renciarka
20.06.23, 16:59
Pamiętacie mój wątek "Co robić, drogie bravo"? Tam pisałam o mojej koleżance lat 65, która urwała że mną relację, po wieloletniej przyjaźni i chęci pomocy. Dzisiaj dzwonię i co się dowiaduję? Zajmie się innym znajomym, który ma sprawę o ubezwlasnowolnienie. Oczywiście kolezanka liczy na kokosy, tymczasem... on ma tylko (!) "gołą" rentę socjalną i nic poza tym. Kolezanka jednak twierdzi, że jak będzie ubezwłasnowolniony, to załatwienie mu 500+ I innych świadczeń, pójdzie jak z płatka. Czyżby? Że mną musiała się ciągać po sądach w tej sprawie i i tak nic nie dali, choć widzieli, że opiekunka jest. Nawet nie chcieli jej przesłuchać.
Koleżance oczywiście nigdy niczego nie żałowałam, dawałam te 500 zł miesięcznie (choć sama ich w sumie nie miałam) za sprzątanie samego salonu, czy jakąś drobną pomoc. A przy jej emeryturze rzędu 1200 to naprawdę duuuzo. Czuję się po prostu... No sami wiecie.... staraj się staraj, a i tak na ciebie nas*ają.
A może kolezanka chce we mnie po prostu wzbudzić zazdrość? Choć ona raczej z tych nigdy niekłamiacych i na ponad 5 lat relacji, okłamała mnie może z raz. Dalej nie chce że mną spotkać się na żywo. Naprawdę, czuję się jakby ktoś na mnie srau. I to rzadkim gównem.
Zwłaszcza, ze opieka nad takim chorym, zwłaszcza biedniejszym ode mnie to naprawdę, nie mogą być ŻADNE kokosy. I jak niby mops to wyegzekwuje? Już widzę, jak on radośnie daje jej kasę, której sam nie posiada. Chyba, że będzie miał zajęcia komornicze, ale na komornika się czeka w tym kraju jakieś wieki.
Co sądzicie?