andallthat_jazz
23.12.22, 17:28
Pierwsze swieta po rozwodzie z ex i ucieciu totalnym kontaktow z rodzina. I spodziewalam sie totalnego dola a tu cuda panie. Zasmarkana od wczoraj, ale happy. Tak po prostu. W kapciach, pizamie i z ksiazka. Jutro i pojutrze 2 dni z kotem (walowa to losos bejcowany, cytryny, losos w dzwonkach, sery i bagietki), ksiazka i pizama. Poniedzialek jedzenie na wyos i ksiazka. Wtorek zakupy i przyjaciolka na miescie. Pierwsze swieta, ktorych totalnie nie obchodze i jakas ulga przyszla (zawsze zmuszalam sie dla innych). A moje szczescie w pelni uswiadomil mi gosciu na pasach. Obladowany zakupami po szyje i czekajac na zielone swiatlo zbluzgal lampe, kierowcow aut i niewinnych wspolstaczy do siodmego pokolenia (szewc moglby sie w kleciu schowac). Tak patrzylam na goscia i micha mi sie sama smiala. Zawdzieczam to terapeucie, pomogl mi sie uwolnic od tego toksycznego myslenia/dzialania. Dal liste ksiazek za to. A Wy? Team swieta, czy nie swieta?