rosapulchra-0
24.02.23, 21:16
Czekam na operację wymiany prawego biodra. To jest taki ból, ale taki ból, że czasami nie wyrabiam. Nawet po domu poruszam się z laską. Gdy siedzę na krześle (za chińskiego boga nie usiądę na żadnej sofie czy innym niskim meblu z siedziskiem) dłużej niż 10 minut, to mam ogromny problem ze wstaniem, a potem ze zrobieniem pierwszego kroku. Drugiego i dalszych też.
Plastry z morfiną nie pomagają, lekarka moja dała mi jeszcze gabapentin, po którym się słaniam, bo jednym ze skutków ubocznych jest senność, ale działa, w sensie przez jakieś dwie godziny jest lepiej. Dla mnie to ważne, bo mogę w ciągu tych dwóch godzin wziąć prysznic np.
Od roku prawie w ogóle nie wychodzę z domu. Wizyty które popełniłam były u córek, ale to były bardzo rzadkie wizyty i krótkie, bo moja fizyczność nie pozwalała mi na więcej.
W czerwcu zeszłego roku przeleżałam miesiąc w szpitalu, a poszłam tam z powodu paniki oddechowej, (która była wynikiem zakwaszenia organizmu) i zostałam uśpiona na 10 dni. Zostałam podłączona do różnych maszyn, miałam dializy, mnóstwo kroplówek - sam miód. Na to, co się po przebudzeniu mnie działo spuśćmy zasłonę milczenia. Musiałam się nauczyć chodzić, siedzieć, podnosić ręce - wszystkich czynności, o których zdrowy człowiek nie myśli nawet, tylko je po prostu wykonuje. Po powrocie do domu codziennie o 6 rano jechaliśmy z psem na spacer, a ja chodziłam z chodzikiem. Po dwóch, może trzech tygodniach z laską.
Ale! Życie byłoby zbyt piękne, gdyby wszystko się układało pomyślnie.
Pewnie z chodzikiem łaziłabym dłużej, ale któregoś deszczowego i gorącego wieczoru mój pies chciał wyjść na dwór. Założyłam jej smycz i wyszłam. Miałam do pokonania 3 małe schodki, żeby dojść do zielonej części ogródka. Nie wiem, co sobie myślałam, bo poszłam bez laski, za to z telefonem. Oczywiście się potknęłam i prawym ramieniem walnęłam w niski murek. Prawa ręka uciekła mi gdzieś do tyłu i została w jakiś nienaturalny sposób wygięta. Leżałam częściowo na murku i częściowo na ziemi. Nie mogłam się podnieść, bo nie mogłam się oprzeć na jednej ręce. Nie wiem, jak mi się to udało, ale ściągnęłam tę prawą rękę na jej miejsce i próbowałam się podnieść. Przypomniałam sobie o telefonie, który leżał pod moim brzuchem i używając lewej ręki (bo nie bolała tak jak prawa) zadzwoniłam do męża, który spokojnie spał sobie w domu.
A potem się okazało, że mam złamany prawy bark.
Po sześciu tygodniach doktor stwierdził, że już nie potrzebuję temblaka i mam iść na fizjo. Wykonywałam wszystkie ćwiczenia na rękę, ale niewiele to pomogło, ponieważ ręka źle się zrosła i czeka mnie operacja. Ale to piosenka przyszłości.
Jestem już bardzo blisko terminu operacji biodra. Miałam kilkugodzinne spotkanie tzw. pre-operative i właściwie po nim to już się idzie do szpitala na operację. Nie ukrywam, że wiążę z tą operacją wielkie nadzieje, że ból minie, że zacznę normalnie chodzić, siedzieć, wsiadać do auta, wytrzymywać podróż dłuższą niż 10 minut itd., itp.
Jakieś dwa tygodnie temu ktoś zadzwonił do mnie z kliniki, w której miałam to pre-operative spotkanie i poprosił, żebym przyjechała na dodatkowe badanie krwi.
Wczoraj moja GP po rozmowie ze mną również poprosiła o dodatkowe badanie krwi. Dodatkowe dlatego, że w zeszłym tygodniu miałam coroczny przegląd medyczny i pobierano m.in. pobierano mi krew.
Dzisiaj pojechałam do kliniki i mówię, że ja nie wiem, dlaczego to badanie muszę powtórzyć, bo nikt nie chciał mi powiedzieć, na co pani, której się poskarżyłam poprosiła mnie o dwie minuty cierpliwości.
Muszę powtórzyć badanie, bo mam złe wyniki dotyczące nerek. Nie wiem dokładnie o co chodzi, bo i ona nie mogła?, nie wiedziała? lub nie chciała powiedzieć. Jeśli teraz wyniki badania krwi będą takie same lub gorsze, to trzeba będzie zająć się leczeniem, aby podczas operacji nie wystąpiły z tej strony komplikacje.
Wyję! Po prostu wyję ze złości, z bezsilności, z poczucia niemocy. Kurwa mać! Czekam na tę operację jak na zbawienie. W nocy budzę się z bólu, rano z łóżka wstaję pięć minut, bo mnie tak bardzo boli moje ciało. Siedzę w domu, nigdzie nie chodzę poza szpitalem i przychodnią. Nie pamiętam kiedy byłam w sklepie na zakupach, takich zwykłych, spożywczych..
W niedzielę są urodziny mojej wnuczki, a w sobotę przyjęcie na tę cześć. Córka wynajęła salę, bo tyle będzie ludzi. Nawet z Polski przyjechali. Tylko mnie nie będzie. Bo po prostu z tego cholernego bólu nie dam rady tam dojechać (nie wytrzymam 20 minut w samochodzie), a nawet jakby się udało dojechać, to pół godziny to wszystko, co dam radę, pod warunkiem, że będę miała odpowiednie krzesło i możliwość wstawania co chwilę i odchodzenia od stołu.
I tyle.
Poskarżyć się tylko chciałam.
Tylko nie atakujcie mnie, proszę.