agniecha80
14.09.23, 11:00
Założylam identyczny wątek na życiu rodz., jednak widzę, że forum ŻR "umarło" i dlatego skopiowałam treść wątku tutaj. Może znajdzie się ktoś, kto będzie mógł podpowiedzieć, co robić z mężem I jak z nim jeszcze postępować i rozmawiać? Małżeństwem jesteśmy od pięciu lat, mamy dziecko 2 letnie i ja mam 13 latka z pierwszego związku. Na nic wcześniej nie narzekałam, bo i powodów nie miałam, ale u męża coś się zadziało. Od plus minus kilku miesięcy, nawet roku, tylko na początku to były subtelne sygnały, których ja sama nie potrafiłam dobrze wychwycić. Mąż stał się zazdrosny. Jak z kimś rozmawiam to potrafi zapytac kto to był i czemu tak długo rozmawialam, a często widzę, że słucha, o czym jest rozmowa, jakby się chciał upewnić, czy aby na pewno nie oklamuje go. Kiedyś zlapalam go, jak coś przeglądał w moim telefonie. Tłumaczył, że chciał coś sprawdzić ode mnie, bo u niego Internet zamulał, ale jestem prawie pewna, że wymyślił to na poczekaniu. I to nie zawsze jest jawna zazdrość, ale głupie czepianie się, że "a co się tak uśmiechasz, zakładasz na siebie to i to specjalnie, żeby tylko kogoś ściągnąć" itp teksty. Kilka razy krótko je ucięłam, ale one się powtarzają. Drugą rzeczą jest to, że mąż stał się bardzo nerwowy. Coś jest nie po jego myśli, zaczynają się wyzwiska. To nawet nie musi być coś konkretnego, często były to afery o drobiazgi, przy czym jak się nakręcił, to nie dopuszczał, jak się mu nie przyznało racji, czyli zawsze chciał mieć ostatnie słowo. Raz coś robił na swoim laptopie, teraz nie pamiętam, co to było, ale mu się nie powiodło, to wziął książkę i kubek, które koło niego leżały, i z całej siły rzucił nimi przez pokój. Później przepraszał, bo zobaczył, że mały był wystraszony. Mąż często nie zwraca uwagi, że synek jest przestraszony jego zachowaniem, tłumacze mu (tak, brzmi to, jakbym tłumaczyła małemu dziecku, a nie dorosłemu facetowi), że taka nerwowa atmosfera odbija się na takim maluchu, to jednym razem da spokoj i pojdzie do siebie, a drugim wzrusza ramionami tylko. Nigdy nie był fizycznie agresywny ani wobec dzieciaków ani mnie, ale niedobra atmosfera w domu to nie tylko przemoc fizyczna. Kłóci się z "moim" nastolatkiem; syn jest pyskaty, nie daje sobie wejść na głowę, jest w trudnym okresie, hormony buzują i kilka razy się "ścięli". Mąż najchętniej dawałby mu same zakazy, na co młody się buntuje. Im bardziej mąż napiera, obstawia przy swoim, tym syn się złości.
Co ważne - myślę, że to istotne - mąż pracuje. Praca ma wpływ na jego psyche i to zaczyna wypływać na wierzch. Zaproponowałam mu terapię - on nie potrzebuje. Pytam, co się dzieje, może to depresja, moze coś innego - jest ok. Tak, tak bardzo "jest ok", że coraz rzadziej możemy normalnie porozmawiać. Ile można tak żyć?
Jeszcze dopisze to, co napisałam w odpowiedziach na ŻR: w kłotniach syn sam mężowi wykrzykuje, że jego rozkazów i zakazów słuchać nie ma zamiaru, tylko mnie. Mąż w tych momentach od razu rzuca, że jesteśmy rodziną, jak rodzina żyjemy i syn na się go normalnie słuchać (biologiczny ojciec syna, cóż, dla dziecka go nie ma...). Tak u nas atmosfera wygląda. Jeszcze dziś, z samego rana, mąż urządził "cyrk" o kluczyki, próbując na samym początku wmówić mi, że to ja je specjalnie zabrałam.. Jak już je znalazł, to bez nawet głupiego przepraszam wyszedł z domu.