stephanie.plum
15.12.22, 21:27
...ale jestem sfrustrowana i wściekła.
pewnie dlatego, że cała rodzina leży chora, a ja, jako osoba z najniższą gorączką, wygrałam los na loterii: obsługiwać wszystkich. (o wygraną nie było trudno, jako że konkurentem był tylko mąż)
wrrr.
no więc posłuchajcie:
w marcu zamieszkała u nas pani X z synkiem Zacharem i mamą. uchodźcy. dostali pokój, polubiliśmy się bardzo, niczego w zamian od nich nie oczekiwałam. wyjechali na początku lata. Pani X, prawniczka, ułożyła sobie życie od nowa w Ukrainie, bo stracili wszystko - pochodzili z Sewierodoniecka.
jakiś czas później zamieszkała u mnie pani Y z synkiem Ostapem. ale tu było inaczej, bo poznałam ją, gdy szukałam kogoś, kto pomoże mi sprzątać dom. i było najpierw tak, że przywoziłam ją, we dwie brałyśmy się za sprzątanie, nasi synkowie bawili się razem, potem jej płaciłam i odwoziłam, wynajmowała mieszkanie dwie wsie dalej.
po miesiącu wyskoczyłam z propozycją, że "w zamian za pomoc w sprzątaniu, minimum raz w tygodniu" oferuję jej mieszkanie. układ wydawał mi się bardzo dobry - kobitka fajna, gospodarna, synek uroczy. Pani Y propozycję przyjęła.
to było w sierpniu.
no i niestety - ona nadal jest fajna, a synek uroczy. i nadal u nas mieszkają. tylko, tak jakby - nie ma komu sprzątać. ona pracuje gdzie indziej. w tygodniu nie ma jej od rana do wieczora. gdy Ostap nie chodzi do szkoły, zostaje ze mną. a w weekendy pani Y bardzo często jest chora. nie ma siły za nic się zabrać. a potem nagle zdrowieje, bo trzeba do fryzjera, albo pazy sobie zrobić.
szczerze - nie potrafię poukładać sobie tego w głowie.
raz mi się wydaje, że jestem Laszka, która usiłuje wykorzystać biedną uciekinierkę, zmuszając ją do upokarzających posług. innym razem dostaję piany, że ona sobie po prostu leży. albo wychodzi. że w ogóle jej na tym domu nie zależy, nawet w kominku nie napali, po prostu zamyka drzwi do pokoju i zadowolona.
jak powiem coś, co się pani Y nie spodoba, to ona natychmiast woła swojego synka i zamyka go ze sobą w pokoju. odczytuję to tak, że ona mnie w ten sposób karze (bo mój chciałby się bawić z Ostapem cały czas, i ona mu tę możliwość odbiera) - choć pewnie jej intencje są inne. może czuje się zagrożona.
czy próbowałam wyjaśnić sytuację? tak, nie raz. działa przez chwilę. niestety, jestem beznadziejna (mąż mówi, że mam mentalność labradora). złoszczę się, a potem się tego wstydzę. lubię ludzi i nie bardzo umiem być asertywna. bardzo chcę, by wszyscy się lubili i żeby było bezproblemowo. wystarczy, że pani Y westchnie, że jej słabo, a ja już mówię "to poleż, zrobię ci herbaty", a potem chce mi się wrzeszczeć, gdy słabość przechodzi jak ręką odjął, ale czasu na pomoc nie ma, bo coś tam.
może dodatkowa trudność leży w tym, że choć mamy synkó w tym samym wieku, pani Y mogłaby być moją córką?
nie wiem, jakie jest pytanie. liczę, że ktoś napisze coś, co mi pomoże.
złośliwościami się nie przejmę, i tak nikt nie pobije mojego męża na tym polu.
ach, no i tak, jestem burdelarą. marzenie, że zamieszka ze mną ktoś, kto raz w tygodniu nie błagany wypucuje część wspólną domu jest moim skrytym marzeniem.
dobra, wysyłam.