flunkoku
23.09.23, 13:47
Głupia sprawa. Z konferencji ogólnopolskiej (ponad 400osób uczestniczyło) i imprezie po konferencji (jedzenie, obiad, przekąski, ciasta, nielimitowany alkohol) wyniosłam w torebce.. nieotwartą butelkę alkoholu zgarniętego ze stołu gdy nikt nie patrzył.
Było to dwa tygodnie temu a ja nadal patrzę na tą butelkę stojącą na szafce i się zastanawiam „really?? ty Flunkok napraawdę to zrobiłaś?!?”
Co mi cholercia odbiło? Robić coś tak głupiego?
Do tego jeszcze w branżowym środowisku?
Sama jestem w szoku, że taką akcję odwaliłam.
Zdarza się wam coś takiego?? To normalne???? Przejmowalibyście się?
Zdegustowana jestem swoim zachowaniem.
Od razu mówię, że nie mam problemu z alkoholem, nie upijam się. Na imprezie wypiłam tylko dwa drinki, szybko poszły do głowy i na więcej nie miałam ochoty, sporo zjadłam częstując się wszystkim na co miałam ochotę. Zostało sporo na stołach a ja wychodziłam wcześniej. Zabawa w fajnym towarzystwie, wszyscy byli podekscytowani (przy stoliku obok towarzystwo nabrało z 10 butelek na stół a u nas tylko trzy, i widziałam też, że jeden facet zgarnął butelkę dla siebie). Fakt też , że na imprezie przed rokiem organizator sam dawał wychodzącym jako ostatni butelki które zostały na stołach.
Zastanawiam się o co mi chodzi w tym zachowaniu, odruchowym i w stanie ekscytacji zabawą, ale w ukryciu więc ze świadomością niewłaściwości...
Jaka jest przyczyna, bo nigdy tak się nie zachowywałam. Widziałam nie raz, że ktoś na imprezach branżowych i weselach zgarnia jakieś gadżety, flaszki, próbki w hurtowych ilościach.. Sama nigdy tak nie robiłam uważając to za obciach.
Ja przez lata miałam odwrotnie: że prędzej komuś oddałam swoje -niż pierwsza wyciągnnę rękę po coś;
jak ja coś dostałam a inny nie miał to się czułam głupio i starałam się mu rekompensować na swój koszt;
nawet prezenty rodzinie kupowałam na zasadzie „inni pewnie Józkowi nie kupią to ja muszę ci kupić więcej żeby ci nie było przykro” – takie głupie schematy miałam wtłoczone, ciągle ja na ostatnim miejscu ważności.
Zarabiam raczej słabo niż dobrze, pochodzę z rodziny pracowitej ale bez genu przedsiębiorczości -więc niezamożnej. Radzę sobie, pracuję, ale oszczędności w wysokości zabezpieczających choć dwa lata do przodu nie posiadam. Czuję się trochę frajerem, że w swej naiwności i postawie „przepraszam że żyję” dałam się innym wycyckać z zasobów w zamian za złudzenie dobrych z nimi relacji a pracowałam za pochwały zamiast za kasę.
Jakiś czas temu po kolei poodcinałam pasożytnicze relacje znajomych, gdzie robiłam za worek na ich problemy lub za taniego pożyczkodawcę, oddając swój czas na ich wieczne problemy i nie mając czasu zająć się swoimi.
I generalnie od ponad roku jestem w trybie „wq_rwu” że : „Q!, dość tego! Teraz ja! Mnie też się coś należy!” .
Patrzę na tą „zdobyczną” butelkę i czuję dysonans „qrcze, chyba nie tędy droga?!” .
OMG. Czuję się winna.
Czy zdarzyło wam się coś zgarnąć na takich imprezach?

To bardzo karygodne?