zeronica
20.08.23, 12:49
Chcę się wygadać i prosić o wirtualne słowo rady, a może nawet wsparcia. Ostrzegam, że będzie długo. Mam obecnie 38 lat i dwójkę rodzeństwa. Siostra rok młodsza, brat młodszy o 5 lat. Nasza rodzina była specyficzna. Dobrze sytuowana jak na tamte warunki. Mieliśmy 5-pokojowe mieszkanie (rzadkość w wielkiej płycie), w miarę blisko centrum stolicy. Ojciec pracował na stanowisku kierowniczym w dużej firmie farmaceutycznej (kiedyś państwowej), matka była główną księgową w równie dużym zakładzie. Pieniądze nie były problemem, jak wspomniałam. W domu nie było nałogów, przemocy fizycznej, nawet awantur. Matka może 2 razy za mojego świadomego dzieciństwa podniosła głos. Problemem były uczucia a raczej ich brak.
Rodzice robili wszystko jakby na siłę, bo tak wypada, bo tak należy. Wyjazdy 2 razy w roku na 2 tygodnie “miejmy to już za sobą”. Kursy i zajęcia pozalekcyjne “wybierz cokolwiek, na coś musisz chodzić”. Codzienne relacje “chcesz o czymś porozmawiać? tylko konkretnie”, “no przecież cię przytuliłam już 2 razy dzisiaj”. Dosłownie wyliczanie i wszystko takie mechaniczne. Z pozoru wszystko jak należy, ale jak u robotów. I nie byłam wyjątkiem, u rodzeństwa identycznie. “Ale czemu narzekasz?” - pytała mnie koleżanka z wieku nastoletniego, u której w domu z kolei był alkohol i biednie. Dla niej niewyobrażalna sprawa, że ktoś może mieć problemy, jak ja i moje rodzeństwo.
Gdy brat miał 3 lata rodzice się rozwiedli. Jak zawsze grzecznie i szybko. Bezproblemowo. Dowiedzieliśmy się, gdy mama nam oświadczyła po prostu, że tata się wyprowadza i więcej go nie zobaczymy. Po kilku latach dowiedziałam się, że ojciec po prostu oświadczył matce, iż posiadanie rodziny go przerosło i nie tak ma wyglądać jego życie. Rodzice praktyczni do bólu uzgodnili wszystko. Mieszkanie zostało dla nas, ojciec zrzekł się praw rodzicielskim (wówczas rzadko spotykane), a z matką umówił się, że do momentu ukończenia 24 lat przez syna będzie płacił równowartość płacy minimalnej na każde dziecko i na matkę (wówczas majątek). Kiedy pierwsze dziecko (ja) skończy 24 lata, to jedna minimalna odchodzi itp. Matka się zgodziła. Nie muszę chyba dodawać, że ojciec sumiennie płacił przez te wszystkie lata, co do grosza uwzględniając oczywiście wzrost płacy minimalnej.
Nie pożegnałam się z nim, ani on z nami. Po prostu zniknął, a matka nas o tym poinformowała. W domu niewiele się zmieniło. Kursy, wakacje, poziom życia pozostały. Wymuszona rola matki również. Gdy zdałam maturę i wyprowadziłam się mieszkać z koleżanką w wynajętym pokoju i studiować, matka tylko mi poleciła założyć konto bankowe, na które będzie przychodził przelew od ojca i od niej (połowa kwota od ojca) i powiedziała “powodzenia”. W wypadku siostry i brata identycznie. Na początku po wyprowadzce, przez pierwszy rok konkretnie, dwa razy zadzwonila zapraszając na święta jedne i drugie. Później przestała dzwonić. Moje połączenia (i później siostry) odbierała i grzecznie rozmawiała, ale na zasadzie “no odbieram, rozmawiam grzecznie, czego chcesz więcej, jesteś dorosła, daj mi spokój”.
Cała nasza trójka skończyła studia. Brat przed 30-stką się ożenił. Wysłał zaproszenie listowne matce i ojcu (adres znaliśmy) na ślub. Nie przyszli. Po tym odpuścił jakiekolwiek próby kontaktów. Razem z siostrą uznałyśmy, że trzeba zrobić tak samo. I trwa to już prawie 5 lat. Siostra i ja nie założyłyśmy swoich rodzin. Mamy problemy z bliskością, czułością, między sobą staramy się wspierać, ale wychodzi to pewnie koślawo. Społecznie na ludzi wyszedł tylko brat, ma już dwójkę dzieci i fajną żonę. Wiem, że my już nie założymy rodziny. Facetów odpycha nasza wyuczona mechaniczność relacji na co dzień, brak takiej spontaniczności, ciepła, czułości. Stałyśmy się kopią matki.
Smutno mi. Piszę o tym, bo zadzwoniła dzisiaj żona brata, że jest w trzeciej ciąży i zaprasza nas do siebie. A mi jest źle, chce mi się ryczeć, ale ilekroć się rozklejam przypominam sobie słowa koleżanki “Ale czemu narzekasz”. No właśnie. Czemu. Wszystko było, a niedostatki emocjonalne mogłam tysiąc razy przepracować i wynormalnieć, jak brat. Nie mam usprawiedliwienia dla siebie. I chyba to mnie jeszcze bardziej dołuje. Dziękuję jeśli ktoś dotrwał do końca.
Udanej niedzieli i całego tygodnia.