cud_bogini_w_bikini
03.02.23, 06:17
Mam lekarza rodzinnego, z którego jestem zadowolona i którego bardzo cenię. Człowiek kompetentny, ciągle się szkoli i dobrze leczy. W poradni nie ma zbyt wielu pacjentów, bo np. nie wypisuje L4, jeśli sam nie widzi podstaw.
Z okazji choroby nowotworowej miałam orzeczenie o znacznym stopniu niepełnosprawności - do 31.01. Obrzęk limfatyczny się utrzymuje od 2,5 roku, rękę mam mało sprawną, za mną dwa epizody róży na tej ręce(w zasadzie szansę na poprawę mam zerowe, walczę o to, by nie było gorzej)
Namówiona przez rehabilitantów postanowiłam złożyć wniosek, o przyznanie stopnia niepełnosprawności. Rehabilituję się 2 razy w tygodniu, prywatnie, noszę rękaw, dodatkowo w momentach krytycznych rękaw na noc. Walczę raz na pół roku na rehabilitacji NFZ po w 2 tygodnie (mogłam ze względu na stopień).
Poprosiłam w/w lekarza o wypełnienie wniosku i... załamałam się. Lekarz wypisał mi tak, że w życiu żadnego stopnia nie dostanę. Wiem, że zapewne widzieć mnie będzie lekarz orzecznik, ale muszę mieć jakieś podstawy przecież.
Po pierwsze w pytaniach o rokowania, lekarz wpisał mi, że dobre. Uważa, że przy odpowiednim uporze i regularnych ćwiczeniach wszystko może wrocić do normy.
Po drugie uważa, że jestem zdolna do samodzielnej egzystencji. Tu faktycznie nie wiem, bo chwilę się zastanowiłam. Żyję samodzielnie, z tym, że rodzina mi pomaga we wszystkim. Z drugiej strony umiem wszystko robić, z tym że nie prawą ręką i wypracowanymi sposobami - np nie umiem obrać sobie warzyw na obiad, to kupuję mrożonkę; nie umiem pisać na klawiaturze (czuję wtedy nieznośny ból ręki), to piszę na komórce, leżąc. Nie mogę niczego nosić w prawej, noszę lekkie rzeczy w lewej itd.
Lekarz wpisał mi, że nie potrzebuję sprzętu ortopedycznego (w odpowiedzi na moje protesty o rękaw, usłyszałam, że przecież ten sprzęt mi nie pomaga, a dodatkowo rozleniwiam układ limfatyczny, nie potrzebuję rehabilitacji ani sanatorium - wg jego wiedzy zalecana jest autorehabilitacja).
Na koniec wręczył mi wniosek z uśmiechem twierdząc, że wszystko zostawia do decyzji orzecznika. On wypisał zgodnie z własną wiedzą i przekonaniem. Nie będzie poświadczał nieprawdy na moją prośbę.
Wyszłam skołowana, a teraz do mnie dotarło. Lekarz ma wgląd do mojej dokumentacji. Jaka poprawa, kurcze. Mam usuniętych prawie 30 węzłów pachowych. Agresywna radioterapia na to miejsce. Od 2,5 roku dzień w dzień ćwiczę samodzielnie. Dodatkowo to, o czym pisałam. Do lekarza rehabilitacji chodzę prywatnie. Niestety, widzę, że jego dokumentacja niczego nie wnosi (prosiłam teraz o kopię) - mam tam po wizycie trwającej po 20-30 minut wpisane tylko "utrzymujący się obrzęk limfatyczny, zalecam wdrożyć zabiegi po konsultacji z mgr. rehabilitacji". To samo wpisywane na każdej wizycie co kilka miesięcy. Mam obszerną dokumentację z kontroli onkologicznych i za każdym razem stwierdzany obrzęk limfatyczny.
Ematki drogie, walczyć o stopień? Należy się? Nie chciałabym zmieniać lekarza rodzinnego; nie mam nikogo innego, kto by mi wypisał wniosek.
Czy mogę złożyć taki "marny" jak dostałam, licząc na rozsądek orzecznika?