andallthat_jazz
18.09.23, 21:34
Sie nadstawiam. Bole fantomowe po terapeucie nie mijaja. Dzis pierwszy dzien normalnych zajec w szkole. Mam swietna grupe, co przeczuwalam juz w piatek. I tak sie lapalam na mysli, ile mam historii do opowiedzenia terapeucie (on tez byl cielawy raportu). W gwoli wyjasnienia byl bardzo zaangazowany w proces rekrutacji i caly temat. Odpytywal przed egzaminem (na tyle, na czym sie znal), dawal porady do ustnego z rozmowa kwalifikacyjna (ktora cwiczylismy na "sucho"). Wczesniej doradzal w sprawie listu motywacyjnego. Na ostatniej sesji twierdzil, ze na bank uda sie powciskac dalsze spotkania, musialam obiecac, ze zadzwonie jak tylko poznam plan zajec i robimy termin. Plan znam na caly miesiac i znam juz stanowisko szkoly w sprawie obecnosci na zajeciach. 0 elastycznosci, przy 30% nieobecnosci automatycznie wylatujesz, bez zmiluj sie, 1 minuta spoznienia juz liczona jest jak pol godziny nieobecnosci (wszystko uregulowane przepisami i brak wyjatkow). Nawet jak zajecia wypadna, to spontanicznie robia inne - nie ma mozliwosci by skonczyc przed 16.00 (terapeuta przyjmuje do 16.00 na drugim koncu miasta). Slowem klapa i najblizszy mozliwy termin, to przelom lipca i sierpnia przyszlego roku.
I teraz rozkmina. 🙄 Nie dzwonic, przeczekac az przyzwyczajenie minie. Nie bede cierpiec na nadmiar czasu, wiec za pare tygodni moge byc odzwyczajona. Odezwac sie ewentualnie latem, albo gdyby sie cos dramatycznego zadzialo? Zadzwonic teraz i powiedziec jak jest? Co bedzie desperacja chyba zalatywalo i proba wyciagniecia terminu poza otwarciem gabinetu. Jak go znam to podejmie sie tej proby, bo juz o tym wczesniej przebakiwal. Czuje sie jak "mietka faja". Przyjaciel jest za pierwsza opcja. Zaloze sie, ze e-matka tez i do reszty rozwieje ostatnie glupie mysli.