pulszoma
22.01.23, 19:37
Jak oceniacie taką sytuację. Koleżanka miała umowę o pracę na rok. Gdy w 10 miesiącu nikt z firmy nie zaczął z nią rozmowy co dalej sama wówczas uznała, że nie będą chcieli jej dać nowej umowy. I zaczęła intensywnie szukać nowej pracy. Odpowiadała na ogłoszenia, robiła zadania rekrutacyjne, chodziła na rozmowy. Pod koniec 11 miesiąca miała dwie oferty, wybrała bardziej jej odpowiadającą, podpisała umowę wchodzącą w życie 5 dni po /zakończeniu pracy w dotychczasowym miejscu (kończyła się jej umowa w środę, a nową miała od najbliższego poniedziałku). No i dosłownie dzień przed końcem umowy (we wtorek) została wezwana do szefa, który zaproponował jej nową umowę na tych samych warunkach (też na rok, z tą samą stawką). Ona podziękowała i odmówiła. Na co szef z wyrzutem jej powiedział, że skoro wiedziała, że nie będzie chciała dłużej tu pracować, to przynajmniej dwa miesiące wcześniej powinna iść do kadr i o tym fakcie poinformować, bo tego wymaga kultura osobista oraz profesjonalizm zawodowy. Koleżanka powiedziała, to ona oczekiwała na pierwszy krok i ma "świętą" zasadę, że sama oczekuje propozycji przedłużenia ./ nowych umów, a sama nigdy jako pierwsza z propozycją nie wychodzi. Rozstali się niby w zgodzie, ale z poczuciem, że nie jest fajnie, że to druga strona zawiniła. I teraz pytanie do ematki. Która strona postąpiła bardziej lub mniej fair? A może w ogóle nie ma tematu?