fly80
26.10.13, 12:31
Witam i proszę o poradę. Moja żona w dziwny sposób "wychowuje" syna. Piszę "wychowuje" bo mam na myśli to, że spędza z nim o wiele więcej czasu niż ja i ma na niego większy wpływ. Ja pracuję zawodowo , a żona - z wyboru - zajmuje się domem i dziećmi (syn 11 i córa 5 i pół roku). Od razu mówię, że nie mam nic przeciwko jej powrotowi do pracy, syn chodzi do szkoły (5 klasa) a młoda do zerówki. Taki model sprawia, że pracuję sporo, bo mamy tylko 1 pensję, siłą rzeczy w dni tygodnia czas z dziećmi jest ograniczony do godzin późnopopołudniowych. Cyrk zaczyna się w sobotę, kiedy próbuję wyciągnąć je na rower, spacer, do linaparku, gdziekolwiek. Mała - to rozumiem, dziewczynka i jeszcze ona chętniej daje się wyciągać gdziekolwiek, gorzej, że żona w podobny sposób narzuciła swoje "zapatrywania" starszemu synowi. Ona nie lubi sportu, więc dziecko też ma nie lubić (deprecjonuje sportowców jako bezmózgi, górę mięśni, ludzi którzy muszą rekompensować swoje niedostatki umysłowe). Bez mojej wiedzy często zwalnia go z w-fu, na basen też od 5 lat nie jeździ, nawet z klasą (brud, syn nie lubi się przebierać, bo brzydzi się szatni), żadnych kółek sportowych po południu. O wyjściu wspólnym na mecz nie ma mowy (za późno, za głośno, strata czasu....). Samodzielne wychodzenie z domu na osiedlowy placyk lub rower z chłopakami - wykluczone, deska - przerażające, jazda do szkoły 2 przystanki też przerażające - nie może. Filmy, o których rozmawiają chłopaki w ich wieku - zbyt drastyczne (mówię o Iron Manie, Spidermanie, Hobbicie), ideałem są spacery i zbieranie liści albo kasztanowe ludziki (to ok, ale nie WYŁĄCZNIE). Kiedy usiłuję zorganizować jakąś męską wyprawę, nie ma mowy, co gorsza - sam syn nie chce, bo to ... męczące, przerażające, niebezpieczne.... itd. Tydzień temu byliśmy u znajomych na działce - syn uciekł do domku, bo przerażające było rozpalenie ogniska (ogień może spowodować pożar). I tak jest ze wszystkim. Nie wiem, jak mogę włączyć się w wychowanie, skoro wszystkie moje propozycje są z góry "złe i beznadziejne" (wymagają aktywności bynajmniej nie ponad siły). Boję się, że kiedyś w przyszłości może się to zemścić (przecież duża część aktywności dorastających chłopców, to wspólne granie w gałę itp. a młody nie umie dokładnie nic, bo jest notorycznie zwalniany z wfu) Nie wiem, co robić, bo żona jest bardzo oddana dzieciom, poświęca im cały swój czas (mam wrażenie że wręcz za dużo) i nie chcę jej zranić, bo naprawdę wkłada w to serce i wysiłek, który doceniam. Ale... no właśnie .... ale...