bakis1
21.03.23, 00:12
Z powodów ciężkiej choroby bliskiej osoby w rodzinie i pogłębiającego się z dnia na dzień stanu, przestaje wyrabiać na zakrętach. Sytuacja jest trudna, dramatyczna, mało kto o niej wie np. W pracy czy spośród znajomych i nadal chce żeby tak było.
Do pomocy mam tylko dwie starsze osoby, to najbliższa rodzina chorego i moja, wiec sama ogarniam co mogę.
Umieram z bólu po każdej wizycie i rodzę się na nowo, bo muszę - dla córki i dla swoich najbliższych.
Mąż zawiezie gdzie trzeba, ogólnie rozumie, ze chodzę po ścianach, ale już tez widzę, ze cierpliwość mu sie wyczerpuje.
Ale trzymanie fasonu w dość odpowiedzialnej pracy, domu, ogólnie życiu poza sytuacja z chorym … dużo mnie kosztuje. Nie mogę spać, nie mogę jeść albo jem za dwoje … wyłączam się z sytuacji tylko chwilami, ale na krótko. Wieczorny drink stał się niepokojącym rytualem.
Obecnie wszystkie siły i zasoby idą na utrzymanie się na powierzchni… i pomoc dla ciężko chorej osoby.
Wizyty u psychiatry, w dwóch prywatnych opiekach zdrowotnych, nie ma dostępnej, na NFZ same wiecie.
Jestem zreszta po ciezkim epizodzie depresyjnym i wiem, ze psychiatra da mi worek leków, a tego nie chce. W sumie mogłabym stanąć na izbie przyjęć szpitala psychiatrycznego i patrząc na moja historie choroby, pewnie wzięliby mnie z marszu, ale nie o to chodzi.
Co wam pomaga w takich chwilach? Medytacje, sprzątanie, rysowanie, pies z głowa w dół? Proszę napiszcie cokolwiek .. może coś stanie się moim oderwaniem.
Dziękuje!