leli1
27.12.22, 14:16
w sumie będzie trochę smutno, bo sytuacja przerosła moją bliską koleżankę. Rodzina z tradycjami, wszystko zawsze razem, wyjazdy, spędy rodzinne, bardzo dbała (dba) o dzieci, kosztem na pewno swoich rozrywek i czasu wolnego, ale nigdy nie narzekała. Starszy syn ożenił się z dziewczyną, którą poznał w liceum, taka pierwsza miłość, akceptacja obu rodzin, ślub, jedno dziecko, teraz drugie-wszystko cacy. Młodsza córka natomiast, oczko w głowie, 3 lata temu zerwała zaręczyny, odwołała ślub z chłopakiem, z którym chodziła ponad 5 lat. Poznała pana w wieku własnego ojca z żoną (ale my żyjemy w separacji-nic nas ze sobą nie łączy) i trójką dzieci w wieku różnym. Ponoć to wielka miłość, ale koleżanka nie chce w ogóle o tym słyszeć. Najpierw prośbą, potem groźbą, potem zerwaniem stosunków próbowała jej tą miłość wybić z głowy-nie dało się. Teraz dziewczyna mieszka (w kupionym przez rodziców) mieszkaniu razem z panem, pan sie nie rozwiódł przez ten czas i chyba nie zamierza. Ona zrezygnowała ze studiów i poszła do pracy, bo trzeba się jakoś utrzymać. Koleżanka odsunęła ją całkowicie, nie kontaktuje się z nią ani ona, ani jej mąż, ani brat z rodziną. Teraz kolejne święta spędzili bez niej, ale nie ma opcji (strasznie jest zawzięta), aby cokolwiek się zmieniło. Jesli jest z tym facetem to nie ma rodziny.
I tak sobie myślę, czy dałabym radę? Czy jednak nie uznałabym, że to jej wybór a ja go moge tylko zaakceptować (lub nie-co sie dzieje teraz i nie wyglada to dobrze). Przegadałyśmy kilka godz., ale moje argumenty do niej nie trafiały. Postępując zgodnie ze swoimi zasadami straciła córkę, a im dłużej to trwa tym gorzej będzie (o ile w ogóle) wrócić do normalności.
Czy jest tu jakis złoty środek?