walidacja
08.04.23, 15:44
Jestem w naprawdę dużej kropce, i potrzebuję porady większej grupy osób. Post będzie długi, więc dla forumowych koneserów. Proszę o nieoskarżanie mnie o trolling, bo nie umiem się wtedy powstrzymać przed polemiką, a nie mam na to czasu.
Bohaterowie dramatu:
My, małżeństwo, razem od 8 lat, prawie dwójka dzieci, kotów i psów brak.
Teściowie z psem.
Moi rodzice z kotami.
Do zeszłej jesieni stosunki między nami wszystkimi wydawały się bardzo ok. Obecnie sytuacja mocno się zmieniła. I teraz potrzebuję Waszej oceny sytuacji, co następnie omówię z mężem - nasze wizje niestety się trochę różnią.
Tu następuje szczegółowy opis dramatu:
W listopadzie '22 moi rodzice zaprosili nas oraz moich teściów na śniadanie urodzinowe. Rodzice mają 2 ukochane, niewychodzące koty, 17-letnie staruszki, stresujące się odwiedzinami i towarzystwem mało znanych ludzi (i zwierząt). Zaproszenie nie obejmowało więc psa moich teściów, do którego teściowie są bardzo przywiązani, który siedzi z nimi przy stole, wszędzie im towarzyszy, może i dostaje wszystko, oraz nie życzy sobie przebywać samotnie w swoim mieszkaniu. Nieoficjalnie urażeni teściowie (a właściwie teściowa - od tej pory będę mówiła raczej w liczbie pojedynczej, bo to ona decyduje i komunikuje, a ojciec siedzi z tyłu) odwołali swoją obecność, co moi rodzice przyjęli ze smutkiem, ale i zrozumieniem - dla siebie, że mają prawo nie chcieć psa w mieszkaniu schorowanych kotów, i dla teściów, że wolą zostać u siebie z psem.
Urazy, wydawało się wtedy, nikt nie chował.
Jesteśmy w grudniu '22. Święta od paru lat na zmianę organizowane są przez moich rodziców i teściów. W tym roku przypadała kolej teściów, ale odmówili, poza tym teściowa miała w październiku operację oczu i nie czuła się na siłach. Pałeczkę przejęli więc moi rodzice i wszystkich zaprosili do siebie - oprócz psa. Więc teściowie odmówili i nie zdecydowali się na urządzenie Świąt u siebie. Wtedy do akcji wkroczył mój mąż, i ostatecznie Święta zorganizowali jednak teściowie, ale z założeniem, że większość dań przygotuje moja mama i ja, żeby odciążyć teściową po operacji. Udało się, uff!
Mamy kwiecień i Wielkanoc. Moi rodzice zaprosili nas wszystkich na Święta do siebie - ponownie bez psa, bo stres dla starych kotów itp. Teściowie odmówili przybycia. Moja mama z pełnym zrozumieniem, no tak, piesek sam w domu smutny, nie macie z kim zostawić, trudno, ale to zorganizujemy jakieś zastępcze spotkania na działce, jak się ociepli, grill, słoneczko, peace and love, do zobaczenia, w kontakcie. A teściowa, jak się okazuje, strasznie urażona. Bo moja mama, na kolejną aluzję teściowej, że bez pieska nie przyjdą, poczuła się ponownie wezwana do wyjaśnień, dlaczego nie może się zgodzić - bo piesek bardzo głośny, ciekawski, obawia się pogoni za kotami, obwąchiwania wszystkiego, zbyt dużego zamieszania, hałasu i coś tam coś tam - ale jak znam moją ciapowatą mamę, wszystko powiedziane w tonie przepraszającym. I ta lista zdenerwowała teściową, że jak można tak okropnie oceniać pieska, że ona nie rozumie, dlaczego kotków nie można zamknąć w innym pomieszczeniu na czas wizyty pieska, skoro jej przyjaciółka tak robi, i chyba coś tam jeszcze, ale mąż litościwie oszczędził mi szczegółów.
Tak więc u moich rodziców wciąż peace and love, a u teściowej coraz większa uraza. Ponownie do akcji wkracza mój małżonek i (bez mojej wiedzy, ech) w Wielki Piątek wymusza (?) na teściowej znalezienie opieki dla pieska i obecność na Świętach, teściowa się nagle zgadza - ustalone tylko między nimi, moja mama nic nie wie i na niecałe 2 dni przed uroczystością wszystko ma zaplanowane na wcześniej przyklepaną liczbę osób, czyli bez teściów.
Następnego dnia, w Wielką Sobotę, czyli dzisiaj teściowa dzwoni do mojej mamy z życzeniami urodzinowymi (a taki zbieg okoliczności), i szybko kończy rozmowę, a następnie dzwoni wkurzona do mojego męża na skargę, że moja bezczelna mama nie dość, że włączyła tryb głośnomówiący na czas rozmowy i kręciła się po kuchni (a teściowa, jak się okazuje, ma problemy ze słuchem), zamiast w spokoju siedzieć i wysłuchać życzeń, to jeszcze nie zaprosiła (ponownie) teściów na Święta (bo nieświadoma, że teściowie jednak chętni)! I teraz mamy Wielką Obrazę w Wielką Sobotę i dylemat (tzn. głównie mój mąż ma, bo dla mnie póki co - może to zmienicie - sprawa jest jasna), co z tym fantem zrobić. Teściowie poważnie obrażeni, moi nieświadomi zagrożenia rodzice myślą, że wszystko gra, a my z mężem spędzamy kolejne Święta na niesnaskach i kłótniach.
Dajcie proszę znać (kto dotrwał do końca BRAWO), co o tym sądzicie, kto zawinił, kto ma rację, kto powinien przepraszać, albo po prostu jak wyjść z tego impasu, bo oszaleję, a III trymestr ciąży zajedzie mnie ostatecznie.
Wesołych i SPOKOJNYCH Świąt Wam życzę!