jestemgruba22
03.02.23, 15:08
Widziałam co pisałyście w wątku o leczeniu otyłości, więc może osobom, które tak jadą po grubasach opowiem, jak to się stało, że ważę 140kg.
Jestem dzieckiem, powodzi nam się mimo biednych lat 90. Rodzice totalnie hedonistyczni, ciągłe imprezy, szybko poznaję smak dobrego jedzenia, niczego nam nie brakuje. Wagę zawsze mam w górnej granicy normy, ale dużo pływam i zawsze jestem najwyższa w klasie, nikogo to nie niepokoi.
Dorastanie - w wieku 14 lat coś się zaczyna dziać, bez zmiany trybu życia, dalej z takim samym jedzeniem zaczynam rosnąć w oczach. Tyję. Moja Mama jest przerażona, zamiast iść do dietetyka stwierdziła, że mi tego oszczędzi. Znajduje w Pani domu dietę gdzie na kolację je się połowę grejfruta, tak wygląda moja kolacja przez kolejne 3 miesiące. Podbieram Mamie z portfela po dwa złote by rano w sklepiku szkolnym odbić sobie cały głód w nocy. Dalej tyję.
Kończę liceum ważąc 106kg. Nikt nie myśli by wysłać mnie do lekarza, ot taka moja uroda. Spotykam koleżankę chodzącą do innego LO, chwali się, że schudła kilkadziesiąt kg, podaje sposób. Wykupuję Dietę Cambridge - 2 zupki i 1 baton dziennie, nic innego, 540kcal. Chudnę ze 106kg do 75, jestem najszczęśliwsza na świecie.
Po diecie jestem potwornie wygłodniała, rzucam się na jedzenie, mam napady gdzie zjadam sama pizzę gigant. Powoli tyję, jojo, ważę 120kg. Znowu Dieta Cambridge, znowu katowanie się na 540kcal, dołączam do forum anorektyczek online, gdzie dumna wygrywam kilka razy challenge na to, kto dłużej będzie jadł poniżej 800kcal. Znowu chudnę do 80kg.
Potem studia, chcę być jak moje szczupłe koleżanki - one mogą jeść pizzę, one chodzą często na imprezy i jedzą, chodzę z nimi - pijemy drinki, potem wracamy i o 2 w nocy jemy kebaby. Im to nie szkodzi, u mnie jojo, pod koniec studiów 120.
W końcu więcej się zaczyna mówić o problemach z tarczycą, badam się - wyniki tragiczne. TSH 11, przeciwciała ponad 1000, galopujące Hashimoto. Nie biorę hormonów, boję się przytyć.
Mam 30 lat, ważę 94kg, jest lepiej, coś tam schudłam na diecie 1800kcal, już mądrzej, czuję się jednak tragicznie, zasypiam na stojąco w autobusie. Wracam robić wyniki tarczycowe, jeszcze gorsze. Guz w szyi - 4cm, biopsja, diagnoza rak tarczycy.
Tarczyca cała usunięta, po usunięciu tarczycy z powodu raka pełna supresja czyli TSH <0.1. Endokrynolog mi mówi: no, teraz Pani będzie szczupła, metabolizm będzie szybki i nawet na pizzy Pani nie przytyje. No niestety, u mnie efekt supresji jest taki, że mam potężny apetyt, jestem non stop głodna, nie chudnę szybciej. Jojo, ważę 125kg.
Zaczyna się mówić coraz więcej o insulinooporności, endo daje skierowanie na krzywą cukrową i insulinową. Cukrowa perfect, insulina na czczo 49! Galopująca insulinooporność, endo wypisuje metforminę - brałam wszystkie nazwy handlowe jakie istnieją, 3 miesiące biegunek, w pewnym momencie nie dobiegłam do toalety i narobiłam w legginsy. Nie żartuję. Endo mówi by zrezygnować z mety bo nie toleruję.
Jestem załamana, bez tarczycy czuję się wiecznie ospała, zmęczona, kilogramy ciąża, ciężko się ruszać, dobijam do 140kg. Teraźniejszość: dowiaduje się o leku Saxenda na dzień przed wizytą u bariatry. Odwołuję wizytę, zamawiam lek z innego miasta, bo w moim brak, dzisiaj odbieram z Paczkomatu. Jeśli z Saxendą się nie uda, to czeka mnie bariatria.
Mój apel: błagam, nie oceniajcie źle grubasów, czy jadłam przez okresy tycia sporo? Pewnie tak, ale czy aż tak dużo by wazyć 140kg? Uważam, że nie. Sądzę tez, że istnieje jakaś przyczyna otyłości, która nie jest jeszcze poznania i nie jest to tylko kwestia tarczycy i insulinooporności, ja miałam problemy od małego, tylko każdy liczył, że "wyrosnę". Nie zdajecie sobie sprawy z tego jak upokarzające jest bycie grubasem, ja nie wierzę w to, że są ludzie grubi ,którzy są szczęśliwi. Wiecie, mam pieniądze, mam kochającego partnera, niczego mi nie brakuje, ale jestem kaleką, dlatego proszę - więcej empatii i wybaczcie długość tego posta. Pozdrawiam, raczej nie będę odpisywać, bo domyślam się, jaka krytyka na mnie spadnie.