chociaż się interesować nauka dziecka na poziomie podstawó
> wki. Ogarniety rodzic wychwyci trudnosci na wczesnym etapie.

No i własnie o tym chyba jest wątek, prawda? Dla kogo jest szkoła. Autorka zapomniała napisać, że dziecko moze być w normie intelektualnej i nawet zmotywowane, ale to najwyraźniej za malo, by szkoła nauczyła je przedmiotów kluczowych na tyle, by nie miało koszmarnych zaległości - potrzebny jest jeszcze "ogarnięty rodzic". Czyli po pierwsze zainteresowany, po drugie mający czas dla dziecka (pozdrawiamy pracujących na zmiany po 12 h i dojeżdżających do tej roboty 1h+), po trzecie i najwazniejsze - mający pojęcie o tym co jest normą, co powyżej, a co poniżej niej, po czwarte - najlepiej potrafiący sam na bieżąvo ocenić wytlumaczyć, douczyć, podsunąć dodatkowe materiały. I to tyle w kwestii wyrównywania szans.

[triss_merigold6]

Na poziomie szkoły podstawowej jeszcze istnieją zajęcia wyrównawcze, oczywiście o ile samorząd da na nie kasę. Na poziomie szkoły średniej zajęć wyrównawczych nie ma, więc albo uczeń da sobie radę (a rodzice zapłacą za korepetycje w razie potrzeby) albo nie.
Późna podstawówka generuje większe rozwarstwienie niż szkoła w PRL.

[jkl13]

Zajęcia wyrównawcze to kpina. W szkole syna zajęcia z matematyki są wspólne dla całego rocznika, zgłoszonych na nie jest ... 45 sztuk uczniów. Do tego odbywają się w poniedziałki o 7.05 (mówimy o matematyce i szkole sportowej, nie rejonowej, do której dzieciaki dojeżdżają). Nie muszę dodawać,że większość nie chodzi na te zajęcia, bo nie są to zajęcia (forma i czas), z których dziecko może cokolwiek wynieść. Ale szkoła ma odbębnione zajęcia wyrównawcze, w papierach wszystko się zgadza. A że nikt z nich nie skorzysta,to już nikogo nie interesuje.

[skumbrie]

<Późna podstawówka generuje większe rozwarstwienie niż szkoła w PRL.

Za PRL-u madki nie spazmowały, że w bombelku nie odkryto geniusza i że bombelek nie trafi do ogólniaka.

[triss_merigold6]

Bo w PRL relatywnie niewiele dzieci szło do liceów, a studia uniwersyteckie były dla dzieci z inteligenckich rodzin oraz nielicznych wspartych punktami za pochodzenie.

[yuka12]

Szły też dzieci, które chciały studiować. Dla studentów z rodzin o niższych dochodach były stypendia socjalne, a naukowe zaczynały się od średniej 3.75. Jak zaczynałam studiować w latach 80 (druga połowa), już żadnych punktów za pochodzenie nie było. Decydowały wyniki egzaminów wstępnych. W akademikach mieszkali ludzie z różnych środowisk, a dzieci tzw. inteligentów stanowiły może maksimum 40%. Zresztą w moim otoczeniu rodzinnym , towarzyskim i mieszkaniowym nie pamiętam podziału na inteligencję i robotników, bo wszyscy żyli, mieszkali, uczyli się i pracowali obok siebie i ze sobą.

[profes79]

Bo w PRL byłą szeroko rozwinięta siatka edukacyjna - od LO przez technika po szkoły zawodowe. A teraz jest wybór między LO a zawodówką do której czasami idą najgorsze odpady wychowawcze i intelektualne (bardzo generalizuję bo wiem, że moga tam trafiać ludzie których po prostu dany zawód interesuje, ale to raczej wyjątki). Nie ma nic pomiędzy tym - kiedyś taką rolę spełniały technika, łącząc wykształcenie ogólne z zawodowym.

[runny.babbit]

A teraz do technikum jest się tak samo trudno dostać jak do dobrego liceum! To jest duży problem, że dziecko przeciętnie uzdolnione, ale dobrze wychowane, albo musi orać by dostać się do dobrej szkoły, albo ma alternatywę w postaci spędzenia czterech lat z patolą...

[panna.nasturcja]

I nie rozumiesz, że są dzieci, którym uważanie na lekcjach i praca domowa nie wystarczą?
Przecież właśnie o tym pisze autorka wątku.

[memphis90]

Szczególnie efektywne jest skupienie na fizyce na 9 lekcji, zaraz po 2 lekcjach wf…

[triss_merigold6]

Dla tych, którzy nauczyli się sprawnie lawirować w systemie, lekcje odrabiają szybko + mają wsparcie szybko reagujacych rodziców.

[alpepe]

Nie rozumiem, o czym piszesz, bo dla mnie multum prac domowych to była normalka, a nauczycielka matematyki w podstawówce zawsze nam zadawała co najmniej 10 zadań, jedne z treścią, drugie nie.

[triss_merigold6]

No właśnie, nie rozumiesz. Obecnie w VII klasie jest o wiele więcej godzin lekcyjnych niż ponad 30 lat temu.

[kamin]

A ile było 30 lat temu ?

[triss_merigold6]

Nie było np. 4 godzin wf, religii/etyki w środku, zajęć z doradztwa zawodowego. Moje roczniki nie miały też informatyki i drugiego języka obcego. Fizyka wchodziła w VI klasie.

[kochamruskieileniwe]

8 klasa lata 80.

język obcy - 2x tydz - j. rosyjski (czyli odpada 3 lekcje języka obcego na tydzień)
wf - 2 h na tydz - odpadaja 2

to już 5 godzin tygodniowo

nie było religii
nie było doradztwa zawodowego
informatyki - brak (no, ale było PO)
chyba było odpowiednik WOS pod inna nazwą (pamietam podręcznik tak inaczej wydany niz pozostałe. |Na kredowym papierze...

nie pamietam jak z muzyką, plastyką zpt...

[yuka12]

Początek lat 80. W 8 klasie mieliśmy tylko 1 h nuzyki, nie było plastyki, nie pamiętam, czy było zpt. Nie mieliśmy żadnego PO (to było w liceum w klasach 1-2) czy PNOS (WOS) (4 klasa liceum).

[kochamruskieileniwe]

już kiedys była dyskusja, że niektóre szkoły nieco różniły się. Np pamietam, że np. we Wrocławiu w tym czasie był drugi język - niemiecki.

Ja w tych latach miałam PO (do dzisiaj pamietam ohydnego- bo chyba nigdy nie mytego "słonika"), W LO PO tez miałam.
Co do "przedmiotów artystycznych" musiałabym odkopać swiadectwo . Za to w LO cos w rodzaju ZPT miałam

[kk345]

O właśnie, ja tez w podstawówce miałam dwa języki, rosyjski i niemiecki.

[kk345]

Jestem kilka lat młodsza i PO jak najbardziej mieliśmy w podstawówce, a z kolei WOS przez całe liceum

[kochamruskieileniwe]

[kai_30]

Teraz w miejsce PO jest edb (edukacja dla bezpieczeństwa), więc tu się nic nie zmieniło.

[biala_ladecka]

Ja konczylam podstawowke w latach 90. Na 100% PO nie bylo. Bylo w 1 LO. W 8 klasie wszedl WOS 1h tygodniowo. Pamietam to dokladnie, bo na pierwsza prasowke wszyscy przyniesli artykuły o śmierci Lady D. Nie mielismy tez drugiego jezyka.

[julita165]

Chodziłam do sp w l 81-89. Muzyka plastyka i technika były do 8kl włącznie. Był też wos i po. Wszystkiego po 1h lekcyjnej.

[andaba]

U nas mówiło się "wychowanie obywatelskie".
Muzyka, plastyka i prace ręczne były do 8 klasy na pewno.
Reszta tak jak piszesz. I PO oczywiście też.

[kochamruskieileniwe]

o właśnie. Wychowanie obywatelskie

[pade]

kochamruskieileniwe napisała:

>
>
>
>
> 8 klasa lata 80.
>
> język obcy - 2x tydz - j. rosyjski (czyli odpada 3 lekcje języka obcego na tydz
> ień)

Ja miałam zawsze 2 języki, czyli 4 godziny tygodniowo

> wf - 2 h na tydz - odpadaja 2

zgadza się
>
> to już 5 godzin tygodniowo
>
> nie było religii
> nie było doradztwa zawodowego
> informatyki - brak (no, ale było PO)
> chyba było odpowiednik WOS pod inna nazwą (pamietam podręcznik tak inaczej wyda
> ny niz pozostałe. |Na kredowym papierze...
>
> nie pamietam jak z muzyką, plastyką zpt...

Miałam jednocześnie muzykę, plastykę, zpt i wos. A zpt to były zawsze 2 godziny pod rząd.
Pamiętam, że raz w tygodniu mieliśmy 6 lekcji, a w pozostałe dni 7-8.

[triss_merigold6]

ZPT nie było w 8. klasie, a WOS w 7. przynajmniej u mnie.
Co do zasady, michalki won, powinny kończyć się w 6. klasie, 2 godziny wf won, 1 godzina historii zamiast 2 i odwrotnie z biologia - 2 zamiast 1.

[pade]

U mnie było. I to były zajęcia z prawdziwego zdarzenia, typu pieczenie ciast (były piekarniki), robienie na drutach, majsterkowanie itd. i to wszystko musieliśmy robić na lekcjach, żadnego kończenia w domu.

[iwoniaw]

Ja natomiast pamietam, że w podstawówce NIGDY nie mieliśmy więcej niz 6 lekcji jednego dnia, 7 i więcej zdarzyło się dopiero w liceum. Natomiast raz w tygodniu mieliśmy tylko 4 lekcje i to był luźny dzień. Mielismy jakieś 25-26 lekcji/tydzień, a nie 33. To spora różnica.

[pade]

To fajnie mieliście. 4 lekcje to miałam w czwartej klasie.

[kochamruskieileniwe]

ja w podstawówce miałam jeszcze zajęcia w niektóre soboty i chyba raz miałam 7 lekcji. Za to bywały dni po 5 lekcji.
I było tych lekcji jakoś do 26 h.

Ale nie jestem pewna, czy historii nie miałam raz w tygodniu. I czy biologia i geografia były tylko raz w tygodniu.

[la_mujer75]

Nie pamiętam, ile godzin miałam w 8 klasie, ale pamiętam, że szkoła w żaden sposób nie wpływała na moje życie. Szłam, odrabiałam lekcje i miałam sporo czasu na swoje przyjemności.
Zupełnie inaczej niż mają moi synowie.
Do egzaminów podeszłam z marszu. Żadnych kursów, żadnych dodatkowych lekcji. Poszłam i napisałam bardzo dobrze. Geniuszem nie byłam.
Ja w ogóle nie pamiętam (a pamięć mam bardzo dobrą, jeżeli chodzi o własne życie), abym się stresowała szkołą, czy to na poziomie szkoły podstawowej, czy tam średniej.
W szkole średniej pamiętam, jak raz- w II klasie L.O miałam we wtorki 8 godzin, w tym dwie ostatnie lekcje to był WF, a nie chemia , czy tam fizyka. I tego dnia miałam jeszcze prywatny angielski. Bardzo "cierpiałam". Jak sobie pomyślę o własnych teraz dzieciach...
Aaaa. Religia była już w liceum w szkole prowadzona. Ale na skrajnych lekcjach, a ja na nią już nie chodziłam.
Informatyka była dopiero w liceum i to tylko dwie godziny w II klasie L.O. - pamiętam, tak mi się zaczynał poniedziałek.
W liceum na pewno miałam przez chwilę plastykę. I jeden rok miałam PO - z obleśnym facetem, jakimś byłym wojskowym, bleee.
I ja szkołę uwielbiałam. Znienawidziłam, kiedy moje dzieci zaczęły do niej chodzić.

[memphis90]

Mój osobisty dziadek popełnił publikacje dot szkolnictwa ponadpodstawowego w PRL, z którego wynika, ze w szkołach ponadpodstawowych było 28-32 godziny lekcyjne, z przedmiotami zawodowymi max do 36h tygodniowo (z tym, ze zawodowe potrafiły zabierać co najmniej 10h lub nawet więcej z tych 36). Były w tym również dwa języki, „śpiew” oraz „ćwiczenia cielesne”.

Aktualnie dzieci w podstawówce mają na dzień dobry 35 godzin…

[kochamruskieileniwe]

Memphis. Warto pamietac?ze szkola byla rowniez w soboty przez wiekszość PRL. Fakt, w soboty byl zazwyczaj nieco luźniejszy dzien.

[hanusinamama]

NO coż dzisiaj dzieci w weekendy uczą się do klasówek.
Córka ma konia w sobote- dziewczyny z klasy 7 nie chodzą w weekend bo ucza sie do kalsówek
W tygodniu wracają po 15-16. Do tego praca domowa zajmująca często po 2-3 godziny. Do tego sporo z nich ma korki z matmy, bo niestety ale w szkole na matmie polegli.
Przychodzi weekend można pomyśleć, ze czas odpoczynku. Ja w weekend odpoczywam...a te dzieciaki uczą się do klasówek, kartkówek i odpytek, od których librus aż świeci na czerwono.
To są dziewczyny które sobie w szkole radzą dobrze...ale na litośc boską zapierdalają wiecej niż ich rodzice. A mają po 13 lat

[fogito]

Nie martw sie. Do chińskiego zapierd...lania jeszcze im daleko.

[glanaber]

W klasie 8 bez religii są 34 godziny lekcyjne w tygodniu, czasem 35, gdy jest doradztwo zawodowe. U nas w każdym tygodniu minimum 3 kartkówki lub sprawdziany, więc oprócz bieżących prac domowych dzieci poświęcają KAŻDY WEEKEND na naukę do kolejnych testów lub prace długoterminowe, projekty itp. Moja córka nie ma jeszcze skończonych 13 lat, jest koszmarnie przemęczona, ostatnio zemdlała w szkole. I nie chodzi o to, że dzieciak chce mieć same 5 i 6, ale nie chce mieć trój, bo to 8 klasa, średnia liczy się do rekrutacji itp. Interwencja trójki klasowej u wychowawcy, żeby trochę zluzować tę sprawdzianozę nic nie dała - bo na podsumowanie działu musi być sprawdzian i tyle. A kartkówki można robić na każdej lekcji, więc cieszcie się, że macie ich mniej niż 40 tygodniowo. Oczywiście zaległości nawarstwienie przez 2 lata zdalnej pseudoszkoły nie zostały do tej pory nadrobione - część materiału z młodszych klas nieprzerobiona w ogóle, część omówiona po łebkach, ale pędzimy dalej i testujemy, testujemy…

[skumbrie]

No cóż, jak się wysłało zdolna 6-latke do szkoły, to teraz trzeba wypić piwo, którego się nawarzylo.
I zanim napiszesz, że był obowiązek - można było odroczyć, a potem rząd wprowadził możliwość powtarzania jednej klasy rozciągnięty na trzy lata. No ale wstyd byłoby powtarzać 🤦‍♀️

[glanaber]

Oj, pitolisz niestety. Obowiązek był, nikt z naszego przedszkola dziecka nie odraczał, moje nie odstawało od reszty grupy ani na plus, ani na minus. W klasach 1-3 radziła sobie świetnie, nie skorzystaliśmy z możliwości powtarzania 1 klasy, owszem, to był błąd. W 3 klasie okazało się, że dziecko nie pójdzie do gimnazjum, tylko będzie kończyć 8-letnią podstawówkę, chociaż zaczynało 6-letnią. I trafiło na kumulację niefortunnych zdarzeń: obowiązek szkolny 6-latków, deforma Zalewskiej, stłoczenie materiału z 3 lat gimnazjum w 2 lata podstawówki, 2 lata braku normalnej edukacji z powodu kowidozy i teraz wyścig na sprawdziany.

[kochamruskieileniwe]

a ja tak z ciekawości zapytam, bo nie śledziłam tematu.

Jak to było z tym stłoczeniem materiału 3 letniego gimnazjum w dwa lata podstawówki?

Czy jak wprowadzali gimnazjum, to nie było tak, że materiał 1i 2 klasy gimnazjum to 7 i 8 klasa, a 3 gimnazjum to pierwsza klasa liceum?
Czy po prostu materiał z owczesnej 7 i 8 rozbito na trzy lata?

Np na matematyce. Co było robione w 3 klasie gimnazjum?

[elkas11]

To byłoby zbyt skomplikowane. Łatwiej było upchnąć materiał z 3 lat gimnazjum w 2 lata podstawówki. Podręczniki zrobiono na zasadzie kopiuj wklej i rozdzielono na klasę VII i VIII.
Dlatego współczuję dzieciom w tych klasach, bo wiem co przechodziła córka.

[kurt.wallander]

Dodajmy, że nie calutki program 3 lat gimnazjum upchnięto do klas 7. i 8. Częśc docelowo powędrowała do klasy 6. Tylko taki mały myk, uczniowie, którzy po 6. klasie dowiedzieli sie, że nie ida do gimnazjum, tylko do 7. klasy - po prostu w ogóle tej partii materiału nie mieli. A nauczycielka w liceum potrafi powiedzieć "to powinniście wiedzieć z 6. klasy. A prawda, wy tego nie mieliście..."

[mamamisi2005]

Umknęła bodajże znaczna część geografii Polski i chyba zoologia z biologii

[kurt.wallander]

Nie wiem, jak geografia (córka jej nie rozszerza), ale na pewno z biologii mają braki, wynikające właśnie z tych zmian programowych.

[mamamisi2005]

Ja akurat zapamiętałam, że deforma sprawiła, że o Polsce na geografii w SP wspomniano co najwyżej przy okazji Europy, to jednak dość zaskakujące było.
Moje dziecko co prawda zdaje geografię na maturze, ale IB, więc straty szczególnie nie odczuwa Co do biologii i tak przyswoiło cały program gimnazjum, gdyż zakres materiału wymagany na kk oczywiście taki obejmował (bo kto by się przejmował aktualną podstawą programową).

[sarah_black38]

mamamisi2005 napisała:

> Umknęła bodajże znaczna część geografii Polski


Nie wiem , ale się wypowiem! Akurat na reformie geografia zyskała, z 4 godz. w gimnazjum zrobiło się 5 w podstawówce. W pierwszym roku deformy klasy siódme miały ( i nadal mają) 2 h tygodniowo geografii Polski. Obecnie w piątej klasie są krajobrazy Polski, w szóstej Europa i sąsiedzi Polski, w siódmej Polska, a w ósmej kontynenty : Azja, Ameryka N i S, Australia, Afryka i Antarktyda .

[mamamisi2005]

Sarah wiem co miało, a czego nie na lekcjach moje dziecko, więc czuję się jak najbardziej kompetentna, by się wypowiedzieć. Niemniej pani z geografii była wybitna inaczej pod każdym możliwym względem, o czym zresztą nie raz pisałam, więc przyjmuję bez zdziwienia, że mogła to być indywidualna modyfikacja/ cięcie materiału.

[triss_merigold6]

Dokładnie tak. VII i VIII klasa to upiorne combo.

[inaccessible_rail]

Średnia liczy się do rekrutacji tylko z kierunkowych przedmiotów. Jeśli nie ma szans na pasek, lepiej sobie odpuścić uczenie wszystkiego nawet na db i skoncentrować na tych przedmiotach i wolontariacie (zawsze to 2 pkt do przodu)

[la_mujer75]

Nie wiem, jak jest u Was, ale czasami do klasy o tym samym profilu, w różnych szkołach brane są pod uwagę inne przedmioty. Np. dziecko wybiera profil mat-geo -ang i w jednej szkole będa patrzyli na oceny z polskiego, matmy, geografii, angielskiego, a w drugiej szkole , np. nie biora angielskiego pod uwagę, ale chemię , WOS lub fizykę...
I nagle okazuje się, że robi się , że "musisz" mieć 5 (jeszcze lepsza byłaby 6) z fizyki, chemii, WOS'u, angielskiego, geografii, polskiego, matematyki- składając papiery do różnych szkół na ten sam profil, aby zwiększyć swoje szanse na dostanie się do akceptowanego przez Ciebie liceum.

[triss_merigold6]

Tak, zgadza się. Co winduje punktozę i ciśnienie na dobre oceny ze wszystkiego i tak dalej.

[mamamisi2005]

Dokładnie tak jest. Można mieć np 160 punktów rekrutacyjnych do 1 klasy i 170 do innej

[thank_you]

A w prywatnej szkole moje dziecko w V klasie ma 39 lekcji. Plus dojazd.
W tym czasie przeciętne dziecko ze startera wróci do domu, odrobi lekcje (wszystkie), nauczy się na klasówkę i wyjdzie haratać w gałę.

[shellyanna]

Moje w państwowej 7 klasie, bez religii ma 35 godzin w tygodniu (właśnie policzyłam). Do tego dochodzą prywatne lekcje języka i matematyki.
Pierwszoklasista bez religii ma 21 godzin.

[triss_merigold6]

I w klasach I-III jest za mało godzin dydaktycznych, a w klasach VII-VIII za dużo.

[shellyanna]

Zgadzam się. Dzieci rodziców pracujących są skazani na zajęcia dodatkowe organizowane przez szkole lub pół dnia świetlicy.

[thank_you]

U nas było prawie identycznie w I-III aczkolwiek czas mieli wypełniony drugim językiem, rozszerzoną podstawą programową, odrabianiem lekcji w szkole i ciekawymi zajęciami.

Napisałam o prywatnej, gdyż w poście startowym był "oburz" na państwową edukację - cóż, prywatna też ma swoje minusy, dociążają jeszcze bardziej dzieci (zgodnie z oczekiwaniami większości rodziców) nie tylko po to, aby świetnie znały języki, ale m.in. z powodów możliwości przebywania dziecka w szkole do godz. 15 a potem na zajęciach dodatkowych do 17:30. I taki rodzic odbiera styrane dziecko, aczkolwiek z odrobionymi już lekcjami, tyle, że dzieciak haruje na cały etat od 1 klasy.

[gr.ruuu]

Właśnie dlatego pisałam ostatnio, że nie tak łatwo o dobrą szkołę prywatną. Szkoła, w której dziecko od pierwszej klasy haruje i jest ciśnięte, żeby osiągać jak najwyższe wyniki, nie spełnia moich kryteriów dobrej szkoły. A niestety najbliższa prywatna u nas taka właśnie jest.

[thank_you]

Większość szkół prywatnych (tych znanych mi lub znajomym) daje dzieciom z klas I-III luz a czas wypełnia, bo tego oczekują rodzice (którzy w państwowych szkołach mają problem co zrobić z dziećmi kończącymi lekcje o 11).

[gr.ruuu]

No właśnie niestety coraz częściej nie ma tego luzu. Może to jakoś nowy trend, ale to co słyszę od znajomych nie brzmi zachęcająco

[sol_13]

thank_you napisała:

> bo tego oczekują rodzice (którzy w państwowych szkoł
> ach mają problem co zrobić z dziećmi kończącymi lekcje o 11).

To trochę mit z tym problemem, bo jest mnóstwo firm prowadzących zajęcia dodatkowe na terenie szkoły lub oferujące usługę przyprowadzania/odprowadzania do świetlicy po zajęciach.

[thank_you]

Nie, to nie jest mit, a realny problem myśle ze większości pracujących rodziców, o ile nie maja szczęścia mieszkać w dużym mieście tylu Gdansk, Poznań czy Warszawa.

[triss_merigold6]

Zaraz, w szkole musi być świetlica dla dzieci z klas I-III.

[thank_you]

Świetlica = często „przechowalnia”

[shellyanna]

Tak trochę w temacie: mój pierwszoklasista wczoraj wieczorem powiedział, ze koniecznie musi na świetlice iść dzisiaj. Myślałam, ze w celach rozrywkowych. Nie! On chce odrobić lekcje razem z kolega i później mieć już spokój 😀

[kamin]

Chodziłaś do polskiej szkoły publicznej?
Skończyłaś ją?
Udało ci się pójść dalej?
Twoim kolegom z klasy też?
Nie ma co rozdzierać szat. Nie ma potrzeby mieć opanowanego mayeriału na sto procent z każdego przedmiotu. Do niczego nie jest to potrzebne

[triss_merigold6]

Doświadczenia sprzed 30 lat nie są adekwatne do obecnych zasad rekrutacji.

[kamin]

Mówisz, że teraz trzeba opanować całosc materiału SP żeby cokolwiek osiągnąć w życiu? Bez znajomości kwasów nieorganicznych, wzoru na pęd i programowania w pythonie nie da się poźniej otworzyć swojej kwiaciarni czy zostać trenerem fitness?
Zawsze byli ludzie którzy po ukończeniu podstawówki nie umieli nic. Moja koleżanka w 8 klasie nie umiała policzyć ile litrów wody wejdzie do jej akwarium. Żyje, pracuje, ma się dobrze.

[triss_merigold6]

Najwyraźniej proces kształcenia poszedł nie w tę stronę co trzeba, bo odnosisz się do czegoś, czego nie napisałam.
Celem jest odpowiednie przejście rekrutacji do szkoły średniej, a tu wymagania są inne niż kiedyś, co oznacza, że opłaca się mieć pasek za 7 punktów i 6 z przedmiotów rekrutacyjnych.

[kamin]

Czy są dzieci , które z powodu słabych wyników nie dostały się do żadnej szkoły???
Kiedyś też nie wszyscy zdawali egzamin wstępny do LO. Albo szli do zawodówki, albo do prywatnej

[triss_merigold6]

Myślę, że nie ma sensu dyskutować, jeśli nie masz pojęcia o realiach rekrutacyjnych oraz sytuacji w szkolnictwie branżowym.

[kochamruskieileniwe]

wspomnę jeszcze rozsądnych technikach, gdzie próg punktowy jest niejednokrotnie wyższy niż do LO

[triss_merigold6]

To tylko kilka szkół, mnóstwo techników ma niskie progi. Zresztą tu należy kierować się wiedzą czy ma kto uczyć przedmiotów zawodowych, jak wypadają egzaminy z kwalifikacji i jaka jest zdawalność matur.

[kochamruskieileniwe]

rozsądnych technikach

[memphis90]

Tak, są. W Poznaniu 4 tysiące takich dzieci i to wcale nie ze słabymi ocenami, bo progi zaczynały się tak od 160pkt.

[maly_fiolek]

> Celem jest odpowiednie przejście rekrutacji do szkoły średniej, a tu wymagania są inne niż kiedyś, co oznacza, że opłaca się mieć pasek za 7 punktów i 6 z przedmiotów rekrutacyjnych.


Cel zależy od dziecka. Jeśli jest zdolne i ma chęć się rozwijać w kierunku nauki to celem jest pogłębienie jego wiedzy, a NIE uzyskanie punktów.
Jeśli dziecko ma uzdolnienia artystyczne, to niech się rozwija w swojej dziedzinie - a nauka na poziomie minimum.
Jeśli dziecko nie ma zdolności do nauki to niech nauczy się przydatnych rzeczy -czytanie ze zrozumieniem, biologia i higiena człowieka, proporcje, procenty, doradztwo zawodowe, geografia ogólna.

[mamamisi2005]

A gdzie to artystycznie zdolne dziecko z nauką na poziomie minimum (to ocena dopuszczająca) ma się rozwijać po skończeniu SP? Bo do średniej szkoły muzycznej ani plastycznej z takim świadectwem się nie dostanie.

[memphis90]

Nie no, kaszka z mleczkiem, u nas 180 chetnych na 27 miejsc w szkole plastycznej…

[maly_fiolek]

> Bo do średniej szkoły muzycznej ani plastycznej z takim świadectwem się nie dostanie.

Nie wiem, jak gdzie indziej. Koleżanka syna świetnie grała na pianinie, ładnie śpiewała.
Uczyła się tak sobie - i bez problemu została przyjęta do liceum muzycznego w Warszawie.

[mamamisi2005]

"Tak sobie" zasadniczo niewiele mówi.
Bo z całym szacunkiem dziecko jakkolwiek uzdolnione artystyczne (jest ich cała masa) z miernymi to zupełnie inna sytuacja niż wybitny talent niezależnie od ocen i po prostu talent z przeciętnymi ocenami

[mysiaapysia]

Domyślam się, że dziewczynka z tego przykładu po prostu uczyła się na fortepianie początkowo poza szkołą muzyczną albo w popołudniowej szkole muzycznej i była w tym po prostu dobra. A nauka w zwykłej szkole szła jej ta sobie. Zatem zdawała do tzw. liceum muzycznego, czyli do ogólnokształcącej szkoły muzycznej na tzw. II stopień i się tam dostała. W moim mieście OSM ma taki ... hm... niezbyt wysoki poziom przedmiotów ogólnokształcących, co potem widać po wynikach matur i to od wielu lat. Ale poziom przedmiotów muzycznych to już zdecydowanie lepiej. Po prostu typowa szkoła zawodowa. Tym niemniej rodzice tych dzieci, którym dobrze idzie i granie, i nauka w zwykłej szkole raczej wybierają dla swoich dzieci popołudniową szkołę muzyczną II stopnia, a liceum z tych lepszych, gdzie jest spora szansa na dobre wyniki z matury. Absolwent ma wtedy szansę dostać się na studia i już tylko hobbystycznie zajmować się muzyką,
albo robić jednocześnie dwa kierunki: jeden niemuzyczny (np. anglistyka), drugi muzyczny (gdy dostanie się na Akademię Muzyczną).

[hanusinamama]

Nie no pewnie. Mysmy nie zgineli to niech się gówniarze tez męczą bez sensu. A co...

[skumbrie]

Zabierz dziecko do ed, zamiast zgadzać się na oranie nim.

[afro.ninja]

Moje dziecko ma bardzo malo prac domowych. Prawie wcale. Nie ma też czegoś takiego jak odpytywanie na lekcji. Dzieci uczą sie głównie do sprawdzianów.

Ogromnym problemem jest brak nauczycieli. Nauczyciele odchodzą po miesiącu pracy, ciągłe absencje, dzieci nie ma kto uczyć, nie wymagam więc za wiele, bo i nie ma od kogo.

[wapaha]

> Stąd mój wniosek, że szkoła dla zdolnych i nieambitnych. Oni nie muszą zbyt wie
> le czytać, szukac wyjaśnień na yt, dużo ćwiczeń. Wystarczy odrobić pracę domową
> (albo i nie )...
>
I się nudzą,nienawidzą szkoły,, uczą złych nawyków,tracą potencjał...
Maja może dobre oceny ale zero motywacji,zapału,przyjemności..

[kochamruskieileniwe]

ci inni niz zdolni nieambitni tez nienawidza szkoły....

[triss_merigold6]

Skąd pomysł, że szkoła jest dla przyjemności? Nie jest i nigdy nie była, w ogóle nie do tego służy.
Motywacja? Motywacją jest dostanie się do wybranej lub przynajmniej akceptowalnej szkoły średniej i uniknięcie branżowki.

[wapaha]

triss_merigold6 napisała:

> Skąd pomysł, że szkoła jest dla przyjemności? Nie jest i nigdy nie była, w ogól
> e nie do tego służy.
> Motywacja? Motywacją jest dostanie się do wybranej lub przynajmniej akceptowaln
> ej szkoły średniej i uniknięcie branżowki.


Mhm
Gratuluje podejścia i biedne twoje dziecko bombardowane takimi tekstami

[po_godzinach_11]

triss_merigold6 napisała:

> Skąd pomysł, że szkoła jest dla przyjemności? Nie jest i nigdy nie była, w ogól
> e nie do tego służy.
> Motywacja? Motywacją jest dostanie się do wybranej lub przynajmniej akceptowaln
> ej szkoły średniej i uniknięcie branżowki.

W ogóle życie nie jest dla przyjemności. Tylko dla spełniania cudzych oczekiwań.

Kto cię tak skrzywdził, Triss? Rodzice?

[hanusinamama]

A do czego słuzy? Bo aktualnie to dzieci ucza sie do klasówek, do egzaminów...nie po to aby coś umieć.
A już taki pomysł jak uczenie jak sie uczyć to kosmos w polskiej szkole
Biorąc pod uwage jak wyglądają szkoły skandynawskie...jednak istnieje inna szkoła
A ta twoja motywacja? Tylko sobie w łeb strzelić jeżeli to ma być motywacja młodego człowieka

[runny.babbit]

Na samej górze masz odpowiedź do czego służy - żeby się młodzi po ulicy nie szwedali. Ostatnio władza też próbuje indoktrynacji poprzez szkołę. I nie zapominajmy że szkoła to ZUS i pensyjki dla armii katechetów.

[triss_merigold6]

Z tym argumentem byłabym ostrożna, łatwo go sprzedać suwerenowi, że szkoły są po to by nauczyciele siedzieli pod dachem i jeszcze brali za to kasę.

[afro.ninja]

Marne zarobki, powodują, że w dużych miastach nie ma kto pracować z dziećmi. Jest to bardzo ciężka sytuacja i w sumie nikt się tym nie przejmuje.

[berdebul]

Istnieje, ale wszystko rozbija się o kasę, selekcję do zawodu, oraz sensowny program. Publiczna szkoła to arena polityczna, gdzie kolejne miernoty prowadzą swoje polityczne wojenki, gdzie nauczyciel zarabia mniej niż sprzataczka, bo ta dorobi sobie na czarno w domach, oraz skąd zabrano zadbane edukacyjnie dzieci, jeżeli tylko kogoś było stać.

[hanusinamama]

Jak pisałam niżej. Do zaorania wszystko. Od kształcenia nauczycieli, ich pensji, ich obowiązków, wymagania od nauczycieli po program nauczania a na koniec wielki pierdut w Ministerstwo Edukacji. Twór szkodliwy jedynie, nic dobrego nie czyniący

[andaba]

Dla tych, które nie mają walniętych rodziców.

Miałam dzieci zarówno" zdolne i ambitne, przeciętne i słabe - wszystkie szkołę lubiły i ja nigdy nie miałam powodów by na szkołę narzekać.
Wszystkie dostały się do szkół pierwszego wyboru - zarówno średnich, jak i gimnazjalnych (w przypadku, gdy celowały wyżej niż rejonówka), bez korepetycji i bez płaczu, zarówno ich, jak i mojego.