pomelogirl
02.02.23, 21:19
Mam koleżankę. Dobrą, znamy się od lat, obie z tej samej ładnej dzielnicy. Ja w swojej dzielnicy zostałam, ona przeniosla się do domu wybudowanego przez jej rodziców do innej częsci miasta. Zamieszkała z mężem na dole, rodzice na górze. Potem rach ciach, dotknęła ich jakaś katastrofa finansowa, bankructwo+ kredyty, dom został zlicytowany, a oni wynieśli się do malutkiego, nędznego domku w Wołominie na odludziu. Tam na 50m2 żyją z mężem, dziećmi i jej rodzicami. Ja w tym czasie kupiłam z męzem piękne mieszkanie z tarasem ( nie piszę o tym, żeby się chwalić, tylko aby nakreślić sytuację), pewnie, że milionerami nie jesteśmy, ale żyjemy dość wygodnie. Tymczasem co się z nią widzę, to ona podkreśla, że ona by tam gdzie ja nie mogła mieszkac, że za dużo domów, za duże natężenie ruchu, ona nie wyobraża sobie mieć sąsiadów itd. Tak jakby mi chciała obrzydzić wszystko co mam. Ostatnio już miałam jej odpalić " ja bym nie mogła mieszkać na zadupiu w baraku", ale się pohamowałam.
Jak Wy byście reagowały na takie uwagi?