Dodaj do ulubionych

wypalam się przez toksyczny związek... i co dalej

30.07.08, 10:13
tkwię w toksycznym związku. tkwię bo mam dwóch wspaniałych synów i
dla nich chcę być. Mam 33 lata, wspaniałe dzieci, dobrą pracę i
czuję ze się wypalam przez ten związek. Żyję w spokoju od ciszy po
kłótni do kolejnej kłótni, od kolejnego przytyku do kolejnej
pretensji itd, itd... dużo by pisać, ale nie o to mi chodzi.
Najchętniej zostawiłbym to w diabły i wyjechał na drugi koniec
Polski, ale nie mam odwagi i siły aby zostawić dzieci - to one
utrzymują mnie w normalności i na miejscu, one są słońcem mojego
każdego dnia. Wewnętrznie żyję w skrajnościach od euforii do
zupełnego przygnębienia i braku sensu istnienia.
Żyję w tym związku 10 lat, nie ma mowy o przemocy fizycznej ale
jest "ciężka" atmosfera wprowadzona przez żonę, najgorsze jest to że
dzieci są tego świadkiem i ma to na nie wpływ.
Wiadomo, zawsze wina jest po obydwu stronach i ja staram się
postawić w sytuacji żony, ale nie mogę zrozumieć jak można być tak
wrednym, zawistnym i bezwzględnym człowiekiem deklarując z drugiej
strony miłość do tak traktowanej osoby; uważać się za nieomylną i
bezbłędną osobę, "widzącą drzazgę u innych, nie dostrzegając belki
we wełasnym oku". Na co dzień pomagam żonie w codziennych
obowiązkach, staram się aby praca była jak najlepiej wykonana, aby
odciążyć ją po ciężkim dniu z dziećmi, ale wydaje się że i to za
mało.
Każdy powrót do domu jest jak ... spotkanie z nieznanym.
Żona uważa że wszystko jest ok, tylko ja nie potrafię sie
przystosować, a ona nie pozwoli sobie wejść na głowę. Z natury
jestem łagodnym i ugodowym człowiekm, ona wręcz przeciwnie.
Problem jest jeszcze taki iż jestem wierzący i nijak ma się myśl
ewentualnego rozwodu z moim wewnętrzym sumieniem katolika (?) czy
aby sie uwolnic muszę przekreślić wszystkie najważniejsze dla mnie
wartości - rodzina i Bóg?
Może znajdzie się ktoś kto żyje (żył) w podobnym związku?
Post skierowany wyłącznie do panów.
Obserwuj wątek
    • koni42 Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 30.07.08, 11:30
      Powiem Ci tylko tyle: zwiazek istniejacy dla dobra dzieci, jeszcze nigdy sie nie
      udal - nikomu nie wyszedl na zdrowie.Ktos napewno ucierpi. Jak nie dzieci to TY.
      Moi rodzice, to obraz twojego zwiazku i ja jako dziecko bylam baaardzo
      nieszczesliwa. Mam charakter ojca i w swoim malzenstwie pozostalam 5 lat dla
      dobra mojej corki. Rozwiodlam sie, wyszlam ponownie za maz. Spotkalam czlowieka,
      ktory jest cudownym przeciwienstwem mojego ex.
      Przemysl wszystko, bo nie warto sie meczyc.
      Wiesz, moj tata zmarl kilka lat temu i jak widze, jak moja matka ustawia mu
      oltazyki, mowi jaki to byl cudowny, to mi sie cos w srodku przewraca. Szkoda
      tylko, ze nigdy nie zjedlismy spokojnie obiadu. Zawsze cos wymyslila, zeby
      zepsuc atmosfere. A teraz nie wie dlaczego mam nerwice zoladka...Kocham moja
      mame, ale kiedys jej powiedzialam, ze lepiej dla nas wszystkich by bylo, jakby
      kiedys sie rozwiedli z ojcem. Byla wstrzasnieta, bo przeciez:"ona to wszystko
      dla mnie robila".
      Twoje zycie - dobrze sie zastanow.
      W
      • diin Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 30.07.08, 11:48
        tkwiliśmy w identycznym związku, jesteśmy 1,5 roku po rozstaniu a ja
        z coraz większym przekonaniem śmię twierdzić że rozstanie było dla
        nas wszystkich najlepszym rozwiązaniem..
      • tatadwochchlopakow Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 30.07.08, 13:09
        przeraża mnie myśl stracenia kontaktu z moimi dziećmi. Obawiam się
        jeszcze tego iż będą odpowiednio nastawiani przez żonę i teściową
        przeciwko mnie - są jeszcze zbyt mali aby rozróżnić czarne od
        białego.
        Chyba nie mam odwagi, z drugiej jednak strony czuję że jest pewna
        granica po przekroczeniu której pęknę i odejdę.

        dzisiaj znowu wracam do domu z duszą na ramieniu - po wczorajszej
        kłótni.
        • tata_tomek Wprowadź podstawowe środki ostrożności 30.07.08, 15:20
          tatadwochchlopakow napisał:

          > dzisiaj znowu wracam do domu z duszą na ramieniu - po wczorajszej
          > kłótni.

          Wprowadź podstawowe środki ostrożności:
          - oddzielne konto bankowe
          - kopie najważniejszych dokumentów - twoich, dzieci i mieszkaniowych w bezpiecznym miejscu (bezpiecznym czyli nieosiągalnym dla żony)
          - poinformowanie swojej rodziny o sytuacji + ew. zostawić u nich dodatkowy komplet kluczy do mieszkania
          - zapisanie w komórce numerów do: szkoły / przedszkola / żłobka dzieci
          - wychodzenie z domu _zawsze_ z kluczami, komórką i dowodem osobistym (adres w dowodzie może być pomocny jeśli musiałbyś wchodzić do mieszkania w asyście policji)
      • tata_tomek Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 30.07.08, 15:15
        koni42 napisała:

        > Rozwiodlam sie, wyszlam ponownie za maz. Spotkalam czlowieka
        > ktory jest cudownym przeciwienstwem mojego ex.

        Ale pewnie rozwodząc się nie drżałaś o to czy sąd zostawi ci dzieci czy odda je ojcu. A każdy ojciec w takiej sytuacji zrobi to co Ty piszesz niżej - zastanowi się 100x nad rozwodem... z lęku że go wyrok sądowy zamieni w bankomat wpatrzony w stare fotki swojego dziecka.
        • koni42 Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 30.07.08, 16:28
          Rzeczywiscie nie drzalam...Ale tylko dlatego, ze przez te 5 lat moje dziecko
          mialo jakby tylko matke. Moj maz nie zajmowal sie specjalnie sprawami domu i
          dziecko go draznilo. Ja z kolei nie jestem osoba (patrz.kobieta), ktora
          zatrzaskuje mezowi drzwi, kiedy on chce zobaczyc mala. Nigdy, przenigdy bym tak
          nie zrobila. No coz, wszystko zalezy od poziomu na ktorym sie ludzie rozstaja.
          Wiesz moj ojciec mial liczne kochanki, o ktorych moja matka jak sadze wiedziala.
          Zreszta ja tez, bo kiedys "przypadkiem" byla na tych samych wczasach co my (ja z
          ojcem). To byl bardzo dziwny uklad i ja wiem, ze tak bym nie mogla. Dlatego
          odeszlam.
          Aha i cos dla ojcow: corka regularnie widuje sie z ojcem - nigdy nie mielismy
          ustalonych jakis konkretnych sztywnych terminow. Po prostu prosilam, zeby
          uprzedzil mnie o swoich planach wczesniej. Nigdy tez nie odmowilam, czy nie
          powiedzialam, ze "mala jest chora", choc tak nie bylo. Byla tesciowa odbierala
          ja jak zawsze z przedszkola na zmiane z moja, tak, zeby dla dziecka jak naj
          mniej sie zmienilo.
          Jestem ciekawa, co postanowisz. Pamietaj, ze to nie wstyd myslec tez o sobie.
          Wiesz, dzieci dorosna, odejda z domu - szybciej niz myslisz, a ty zostaniesz sam
          z MONSTREM przy boku. Zreszta tak samo bylo z moimi rodzicami...
        • lulica Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 30.07.08, 18:57
          bardzo praktyczne rady !!
          • tata_tomek Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 31.07.08, 15:42
            lulica napisała:

            > bardzo praktyczne rady !!

            Dziękuję smile
            To pewien kanon, opracowany na podstawie własnych doświadczeń, więc chętnie się
            nim dzielę.
    • breuszek Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 30.07.08, 18:05
      zawsze możesz wyjechać do kanady.
      z dziećmi oczywiście.

      A tak całkiem poważnie, katolik nie katolik nie patrz na swoje dobro tylko na
      dobro dzieci. czy dzieci z matką mają źle? mogę domyślać się tylko odpowiedzi że
      "nie ale w rodzinie z normalną matką mogłyby mieć lepiej". więc weź się w garść
      i zdecyduj czy lepiej będzie jak dzieci będą świadkami kłotni między wami czy
      lepiej będzie jeśli nawet raz na tydzień dzieci z Tobą będą spędzały czas radośnie.

      Z Twojej wypowiedzi przebija tylko "ja nie mogę żyć bez dzieci". Dla tych dzieci
      zawsze będziesz ojcem jeśli tylko będziesz miał jaja. Jeśli Ci ich zabraknie,
      najbardziej nie ucierpisz Ty tylko dzieci.
    • lulica Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 30.07.08, 19:00
      kurcze ja tez jestem czasami taka malpa ze mam swoje pretensyje,
      utoksyczniam atmosfere, i mowie ze to moj nie-malz ma problemy z
      akceptacja i przystosowaniem

      kurka .... i tez mi sie zwiazek sypie i to przezemnie bo jestem
      takim rozrusznikiem

      a moze przejdziecie sie na jakas terapie rodzinna , pogadac o
      problemach z osoba 3 , ktora obiektywnie na to spojrzy

      ja bym poszla ale moj pan nie chce sad
      • tata_tomek Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 31.07.08, 15:45
        lulica napisała:

        > ja tez jestem czasami taka malpa ze mam swoje pretensyje,
        > utoksyczniam atmosfere, i mowie ze to moj nie-malz ma problemy z
        > akceptacja i przystosowaniem
        > i tez mi sie zwiazek sypie i to przezemnie bo jestem
        > takim rozrusznikiem

        I w ten sposób sama odpowiedziałaś sobie (częściowo) na pytania postawione w Twoim wątku smile
    • egon26 Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 30.07.08, 23:20
      Powiem ci tak. Jako facet decydując się na dziecko/dzieci bierzesz za nie
      odpowiedzialność, od dawien dawna mężczyźni chronili swoje rodziny/potomstwo
      przed niebezpieczeństwem i takie też jest teraz nasze zadanie. Jasne że
      niebezpieczeństwa są inne ale są dalej, a trudno chronić przed nimi najbliższych
      nie będąc przy nich. Niebezpieczeństwem może być złe towarzystwo, szalona matka
      i teściowa lub przyszły mąż alkoholik twojej żony z którym twoi synowie wieku
      lat nastu będą walczyć na pięści. Według mnie twoim zadaniem jest chronić swoje
      dzieci również przed tym.
      Z drugiej strony piszesz że jesteś wierzący, więc przypomnij sobie słowa
      przysięgi którą składałeś swojej żonie: "... w zdrowiu i chorobie..." i "...
      ślubuje ci miłość aż do śmierci" Tak to chyba leciało. To jak zachowuje się
      twoja żona potraktuj po prostu jako chorobę z której powinieneś pomóc jej wyjść,
      znaleźć sposób by do niej dotrzeć i naprawić ten związek. Ślubując miłość do
      śmierci tak naprawdę ślubujesz że będziesz walczył o tą miłość, dbał o nią,
      pielęgnował ją- sam trwać tak długo nie będzie. Tylko nie zrozum mnie źle,
      pielęgnowanie miłości to też nie same ustępstwa, zarówno dziecko z którym
      przyjedzie nam przeżyć pod jednym dachem kilkanaście lat jak i partnera, trzeba
      trochę wychować. Mnie trochę wychowała żona ja ją też trochę i tak to powinno
      działać.
      Z twojej wypowiedzi wnioskuje że żona zajmuje się domem nie pracując zawodowo-
      wydaje mi się że kobiety gorzej znoszą taką "samotność" psychicznie. Więc może
      warto by to jakoś zmienić. Gdzieś też rzuciła mi się w oczy teściowa- od
      teściowych lepiej się odciąć, to wy jesteście rodziną nie one z wami.
      Pewnie faktycznie łatwiej byłoby odejść, a naprawić związek na pewno łatwo nie
      jest, tyle że to co naprawdę w życiu jest ważne nigdy łatwo nie przychodzi.
      • wysoki.brunet Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 31.07.08, 08:35
        egon26 napisał:

        > Powiem ci tak. Jako facet decydując się na dziecko/dzieci bierzesz za nie
        > odpowiedzialność, od dawien dawna mężczyźni chronili swoje rodziny/potomstwo
        > przed niebezpieczeństwem i takie też jest teraz nasze zadanie

        Jak sie facet wypali i popadnie w depresję alkoholizm to nie uchroni potomstwa ani nawet siebie. Facet musi być wzorem dla synów a nie popychadłem, nawet jeśli przez ileś lat mamuśka bedzie im pakowała do głowy inną wersję, to z czasem same sie połapią. Bycia popychadłem nie wybaczą mu i tak nigdy.

        > Z drugiej strony piszesz że jesteś wierzący, więc przypomnij sobie słowa
        > przysięgi którą składałeś swojej żonie: "... w zdrowiu i chorobie..." i "...
        > ślubuje ci miłość aż do śmierci" Tak to chyba leciało. To jak zachowuje się
        > twoja żona potraktuj po prostu jako chorobę z której powinieneś pomóc jej wyjść

        Zatajona choroba psychiczna akurat jest powodem do unieważnienia kościelnego małżeństwa i przysięgi.
        • egon26 Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 31.07.08, 08:55
          wysoki.brunet napisał:
          > Facet musi być wzorem dla synów a nie popychadłem, nawet jeśl
          > i przez ileś lat mamuśka bedzie im pakowała do głowy inną wersję, to z czasem s
          > ame sie połapią. Bycia popychadłem nie wybaczą mu i tak nigdy.

          A jaki to wóz który gdy coś się nie udaje odchodzi i zostawia wszystko co
          teoretycznie najważniejsze, postępuje wbrew zasad które wyznaje (katolik). Nie
          twierdzę że ma być popychadłem może tej kobiecie do szczęścia potrzebny jest mąż
          który raz na jakiś czas walnie ręką w stół.

          > Zatajona choroba psychiczna akurat jest powodem do unieważnienia kościelnego ma
          > łżeństwa i przysięgi.
          Zatajona tak. Nabyta niewink Poza tym nie koniecznie musi to być choroba, może
          jakaś depresja- spędzając 8-10 godzin dziennie tylko z dziećmi można popaść w
          tarapaty psychiczne. Nie mówiąc o tym że człowiek poddenerwowany, zestresowany
          jest bardziej wybuchowy i łatwiej z nim o sprzeczkę- to wiem akurat po sobie. Po
          to wybieramy sobie partnera na życie by pomagał nam w trudnych chwilach, by
          zwrócił nam uwagę gdy robimy źle lub głupio.
          • wysoki.brunet Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 31.07.08, 09:16
            > twierdzę że ma być popychadłem może tej kobiecie do szczęścia potrzebny jest mą
            > ż
            > który raz na jakiś czas walnie ręką w stół.
            P
            > o
            > to wybieramy sobie partnera na życie by pomagał nam w trudnych chwilach, by
            > zwrócił nam uwagę gdy robimy źle lub głupio.


            Wierność po grób to było dobre kiedy facet mógł walnąć w stół, a jak nie pomogło to i spuścić manto, odciąć od pieniedzy i rozporządzać i wychowywać wszystkimi w rodzinie jak chciał za przyzwoleniem władz i błogosławieństwem Kościoła. Od parudziesięciu lat niespełna idzie sie za to do paki. I facet nie ma w dzisiejszych czasach innego argumentu niż to że odejdzie i ułoży sobie życie z inną która jego zaangażowanie doceni. Dzisiejsze walenie w stół z którego nic nie wynika jest śmieszne i żałosne. (Chociaż nawet sam zmam taką co się sama waliła w łeb patelnią i leciała na obdukcję żeby szantażować męża policją)
            • egon26 Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 31.07.08, 09:45
              wysoki.brunet napisał:
              > Wierność po grób to było dobre kiedy facet mógł walnąć w stół, a jak nie pomogł
              > o to i spuścić manto, odciąć od pieniedzy i rozporządzać i wychowywać wszystkim
              > i w rodzinie jak chciał za przyzwoleniem władz i błogosławieństwem Kościoła. Od
              > parudziesięciu lat niespełna idzie sie za to do paki. I facet nie ma w dzisiej
              > szych czasach innego argumentu niż to że odejdzie i ułoży sobie życie z inną kt
              > óra jego zaangażowanie doceni

              A do bicia silniejszego też byś był taki skory?? Bo słabszą kobietę to chyba nie
              sztuka.
              Piszesz jak mój ojciec, gdy już nie mógł uderzyć mamy bo my byliśmy za duzi i
              dostał by łomot od nas, też skorzystał z "argumentu odejścia". Na pewno nie ze
              wszystkimi kobietami da się żyć ale chyba to widać od razu, a jeśli zmienia się
              coś po latach to chyba z jakiegoś powodu. I jeśli tak ciężko jest żyć z tą
              kobietą że mąż już nie wytrzymuje to zostawi jej swoje dzieci które mają
              mniejszą możliwość by się bronić.
              Ktoś tu napisał że trzeba też myśleć o sobie, jasne że trzeba ale nie kosztem
              innych, nie kosztem dzieci.
              • diin egon26 31.07.08, 11:03
                wiesz podoba mi się to co piszesz, z resztą zawsze Twoje wypowiedzi
                mi się podobały..
                Jednak w tym temacie myślę, że - Ty żyjesz z żoną dzieckiem w
                szczęśliwym związku (a przynajmiej tak wnioskuję z Twoich
                wypowiedzi) i masz do tego zupełnie inne podejście - takie - jakby
                to nazwać - pełne nadziei, możliwości ratowania...
                Coś w stylu dopóki sam nie przeżyjesz nie do końca zrozumiesz...
                A inaczej jest poczuć w praktyce jak to jest gdy związek się wali,
                gdy widzisz że osoba którą kochałeś jest już inną osobą - świat Ci
                się rozpada.. czasem lepiej jest wyjść z horroru niż w nim naiwnie
                trwać, czasem sprawy zachodzą za daleko - nie da się cofnąć
                przykrych słów, czynów one zawsze odbijają trwały ślad gdzieś w
                środku..
                Ty widzisz to inaczej - bo chyba (nie wiem tego) nie doświadczyłeś
                (i obyś nigdy nie musiał) takiej sytuacji...
                rozstanie rodziców nie zawsze oznacza coś gorszego dla dziecka,
                czasem jest to najlepsze wyjście właśnie dla dzieci...
                • egon26 Re: egon26 31.07.08, 23:05
                  diin nasz związek rozpadł się już kilka razy i kilka razy ja go ratowałem, żona
                  też go kilka razy ratowała. Aniołem nie jestem, żona też nie choć może jej jest
                  bliżej niż miwink Są problemy są spięcia jak w każdym związku. Ale cudowne w
                  naszym małżeństwie jest to że jesteśmy razem tak naprawdę, że jesteśmy dla
                  siebie przyjaciółmi i problemy rozwiązujemy wspólnie, wspólnie się wychowując.
                  Żona nie pozwala by mój impulsywny charakter dominował itd.
                  W tym wątku radzę ojcu- nie matce, bo zostawić swoje dziecko to najgorsze moim
                  zdaniem rozwiązanie. Sam jestem z rozbitej rodziny i sam cieszyłem się gdy mój
                  ojciec wyprowadzał się z domu bo charakter ma fatalny i wtedy wreszcie można
                  było wracać do domu nie martwiąc się że zrobi awanturę. Jeśli jego żona tak jak
                  pisał robi awantury to gdy od niej odejdzie będzie robiła je nadal tyle że teraz
                  dzieciom. Jeśli jego żona w końcu ułoży sobie życie z kimś bardziej impulsywnym,
                  jego dzieci będą światkami gorszych kłótni. Więc jego odejście wcale nie zmieni
                  nic na lepsze, może za to spróbować wychować ją by nie robiła tego typu awantur-
                  jak sam już musi dojść do tego. Jeśli są one wynikiem stresu, nerwicy trzeba
                  znaleźć powód i pomóc go rozwiązać. Łato i szybko na pewno nie będzie ale moim
                  zdaniem to lepsze wyjście z sytuacji niż porzucenie dzieci, a na dzieci po
                  rozwodzie raczej liczyć nie może.
              • wysoki.brunet Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 31.07.08, 11:36
                egon26 napisał:
                > Piszesz jak mój ojciec, gdy już nie mógł uderzyć mamy bo my byliśmy za duzi i
                > dostał by łomot od nas, też skorzystał z "argumentu odejścia"

                Jakżeś taki idealista tradycjonalista to pamiętaj że podniesienie reki na własnego ojca niezależnie od powodu to w starym testamencie jedna z najcięższych zbrodni karana śmiercią, a potem w późniejszym chrześcijaństwie bardzo długą wydziedziczeniem wygnaniem i klątwą. Zonę własną natomiast Kościół zalecał lać u umiarem.
                Ja piszę tym że przez ostanie parę tysięcy lat mężczyzna miał pełnie władzy wraz w dowolnością wymierzania kar nad żoną i dziećmi i związaną z tym odpowiedzialność. Od parudziesięciu lat nie ma władzy już niemal żadnej, a jedyny argument który mu jeszcze pozostał to to że odejdzie.
                • egon26 Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 31.07.08, 23:19
                  wysoki.brunet napisał:
                  > Jakżeś taki idealista tradycjonalista to pamiętaj że podniesienie reki na własn
                  > ego ojca niezależnie od powodu to w starym testamencie jedna z najcięższych zbr
                  > odni karana śmiercią, a potem w późniejszym chrześcijaństwie bardzo długą wydzi
                  > edziczeniem wygnaniem i klątwą. Zonę własną natomiast Kościół zalecał lać u umi
                  > arem.
                  > Ja piszę tym że przez ostanie parę tysięcy lat mężczyzna miał pełnie władzy wra
                  > z w dowolnością wymierzania kar nad żoną i dziećmi i związaną z tym odpowiedzia
                  > lność. Od parudziesięciu lat nie ma władzy już niemal żadnej, a jedyny argument
                  > który mu jeszcze pozostał to to że odejdzie.

                  Problem z twoim rozumieniem polega na tym że małżeństwo to nie jest władza
                  jednostki-ojca i w takiej formie nigdy nie może być szczęśliwe. A to że ludzkość
                  wywodzi się od bezmózgich mięśniaków którzy uważali że skoro są silniejsi to
                  mają prawo rządzić innymi to właśnie podstawa męskiej dominacji w związku. Na
                  szczęście przynajmniej w teorii żyjemy w czasach cywilizowanych. Wydaje mi się
                  również że bardziej męskie niż odejście i zostawienie dzieci z żoną było by po
                  prostu ją uwieśćwink tak by straciła dla nas głowę. Uwodzenie kobiet to jak
                  najbardziej męskie zajęcie- wiec czemu nie zrobić tego z żonąwink
                  • purpurowa_komnata Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 12.08.08, 17:19
                    Problem z twoim rozumieniem polega na tym że małżeństwo to nie jest
                    władza
                    > jednostki-ojca i w takiej formie nigdy nie może być szczęśliwe. A
                    to że ludzkoś
                    > ć
                    > wywodzi się od bezmózgich mięśniaków którzy uważali że skoro są
                    silniejsi to
                    > mają prawo rządzić innymi to właśnie podstawa męskiej dominacji w
                    związku

                    Nigdy nie wątpiłam,ze większość mężczyzn używa mózgu do
                    myślenia.Dzięki Twoim wypowiedziom Egon mam na to również dowód wink
                • purpurowa_komnata Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 12.08.08, 17:12
                  > Ja piszę tym że przez ostanie parę tysięcy lat mężczyzna miał
                  pełnie władzy wra
                  > z w dowolnością wymierzania kar nad żoną i dziećmi i związaną z
                  tym odpowiedzia
                  > lność. Od parudziesięciu lat nie ma władzy już niemal żadnej

                  To jest sprawiedliwe w takim razie,ze jej nie ma-jeśli ta władza to
                  tylko sprawiane bólu drugiemu człowiekowi-KOBIECIE-tylko dlatego,że
                  jest słabsza fizycznie.
                  I jeszcze jedno

                  a jedyny argument
                  > który mu jeszcze pozostał to to że odejdzie.
                  Ja bym powiedziała-kobiety mając możliwość pracy zarobkowej-mogąc
                  utrzymać siebie i potomstwo -decydowały się i decydują na odejście
                  od oprawcy.To jest argument kobiet-odejście- a rzadko mężczyzn.
                  • wysoki.brunet przemoc psychiczna kobiet 13.08.08, 08:52
                    purpurowa_komnata napisała:

                    > To jest sprawiedliwe w takim razie,ze jej nie ma-jeśli ta władza to
                    > tylko sprawiane bólu drugiemu człowiekowi-KOBIECIE-tylko dlatego,że
                    > jest słabsza fizycznie.

                    Z jakiejkolwiek książki o problemach w związku dowiesz sie że przemoc prychiczna stosowana przez kobiety jest znacznie częstrza niż przemoc fizyczna stosowana przez mężczyn.
                    Mężczyźni sa słabsi psychicznie i kobiety to wykorzystuja bezwględnie i wcale nie jest to zadną tajemnicą. Facet może się wypalic w toksycznym zwiazku jak w tytule , a po jego żonie to spłynie jak poranny deszcz.

                    > Ja bym powiedziała-kobiety mając możliwość pracy zarobkowej-mogąc
                    > utrzymać siebie i potomstwo -decydowały się i decydują na odejście
                    > od oprawcy.To jest argument kobiet-odejście- a rzadko mężczyzn.

                    Kobiety odchodzą czerpiąc wsparcie emocjonalne od potomstwa, co jest nadużyciem wobec dzieci. Mężczyźni odchodzą gdy maja wsparcie emocjonalne w innej kobiecie a w żonie juz nie i tym to się najczęsciej różni.
                    • purpurowa_komnata Re: przemoc psychiczna kobiet 13.08.08, 09:26
                      Twoja analiza jest taka samo prawdziwa jak śnieg w maju w
                      Polsce.Może się zdarzyć ale niezwykle rzadko.
                      • wysoki.brunet Re: przemoc psychiczna kobiet 13.08.08, 13:56
                        purpurowa_komnata napisała:

                        > Twoja analiza jest taka samo prawdziwa jak śnieg w maju w
                        > Polsce.Może się zdarzyć ale niezwykle rzadko.

                        A twoje analizy? Czy jesteś następną która na terapii u psychologa trzasnęłaby drzwiami uważając że psycholodzy to idiotki a o życiu najwięcej wiesz sama ?
                        Z wikipedii:
                        Przemoc domowa wobec mężczyzn [edytuj]
                        Do niedawna nie prowadziło się badań na temat przemocy domowej stosowanej przez kobiety. Jednak od kiedy je rozpoczęto, wskazują one niemal jednoznacznie na fakt, że przemoc domową częściej stosują kobiety na mężczyznach [10] lub że jest ona przez obie płci stosowana równie często [11].


                        • purpurowa_komnata Re: przemoc psychiczna kobiet 13.08.08, 14:16
                          Boli Cię,że kobiety znalazły broń na przemoc fizyczną czy jak? W
                          przyrodzie musi być równowaga.A co do mnie używanie przeciw drugiej
                          osobie przemocy jakiegokolwiek rodzaju jest- mniemam,że nie tylko w
                          mojej ocenie naganne.
                          Z Twoich postów wynika-jak mężczyzna mógł stosować przemoc fizyczną-
                          było dobrze bo panował nad rodziną, jak kobieta-stosuje przemoc
                          psychiczną-już nie jest dobrze.
                          Zastanów się nad tym bo wychodzi na to,ze jesteś przeciw jeśli ktoś
                          Ci sprawi cierpienie natomiast jeśli w Twojej ocenie Ty "będziesz
                          musiał" sprawić ból kobiecie- to już jest wszystko w porządku.
                          Jak dla mne jakikolwiek przymus i przemoc są naganne i nie ma na
                          niego usprawiedliwienia-niezależnie od agresora i ofiary. Jeszcze
                          jedno-odnoszę się w tym poście do relacji mężczyzna-kobieta, nie zaś
                          agerora napadającego na kraj i reakcji kraju na agresję.
                          Wikipedia tak poza tym to tylko pobieżny opis problemów naukowych i
                          nie tylko-choć miło,ze nadal chesz się uczyć.
                          • purpurowa_komnata Re: przemoc psychiczna kobiet 13.08.08, 14:19
                            i wybierz się w końcu na terapię bo wciąż o niej mówisz a sam jej
                            bardzo potrzebujesz- może trochę złagodzi Twoją frustrację po
                            nieudanym związku i niedobranej przez Ciebie samego partnerce-
                            ex.Poodzenia-zdrowia życzę.
                          • wysoki.brunet Re: przemoc psychiczna kobiet 13.08.08, 14:51
                            purpurowa_komnata napisała:
                            > Z Twoich postów wynika-jak mężczyzna mógł stosować przemoc fizyczną-
                            > było dobrze bo panował nad rodziną, jak kobieta-stosuje przemoc
                            > psychiczną-już nie jest dobrze.
                            > Zastanów się nad tym bo wychodzi na to,ze jesteś przeciw jeśli ktoś
                            > Ci sprawi cierpienie

                            Purpurowa, pozwól że Ci wyjaśnię że przypisujesz mi i inni obronę przemocy i przemoc co nie jest zgodne z rzeczywistością. Nie mam zamiaru ani jej bronić, ani tłumaczyć.
                            Jedynie co napisałem to to że nierozerwalność małżeńska miała sens gdy mężczyzna miał władzę i związana z tym odpowiedzialność. Jak nie umiał z niej skorzystać to było jasne że dupa nie mężczyzna i tyle. Teraz może jedynie odejść.
                            • purpurowa_komnata Re: przemoc psychiczna kobiet 13.08.08, 15:07
                              A ja Ci próbowałam napisać iż co mi z nierozezwalności jeśli jestem
                              nieszanowana, źle traktowana i poniżana-lepiej aby rozerwalność była
                              (a nie nierozerwalność mimo wszystko) -wcale rodzina na tym nie
                              zyskiwała,że kobieta odejść nie mogła. Zyskiwał jedynie mężczyzna
                              mający władzę. A nie zawsze za tym szła jego odpowiedzialność.
                              Teraz różnica jest taka, że te cierpienia stały się udziałem
                              mężczyzn.
                              Jak mam żałować to każego poniżonego małżonka, zdradzonego,
                              poddawanego przymusowi,przemocy.Wiem,ze trudno Ci się pogogodzić z
                              utratą panowania nad sytuacją-to tyle.
                            • purpurowa_komnata Re: przemoc psychiczna kobiet 13.08.08, 15:13
                              Jedynie co napisałem to to że nierozerwalność małżeńska miała sens
                              gdy mężczyzn
                              > a miał władzę i związana z tym odpowiedzialność. Jak nie umiał z
                              niej skorzysta
                              > ć to było jasne że dupa nie mężczyzna i tyle.
                              Tylko nie dopisałeś,ze na tym traciła najbardziej kobieta. Teraz
                              tracą oboje jeśli nie potrafią korzystać z władzy i
                              odpowiedzialności.Więc nie rozumiem w tym kontekście dlaczego
                              uważasz,że najbardziej pokrzywdzony jest mężczyzna-on odczuł to
                              przez wieki odczuwały kobiety-a że to jest bolesne-to już zupełnie
                              inna sprawa.
                        • purpurowa_komnata Re: przemoc psychiczna kobiet 13.08.08, 14:24
                          > A twoje analizy? Czy jesteś następną która na terapii u psychologa
                          trzasnęłaby
                          > drzwiami uważając że psycholodzy to idiotki a o życiu najwięcej
                          wiesz sama ?
                          A może sama jestem terapeutką, która nie trzaska drzwiami bo nie
                          jest sfrustrowana?
                          • wysoki.brunet Re: przemoc psychiczna kobiet 13.08.08, 14:39
                            purpurowa_komnata napisała:
                            > A może sama jestem terapeutką, która nie trzaska drzwiami bo nie
                            > jest sfrustrowana?

                            Aż tak bardzo niedouczoną żeby twierdzić że przemoc psychiczna kobiet wobec
                            mężczyzn jest rzadka jak śnieg w maju w Polsce?
                            • purpurowa_komnata Re: przemoc psychiczna kobiet 13.08.08, 14:49
                              Z moich obserwacji wynika,że przemoc wobec małżonka;we wszelakich
                              rodzajach w porównaniu procentowym z przemocą psychiczną kobiety
                              wobec mężczyzny -wcale nie jest tak częsta jak twierdzisz-z metaforą
                              przesadziłam celowo, aby Ci pokazać,ze nie tylko mężczyżni są
                              krzywdzeni jak to cały czas podkreślasz- to by było na tyle.
                              • tata_tomek No, jak dzieci, jak dzieci... n/t 13.08.08, 16:26
              • tata_tomek Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 31.07.08, 15:47
                egon26 napisał:

                > Bo słabszą kobietę to chyba nie
                > sztuka.

                A jeśli to ona zacznie?
                • wysoki.brunet Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 31.07.08, 16:06
                  tata_tomek napisał:

                  > > Bo słabszą kobietę to chyba nie
                  > > sztuka.
                  >
                  > A jeśli to ona zacznie?

                  Nie czytałeś? Można walnąć pięścią w stół!
                • egon26 Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 31.07.08, 23:23
                  tata_tomek napisał:
                  > A jeśli to ona zacznie?
                  Nie wiem nie wyobrażam sobie by np. moja zona ze swoja posturą mogła mi coś
                  złego zrobić, znam kobietę która jest większa ode mnie i jej bym się bał. Jednak
                  lepiej odwrócić się na pięcie i iść na obdukcje do lekarza- może wtedy łatwiej
                  będzie wyciągnąć dziecko przy rozwodzie.
                  • ag_sil Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 01.08.08, 19:57
                    U mnie w domu rodzinnym taki zwiazek zaczął się jak matka została
                    bez pracy. i to właśnie ona podnosi ręce na ojca i na wszystkie
                    dzieci. miałam dziewietnaście lat jak to się zaczęło i 3 młodszego
                    rodzeństwa. teraz wszyscy jesteśmy samodzielni, niezależni od
                    rodziców i staramy się być jak najdalej od matki chociaż odbywa się
                    to kosztem taty. każde z nas rodzeństwa mieszka min 50 km a nawet i
                    1000 km od domu i jak zbliżają się np. święta to chorujemy z nerwów
                    co tez ONA znów wymyśli.
                    Katorgą jest każda wizyta u rodziców, katorgą patrzenie na tatę -
                    dziś strzępek nerwów, a kiedyś pogodny życzliwy i dobry człowiek.
                    Pamiętam ze mnóstwo razy tata mówił o rozwodzie , ale wtedy zawsze
                    matka była i jest "anioł nie kobieta" dla ojca aż on zmieni zdanie.
                    A po np. miesiacu od nowa polka sie zaczyna.
                    Ciężko mi o tym pisać. dodam jeszcze tylko tyle że moi rodzice sa
                    bardzo majętni, a matka jest cholerną sknerą. ja z tego majatku nie
                    mam nic i nie zależy mi na tym. Powoli z mężem dochodzimy do
                    wszystkiego sami i jestem szczęśliwa bo mi matka nie wypomina tak
                    jak miałam 19 lat że "ona dla mnie bochenek chleba za 1 zł musi
                    kupuć". Jedynie innym ludziom ZAZDROSZCZE ciepłych i serdecznych
                    rodziców (MATKi) do których można pójść na kawę, porozmawiać, no i
                    babci której wnuk nie będzie się bał. Ale za to mam anioł teściową i
                    za nią nich będą dzieki....

                    • wysoki.brunet Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 01.08.08, 20:25
                      ag_sil napisała:

                      > Katorgą jest każda wizyta u rodziców, katorgą patrzenie na tatę -
                      > dziś strzępek nerwów, a kiedyś pogodny życzliwy i dobry człowiek.

                      Pewno miał takich dobrych doradców jak i tu radzą: staraj sie bardziej a na pewno się zmieni, wszystko TWOJA WINA ze nie znalazłeś odpowiedniej drogi aby do niej dotrzeć ze swoimi potrzebami i jej zmienić smile

                      Sama jedynie czynność urodzenia dzieci nie robi z kobiety świętszej i lepszej od innych ludzi wbrew powszechnemu mniemaniu. Podobnie jak i wśród mężczyzn, wśród kobiet nie brakuje przypadków beznadziejnych.
                      • tata_tomek Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 06.08.08, 16:39
                        wysoki.brunet napisał:

                        > Pewno miał takich dobrych doradców jak i tu radzą: staraj sie bardziej a na pew
                        > no się zmieni, wszystko TWOJA WINA

                        Po pierwsze nikt tu nie mówi, że to wina autora wątku.
                        Po drugie, ja np. zawsze radzę, żeby się starać i probować ratować, ale... od razu, na_początku, bo potem wszystko się nawarstwia i szanse na rozplątanie maleją. Czyli: Szczera rozmowa? Owszem, ale tylko jeśli obie_strony na to idą. Jeżeli jedna strona próbuje, a druga to olewa, to należy też ją olać i skupić się na dzieciach.
    • mamagapka Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 03.08.08, 10:34
      jestem (byłam?) taką żoną.
      okazało sie że mam depresję, choć na pozór jestem osobą wesołą z
      poczuciem humoru , duszą towarzystwa. zawsze zaczynało się od
      drobiazgu który urastał do granic możliwości a ja czułam że
      wściekłość we mnie narasta jak słupek rtęci w szklance z herbatą.
      naprawdę.
      leki pomagają, deprim można kuppić w każdej aptece. sytuacja
      kompletnie się zmieniła. może to jest problemem i twojej żony?
      mój ojciec była alkoholikiem i życie mieliśmy ciężkie. wiadomo. stąd
      wahania nastroju i niechęć do zmian, nawet najmniejszych. piszę o
      tym bo napisałeś że nigdy nie wiesz co cię spotka jak wrócisz do
      domu. tak było i u nas.

      może twoja żona zgodzi się na wizytę u psychiatry? jeśli zależy ci
      na związku, walcz, idżcie razem. nie tłumacz jej że to dlatego że
      jej zachowanie jest złe tylko dlatego że obydwoje potrzebujecie
      pomocy. zawsze zdążycie się rozstać a przynajmniej będziecie
      wiedzieć że zrobiliście wszystko co było można.

      pozdrawiam i życzę powodzenia
      powodzenia
    • partisan76 Terapia 03.08.08, 12:14
      To jest rzecz której powinienes spróbować zanim o czymkolwiek ostatecznie
      zadecydujesz. Z tego co widzę ja - świat Ci się sypie i szarpiesz się między
      dwiema beznadziejnymi opcjami - rozwodem i utratą kontaktu z dziećmi, a życiem w
      narastającym koszmarze.

      Po pierwsze - przeczytaj uważnie to co napisał tata_tomek - nie musisz tego
      robić od razu, ale przynajmniej dobrze jest wiedzieć, jak się przygotować na
      najgorsze.

      Po drugie - poszukaj dobrego terapeuty - po znajomych najlepiej i staraj sie
      raczej unikac panstowych osrodkow, gdzie odwalaja panszczyzne.

      po trzecie - umów się na spotkanie SAM i porozmawiaj - sprawdz, czy dobrze się z
      nim/nią czujesz, czy łapiesz kontakt i zrozumienie, oraz najważniejsze -
      zaufanie. Jesli nie - zmien terapeute - dobry terapeuta, terapeutka to podstawa.
      Jesli znalazles, to

      po czwarte - poswiec troche czasu sobie na poczatek - nie startuj od razu z
      terapia par - zacznij od siebie - gwarantuje Ci, ze dowiesz sie wielu ciekawych
      rzeczy na wlasny temat - o swoich reakcjach, czesto niepotrzebnych obawach -
      pozwoli Ci to inaczej popatrzec na wiele spraw - przypuszczam, ze SPOKOJNIEJ
      popatrzec na wiele spraw.

      po piate - dopiero wtedy ustal jak zaczac wspolna terapie i zacznijcie ją.

      Nie macie nic do stracenia - jesli wszystko pojdzie dobrze to sie jakos
      wzajemnie poukladacie, moze oboje zobaczycie sprawy z innych perspektyw. Moze
      okazac sie, ze zona faktycznie ma depresjie i zacznie ją leczyc, moze sie okazac
      bardzo wiele - tym ruchem otwierasz sobie kilka drog.
      Jesli pojdzie kiepsko - to moze chociaz rozstaniecie się normalnie i mądrze.
      Jesli nic z tego nie bedzie - staniesz w punkcie wyjscia, ale przynajmniej Ty
      bedziesz mądrzejszy o nowe doswiadczenia i wiedze o sobie samym. A to już coś.


      pozdrawiam smile
      • wysoki.brunet Re: Terapia 04.08.08, 11:55
        partisan76 napisał:
        > Po drugie - poszukaj dobrego terapeuty - po znajomych najlepiej i staraj sie
        > raczej unikac panstowych osrodkow, gdzie odwalaja panszczyzne.
        >
        > po trzecie - umów się na spotkanie SAM i porozmawiaj - sprawdz, czy dobrze się

        Wtedy poważnie ryzykujesz że tak jak moja była, już po pierwszej sesji żona ci trzaśnie drzwiami i wyjedzie ci że specjalnie wynalazłeś nastawianą przeciw niej idiotkę. Bo jeżeli ktoś może mieć problem to tylko ty, w końcu latasz po psychologach smile
        • partisan76 Re: Terapia 04.08.08, 23:59
          heheh, no i po co nastawiales jakas kretynke przeciw niej? wink Ale jako ze eks
          jest eks, to chyba w koncu dobrze sie skonczylo smile

          a tak powaznie, to kazdy ruch niesie ryzyko jakiejs nieprzewidzianej,
          absurdalnej sytuacji.

          ale cos mi sie widzi, ze nasz kolega chyba szlaban na internet dostal wink
        • tata_tomek Re: Terapia 06.08.08, 16:31
          wysoki.brunet napisał:

          > tak jak moja była, już po pierwszej sesji żona ci
          > trzaśnie drzwiami i wyjedzie ci że specjalnie wynalazłeś nastawianą przeciw
          > niej idiotkę.

          Nie tylko twoja; tyle że moja to nie 'była' tylko 'aktualna'...
          • wysoki.brunet Re: Terapia 06.08.08, 17:40
            > > tak jak moja była, już po pierwszej sesji żona ci
            > > trzaśnie drzwiami i wyjedzie ci że specjalnie wynalazłeś nastawianą przec
            > iw
            > > niej idiotkę.
            >
            > Nie tylko twoja; tyle że moja to nie 'była' tylko 'aktualna'...

            To jest podejście niektórych bab do "rozmów". Nie słuchają nikogo, "rozmowa" ma na celu wbicie do łba mężowi swoich żądań. Jeżeli fakty, psycholog mówią co innego tym gorzej dla psychologa i faktów!

            Należy starać się żeby żona przejrzała na oczy i się zmieniła, ale jak ona ma to gdzieś, należy zmienić żonę.
      • tata_tomek Re: Terapia 06.08.08, 16:45
        partisan76 napisał:

        > Po pierwsze - przeczytaj uważnie to co napisał tata_tomek - nie musisz tego
        > robić od razu, ale

        Od razu, kochany, od razu! Si vis pacem para bellum, czyli jeśli chcesz pokoju, to bądź przygotowany na wojnę.

        > po czwarte (...) nie startuj od razu z
        > terapia par - zacznij od siebie - gwarantuje Ci, ze...

        A ja ci gwarantuję, że każdy państwowy czy prywatny terapeuta powie ci, "no tak, oczywiście widać, że związek się sypie, ale muszę porozmawiać najpierw z pana żoną a potem z wami obojgiem"

        > pozwoli Ci to (...)SPOKOJNIEJ
        > popatrzec na wiele spraw.

        To tak jak u mnie smile Jak już wszyscy - lekarze i policja wyjaśnili mi, że nic nie mogę zrobić, to od razu poczułem się spokojniejszy. Bo po co się wściekać na coś, czego nie mogę zmienić? W takiej sytuacji trzeba skupić się na dziecku / dzieciach.

        > Jesli nic z tego nie bedzie - staniesz w punkcie wyjscia, ale przynajmniej Ty
        > bedziesz mądrzejszy o nowe doswiadczenia i wiedze o sobie samym.

        Toś go pocieszył sad(
        • partisan76 Tomek 11.08.08, 23:51
          tata_tomek napisał:



          >
          > Od razu, kochany, od razu! Si vis pacem para bellum, czyli jeśli
          chcesz pokoju, to bądź przygotowany na wojnę.

          Hmm, jest w tym powiedzeniu pewien haczyk smile Nie można go brac zbyt
          serio. Ja rozumiem, ze rzymskie legiony lubily używać tego argumentu
          przed senatem, ale czy to nie jest tak, ze szykowanie sie do wojny
          jest swietnym argumentem, zeby wojne zaczac? w sumie skoro
          poswiecilismy juz tyle czasu i energii, kupilismy te wszystkie fajne
          armaty i w ogóle, to przecież nie będziemy siedzieć w koszarach jak
          te głupki, nie? wink

          > > po czwarte (...) nie startuj od razu z
          > > terapia par - zacznij od siebie - gwarantuje Ci, ze...

          > A ja ci gwarantuję, że każdy państwowy czy prywatny terapeuta
          >powie ci, "no tak , oczywiście widać, że związek się sypie, ale
          >muszę porozmawiać najpierw z pana żoną a potem z wami obojgiem"

          Jestem zwolennikiem terapii. Moze nie od razu zaraz kiedy mamy
          katar, ale są sytuacje, kiedy się po prostu plącze i sypie i
          zawiodly metody, ktore przeciez byly takie swietne. Mi terapia
          otworzyła oczy na kilka rzeczy, dała do myslenia, postawila kilka
          pytan, na ktore z pewnym wysilkiem i szczeroscia musialem sobie
          odpowiedzec i naprawde dobrze mi to zrobiło.

          Terapeuta niekoniecznie musi tak powiedziec smile wierz mi. Dlatego
          ważne, aby znależć dobrego.

          Znam dobrze az dwie pary, ktore fajnie sie poukladaly, wlasnie po
          terapii (i w obu przypadkach to facet wyszedl z inicjatywą). nie
          twierdze, ze teraz sa idealne, ale troche inaczej patrza na siebie -
          moim zdaniem - lepiej.


          > > pozwoli Ci to (...)SPOKOJNIEJ
          > > popatrzec na wiele spraw.
          >
          > To tak jak u mnie smile Jak już wszyscy - lekarze i policja wyjaśnili
          mi, że nic nie mogę zrobić, to od razu poczułem się spokojniejszy.
          Bo po co się wściekać na coś, czego nie mogę zmienić? W takiej
          sytuacji trzeba skupić się na dziecku / dzieciach.


          Nie wiem jaka sytuacja byla u Ciebie - z tego co rozumiem - fatalna.
          oszczedze Ci tym bardziej dobrych rad w stylu 'nie poddawaj
          sie' 'jeszcze bedzie dobrze' bo przypuszczam, ze obaj takie rady
          potrafimy cynicznie skomentowac smile

          autor tego watku opisal swoj problem - a ja postaralem sie odpisac
          na to najlepiej jak potrafilem. Nie twierdze, ze sa to perly
          madrosci ktore rozwiaza wszystko. ale moze warto przemyslec, albo
          choc wziac pod uwage moj punkt widzenia smile

          pozdrawiam

          • tata_tomek Re: Tomek 13.08.08, 16:25
            partisan76 napisał:

            > czy to nie jest tak, ze szykowanie sie do wojny
            > jest swietnym argumentem, zeby wojne zaczac?

            Nie, to jest tak, że jak jesteś przygotowany do wojny, to nikt nie chce zacząć wojny _z_tobą_ smile

            > Jestem zwolennikiem terapii. (...)

            Ja też. Ale nie bardzo wierzę że problemy _dwóch_osób_ mogą być rozwiązane przez terapię tylko _jednej_osoby_.

            > dwie pary, ktore fajnie sie poukladaly, wlasnie po
            > terapii (i w obu przypadkach to facet wyszedl z inicjatywą).

            On wyszedł z inicjatywą, ale terapia była dla dwojga, prawda?

            > Nie wiem jaka sytuacja byla u Ciebie - z tego co rozumiem - fatalna.

            Gdzieś tu jeszcze pałęta się mój początkowy wątek, zarchiwizowany, ze stycznia 2005
            • wysoki.brunet Re: Tomek 13.08.08, 16:38
              tata_tomek napisał:
              > Ja też. Ale nie bardzo wierzę że problemy _dwóch_osób_ mogą być rozwiązane prze
              > z terapię tylko _jednej_osoby_.

              Generalnie dałem się wciągnąć w dyskusję bo tu stereotypowo radzi sie facetowi że jak jest źle to jego wina, że niby jest niedojrzały, bo jakże to tak że kobieta do w dodatku matka mogła być tą złą, wina musi być po zawsze męskiej stronie. A to nieporozumienie...
    • marek_gazeta Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 04.08.08, 22:47
      Jeśli żona jest faktycznie wredna, być może jest chora - cierpi na depresję. Być może wyżywa się na Tobie za swoje rzeczywiste bądź urojone porażki życiowe. Jeśli tak jest, bez lekarza i psychotropów się nie obejdzie.

      Za mało danych (np. jak wygląda Wasz seks - to ważne), zresztą nie jestem psychologiem. Tak czy owak, skonsultuj się ze specjalistą.
    • uny Re:jak to co dalej?! W Y P A L I S Z S I E!! 05.08.08, 22:35
      i to by było na tyle
    • johnnysixcannons Re: wypalam się przez toksyczny związek... i co d 05.08.08, 23:11
      Ja bym posłuchał rad Taty Toma.Musisz odzyskać szacunek do samego
      siebie.Nie możesz być chłopcem do bicia.Twoi synowie nie będa cię
      szanować.Nie ma co bić pięscią w stół.Nie wolno stosować przemocy
      tak psychicznej jak fizycznej.Ale musisz mieć szacunek do samego
      siebie
      • tatadwochchlopakow ...dalej 06.08.08, 10:03
        Jesteśmy po kolejnej rozmowie i mocnych postanowieniach poukładania
        chociaż "części rozsypanych klocków",i o dziwo widzę że postawa żony
        uległa diametralnej poprawie; w perspektywie czasu czeka nas wizyta
        w poradni.
        Tli się we mnie jeszcze na tyle uczucia aby walczyć o małżeństwo, bo
        przecież można mieszkać razem nie będąc razem, a być tylko dla
        dzieci.
        Myślę, że gdyby nie mój ugodowy charakter i wyniesione z domu "to
        jak nie wolno postępować z rodziną" już było by po sprawie.
        Daliśmy sobie kolejną nadzieję i będziemy próbować przemienić ją w
        ciągle trwający stan.

        • johnnysixcannons Re: ...dalej 06.08.08, 11:00
          Dobrze,bardzo dobrze,szlachetnie i na medal.Pamiętaj o szacunku do
          siebie,a sprawa jest na dobrej drodze.Żadne bochaterstwo spakować
          się i wyjść.Jak jest szansa to trzeba ją wykorzystać.
          • carinica011 do bruneta.. 06.08.08, 15:53
            współczuję ci, że tobie życie nie poukładało się tak, jakbyś tego chciał i mam
            do ciebie jedno pytanie: gdzieś ty się uchował? dominacja? jedyny argument
            mający jakąś wartość to pięść? i to nie koniecznie w stół? i co, dziwisz się?

            a słyszałeś kiedyś o rozmowie? dochodzeniu do porozumienia innymi niż siłowymi
            sposobami? wiesz, chyba terapia jednak się przyda... nie rezygnuj z niej.

            • wysoki.brunet Re: do bruneta.. 06.08.08, 17:58
              carinica011 napisała:
              > a słyszałeś kiedyś o rozmowie? dochodzeniu do porozumienia innymi niż siłowymi
              > sposobami? wiesz, chyba terapia jednak się przyda... nie rezygnuj z niej.

              Terapia to dawne dzieje.
              Ależ mam teraz od dawna partnerkę z którą świetnie wychodzi mi i rozmowa i porozumienie. Ona jest zaprzeczeniem tej pierwszej, ubóstwiam ją, żadni psycholodzy nie są nam potrzebni. Zresztą jak nawet o coś się posprzeczamy to potrafi mnie całkowicie rozbroić wchodząc za moment w czerwonym gorsecie i zaciągając do łóżka bo "szkoda czasu na kłótnie" i rano nawet o tym już nie pamiętam.
              Za to mojej ex źle wychodzi obrażanie się na psychologów i ich terapie bo wiąże się z popierdzielonymi typami z których jeden ją okradł, drugi lał tak że zabierała go policja, trzeci chlał i niszczył meble i telewizor po wódce, a potem mój dzieciak to wszystko potem przeżywa.
          • tata_tomek Re: ...dalej 06.08.08, 16:46
            johnnysixcannons napisał:

            > Pamiętaj o szacunku do
            > siebie,a sprawa jest na dobrej drodze.Żadne bochaterstwo spakować
            > się i wyjść.

            Lepiej spakować żonę? smile
            • johnnysixcannons Tom! 06.08.08, 23:15
              Ty jesteś przypadkiem mam nadzieję wyjątkowym,który został mozna
              powiedzieć przeciągnięty pod kilem.Cieszę się ,że mimo to
              zachowujesz $wink poczucie chumoru.Ale wierz mi,że nie wszyscy ludzie
              (czytaj baby)są tacy jak myślisz.Ja studiując byłem znany z tego,że
              popiwzy wchodziłem na stół i publicznie ogłaszałem,że wszystkie
              kobiety to ..uje.I co po paru miesiącach ze wojska wróciłem
              zaręczywszy się po ledwie trzech miesiącach znajomości i ów zwiazek
              rozwija się od 8 lat prawidłowo owocójąc dwójką szczęśliwych córek
              wzrastajacych w atmosferze miłości.Ja sam jestem (byłem) dzieckiem z
              rozbitego małżeństwa.Mimotego ,że moi rodzice rozstali się własciwie
              po dżentelmeńsku to po 25latach nadal mam niezabliźnione rany w mym
              nieco pokręconym ego.Teraz jeszcze raz spróbój wytłumaczyć mi co
              dzieciak jest winien i czemu ma go obchodzić,że rodzice jakoś się
              nie dogadują.Właściwie to pytanie do Twojej byłej starej.
              • tata_tomek Re: Tom! 08.08.08, 09:17
                johnnysixcannons napisał:

                > Ty jesteś przypadkiem mam nadzieję wyjątkowym,który został mozna
                > powiedzieć przeciągnięty pod kilem.

                Nie jestem przypadkiem wyjątkowym. W takiej samej sytuacji jest wielu ludzi męczących się z powodu podobnych kłopotów z bliską osobą - żoną, mężem, rodzicem czy kimś z rodzeństwa.

                > Teraz jeszcze raz spróbój wytłumaczyć mi co
                > dzieciak jest winien i czemu ma go obchodzić,że rodzice jakoś się
                > nie dogadują.Właściwie to pytanie do Twojej byłej starej.

                Nie 'byłej' tylko 'aktualnej'. Pamiętaj, że sąd może odmówić rozwodu (art. 56 § 2 i 3 krio). Zresztą ja się nie chcę rozwodzić.

                A dziecko - oczywiście, że nie jest niczemu winne. Natomiast sytuacja nie może go "nie obchodzić", bo przecież cały czas obserwuje to nasze życie pożal się Boże rodzinne i pod wpływem tego zmienia się i kształtuje w sposób taki czy inny (czytaj: nieodpowiedni).
        • tata_tomek Re: ...dalej 08.08.08, 09:05
          tatadwochchlopakow napisał:

          > Jesteśmy po kolejnej rozmowie (...)
          > w perspektywie czasu czeka nas wizyta
          > w poradni.

          Trzymam kciuki.

          > gdyby nie mój ugodowy charakter i wyniesione z domu "to
          > jak nie wolno postępować z rodziną" już było by po sprawie.

          Akurat "ugodowy charakter" to zależnie od sytuacji zaleta albo wada smile
          • carinica011 Re: ...dalej 08.08.08, 11:24
            rozwód to chyba najgorsze, co może spotkać dziecko. i nie mówię tu
            tylko o tym, że się świat wali itd ale o całej tej procedurze...
            wizyty w RODK, ustalanie z którym rodzicem dziecko jest bardziej
            związane (?!), rozmowy z psychologami, przeciąganie dziecka,
            wścibskie babcie, koleżanki i koledzy, często nowi partnerzy
            rodziców... masakra! naoglądałam się tego w ilości zastraszającej,
            to był kiedyś główny powód mojego lęku przed małżeństwem, bo
            zwyczajnie nie warto! często w imię dobra dziecka wyrządza mu się
            straszną krzywdę, a rozwody wyglądają na prawdę różnie. prowadziłam
            kiedyś jeden który trwał ponad 5 lat! i nie chodziło o majątek czy
            dzieci, chodziło o tzw "przekonanie" czyli ustalenie winy. i przez
            pięć lat dzieci były szarpane po sądach w imię ich dobra. komu to
            było potrzebne?
            odpowiedź jest jedna.
        • purpurowa_komnata Re: ...dalej 12.08.08, 17:25
          Życzę Wam rozwiązania problemów i wszystkiego co najlepszewink
    • kicia031 A jednak pani ci odpowie 10.08.08, 22:30
      Przyszlo ci do glowy, ze twoja zona jest bardzo nieszczesliwa? Czlowiek, ktory z
      niczego jest niezadowolony, wiecznie wkurzony - niezaleznie od tego, czy ma po
      temu powody, czy nie, realnie cierpi.
      Kiedy to zobaczysz, bedzie ci latwiej. Zona potrzebuje terapi, byc moze na
      depresje, a moze po prostu toksyczna atmosfera w jej wlasnym domu rodzinnym
      sprawia, ze nie potrafi byc inna? Moze nie ma innych wzorcow?
      Zycie z takim czlowiekiem to pieklo, ale jesli na razie nie jestes zdecydowany
      na rozwod, to moze sprobujcie terapii, moze zona zobaczy, ze moze byc inaczej,
      lepiej?

      PS tylko kjej nie mow, ze jest wariatka i musi sie leczyc, nawet jesli to prawda
      wink)
      • wysoki.brunet Re: A jednak pani ci odpowie 14.08.08, 08:57
        kicia031 napisała:
        > Kiedy to zobaczysz, bedzie ci latwiej. Zona potrzebuje terapi, byc moze na
        > depresje, a moze po prostu toksyczna atmosfera w jej wlasnym domu rodzinnym
        > sprawia, ze nie potrafi byc inna? Moze nie ma innych wzorcow?
        > Zycie z takim czlowiekiem to pieklo, ale jesli na razie nie jestes zdecydowany
        > na rozwod, to moze sprobujcie terapii, moze zona zobaczy, ze moze byc inaczej,

        Przyjrzyj się szczególnie jakie ma uczucia wobec własnego ojca. Jezeli negatywne, jak kobieta staje się sama matką przenosi je automatycznie podświadomie na partnera. A jeżeli one nie chce z tym walczyć, pamietaj ze jeżeli wdasz się we wykańczanie psychiczne zawsze przegrasz z kretesem, kobiety są zawsze psychicznie silniejsze.

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka