yannefer
05.02.23, 18:49
Drogie bravo,
jeśli ktoś mnie pamięta to we wrześniu narzekałam na azjatycką korporację, szefową, ogólnie nie odnalazłam się tam. Znalazłam nową pracę, szybko ale to było na zasadzie ucieczki do tej firmy która da mi pierwsza list intencyjny.
A azjatyckiego molocha trafiłam do korpo molocha, gdzie hasła o work life balance sa tylko pustym pierdololo bo jak się okazało miałam jeszcze więcej nadgodzin niż u Azjatów. Trafiłam do teamu, gdzie nikt nie miał czasu ani ochoty wprowadzić nowego pracownika - nauka z filmików na których ktoś komuś kiedyś coś tłumaczył, zakładanie ticketów o dostępy po omacku itd. Zaczęłam brać udział w kilku rekrutacjach w innych firmach i dostałam oferty wiec pojawiła sie nadzieja, ze zmienię tylko musze dobrze wybrać. W dniu w którym w styczniu powiedziałam, ze nie chce przedłużać umowy - możliwość zmiany działu jest po 2 latach plus jest to trudniejsza ścieżka niż maja osoby z zewnątrz, zadzwoniła do mnie inna kierowniczka i zaproponowała swój zespół. I tu zaczynają sie schody - przyjęłam jej propozycje, dziękując 2 potencjalnym pracodawcom za ich listy intencyjne. Mąż się cieszył że zdecydowałam sie zostać, był zdania, żeby dać szansę "starej" korporacji, dać szanse nowemu zespołowi itd. I juz tak sobie jestem w nowym zespole od 1.5 tyg i powiem szczerze, ze chyba tak zraziłam się do całej korpo,że już zaczynam wątpić czy to była dobra decyzja. Generalnie widać, ze ludzie calymi grupami przychodzili z innych korpo i lubią sie bardziej, tych bez koleżanek lubi sie mniej, niespecjalnie chce sie je poznać, mimo, ze bywamy w biurze kilka razy w ms, równie dobrze można usiąść obok obcych ludzi (w biurze hot deski). Osoby które przyszły, powiedzmy od ponad roku i bez koleżanek w tym korpo ewidentnie odstają. Może i dlatego mnie tez bylo tak ciężko.
Jedna propozycja to było stanowisko seniorskie, w zakresie obowiązków było zarzadzanie małym kilkuosobowym zespołem bo główna szefowa była w Stanach, wiec gaszenie pożarów na miejscu to byłaby moja brocha - wystraszyłam sie, nigdy nie zarządzałam ludźmi, ale teraz myślę, ze może byłaby to fajna szansa, jakieś nowe doświadczenie. Potencjalna szefowa w USA mówiła, ze może mnie wysłać na szkolenia ale ja jakos wystraszylam.
Druga propozycja - firma z branzy automotive (i tu boje sie potencjalnego kryzysu i zwolnień)- powstaje nowy zespół, ale do współpracy z krajem spoza Europy i ze względu na różnice czasowe i wchodziła w gre czasem praca w późnych godzinach. Odmówiłam, na co ona zaczęła mi proponować inne zespoły ale grzecznie podziękowałam. OCzywiscie wyraziła chęć współpracy, gdybym jednak się zdecydowała ... i już sama nie wiem,
Jestem wielkim rozkminiaczem i teraz nie wiem czy dobrze zrobiłam. Czy po prostu juz nie rozkminiac? Dać szansę nowemu zespołowi? Jak to rozegerac i co zrobić, pomóż drogie bravo