la_felicja
30.04.23, 20:41
Tak się chciałam pożalić, bo już nie wiem, czy się czepiam, czy jak...
Pracuję zawodowo, mąż na wcześniejszej emeryturze. On sprząta, odkurza, często gotuje. Jak go poproszę, to uprasuje, rozwiesi pranie. Od jakiegoś czasu nie mamy zmywarki - i kategorycznie zabroniłam mu zmywać, bo on to robi tak niedokładnie, że się potem brzydzę jeść tymi sztućcami.
W piątek wróciłam wykończona, byliśmy umówieni ze znajomymi na mieście, wróciłam ledwo żywa, tak że już nie zmywałam wieczorem. W sobotę rano pospałam trochę, a po wstaniu przypomniałam sobie, że mam sprawę na mieście.
A mąż do mnie - ale sprzątniesz kuchnię? Bo jak nie, to ja pozmywam.
On wie, że ja się oderwę od najciekawszego zajęcia, żeby mu tylko nie pozwolić zmywać.
No to pozmywałam, poszłam do miasta, wróciłam, dokończyłam sprzątanie kuchni (naczyń było tyle, że się wszystkie na raz nie zmieściły na suszarce)
Siadłam odpocząć - małżonek stwierdził, że zabierze mnie na lunch.
Niby fajnie, ale miałam zaplanowane prace ogrodowe, no i nie ćwiczyłam już od ładnych paru dni - no, ale OK. Tak mało czasu spędzamy razem...
Zabrał mnie gdzieś daleko, okropną, niebezpieczną drogą, która mnie tak zestresowała, że zamówiłam sobie do lunchu dużą lamkę wina - no i wiadomo, z ćwiczeń nici.
Po lunchu się uparł, że wstąpi na chwilę do znajomego - chwila zamieniła się w godzinę, zamiast cieszyć się wolną sobotą musiałam siedzieć u obcego faceta w salonie, pić herbatę, pogdyzać ciastko i słuchać jakiejś nudnej gadki.
Przed powrotem do domu jeszcze pospieszne zakupy w supermarkecie.
No, nie powiem, po powrocie pomógł mi w ogródku - odwaliliśmy jakieś półtorej godziny roboty, nawer byłam zadowolona.
Ale kiedy po wszystkim chciałam iść poczytać książkę i posłuchać muzyki - nie, on włączył jakiś serial i poprosił - no usiądź ze mną, tak mało czasu spędzamy razem...
No to usiadłam w tym ciemnym pokoju (on ma debilny zwyczaj gaszenia światła do oglądania telewizji) i najpierw oglądaliśmy jakiś serial, ale oboje się znudziliśmy, więc mąż postanowił, że trzeba coś bardziej kulturalnego
I na koniec puścił mi film o facecie w łódce.
Nie, nie Śmierć w Wenecji. Jakiś klasyk z Humphrey Bogartem i Lauren Bacall. Na początku Humphrey Bogart zabrał jakiegoś gościa na połów ryb i to było taaakie nudne...
Poza tym poczułam się mocno nieszczęśliwa, że nie mam się z kim podzielić tekstem o facecie w łódce (mąż nie Polak i Chłopaków nie ogladał)
I tak sobie siedziałam smętnie, starając sie to ukryć, ale on to zauważył - i zrobiło mu się przykro, że tak mało czasu spędzamy razem, że tak mało nas już łączy, że nie dzielimy radości oglądania razem filmów. Próbowałam jakoś go pocieszyć, ale się nie dał, poszedł spać.
A we mnie narastał wkurw, bo to w końcu ja się poświęcam - nie cierpię siedzieć po ciemku, poza tym ja pracuje i dla siebie też mam mało czasu, zrezygnowałam ze słuchania muzyki, czytania i siedzenia w jasnym pokoju, żeby jemu było przyjemnie - i jeszcze mu było mało, bo nie byłam wystarczająco entuzjastyczna?
Konflikt potrzeb