renciarka
30.05.23, 21:39
Jak w temacie. Wzywałam kiedyś karetkę do znajomej chorej na cukrzycę i chyba z 6 innych chorób w trakcie drastycznego skoku cukru i fatalnego samopoczucia. Odebrał
cholernie niemiły dyspozytor, powiedział, że owszem, trzeba panią przewieźć, tylko trzeba poprosić somsiada/zadzwonić do kolezanki/pojechać komunikacja miejska. Tyle że nie rozumiał, że to może jest moja jedyna koleżanka, a zresztą, kto teraz zna jakichkolwiek sąsiadów (a już zwłaszcza pomocnych w czymkolwiek) temu konia z rzędem. Mam wyjść na balkon i wrzeszczeć, że potrzebuję pomocy? A komunikacja miejska na mojej wiosce nie jezdzi już od godz. 18.00, w weekendy wcale. Po serii niemiłych zdań dyspozytor zaczal mówić coś w rodzaju "mam panią w dowodzie?", a gdy żachnęłam się, że bardzo dobrze, że nie, bo takiego ojca mieć nie chcę, od niechcenia wysłał karetkę. Znajoma naprawdę jej potrzebowała, to nie był wymysł, czy kaprys!
I druga sprawa, pisałam o tym w innym wątku. Komunistyczny złóg w okienku na poczcie. Co drugiej osobie (mi też) mówi "proszę więcej nie przychodzić", a przychodzę raz w miesiącu, może rzadziej. Kiedys jeden facio wnerwił się i złożył na złoga skargę. Pojechali jej po pieniądzach, ale pieniądze wydziela jej mąż, więc nic jej to nie obeszło i dalej tak gada. Kurtyna.
A u Was jak?