lu_na_be
12.04.23, 08:41
Wiem, że są emamy z ADHD. Nie wchodzę w to, czy zdiagnozowane, czy nie, po prostu zespół objawów przez które trudno na codzień żyć. Ma i mój mąż.
Ja już wymiękam i serio nie wiem co robić. On nie ma formalnej diagnozy, ale każdy, dosłownie każdy psycholog i psychiatra przez którego się przewijamy (a było ich bardzo wielu ze względu na syna) sugeruje to u męża. Życie każdego dnia to jazda bez trzymanki i ja już nie wyrabiam z trójką dzieci, jedno zaburzone solidnie i do tego mąż jak dziecko.
Mąż się nie diagnozuje, bo nie ma kiedy. Nie idzie na terapię, bo nie ma kiedy. Nie uczy się technik organizacji pracy, bo nie ma kiedy. A nie ma kiedy, bo zapieprza od świtu do nocy, a efekt mizerny, bo zapomina, rozprasza się, nadgania to, co zawalił wcześniej itp. itd. Ma medikinet, ale nie bierze na stałe, tylko taki szybko uwalniający się, gdy musi szybko tuż przed deadlinem skończyć projekt.
Kilka razy odłączono nam prąd, bo nie zapłacił. Prosiłam, błagałam by przekazał mi płacenie rachunków, ale nie bo on mi musi pokazać, że jednak potrafi. Raz nawet zadzwoniłam z pytaniem, czy opłacone, bo minął termin z przypomnienia o płatności - on powiedział tak, bo miał zamiar właśnie to zrobić, a nie chciał wysłuchiwać ode mnie litanii żalów, ale jednak od odłożenia telefonu do otwarcie strony banku coś go rozproszyło i zapomniał (przypomina mi się wiersz o słoniu Trąbalskim).
Niedawno nie odebrał sześciolatki z zajęć dodatkowych, bo zapomniał, choć 45 minut wcześniej sam ją zawiózł. Dziecko wypuszczone samo po zajęciach (o zgrozo!) i na szczęście jakaś inna mama ją kojarzyła i zajęła się dzieckiem. Ja zupełnie przypadkiem wracałam tamtędy do domu i zobaczyłam moje dziecko bez męża pałętające się po skwerku. Myślę, że jeszcze kilka minut i wjechałaby jakaś policja.
Serio, nie chcę też przejmować wszystkich jego obowiązków, pilnować i przypominać co chwilę o drobiazgach bo padam na pysk, sama ledwie wygrzebuję się z depresji. Stałam się też chaotyczna, nerwowa, nieogarnięta, bo wszystkiego ogarnąć nie mogę, a co chwila spadają na mnie konsekwencje naprawiania tego, co zawalił mąż.
Jak żyć??? Co robić?