traktoryna
03.05.23, 19:23
Piszę chyba bardziej się wyżalić niż prosić o radę. Moja mama (62) po śmierci ojca niestety w zdziwaczała. W ciągu ostatnich 3 lat poszło jej w stronę religijną, co jest o tyle dziwne, że zawsze była bardzo obojętna w tej sferze. Normalnie to nie byłby problem, niech każdy sobie żyje jak chce, ale mama pomaga mi z 13-letnią córką. Córka ma depresję, przyjmuje leki, chodzi na terapię, wychowuję ją sama. Mama pomaga logistycznie, ugotuje, sprzątnie, załatwi sprawę urzędową z upoważnienia jak potrzeba itp. Ponieważ pracuję w godzinach 12-20, a córka nie powinna przebywać sama, to naprawdę ta pomoc matki jest nieoceniona. Niestety przestały się ze sobą dogadywać. Np. córka eksperymentuje coś z makijażem (wiem, że głupio, ale nie ma mnie w newralgicznych godzinach, żeby dopilnować), to babcia na nią krzyczy i wyzywa od "małych ku**wek". Albo jak córka miewa gorszy dzień i płacze, to babcia potrafi jej powiedzieć żeby padła na kolana, wyznała jaką jest żałosną szm*tą i błagała serce Jezusa o wybaczenie. Część znam z relacji, ale część sama słyszałam i starałam się łagodzić sprawę. Babcia nie przebiera w słowach, jest impulsywna i nie znosi nastolatek, więc po prostu mieszanka wybuchowa. Sprawę by rozwiązało, gdybym mogła pracować 8-16, ale na to szans obecnie nie ma. Widzę, że córka też coraz gorzej znosi obecność babci i konieczność przebywania z nią, widzę jak się cieszy, gdy babcia wychodzi (mieszka ulicę od nas) i jak często płacze po całym dniu z nią. I w sumie jestem w kropce. Nie mogę zrezygnować z pomocy matki, ale boję się coraz bardziejk o i tak kiepski stan psychiczny córki. Ot życie. A najgorsze, że jak napisałam matka kiedyś taka nie była. Jak ludzie mogą się tak bardzo zmienić tak szybko. Chyba jednak chciałam się wygadać. Mam nadzieję, że za rok - dwa sytuacja sama się rozwiąże...