andallthat_jazz
18.01.23, 21:01
Market. Jestem po 12 godzinach wykladow z pol godzinna przerwa na posilek. Padnieta jak pluto. Musialam kupic mleko na sniadanie, salate i sok. Przy kasie nikogo oprocz starszej pani z wozkiem wypelnionym po brzegi, tempie wskazujacym na zalaczenie biegu wstecznego lub recznego hamulca oraz laska i wozkiem na kolkach. Oook do starszych nic z rozpedu nie mam, miejsca ustepuje, chetnie pomoge, wiem, ze z wiekiem sil i wigoru nie przybywa. Ale pani trzy razy blokuje sie wozkiem do kasy i nie daje sobie pomoc. Rzeczy uklada na tasmie wedlug jej tylko znanego schematu i nie daje sobie pomoc. Rzeczy w swojej i tylko sobie znanej logice uklada na tasmie w tempie... i nie daje sobie pomoc. Nie pozwala kasjerce zaczac kasowac, rzucajac komentarzami "ze ja poganiaja" (to juz bylo z 10 minut akcji.). Kolejka za mna sie wydluza, moj brzuch juz zaczyna nawalac, bo czas na leki a nie bede wypruwac torby z tabsami przed kasa. Ok. Pani chcialaby sobie pogawedzic z kasjerka w trakcie wykladania kolejnych niezbednych rzeczy. Kasjerka stara sie nie warczec, kolejka tez nie. Pani odmawia dokonania zaplaty, zanim rzeczy wedlug odpowiedniej kolejnosci nie zapakuje do wozeczka. Juz wszyscy zebrani chca pomagac, ale nie, pani chce sama. (kolejne 10 minut), pozniej urocze szukanie karty i uwagi "nie popedzajcie mnie". Ci z konca kolejki maja szczescie, bo otworzyli kase obok. Ci (jak ja) sa w czarnej dudzie. Pani zaplacila, ale chce przy kasie sprawdzic rachunek, "nie, nie popedzajcie mnie". Pierwszy raz w zyciu chcialam kogos uderzyc salata.Przypomnialo mi to matke, ktora stanowczo odmowila, zeby brat jej zrobil zakupy z listy, po czym runela ze schodow z bloku, bo nie miala reki wolnej, zeby sie poreczy trzymac, bo musiala chronic truskawki, zeby sie nie zgniotly i ciagnac wozek. Efekt? Pekniete trzy kregi, gorset na pare miesiecy i brat bioracy z pracy wolne, zeby ja wozic po lekarzach. (wiem bedzie znow smieszkowanie, ze tez cos wiecznie mam, ale sama ogarniam kryzysy, bo jeszcze w tym wieku jestem). Do rzeczy, co mnie na max. i nie tylko mnie doprowadzilo do bialej goraczki to fakt, ze zakupy tej schorowanej pani to z przykladu: 2 siaty pomaranczy po 1,5 kg, 3 piwa w butelce, 2 wina, 3 litry mleka, masa czekolad, 4 chleby (tyle zauwazylam, bo zauwazyc sie nie dalo), wozek zapchany byl do granic. Podejrzewam, ze ta pani do tej pory idzie z tym do domu, bo ja bym tego za ciula nie uniosla (moge do 6 kg dzwigac teraz a i tak przeginam. A pani to wielokrotnie przebila wagowo, nie mogac sie niemal poruszac. Pani ubrana bardzo drogo, wiec dowoz do domu sadzac po jej wygladzie, nie bylby nadzwyczajnym kosztem (tu w AUT to ok 2 eur z dostawa pod drzwi same). Ok, moze potrzeba socjalnych kontaktow, ale rly? w godzinach goracych, jak zmeczeni ludzie, chca tylko do domu i tez ich cos boli. Przy salacie i mleko stalam w sumie 0,5 godziny, by zaplacic i wyjsc z totalnym wkur... w strone domu. Zlym czlowiekiem jestem? Mialyscie takie sytuacje?