lampasufitowa
19.05.23, 21:35
Dziewczyny. Moja mama zmarła. Już ponad miesiąc temu.
Dlaczego o tym piszę, teraz, w weekendowy wieczór, po miesiącu? Czytam forum od kilkunastu lat więc..
Czego od Was oczekuję? Kondolencji, słów pociechy? Nie wiem.
Podzielić się chcę moim przeżyciem przejmująco bolesnym, pozostawiającym pytania ale i dającym...ukojenie? Za dużo powiedziane, może stawiającym kropkę, zamyjakącym...takie dziwne ale daje poczucie spokoju..
Mama...mamusia...wojowniczka moja...zmarła w hospicjum. Po chorobie nowotworowej. Drugiej, ta ją zabiła.
Patrząc wstecz oczywiście widzę podręcznikowe objawy....I tutaj poczucie winy bo...powinnam zaprowadzić mamę do lekarza, dopilnować, bardziej się zainteresować, mniej uwagi poświęcać innym...ale teść wówczas również umierał. Córka się samookalecza(ła)...A ja 100km od mamy, praca..
Tylko ze ALE w moim odczuciu jest wymówką...
Hospicjum. Kolejne poczucie winy, znacznie, znacznie mniejsze....miejsce w którym mama była zaopiekowana, niemal czule...
Kolejne ale, to może ręce powinny końca ją myć, zmieniać pieluchy, karmić, powinnam się nauczyć ogarniać stomię

(.
Umieranie. Przyjechałam około 12 w południe, paliła się już gromnica...Z bratem zobaczyłam się przed budynkiem, pojechał do domu. Została moja bratanica...Zostałyśmy we trzy. Mama, ja, bratanica. Pojawił się bratanek dwa razy, bratowa również dwa ( doniosła nam obiad), moje dzieci i mąż. Wszyscy na chwilę. Bratanica była z babcią i ze mną...Beczałam, tuliłam mamę, głaskałam, trzymałam za rękę....
Wydawało mi się że widzę mamy łzy a przecie była w agonia bez kontaktu...
Chwilę przed śmiercią powiedziałam bratanicy abyśmy się pożegnały z babcią i jedźmy do domu bo zaraz noc o pewnie nas wyproszą...I wtedy po policzku mamy spłynęły dwie łzy.....duże...bratanica nie widziała więc pożegnała się z babcią i pojechała do domu ja miałam jechać za nią. Nie pojechałam, przytuliłam, zapewniłam mamę że zostaję i zostałam...może z 10 min.... Odwróciłam wzro już nie pamiętam na okno czy ...nie wiem.. i kiedy spojrzałam na mamę ona już nie oddychała.....Cichutko, pokornie, wręcz przepraszająco umiwerała i umarła.
Jestem ogromnie dzięczna Paniom z hospicjum ( są oczywiście wyjątki) za czułą opiekę. P
Opiszę kiedyś....
One były moimi rękami...
Ale do czego zmierzałam....
Odprowadzenie kochanej osoby na drugą stronę dało mi dużo. Dużo spokoju, poczucie dopełnienia obowiązku ale nie takiego przykrego, pewności że mama mimo braku zupełnie kontaktu czuła że nie jest sama....
Oj dziewczyny i rozpisałam się i spłakałam się....