lilia-anna
09.12.22, 15:47
Nie wiem w sumie, czego oczekuję i po co Wam to piszę, ale chyba po prostu muszę się wygadać, bo nawet prosić o rady chyba bez sensu w tej sytuacji.
Jest tak: bliska mi osoba, tzw. dusza-człowiek, ma pod opieką niespełna 70-latka chorego na wszystkie możliwe choroby świata i niechcącego się leczyć.
Kilka lat temu już o tym pisałam. Człowiek nie jest członkiem mojej rodziny i zasadniczo jest mi obojętny, ale żal mi kobiety, która się nim na co dzień zajmuje.
Nie mam pojęcia, jak możliwe jest takie zaniedbanie zdrowia w XXI wieku, w Warszawie.
Terminy do lekarzy na NFZ są koszmarne, ale nawet nie to jest największym problemem, bo pan leczyć się nie chce i nie będzie, oczekuje jednak pilnej pomocy od swojej opiekunki. Najlepiej, żeby poszła do apteki i przyniosła mu lekarstwa na wszelkie choroby, ale tak, by on nie musiał się badać i w ogóle wychodzić z domu.
Pan potrzebuje pilnie:
- okulisty, bo od paru dni mocno boli go oko i bardzo źle na nie widzi (okulary? jaskra? zaćma?)
- laryngologa, bo ma bolesną narośl w gardle
- pulmonologa, bo ma nieleczone od lat POCHP, a do tego pali jak smok i przeraźliwie kaszle
- aparatu słuchowego, bo jest prawie głuchy
- dentysty/protetyka, bo praktycznie w ogóle nie ma już własnych zębów przez wieloletnie zaniedbania (konieczna proteza)
- chirurga naczyniowego, bo ma sztuczną zastawkę i znów wszelkie objawy niedrożnych tętnic szyjnych (zawroty głowy, z powodu których od lat nie wychodzi z domu, itp.).
Ma dobrą emeryturę, wydaje mało, bo nie potrzebuje niczego poza jedzeniem, opłatami i papierosami (!), ale nie pójdzie do lekarza prywatnie, bo "na coś trzeba umrzeć" i nie dociera do niego, że czasem trzeba nieźle umęczyć siebie i opiekunów, nim zejdzie się z tego świata (poniekąd na własne życzenie).
No, to się wywnętrzyłam. Dziękuję tym, którzy dotrwali do końca. Jeśli macie ochotę komentować - bardzo proszę.