kozaki_za_kolano
30.01.23, 23:26
zwłaszcza w małych społecznościach typu klasa w szkole albo wspólnota mieszkaniowa.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie bruździł, podkopywał, stawiał kontrę. Kto nie wzniesie się ponad partykularny interes jednostki dla dobra społeczności.
W klasie matka kwestionująca kolor serwetek zakupionych ze wspólnej kasy, bo ona nie będzie się składać na czerwone serwetki, jej syn chciałby brązowe. We wspólnocie sąsiad, który nie zgadza się na czarne obramowanie domofonu, srebrny byłby bardziej elegancki, panie to jak klepsydra wygląda, nie za moje pieniądze.
Chyba tzw. zamordyzm, czyli konkretne decyzje jednej osoby kierującej grupą wychodzą tej grupie na dobre. Demokracja jest męcząca.
Ostatnio miałam okazję uczesniczyć w gremium kilkuosobowym, które miało zorganizować pewne wydarzenie, okazało się, że kierowniczka grupy narzuca swoje zdanie i nie znosi sprzeciwu. Niby słucha reszty, ale niekończące się rozkminy ucina w zarodku. I wiecie co? Wydarzeniu to wyszło na dobre. A inaczej to byłyby rozważania nad każdą pierdołą i "wszyscy muszą się zgodzić". Okazuje się, że nie muszą. Nawet większość nie musi.
A jak jest u was w małych wspólnotach, klasach? Wszyscy muszą się zgodzić (wiadomo, że się nie zgodzą), czy jest ktoś, kto decyduje bez zbiorowych rozkmin?
Imo ta trudność w podjęciu decyzji zbiorowo rozwala takie grupy.