turzyca
25.08.23, 18:55
Czytam sobie właśnie "dlaczego zebry nie mają wrzodów" (bardzo polecam lekturę, swoją drogą) i w końcu zrozumiałam, w jaki sposób powstaje otyłość brzuszna i dlaczego jest tak niebezpieczna.
Ale brakuje mi kawałka układanki i nie mogę odnaleźć odpowiedzi. Wyobraźmy sobie kobietę, która w swoim życiu ma jakieś tam wahania wagi, ale ogólnie zachowuje tę samą sylwetkę gruszki, kręgla czy klepsydry - idzie jej w boczki i z tych boczków spada. Nawet gdy ma nadwagę, to jej talia nie przekracza magicznych 80 cm. Teraz poddajemy ją długotrwałemu stresowi - rodzic ma raka, dziecko ma problemy w szkole, a mąż okazał się szują, wyprowadził się do flamy i wnioskuje o rozwód z winy żony. W wyniku tego długotrwałego potężnego stresu kobieta tyje w brzuchu. Przy tej samej wadze, co wcześniej, ma 100 cm w talii.
I teraz co dalej?
Wszyscy mówią, że nie da się spalić tłuszczu w wybranym miejscu, że chudnie się równomiernie. Jeśli ona ma stracić po 20 cm w obwodach to będzie w niedowadze, a brzuch nadal będzie miała na granicy otyłości brzusznej. Teoretycznie ze wszystkimi konsekwencjami zdrowotnymi, ryzykiem cukrzycy, zawału, udaru i czego tam jeszcze.
Czy może jeśli nauczy się być tym tam kwiatem lotosu na tafli jeziora, to brak hormonów stresu pozwoli jednak schudnąć nierównomiernie, bardziej z brzucha?
Inaczej formułując: czy mąż szuja wraz z rakiem i polską szkołą na zawsze uszkodzili jej organizm, czy on może się jakoś zregenerować?
Za wszelkie rzeczowe odpowiedzi z góry dziękuję.