baza102022
07.01.23, 12:12
Jesteśmy oboje koło 40-tki. On rozwodnik, ale z uregulowanymi sprawami (alimenty, często i regularne kontakty z dzieckiem, bardzo poprawne relacje z eks). Ja rozwódka, ale bez dzieci, też z zamkniętą przeszłością. Poznaliśmy się rok temu i dość spontanicznie zaczęliśmy się spotykać. Na początku jako przyjaciele z "bonusem", później coś więcej: wspólne weekendy nie tylko w łóżku z winem, ale i wyjazdy w góry, na żagle, za granicę. We wrześniu pokłóciliśmy się o w sumie drobnostkę. On chciał wyjechać na weekend nad nasze morze, ja wolałam polecieć w cieplejsze miejsce.
Oboje jesteśmy uparci, ale ja choleryczka, on spokojny i zrównoważony. Powiedziałam w nerwach kilka słów za dużo (w rodzaju "pewnie wolisz spędzić ten czas ze swoją eks i żebrać jak pies o jej uwagę"), zupełnie bez potrzeby. Przeprosiłam od razu, ale jakoś klimat siadł i przez 2 tygodnie nie mieliśmy kontaktu. On się nie odzywał, ja uznałam, że skoro przeprosiłam to bez przesady. Po tym czasie zadzwonił, spotkaliśmy się na mieście, porozmawialiśmy i uznaliśmy, że robimy sobie przerwę od siebie. No ok. Trochę było mi przykro, ale mam wielu znajomych, zawsze jacyś faceci się kręcą, więc tragedii nie będzie.
Nasza przerwa trwała dwa miesiące. W tym czasie spotykałam się na luzie z kolegą poznanym przez internet. W listopadzie napisałam sama do niego, spotkaliśmy się u mnie, było fajnie, intymnie, uznaliśmy, że robimy reset i wracamy do dawnych relacji. Wspomniałam mu, że w czasie przerwy byłam z innym, no ale zabezpieczamy się zawsze, więc to chyba nie problem. Trochę się obawiałam tego wyznania, ale ku mojemu zaskoczeniu powiedział, że nie ma sprawy, nic sobie winni nie jesteśmy i wszystko jest dobrze.
No i tak to trwa do dzisiaj. Spotykamy się średnio 2 weekendy w miesiącu, raz u mnie, raz u niego. Nie na pełne dwa dni zresztą, zwykle od sobotniego popołudnia do niedzielnego wieczora. Ale nie ma już wyjazdów, tylko seks, wino i jakiś film. Zauważyłam, że o ile wcześniej interesował się bardziej moim życiem, pracą, przemyśleniami, to teraz jest mu to obojętne. Chce miło spędzać czas i tyle. Nadal jest czuły, słodki, kochany, ale widzę, że na głębszym zaangażowaniu mu nie zależy. Wspomniał nawet wyraźnie, że nie ma żadnego problemu, abym spotykała się z innymi i po prostu powinniśmy mieć relację otwartą.
Myślałam, że będę zadowolona, ale jednak mi to nie pasuje. Chcę większego zaangażowania z jego strony. Głupio mi jednak mu o tym powiedzieć, bo się obawiam, że go jakoś wystraszę i w ogóle go stracę. Chyba trochę się zaangażowałam uczuciowo, chociaż nie chciałam. I mam poczucię, że tkwię w dziwnym zawieszeniu. Obecna relacja mnie nie satysfakcjonuję, ale strasznie boję się zrobić cokolwiek z tym fantem, żeby nie było gorzej, żeby mnie nie zostawił - nazywając rzecz po imieniu. Mam poczucie, że dla niego liczę się tylko jako obiekt seksualny, z którym jest dobrze i o tyle ma wartość, ale jak pojawią się jakieś "ale", to nie będzie miał problemu, żeby mnie zostawić.
Można w takiej sytuacji w ogóle coś sensownego poradzić? Jakbyście to oceniły?