leanne_paul_piper
19.12.22, 14:53
Ja wiem, że ematki to żyją w innym świecie, gdzie liczą się pieczone i lukrowane pierniczki, dekorowanie domu na święta, mycie okien dla Jezuska i zastanawianie się, gdzie posadzić teściową, ale może jest ktoś, kto mnie zrozumie?
Pierwsze dno w życiu pracoholika następuje, kiedy szef szefów przysiada się do ciebie na świątecznej imprezie i proponuje, żebyś zaczęła pić, bo na ostatniej imprezie byłaś bardziej zabawna. Pokryje koszty ubera w te i we wte, masz po prostu zostawić samochód i zacząć się wreszcie bawić. A ty odmawiasz, bo masz obowiązki następnego dnia.
Drugie dno to gdy dostajesz za BF 3 dodatkowe dni urlopu poza pulą do wykorzystania do końca stycznia i mówisz qu.rwa mać, co ja mam z tym zrobić?!
Trzecie i ostateczne dno osiągasz, gdy twoja szefowa przemocą niemalże wysyła cie w poniedziałek na urlop za odbiór godzin a ty wierzgasz i kopiesz i kombinujesz już w niedzielę, że może by jednak przyjść do pracy. I w tym celu stwierdzasz, że tylko na chwilę chwilunię zalogujesz się do swojej poczty i na komunikatory, aby sprawdzić, czy na pewno nikt cie nie potrzebuje. Na szczęście blokujesz sobie przypadkiem dostęp do systemów, co uniemożliwia ci wejście i otrzeźwia choć na chwilę. Ale w poniedziałek siedzisz na kanapie jak na szpilkach i myślisz, co tam teraz właśnie omawiają na spotkaniu.
Nie zrozumcie mnie źle, ja generalnie nie mam nic przeciwko urlopowi, i pewnie jak mojemu partnerowi uda się mnie w końcu zaciągnąć do samolotu i przemocą oderwać od roboty, to będę się dobrze bawić, choć nie gwarantuję, że nie będę do ludzi z roboty pisać. Chyba, że mnie odetnie od wszelkich komunikatorów.
Ale od kiedy wróciłam po swoim skoku w bok do starej roboty, mam potrzebę bycia tam ciągle i kontrolowania wszystkiego. W myśl zasady, nikt nie zna tak dobrze mojej roboty i nikt mnie dobrze nie zastąpi. Czy to już pracoholizm? Moja szefowa, którą absolutnie uwielbiam, w sumie ma to samo. Potrafi się w weekendy zalogować i gasić jakieś pożary freelancerów. A dodam, że jest to niezależne od sytuacji rodzinnej, bo szefowa ma małżonka i dzieciory.
Co robić, drogie bravo? Jak sobie pomóc? Jak zawrócić z tej drogi, bo czasami mam wrażenie, że idę na czołowe?
Może ktoś też tak ma?