szalotka79
01.09.23, 15:38
Mam problem z synem lat 17. I problem w tym, że nie wiem, jak to ugryźć, bo partner (temat bioloojca nie istnieje) jest na młodego cięty, co dodatkowo dolewa oliwy do ognia. Jego zdaniem młodemu za bardzo pozwoliłam wejść sobie na głowę, za dużo dawałam luzu i mam to, co chciałam, moje wychowanie zaczyna wychodzić, a on to i tamto zrobiłby inaczej, tylko mu nie dawałam dojść do głosu. Partnera poznałam, jak syn był już nastolatkiem. Wspólnych dzieci nie mamy. Syn zawsze był dzieckiem, któremu w szkole nie zależało. Czyli np niekoniecznie chciało mu się uczyć, mówił, że zawsze się wyciągnie. Nie miał złych ocen, zawsze w większości czwórki, z trzech ulubionych przedmiotów wyciągał na piątki, choć zobaczyć go siedzącego nad książką to rzadkość. Do jego obowiązków należało sprzątanie swojego pokoju, wyrzucanie śmieci. I takie oczywiste oczywistości, że ogarnia się po szykowaniu sobie jedzenia kuchnie, a nie zostawia syf na blacie czy w zlewie, a to się zdarza bardzo często lub słyszę, że "zaraz, za chwilę, potem", ze śmieciami jest podobnie: trzeba go poganiać, bo on nie czuje, że kosz prosi się o opróżnienie. Sprzątać pokój sprząta tyle o ile, czyli brudu nie ma, podłoga się nie lepi, ale walające się ubrania czy pootwierane paczki z jakimiś orzechami, chrupkami już mogą być. Pościeli najchętniej nie zmieniałby w ogóle, bo po co, przecież "brudny się nie kładę spać". Kiedyś wychodził z kumplami i wracał o ustalonej wspólnie godzinie lub jak chciał zostać dłużej to dzwonił i dawał znać, nigdy nie robiłam problemów, skoro mnie informował o zmianie planów. Wracał trzeźwy, może czasem wypił jakieś piwo, ale nigdy nie wrocił pijany, wymiotujący. Od kilku miesięcy imprezuje intensywniej, sporo jego znajomych kończy 18 lat, jak nie to i tak powód się znajdzie; kilka razy nie wrócił na noc lub wracał z 3 godziny później, pod wpływem - też nie do nieprzytomności, ale już bardziej było i widać i czuć, po trawie. Wychodzi i mówi, że jak wróci to będzie, wróci na pewno, a o której to "będzie widział".
Jego plany na przyszłość (moze troche wybiegam, ale to ważne jednak) wyglądają na teraz tak, że nie chce mu się iść na żadne studia, do policealnej też nie, co będzie robił-on sam nie wie, będzie myślał później. Czyli jedna wielka niewiadoma. Żadnych planów, odpuścił na wszystkich polach, bo nawet zrezygnował z dotychczasowych swoich zajęć (m.in. boks) Dlaczego? Wzrusza ramionami albo powie, że to nie jest jego obowiązek, a jemu ma prawo sie nie chcieć. Próby rozmowy z nim wyglądają tak, że szybko przechodzi do tego, że jest ok i żeby mu dać święty spokój, on musi odpocząć, zluzować. Często o byle co wybuchają kłótnie między synem a partnerem, syn się szybko denerwuje i wybucha, partner często powie coś, jakby chciał syna specjalnie sprowokować do kłótni, potem jest trzaskanie drzwiami, wychodzenie i nieodzywanie sie przez kilka dni jednego z drugim. Zachowanie syna zaczyna mnie niepokoić, a najbardziej to, że odpuszcza sobie wszystko, co się da. Żyje tu i teraz. Wiem, ze nigdy nie był chętny, żeby się uczyć, ale nie tylko to jest teraz problemem. W jego wieku wypadałoby mieć jakieś konkretne plany, rozwijać swoje hobby, a on co? Nic. Co zrobi za x lat? Czy to może być depresja (taka niechęć do wszystkiego)? Na partnera raczej nie mam co liczyć, bo on nie ułatwia porozumienia z młodym. Odnoszę wrażenie, że jakbyśmy mieszkali osobno, to byłoby spokojniej, bo głównie syn drze koty z nim, a nie ze mną. Może problem mam nie tylko z synem, ale z partnerem tak samo?
Myślałam o założeniu tego tematu na życiu rodzinnym, ale tu obserwuje większy ruch.