hippolina
11.08.23, 15:51
Nie piję alkoholu. Nigdy nie przepadałam, owszem, popijałam winko od czasu do czasu, ale należę do osób, którym alkohol wybitnie nie służy. I nie smakuje. Mocniejszych alkoholi nie piłam nigdy, odrzuca mnie sam zapach. Kiedy zachorowałam na przewlekłą chorobę odstawiłam wino zupełnie, bo chcę jeszcze pożyć - chciałabym zatańczyć na weselu jedynego syna. Rozumiem osoby, które chcą od czasu do czasu coś sobie wypić, nikogo nie terroryzuję, zawsze mam coś dla gości. Nie przekonuję na siłę, że alkohol to zuo, nie robię min, gdy ktoś przy mnie otwiera piwo. Dlaczego więc ludzie nie postępują wobec mnie podobnie, na każdym spotkaniu, imprezie czy wyjeździe muszę bez przerwy tłumaczyć się, że nie, nie wypiję, nie chcę piwa/wina/wódki. Sytuacja z wczoraj, jesteśmy na wyjeździe, organizowano ognisko dla gości. Bardzo fajnie by było, bo ludzie sympatyczni, jedzenie pyszne, tylko - no właśnie, byłam jedyną osobą (nie licząc dzieci, rzecz jasna) która nie tknęła żadnego z trunków. I budziło to powszechne zdziwienie. A dlaczego, a jedno piwko ci nie zaszkodzi, a może jednak. I tak przez cały wieczór. Podobne sytuacje mam podczas imprez, wesel, nawet w pracy, chociaż wiedzą doskonale, że nie piję, też słyszę "a może dziś troszkę ci nalać?" Wytłumaczcie mi, dlaczego ludzie po prostu nie przyjmą do wiadomości, że nie tykam alkoholu i już?