stephanie.plum
28.12.22, 15:17
co za cholerstwo???
chora byłam jakoś tak tydzień przed Świętami. w sumie rodzina była chora bardziej, ja tak po prostu "źle się czułam" plus jeden dzień gorączki. nawet nie leżałam.
a do dziś dnia czuję się jak nie do końca ożywiony truposzczak.
słabo mi. każdy ruch jest wyzwaniem. w nocy wiercę się jak wściekła, bo bolą mnie giczoły (mięśnie? stawy?)
rano nie mogę oprzytomnieć do południa, wstaję, bo budzi mnie ból brzucha, i siedzę nad herbatą jak jakaś mumia.
raz wsiadłam na konia, i to niedużego, bo Islandera, to zawiózł mnie, gdzie chciał, a ja miałam to gdzieś; to nawet nie był wór kartofli, tylko góra galarety w siodle.
spacery, owszem, ale w tempie późnoemerytalnym, i z poczuciem, że nogi mam jak z waty.
za to w kółko bym żarła, piję litrami herbatę lipową, cała jestem spuchnięta, w lustrze widzę coś koszmarnego.
najgorsza jest ta słabość, opuchnięcie i dziwny ból cielska.
CO-RO-BIĆ?
wygadałam się Wam, bo mężowi już nie mogę truć. rano raczy mnie tekstem:
- Jak się źle czujesz?
syn po grypie (gorączka przez ponad tydzień), wrócił do formy, ale do dziś dnia ma zawroty głowy, które zaczęły się, gdy miał prawie 40 stopni. na szczęście, są coraz rzadsze, ale bardzo mnie niepokoją.