Dodaj do ulubionych

Pomóżcie temu "złemu" facetowi...

28.08.06, 09:46
Zanim zaczniecie mnie linczować przeczytajcie w czym problem.
Przedstawię może obecna sytuację. Jestem żonaty od 7lat. Znamy się z żoną od
15lat. Po kilku latach starań udało nam się i mamy synka 2,8lat. Wszystko jak
w bajce. Własne mieszkanie, samochód, dobra praca... Żyć nie umierać. I chyba
to było powodem tego, że coś sie ze mną stało. Uważam, że to źle ale...
zakochałem się w innej kobiecie. Bałem się tego uczucia. Bałem się nawet
myśleć o tym, że ja wzór dla całej rodziny, stateczny, dobrze ułożony, mogę
tak odbiec od “ideału” w jaki mnie ubrano. Ale stało się. Po kilku miesiącach
walki z samym sobą przyznałem się, że kocham tą druga kobietę. Przyznałem się
przed sobą i dalej walczyłem by nie zrobić nic głupiego. Ale po kolejnych paru
miesiącach nie wytrzymałem. Napisałem do niej. Okazało się, że ona też nie
jest obojętna i zaczęło się. Związek zaczął się rozwijać tak szybko, że oboje
byliśmy zaskoczeni, że można tak kochać druga osobę, że można znaleźć kogoś
kto jest idealny dla Ciebie. Po 6 miesiącach wynajęliśmy mieszkanie i
wyprowadziłem się. Synek miał wtedy 6mc. To był BŁĄD. Przyznaje. Powiedziałem
to żonie i przeprosiłem ją. Ale zanim to się stało to nie pomieszkałem z moją
nowa partnerką nawet 1 dzień. Wróciłem do domu w ten sam dzień wieczorem. Moja
żona zagroziła, że zrobi sobie coś, była z nią moja mama i działy się
dantejskie sceny... Pod wpływem emocji,strachu i obaw o dziecko wróciłem. Moja
partnerka była załamana. Ja też. Ale to Nas zmieniło. Na drugi dzień poszedłem
do jej rodziców i przeprosiłem ich, że tak wyszło. Mam odwagę cywilną, bo
zrobię dla niej wszystko!!! Byli w takim szoku jak im powiedziałem, że kocham
ich córkę, ale musze na razie wrócić do domu, bo moja żona groziła targnięciem
się na własne życie. Po tym wszystko się zmieniło. Nasz związek kwitł dalej.
Mieszkałem z żoną i pomagałem jej przy dziecku. W końcu spróbowałem raz
jeszcze i znów to samo. Szantaż o siebie i o dziecko. Powiedziałem partnerce,
że musimy się rozstać. Oboje przeżyliśmy to bardzo. Nie trwało to jednak
długo. NIE POTRAFIMY bez siebie żyć i po kilku dniach znów byliśmy radem. Znów
ja wracałem do domu, ona do rodziców. Odkąd się znamy nie kocham się z żoną (z
partnerką TEŻ NIE). Żona twierdzi, że nie chce pomocy domowej tylko męża, ale
ja myślę tylko o tej drugiej kobiecie. Przez 2 lata kilka razy pozbawiony
nadziei rozstawałem się z tą dziewczyną i zawsze wracaliśmy do siebie jak
bumerangi. Nie były to dni, ale nawet tygodnie, po których jak tylko się na
siebie natkneliśmy to nie było już szans nas rozdzielić. Moja rodzina
zaakceptowała to, że to nie zauroczenie tylko uczucie, które trwa z taką samą
mocą od ponad 2 lat. Cały czas rozkwita. Jesteśmy ze sobą jak nastolatki
(wiem, że to głupie, ale to najlepsze porównanie). Nawet z własną żoną nie
byłem tak szczęśliwy jak z ta kobietą. Jest ideałem, który chciałbym pojąć za
żonę. Jesteśmy ze sobą 12h/dobę. Przyjmując, że 4h spędzam w domu z dzieckiem
i żoną, bo resztę się przesypia, to ona jest moja prawdziwą partnerką. Moja
żona przez to wszystko co się działo: kilka prób wyprowadzek i powrotów,
dorobiła sie choroby psychicznej: depresji lękowej. Ale nawet psycholog mówi
jej, że powinna mnie “puścić”. Ona jest typem kobiety, który zrobi wszystko by
mnie zatrzymać. Mówię jej, że kocham inną, a ona nie – zostań. Ja juz dłużej
nie mogę. Nie chce już czekać. Chce odejść (i za to pewnie mnie zlinczujecie),
ale nie dam rady mieszkać z kobieta której nie kocham... Wyprowadziłem się do
mamy, ale żona zamiast wziąć się w garść, bo wszyscy chcą jej pomóc to tylko
płacze i zaniedbuje dziecko. Michaś siedzi u niej na rękach i płacze razem z
nią. Ja wiem, że to niełatwe. Mnie też ciężko ich zostawiać. Chcę im pomagać i
to nie tylko pieniądze. Chcę opiekować się synem, oczywiście nie będzie już to
to samo, ale zanim podjąłem ta próbę rozmawiałem ze swoją partnerka i oboje
wiemy, że skoro mam dziecko to nie mogę go zaniedbywać. Wystarczy poczytać
“macochy” by wiedzieć, że lepszy taki facet co się martwi o swoje dzieci, niż
taki co jedną kobieta zostawił z dzieckiem na pastwę losu, bo może to zrobić z
koleją i kolejną... Niestety moja żona NIE MOŻE liczyć na własnych rodziców.
To jest niewyobrażalne, ale tak jest!!! Mógłbym tak jeszcze pisać i pisać.
Powiedzcie, czy taki związek ma sens? Ja chcę być jak najbardziej w porządku
(o ile to jesteście w stanie zrozumieć). Nie chcę tracić kontaktu z dzieckiem,
chce pomagać byłej żonie (mimo, że jej nie kocham i jestem u mamy to
wyremontowaliśmy razem pokój dla Michałka). Żona myśli, że ja wrócę, że
zapomnę, ale ja NIE POTRAFIĘ. Powiedzcie jak wybrnąć z tego zamkniętego kręgu.
Mam nadziję, że jako te skrzywdzone nie napiszecie tylko samych wulgaryzmów
pod moim adresem, ale że powiecie jak pomóc żonie by mogła się podnieść. By
dziecko nie czuło się odrzucone. Rozpad małżeństwa nie jest rozpadem
rodziny!!! Ja chce odejść, ale chce tez by cierpienie zadane w ten sposób było
jak najmniejsze. Zawsze myślałem, że żona jak się dowie to wywali mnie z
rzeczami za drzwi, a jest inaczej. Nie potrafimy tak żyć oboje bo non stop się
kłucimy. Wolę odejść niż narażać małego na takie stresy. Żona chce bym z nią
mieszkał, ale ma opsesję na punkcie tej drugiej kobiety. Sprawdza mi komórkę,
gg z kim i gdzie jestem. To nie jest “normalne” życie. Trzeba to przerwać.
Dziecko tylko cierpi. Jak to zrobić?
Dziękuję.
Obserwuj wątek
    • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 09:49
      Zapomniałem dodać, że Żonie i dziecku zostawiam wszystko. Cały dorobek tych 7
      lat. Ja chce odejść i zaczać wszystko od nowa. Myślę, że to uczciwe. Oni będą
      tego bardziej potrzebować niż ja. Zostają sami a ja mam wsparcie mojej partnerki.
      • mamatoomaszka Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 10:17
        Od dawna wiadomo, ze samiec jest osobnikiem w wiekszosci wypadkow
        poligamicznym, dotyczy to rowniez mezczyzn, dlatego opisana wyzej sytuacja,
        jest tak dla facetow typowa. Nasz kultura uksztaltowala system monogamiczny,
        ale tylko czesc mezczyzn sie w niej odnajduje, pozostala czesc nie. Dlatego sa
        np. burdele dla mezczyzn, sporadycznie dla kobiet. W kulturach innych
        kontynentow dowodem na poligamicznosc mezczyzn jest wielozenstwo, haremy itd. U
        nas taka postawa nie jest powszechnie akceptowana, zyje to sobie w drugim
        obiegu, podziemnym nurtem. Jesli juz wyplynie, z reguly sa dantejskie sceny,
        jak wyzej opisane. No coz, stalo sie i w Twoim przypadku, musisz to rozwiazac
        najmniej bolesnie, jak to mozliwe, czoc zapewne Twoja zona nigdy tego nie
        zrozumie i nie zaakceptuje, jak zreszta ja kiedyn, nie daruje Ci tego , ze
        znalazles inna, ze ich oszukales itd, rozwiaz sprawe tak, zeby bylo jak
        najmniej bolu i lez, choc to prawie niemozliwe. Gdybys byl w innej kulturze
        sprowadzilbys druga kobiete do domu, one by sobie pomagaly, wspieraly siebie i
        Ciebie, ale coz, jestesmy tu i teraz................wiec przyjdzie Ci wybrac
        pomiedzy zona z dzieckiem i kochanka, ktora tez kiedys, jak piszesz stanie sie
        zona, potem pewnie zona z dzieckiem, moze trafisz nastepna i nastepna milosc
        swojego zycia, coz jestes facetem, nic sie nie da zrobic i zyc z tym tez
        nie.............pozdrawiam.
        • imagine73 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 10:33
          Zgadzam sie z moja przedmowczynia w stu procentach.

          A tak od siebie moge Ci powiedziec jedno : Jesli tylko jestes w stanie,
          jesli tylko potrafisz zbudowac swoj nowy zwiazek na nieszczesciu swojej
          zony i dziecka, to smialo ! Zrob to ! I nie zawracaj innym glowy swoimi
          rozterkami.Czego chcesz ? Czego szukasz ? Chcesz abysmy poglaskaly Cie
          po glowie i powiedzialy chorem "idz za glosem serca" ? Absurd!
          Zachowujesz sie jak typowy samiec,wiec zle rokuje Twojemu nowemu zwiazkowi.
          Nie bedziesz wiecznie kochal swojej nowej kobiety,bo zawsze znajdzie sie
          taka ,dla ktorej oszalejesz z milosci .Wydaje mi sie , ze nie masz pojecia
          co to takiego ta "milosc"....

          pozdrawiam.
          • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 10:44
            Dla tego zwróciłem się do Was. Wiem, że to złe, ale staram się tak postapić, by
            krzywdy wyządzć jak najmniej. Wyciagnałem ręke do żony i powiedziałemm
            ZOSTAJĘ,ale bedę miał chwile zwątpienia i musisz to uszanowac. Powiedziała OK,
            a jak tylko byłem smutny, nawet nie mówiłem czemu, to zaczęła wypytywać, drążyć
            i znów wybuchła kłutnia, że myśle o innej a nie o niej. Przeciez samo po 3
            dniach nie przejdzie... Rozumiem Wasze rozgoryczenie i to jak mnie traktujecie,
            ale zamiast wieszać psy poradzcie jak pomóc, jak wg Was powonno to wygladać.
            Wiem czytając forum, że faceci to ... ale ja przynajmniej się staram (mam
            nadzieję). Nie jestem samcem, który leci na młodszą, ładniejsza itp... Ja nawet
            przez 2 lata nie dotkąłem tek kobiety!!! O ile ma to jakies nazczenie.
            • floric Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 30.08.06, 13:18
              Nie jestem samcem, który leci na młodszą, ładniejsza itp... Ja nawet
              > przez 2 lata nie dotkąłem tek kobiety!!! O ile ma to jakies nazczenie.

              jak nie sypisza z ta nowa to skąd wiesz, czy ona ci odpowiada.

              nie nie jesteś *samcem*, który.... jesteś *gó..arzem* który. na mój gust to ty
              potrzebujesz psychologa, a nie nowej dupy.
              • ma_dre Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 31.08.06, 09:11
                floric, coz za wysoki poziom wypowiedzi !
                "jak nie sypisza z ta nowa to skąd wiesz, czy ona ci odpowiada" gdyby
                zalozyciel tego watku byl na twoim poziomie, to nie mialby najmniejszego
                problemu. Pewnie ty nawet ni slyszales o takich rzeczach jak "bradnia dusza"...
                dusza, nie dupa! Czytaj dokladnie to co napisane.

                A ty tux_rh, no coz, niestety jestes facetem z zasadami i musisz wg nich zyc.
                Nie ma idealnego wyjscia z twojej sytuacji. Albo bedziesz cierpiec ty, albo
                twoja zona. Dziecko niestety cierpi w obu przypadkach. To jest twoje zycie, czy
                jestes w stanie poswiecac sie do jego konca? Mezczyzni nie maja meczenniczej
                natury, zreszta juz sam odpowiedziales ze nie jestes w stanie tak zyc i ja cie
                rozumiem.
                Twoja zona... no coz, nic nie jest w stanie jej wynagrodzic tego co ja
                spotkalo, ona nie chce pieniedzy, chce ciebie! Postepuj tak, aby wiedziala,
                jesli i ty jestes tego pewien, ze nie ma nadziei na to aby bylo jak dawniej. Im
                szybciej to zrozumie tym szybciej bedzie w stanie stawic temu czola. Ona cie
                kocha, uwazam ze aby zrozumiala ze to koniec, musisz ograniczyc kontakty z nia.

                Niestety sa uczucia silniejsze niz cielesne zauroczenie, tego chyba wiekszosc
                osob wypowiadajacych sie w tym watku nie jest w stanie zrozumiec, nie
                przezywszy tego.

                tux_rh, powodzenia

                ps : modle sie aby mnie nic takiego nie spotkalo... dla jasnosci : zebym nigdy
                nie spotkala nikogo z kim byloby mi lepiej niz z mezem.
          • marner4 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 14.10.06, 16:11
            żałosne kiedy Wy panowie dorastacie? jak można odejść od żony i dziecka ?
            Gratulacje tylko pamiętaj,że szczęścia nie buduje się na czyimś nieszczęściu!
          • marner4 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 14.10.06, 16:11
            żałosne kiedy Wy panowie dorastacie? jak można odejść od żony i dziecka ?
            Gratulacje tylko pamiętaj,że szczęścia nie buduje się na czyimś nieszczęściu!
      • pelagaa Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 10:40
        Moim zdaniem uczciwe jest to, ze chcesz zostawic zonie wspolny dorobek,
        zabezpieczyc ja, choc w ten sposob. Nie da sie tzw. strat moralnych przeliczyc
        na zlotowki, ale dobrze, ze choc o kase nie bedzie musiala sie martwic
        przechodzac przez te ciezkie chwile, ktore jej fundujesz.
        Jesli chcesz zaczac nowe zycie uwazam, ze krotkie, szybkie ciecia sa najlepsze.
        Agonie wyniszczaja jeszcze bardziej zone, choc moze jej sie wydaje, ze tak nie
        jest. Jej bolu nie da sie raczej zminimalizowac, musi po prostu uplynac troche
        czasu, aby doszla do siebie.
        Zycze Ci, aby nowa partnerka okazala sie tym idealem, jak piszesz, choc
        niestety ja uwazam, ze idealow nie ma. Proponuje tez uwaznie poczytac forum
        macochy, tam kobiety opisuja wiele swoich problemow, ktore moga stac sie Waszym
        udzialem, bo nie sadze, aby kiedys Wasze zycie bylo spokojne przy exi, ktora
        grozi targnieciem sie na wlasne zycie.
        No i oby slowa o opiece nad dzieckiem i uczestnictwie Twoim w jego wychowaniu
        nie okazaly sie za jakis czas, kiedy juz przygasna wyrzutry sumienia, puste.
        Coz... masz tendencje do komplikowania sobie zycia...
        No ale nie Ty jeden wink
        • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 10:50
          Dziekuję za opinię. nie zrównałaś mnie z ziemią od razu. wiem,że ideałów nie ma,
          ale starałem się w ten sposób oddać to co czuję, a nie pisząc: kocham ją, miłość
          itp. Jestem bardzo uczuciowym (miekkim facetem) nie należę do typu mucho. Jest
          mi przykro, że tak się stało. Walcyłem z tym prawie ROK sam. Przerosło mnie.
          Powiecie gó..az - OK. Ale skoro się stało to chcę pomóc żonie i synkowi jak
          tylko najlepiej się da. Dziecko nie chce być bezemnie, bo jestem "dobrym tata"
          mam znim rewelacyjny kontakt. Ja go uczę, czytam z nim rysuję. Jak mnie nie ma
          to pyta gdzie tata. Ja z tego nie zrezygnuję. Nawet po latach. Boje się czegos
          innego. Jeśli zostane w domu, kiedyś kłutnie (może ustaną), dziecko podrośnie i
          nie będzie spędzał w domu tyle czasu co teraz. Będzie miał kolegów, koleżanki, a
          ja zostane w domu z osoba której nie kocham. W tedy trochę za późno na nowe
          życie.A tak oboje mamy jeszcze szanse...
      • wenusjanka80 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 19.09.06, 10:53
        Sytuacja jest bardzo przykra i nie ma z niej dobrego wyjścia. Myślę, że bardzo
        ważna jest tu konsekwencja i ustalenie zasad. Osoby rozchwiane psychicznie i z
        depresją są jak małe dzieci. Potrzebują jasnych, przejrzystych zasad i
        konsekwencji, tego by nie dać się sterroryzować. Sądzę, że powinieneś układać
        sobie życie z nową partnerką, ale nie zaniedbywać dziecka, a żonie służyć
        wsparciem, ale nie opieką (bo nigdy nie zrozumie, że musi znaleźć siłę w
        sobie). Twoje ustępowanie tylko dodatkowo wprowadza huśtawkę uczuciową i
        emocjonalną zarówno u Twojej żony i synka jak i u nowej partnerki i jej
        rodziny. Nie można uszczęśliwić wszystkich, ale nie ma sensu z tego powodu
        unieszczęśliwiać wszystkich. Życzę powodzenia!
    • paulinaml1 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 10:47
      kocha sie na dobre i na zle, w chorobie i szczesciu, nie tylko jak partner jest
      przystojny,mily ,madry,fajny. jak sie starzeje,brzydnie itd prawdziwa milosc
      trwa dalej.

      milosc jest bezwarunkowa

      kocha sie wady i zalety nie tylko same zalety

      jak zaczniesz byc z ta kobieta na codzien to ona tez stanie sie po prostu zona,
      bezdzie taka zwyczajna, ale prawdziwa milosc szuka szczescia partnera, szuka
      szczescia zony i dzieci. raniac rodzine nie bedziesz szczesliwy z kims innym.

      rozpad malzenstwa= rozpad rodziny. dziecko najlepiej rozwija sie wychowujac sie
      na codzien z obojgim rodzicow.


      Miłość cierpliwa jest,
      łaskawa jest.
      Miłość nie zazdrości,
      nie szuka poklasku,
      nie unosi się pychą;
      nie dopuszcza się bezwstydu,
      NIE SZUKA SWEGO,
      nie unosi się gniewem,
      nie pamięta złego;
      nie cieszy się z niesprawiedliwości,
      lecz współweseli się z prawdą.
      WSZYSTKO ZNOSI,
      wszystkiemu wierzy,
      we wszystkim pokłada nadzieję,
      wszystko przetrzyma.
      MILOSC NIGDY NIE USTAJE,
      • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 10:56
        paulinaml1 napisała:

        > kocha sie na dobre i na zle, w chorobie i szczesciu, nie tylko jak partner jest
        >
        > przystojny,mily ,madry,fajny. jak sie starzeje,brzydnie itd prawdziwa milosc
        > trwa dalej.
        >
        > milosc jest bezwarunkowa
        >
        > kocha sie wady i zalety nie tylko same zalety

        Wiem. Nie powinieniem tego pisać, ale już tyle słów padło. Nie jestem eXtra
        przystojniakiem, baem się,że kiedyś zostane sam i los zetknął nas z moja żoną.
        Pokochałem ją, bo inaczej z kąd dziecko, ale to nie to samo uczucie. Tamto
        wynikało z czegoś innego, z czegos (niestety) chorego. Oczywiście gdybym nie
        poznał (przypadkiem) mojej obecnej partnerki to nic by się nie stało i dalej
        bylibyśmy szczęśliwą rodziną, ale stało się inaczej. Rok walczyłem by wybić
        sobie to z głowy, ale nie udało sie. Nie mówiłem żonie ani tej dziewczynie co
        czuję. zamęczałem się. Teraz wolę odejść, bo przez kłutnie cierpi dziecko...
        • paulinaml1 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 11:06
          ale milosc to nie jakies tam czucie czegos, raz czlowiek czuje sie radosny a
          raz smutny.
          milosc to trwalosc, trwale stale starania o uszczesliwianie zony/meza
          jej przyrzekales milosc po grobowe deski, dales slowo

          a dziecko nie bedzie szczesliwsze jak odejdziesz bo problemy beda nadal,nawet
          wieksze, a dodatkowo dziecko bedzie czulo sie po prostu porzucone

          lepiej przeczekac, nauczyc sie na nowo kochac
          tamta wydaje Ci sie atrakcyjniejsza bo nie masz jej na codzien, jak ja bedzies
          zmial na codzien to tez zaczniesz dostrzegac same wady i nie bedzie tak rozowo.
          • natasza39 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:37
            paulinaml1 napisała:
            > lepiej przeczekac, nauczyc sie na nowo kochac
            > tamta wydaje Ci sie atrakcyjniejsza bo nie masz jej na codzien, jak ja
            bedzies
            > zmial na codzien to tez zaczniesz dostrzegac same wady i nie bedzie tak
            rozowo.

            E tam ja jestem razem ze swoim chłopem ponad 3 lata i owszem zdaję sobie sprawę
            jakie ma wady, ale z każdym dniem mam okazję równiez odkrywac jego zalety i
            przekonywac się codziennie, jak reaguje na różne codzienne sprawy.
            Po 3-ch latach z mężem tez nie widziałam tylko samych wad.
            To jest uproszczenie i generalizowanie tego, że to co nieznane wydaje nam się
            atrakcyjniejsze.
            Owszem nie wiemy jaki ten człowiek jest/bedzie w codziennym zyciu, ale to wcale
            nie oznacza, że należy tkwić w tym co złe, tylko dlatego, że to znamy.
            Taka jest natura człowiecza, że czasem zamieniamy "siekierkę na kijek", ale
            czasem wybór nowego nas rozwija.
            Inaczej z jaskiń byśmy nie wyszli. Przecież tam też było ciepło i bezpiecznie,
            to po co?
            • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:44
              Dziękuję, że zabierasz głos w dyskusji, bo Twoje słowa są najbliższe prawdy i
              tego co czuję. Ja nie boję sie, że ta druga osoba mnie zawiedzie. Przecież nie
              można całe życie trzymac się za rączkę i mówic jak jest códownie. To bzdura.
              Jeśli ktoś ma/miał rodzinę to wie, że sa ciężkie i dobre chwile. Z tą druga
              osoba będzie identycznie, ale ta druga codzienność pociąga mnie bardziej. Myślę,
              że nie zamienię siekierki na kijek, ale też nie mówie, że będzie to filmowa
              miłość. Ja nie jestem szejkiem i nie mam 10 merców. Jestem facetem, który
              próbuje w najuczciwszy znany sobie sposób rozwiazać problem.
              Dzięki za zrozumienie natasza.
        • szymon00 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 11:17
          weź mi wytłumacz chłopie jedno, jak bedąc żonaty chciało Ci się szukać innej
          albo głowę sobie inną zawracać. dlaczego pytam, z własnego doświadczenia wiem,
          że ja bedąc w związku nie szukam gdzie indziej rozrywek, po drugie też się
          poznaje różne osoby w tym i kobiety ale jakoś nie przychodzi mi to do głowy aby
          zdradzić a co mowa zakochać się i nie wiem jak moja parnterka byłaby brzydka i
          wstrętna; a ta druga piękna i atrakcyjna, naprawdę wierz mi przez myśl by mi
          nie przebrnęło takie coś ... choćby z prostego lenistwa

          a rada do Twej sytuacji: nie szukaj usprawiedliwienia wśród społeczeństa tylko
          idź tam gdzie będziesz szczęśliwy, żyjesz tylko raz i nie warto go marnować;
          choć na miejscu tej nowej Pani bardzo bym się zastanowił czy Cię przyjmować bo
          dla nowej dupy jesteś w stanie rozwalić rodzinę i może się tak stać, że
          sytuacja się powtórzy ... ale cóż kobiety potrafią bezmyślnie się zachowywać i
          być głupio upartymi
          • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 11:30
            szymon00 napisał(a):

            > weź mi wytłumacz chłopie jedno, jak bedąc żonaty chciało Ci się szukać innej
            > albo głowę sobie inną zawracać. dlaczego pytam, z własnego doświadczenia wiem,
            > że ja bedąc w związku nie szukam gdzie indziej rozrywek, po drugie też się
            > poznaje różne osoby w tym i kobiety ale jakoś nie przychodzi mi to do głowy aby
            >
            > zdradzić a co mowa zakochać się i nie wiem jak moja parnterka byłaby brzydka i
            > wstrętna; a ta druga piękna i atrakcyjna, naprawdę wierz mi przez myśl by mi
            > nie przebrnęło takie coś ... choćby z prostego lenistwa

            Nie wiem czy dokladnie czytałeś co pisałem, ale to nie spadło na mnie nagle.
            Rozmawiałem z tą kobietą, przyjaźnikiśmy sie i zaczęło do mnie docierać, że
            dzieje się coś o czym nawet nie myślałem. To nie tak, że o jaka fajna extra
            laska i zakochałem się lecąc do niej gubiac gacie po drodze. Chłopie. Jeśli by
            ci się to przydazyło to wiele byś zrozumiał. Wiem jedno przyjeźń faceta z
            kobieta bardzo często przeradza się w takie właśnie silne uczucie. Walczyłem sam
            rok jak już pisałem, ale od momentu jak to sobie uświadomisz, że wolisz z kimś
            pogadać o codzienności, a nie z żoną to chyba cos tu nie gra.
            • lakie Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 30.08.06, 21:09
              no to nie trzeba byo się przyjaźnić. Znajoma ok, ale ja na przykład w sytuacji kiedy ma się żonę/męża raczej stroniłabym od bliższej przyjaźni bo to zawsze niesie pewne ryzyko. Pomijam fakt że żeby się zakochać w kimś trzeba go poznawać, rozmawiać, przebywać, jeśli mówisz że nie spadło to na Ciebie jak grom z jasnego nieba to widocznie musiało trochę trwać to poznawanie i rozmowy, a to juz wg mnie troche nie w porządku w stosunku do żony.

              Kasia
      • mamatoomaszka Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 11:05
        Ale tu nie chodzi o milosc , tylko o plemniki, samiec potrzebuje rozdac ich
        samicom jak najwiecej, zeby zapewnic swoim genom przetrwanie i TYM sie kieruje,
        a nie uczuciami czy mysleniem. Fakt, ze nasz tutejszy bohater nie dotknal przez
        2 lata nowej partnerki tylko jeszcze nasililo jego chuc, bo okres
        przygotowawczy do godow trwl dlugo, a plemniki sie gromadzily.

        Myslenie i milosc pozostaja w tyle za NATURA.

        Teraz trzeba wlaczyc myslenie i uczucia wyzsze , zeby to po ludzku zalatwic.
        Podstawa jest oczywiscie materialne zabezpieczenie dziecka i jego matki, bo
        bolu, szczegolnie dziecka, nic nie zmniejszy:" tato juz nigdy nie bedzie ze mna
        mieszkal, bo....". Moj ojciec byl w porzadku, zostawil nam wszystko, placil,
        byl w waznych dla mnie chwilach, juz nie zyje, a ja nie moge odzalowac, ze ze
        mna nie mieszkal i nic tego juz nie uspokoi. Wszystkie moje kolezanki z
        rozbitych domow tak maja i wszystkie dzieci z rozbitych malzenstw, rowiesnicy
        mojego dziecka. Dla dziecka gniazdo sie rozpadlo, ale mozna rozweselic i
        uspokoic cierpiacych z powodu tego rozpadu, zqpewniajac godziwa egzystencje.
        Zaproponuj zonie dobrowolne alimenty w przyzwoitej wysokosci, dbalosc i
        ksztalcenie dziecka/znalezienie odpowiedniej placowki i finansowanie do konca
        edukacji/, 1 miesiac atrakcyjnych wakacji w roku, 1-2 tyg. zima tylko z Toba,
        bez osob towarzyszacy, a zobaczysz, ze zona bedzie spokojniejszi jakos , choc z
        trudem to przezyje. Ja bym na Twoim miejscu sporzadzila pismo z wyliczeniem
        form udzialu w wychowaniu dziecka i pomocy zonie i dala jej to do
        przeanalizowania. Musisz zaczac rozwiazywac konkretne sprawy, bo tak , jak
        teraz dlugo nie pociagniecie, a przede wszystkim dziecko musi miec spokoj,
        stabilizacje i jasna sytuacje.
        • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 11:24
          mamatoomaszka napisała:

          > Ale tu nie chodzi o milosc , tylko o plemniki, samiec potrzebuje rozdac ich
          > samicom jak najwiecej, zeby zapewnic swoim genom przetrwanie i TYM sie kieruje,
          >
          > a nie uczuciami czy mysleniem. Fakt, ze nasz tutejszy bohater nie dotknal przez
          >
          > 2 lata nowej partnerki tylko jeszcze nasililo jego chuc, bo okres
          > przygotowawczy do godow trwl dlugo, a plemniki sie gromadzily.
          >
          > Myslenie i milosc pozostaja w tyle za NATURA.

          Co do tego to mylisz sie i to bardzo, ale trudno nie to jest sednem
          problemu.Znam małżeństwa, które właśnie w 2 związku sa szczęśliwe. Okazało sie,
          że to pierwsze to jednak nie było to. Na pewno znacie takie pary. Ja znam
          osobiście 3 to sporo jak mniemam. Dwie tworzą super rodziny i mają doskonały
          kontakt z byłym partnerem/partnerką a tylko jedna para nie może się dogadać z
          ex. Czyli się da.


          >Ja bym na Twoim miejscu sporzadzila pismo z wyliczeniem
          > form udzialu w wychowaniu dziecka i pomocy zonie i dala jej to do
          > przeanalizowania. Musisz zaczac rozwiazywac konkretne sprawy, bo tak , jak
          > teraz dlugo nie pociagniecie, a przede wszystkim dziecko musi miec spokoj,
          > stabilizacje i jasna sytuacje.
          To bardzo mądre co napisałaś. Dokładnie tak postpiłem. Zostawiam żonie i dziecku
          wszystko. Zapewnię im z własnej woli alimenty i pomoc w czym zechce. Oczywiście
          jak pojawi sie drugie dziecko to na pewno perwsze będzie już na tyle duże, że
          zrozumie, że tata nie przyjedzie co 2 dzień tylko np 2 razy w tygodniu. Ale on
          do mnie może zawsze. Problem w tym, że żona nie akceptuje takiego rozwiązania.
          Pówi wynoś się nie chce nic od ciebie. A przecież doskonale wiecie, że nie da
          się dziś wyżyć bez tych pie..nych pieniędzy i pomocy. Ja to wiem. Powiem
          jeszcze coś o czym nie napisałem. Od 3 tygodni żona mnie wyganiała. Odejdz,
          zostaw nas. Ja wracałem i mówiłem: Zostanę z Wami, ale musisz tez zacisnąć zeby
          i przetrzyamć ten ból ze mną. Ja bede miał ciężkie dni i zdazy mi się o niej
          pomyśleć, ale jeśli mam zostać to trzeba to przeżyć RAZEM. Słyszałem tylko NIE.
          No to odszedłem. Teraz jest jazda, że odszedlem, a ona niby rękę do mnie
          wyciagała...Na szczęście moja mama i część rodziny wie jak jest.
          • imagine73 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 11:56
            Cokolwiek nie zrobisz ,bedzie zle! Wspolczuje Ci sytuacji ,w jakiej
            sie na wlasne zyczenie znalazles.
            Piszesz o sobie, ze jestes uczuciowym facetem.Mysle , ze jesli to prawda,
            nie bedziesz potrafil byc szczesliwy z ta nowa kobieta.Wyrzuty sumienia
            predzej , czy pozniej wykoncza Cie. Bedziesz z ta , a myslami bedziesz
            przy dziecku,ktore z pewnoscia bedzie bardzo tesknilo za tata.
            W koncu przestaniesz tak bardzo kochac swa nowa wybranke.Mysle , ze
            wszystko przez co teraz przechodzisz to tylko iluzja , jakas pieprzona magia.
            Czy to milosc , ta prawdziwa,jedyna? Czy to w ogole istnieje? Moze i tak. Ale
            zareczam Ci ,ze taki zwiazek ,zbudowany na lzach zony i cierpieniu Twojego
            dziecka dlugo nie pociagnie.W koncu zaczniesz obwiniac te swoja wielka milosc
            jako sprawczynie niegodziwosci , jakiej sie dopusciles. Bo to chyba tak sie
            nazywa...
            Zal mi Twojej zony. Niezly los jej zgotowales. A ta druga ? Czy jestes
            pewien,ze zawsze bedzie taka wspanialomyslna? Pozwoli Ci na nieograniczony
            kontakt z Twoim dzieckiem? Czy zawsze bedzie taka wyrozumiala jesli bedziesz
            musial pomoc swojej "starej rodzinie" ? Czy w koncu nie walnie piescia w stol
            krzyczac , DOSC!!! Jak sadzisz ? Czy ona jest jakims nadczlowiekiem? Czy jest
            wolna od zazdrosci i innych przyziemnych uczuc ? Zbytnio ja teraz
            idealizujesz,a fakt , ze tak trudno Wam byc razem poteguje Twoje uczucie do
            niej.

            Nie wiem jak postapisz,ale szczerze Ci wspolczuje...
            • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:19
              imagine73 napisała:

              > Cokolwiek nie zrobisz ,bedzie zle! Wspolczuje Ci sytuacji ,w jakiej
              > sie na wlasne zyczenie znalazles.
              To fakt. Ale nim się otrząsnąłem było z późno. Jak napisała natasza39 opusciłem
              żonę psychicznie. Nie mamy już ze soba kontaktu i nie rozumiemy sie tak jak
              kilka lat temu. A ten czas płynie i oddalamy sie cały czas...

              > Czy to milosc , ta prawdziwa,jedyna? Czy to w ogole istnieje? Moze i tak. Ale
              > zareczam Ci ,ze taki zwiazek ,zbudowany na lzach zony i cierpieniu Twojego
              > dziecka dlugo nie pociagnie.W koncu zaczniesz obwiniac te swoja wielka milosc
              > jako sprawczynie niegodziwosci , jakiej sie dopusciles. Bo to chyba tak sie
              > nazywa...

              Myślę, że nie. Nie wiem jak to wytłumaczyć. wiem, że tydzień czy 2 bez dziecka
              moge przeżyc, ale pozostawić go na zawsze NIE. Ja bym chciał by zona zrozumiała
              sytuacje i pozwoliła mi odejść. A z drugiej strony bym mógł widywać syna. To dla
              niego i dla mnie ważne. onamówi, że jak odejdę to wara od nich. Wiem, że jest
              rozgoryczona i zła, ale jest tez uparta i nawet krzywdząc dziecko będzie mi
              udowadniać, że nie zobacze synka. To jest tragedia tej sytiacji. I miesiace
              rozmów tu nie pomagają.

              > Zal mi Twojej zony. Niezly los jej zgotowales. A ta druga ? Czy jestes
              > pewien,ze zawsze bedzie taka wspanialomyslna? Pozwoli Ci na nieograniczony
              > kontakt z Twoim dzieckiem? Czy zawsze bedzie taka wyrozumiala jesli bedziesz
              > musial pomoc swojej "starej rodzinie" ? Czy w koncu nie walnie piescia w stol
              > krzyczac , DOSC!!! Jak sadzisz ? Czy ona jest jakims nadczlowiekiem? Czy jest
              > wolna od zazdrosci i innych przyziemnych uczuc ? Zbytnio ja teraz
              > idealizujesz,a fakt , ze tak trudno Wam byc razem poteguje Twoje uczucie do
              > niej.
              To bardzo dobre pytanie. Moja partnerka tez obawia się o to, że ja idealizuję.
              Nie jestem jednak idiotą (przynajmniej ja tak myślę). Wiem co na czeka.
              Rozmawialiśmy o tym już nieraz. Ona czyta forum macochy i tez wie, że nie
              powinna mi zabraniać widzeń z synem. Jasne, że nie będę u syna dzień w dzień bo
              co by był to za związek z tą nową partnerką, ale myślę, że przez te 2 lata
              przeszliśmy już tak wiele, że moge jej zaufać. Wiem, że zrobi wszystko by Nam
              się ułożyło i by nie przeszkadzać mi w kontakatach z ex i małym. Przeciż dopuki
              będziemy na "dorobku" bo wszystko zaczynam od nowa to jak ja pojade do byłej
              rodziny ona może zrobić cos co lubi robic sama. Spotkać się z kolezankami,
              poczytac, cokolwiek. Nie sądzę byśmy oboje przeginali i jeśli tego będziemy się
              trzymac to ten związek ma większe szanse niż pierwszy, gdzie w pewnym momencie
              brakło porozumienia i koniec. Myślę, że ROZMOWA to najważniejsza rzecz w
              związku. A małżeństwo to sztuka kompromisu. Ja bym chciał osiągać ten kompromis
              kazdego dnia.
              > Nie wiem jak postapisz,ale szczerze Ci wspolczuje...
              >
              >
            • mauretta Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 21:19
              imagine73 napisała:

              > Cokolwiek nie zrobisz ,bedzie zle! Wspolczuje Ci sytuacji ,w jakiej
              > sie na wlasne zyczenie znalazles.
              > Piszesz o sobie, ze jestes uczuciowym facetem.Mysle , ze jesli to prawda,
              > nie bedziesz potrafil byc szczesliwy z ta nowa kobieta.Wyrzuty sumienia
              > predzej , czy pozniej wykoncza Cie. Bedziesz z ta , a myslami bedziesz
              > przy dziecku,ktore z pewnoscia bedzie bardzo tesknilo za tata.
              > W koncu przestaniesz tak bardzo kochac swa nowa wybranke.Mysle , ze
              > wszystko przez co teraz przechodzisz to tylko iluzja , jakas pieprzona magia.
              > Czy to milosc , ta prawdziwa,jedyna? Czy to w ogole istnieje? Moze i tak. Ale
              > zareczam Ci ,ze taki zwiazek ,zbudowany na lzach zony i cierpieniu Twojego
              > dziecka dlugo nie pociagnie.W koncu zaczniesz obwiniac te swoja wielka milosc
              > jako sprawczynie niegodziwosci , jakiej sie dopusciles. Bo to chyba tak sie
              > nazywa...
              > Zal mi Twojej zony. Niezly los jej zgotowales. A ta druga ? Czy jestes
              > pewien,ze zawsze bedzie taka wspanialomyslna? Pozwoli Ci na nieograniczony
              > kontakt z Twoim dzieckiem? Czy zawsze bedzie taka wyrozumiala jesli bedziesz
              > musial pomoc swojej "starej rodzinie" ? Czy w koncu nie walnie piescia w stol
              > krzyczac , DOSC!!! Jak sadzisz ? Czy ona jest jakims nadczlowiekiem? Czy jest
              > wolna od zazdrosci i innych przyziemnych uczuc ? Zbytnio ja teraz
              > idealizujesz,a fakt , ze tak trudno Wam byc razem poteguje Twoje uczucie do
              > niej.
              >
              > Nie wiem jak postapisz,ale szczerze Ci wspolczuje...


              Nic dodać nic ująć.
              >
        • natasza39 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 11:50
          mamatoomaszka napisała:

          > Ale tu nie chodzi o milosc , tylko o plemniki, samiec potrzebuje rozdac ich
          > samicom jak najwiecej, zeby zapewnic swoim genom przetrwanie i TYM sie
          kieruje,
          >
          > a nie uczuciami czy mysleniem. Fakt, ze nasz tutejszy bohater nie dotknal
          przez
          >
          > 2 lata nowej partnerki tylko jeszcze nasililo jego chuc, bo okres
          > przygotowawczy do godow trwl dlugo, a plemniki sie gromadzily.


          Głupie wytłumaczenie problemu. Myślę, że chuciami kieruje się facet chodzący po
          burdelach, albo zaliczający partnerki na dyskotekach.
          Tutaj facet przyznaje, że nie chodzi mu o seks, ale o to, że juz tamtej nie
          kocha. Kocha inną. On żony nie zdradził fizycznie, on ja opuścił psychicznie.
          Juz jej nie kocha, nie umie z nią żyć.
          Generalnie po zdradzie fizycznej, kiedy facet "puści się" dla przyjemności
          seksualnej można jeszcze odbudować związek, trudno, bo trudno, ale można.
          Po zdradzie psychicznej, kiedy facet wyraźnie mówi, "nie kocham Cię i chce
          odejść" nie da się nic odbudowac.
          Zatrzymywanie go histeriami i grożeniem "samobójstwem" nic w tym układzie nie
          zmienia.
          Dziwię się i tej zonie, która się poniża i nowej partnerce, która zgadza się na
          takie huśtawki.
          Gdyby facet kierował się tylko "huciami" jak to sugerujesz, to ani nie pisałby
          tutaj, ani nie zastanawiał się nad uczucioami zony.
          Zrobił głupoty, to fakt, ale nie oznacza, że ma tkwić w tym chorym układzie do
          końca zycia, bo to jest bez sensu i tak szcześcia nikomu nie przyniesie. Wbrew
          pozorom nawet temu dziecku, które za kilka lat zacznie kumać, że w jego domu
          tatuś z mamusia się wcale nie kochają i bez przerwy się kłócą.

          Jak to rozwiazać. Raz a dobrze!
          Nie da się bezboleśnie. Albo będzie cierpieć żona, albo on i nowa partnerka.
          Ludzie się rozstają. Nie on pierwszy, nie ostatni. I po rozstaniu są często
          szczęśliwi.
          Ludzie też zostają dl atzw. "dobra dzieci", ale są potem nieszczęśliwi.
          A jeśli kobieta ma świadomośc, ze facet jest z nią tylko dlatego że ma z nią
          dziecko, to ja sobie osobiście nie wyobrażam tak zyć!
          • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:04
            natasza39 napisała:

            > Jak to rozwiazać. Raz a dobrze!
            > Nie da się bezboleśnie. Albo będzie cierpieć żona, albo on i nowa partnerka.
            > Ludzie się rozstają. Nie on pierwszy, nie ostatni. I po rozstaniu są często
            > szczęśliwi.
            Dziękuję za zrozumienie. Boję się tylko o reakcje żony i o to, że jak ona siedzi
            w kontku i płacze to synek też cierpi. Ona nie potrafi przeżyć dnia tak by
            dziecko tego nie widziało. Ja wiem, że niezawsze się da, ale chyba codzienni też
            nie można dziecku pokazywać, że jest tak źle bo ono sobie zacznie wyobrażać, że
            to jego wina.

            > Ludzie też zostają dl atzw. "dobra dzieci", ale są potem nieszczęśliwi.
            > A jeśli kobieta ma świadomośc, ze facet jest z nią tylko dlatego że ma z nią
            > dziecko, to ja sobie osobiście nie wyobrażam tak zyć!
            Ja też sobie tego nie wyobrażam. Boję się też, że żona wmawia dziecku, że tatus
            go nie kocha. TO BZDURA!!! Boję się zostać "dla dziecka" bo to może być jeszcze
            gorsze. Jak żyć jesli dziecko osiągnie już powiedzmy 15lat? To rodzice fajnie,
            że są, ale nie są już "niezbedzni" do zycia dla nastolatka. Wiecie o czym mówię.
            Ja w tedy moge tylko pracować, pracować i pracować by nie być w domu i nie
            kłucić sie.
            Dziekuję Ci za ta opinię. Nie mniej dalej nie wiem jak pomóc żonie by nie
            zrobiła głupstwa (np: za duzo pigułek uspakajajacych itp...) Szantażem przeciez
            nie da się zbudowac zwiazku.
            • natasza39 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:16
              tux_rh napisał:
              Nie mniej dalej nie wiem jak pomóc żonie by nie
              > zrobiła głupstwa (np: za duzo pigułek uspakajajacych itp...)

              Przed tym napewno jej nie uchronisz, bo musiałbyś ją 24/h pilnować.
              Z praktyki i zycia powiem Ci, że jak ktoś mówi, że się zabije, to przewaznie
              tego nie robi. Jak ktoś się ma zabić to to po prostu robi i finał!

              A jak Twoja żona leczy się psychiatrycznie (coś tam pisałeś), to pogadaj z jej
              psychiatra.
              Osobiście znam jednego faceta, który zyje ze schizofreniczką, w ciągłym
              strachu, że ona sobie "coś zrobi". Facet jest wrakiem.

              Acha i jeszcze jedno! Nie wariuje się ot tak. Nie dlatego, że facet mnie już
              nie kocha, albo z pracy mnie wywalili, albo coś mi w życiu nie wyszło.
              Chorym jest się juz wcześniej. Takie wydarzenia moga rozwój choroby tylko
              przyspieszyc. Zapytaj psychiatrę byle jakiego to Ci to powie.

              Nie da się tego piwa coś nawarzył wypić tak aby została pełna szklanka.
              Albo wypij jednym haustem, albo zostaw tak jak jest. Inaczej się po prostu nie
              da.
              • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:32
                natasza39 napisała:

                > tux_rh napisał:

                > A jak Twoja żona leczy się psychiatrycznie (coś tam pisałeś), to pogadaj z jej
                > psychiatra.
                > Osobiście znam jednego faceta, który zyje ze schizofreniczką, w ciągłym
                > strachu, że ona sobie "coś zrobi". Facet jest wrakiem.
                Ja właśnie jestem wrakiem. Nie mam znikąd pomocy i zdecydowałem się napisać na
                to forum, bo tu kobiety w podobnej sytuacji może powiedziały by co zrobić, by
                "tak nie bolało". Bo dla mnie to tez nie jest frajda, że życie mi sie rozpadło.
                Na razie tylko czytałem o samczych instynktach, a nie o tym jak pomóc. Ty i
                imagine73 staracie się zrozumieć powage sytuacji i to, że staram się podejśc do
                sprawy jak najbardziej opanowanie. Skoro żona jest chora to ja musz estarać się
                wszystko załatwić. I staram sie. Ale ona nie chce mnie puścić... To kwadratura koła.

                > Nie da się tego piwa coś nawarzył wypić tak aby została pełna szklanka.
                > Albo wypij jednym haustem, albo zostaw tak jak jest. Inaczej się po prostu nie
                > da.

                Probowalem jednym haustem, ale okazało sie, że 2 dni przesiedziała w koncie
                płacząc. Dziecko dostało jeść i było umyte itd, ale nie było na spacerze, nie
                miał się z nim kto pobawić. Mnie też się serce kraje i najchętniej pomógł bym
                mu, ale jak? W tym czasie żona zasypywała mnie SMSami telefonami, że mnie
                przeprasza, że mnie wywalała z domu itp. A jak mnie widzi to wszystko
                wraca...Dla tego nie wiem jak to uciąć szybko. A to co utrudnia to to, że jej
                rodzice są tez "inni" bo zamiast córce pomóc to ją jeszcze dobijają. Która matka
                powie córce: to Twóje dziecko i twój problem. To od Ciebie odszedł mąż... No
                powiwedzcie która matka tak powie. Moja mam a tez nie jest szczęśliwa, ale
                przyjeła mnie do domu. To sa prawdziwe problemy podczas rozstania. Ja już nie
                mam pomysłu. A psycholog już mówił żone, że powinna mnie dawno zostawić.
                • natasza39 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:47
                  No i co Ci mogę powiedzieć?

                  Masz rozchwiana emocjonalnie żonę, a na dodatek winisz wyłącznie siebie, za jej
                  stan.
                  Kochasz dziecko i boisz się zostawić je z nią.

                  z drugiej strony chcesz, jak każdy zyć normalnie kochać i być kochanym.
                  Dziecka nie zatrzymasz, bo w tym kraju ojcom się dzieci nie przyznaje, zresztą
                  sam przed soba pewnie uważałbyś się za ostatnią świnię, gdybyś jej jeszcze
                  dziecko chciał odebrać.

                  Nie wiem co Ci poradzić.
                  Nie ma nic gorszego, jak zakochany w innej facet ze skrupułami wobec pierwszej
                  partnerki.
                  Faceci dranie nie maja takich dylematów. Dlatego żal mi Ciebie, boś facet
                  człowieczy i wbrew temu co dziewczyny piszą, wcale fiutem nie myślisz.

                  Sa dwa sposoby pozbywania się czyraka.
                  Pierwszy-to przeciac. Boli jak cholera, ale potem rana goi się i wszystko wraca
                  do normy.
                  Drugi polega na okładaniu maścią ichtiolową. Jadzi się toto, ropieje i obiera
                  czasem całymi tygodniami. Lubi się potem zresztą odnawiać.

                  Ty masz takiego własnie czyraka. A na dodatek chyba próbowałeś już tej maści i
                  nie za wiele ona pomogła....

                  Ja jak mam czyraka pedzę do hirurga i przecinam i współczuję wszystkim ludziom
                  co okładają maścią.
                  Ja tez tak kiedyś robiłam.
                  • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 13:22
                    natasza39 napisała:

                    > No i co Ci mogę powiedzieć?
                    >
                    > Masz rozchwiana emocjonalnie żonę, a na dodatek winisz wyłącznie siebie, za jej
                    >
                    > stan.
                    > Kochasz dziecko i boisz się zostawić je z nią.
                    >
                    > z drugiej strony chcesz, jak każdy zyć normalnie kochać i być kochanym.
                    > Dziecka nie zatrzymasz, bo w tym kraju ojcom się dzieci nie przyznaje, zresztą
                    > sam przed soba pewnie uważałbyś się za ostatnią świnię, gdybyś jej jeszcze
                    > dziecko chciał odebrać.

                    Opisałaś w 100% co czuje. Nie jest łatwo, to fakt, ale to nie może trwać
                    wiecznie, bo jak piszą inne dziewczyny, to sprawia ból i mnie i żonie i dziecku.
                    Tyle, że krótkie cięcie może być złe. Bo czyrak jak to pięknie nazwałaś ma się
                    dobrze. Problem obok tego emocjonalnego jest prozaiczny. Np kto sie zaopiekuje
                    dzieckiem kiedy mnie nie będzie, a żony mama odmówiła pomocy. Żona musi iśc do
                    pracy i z kim zostawić malucha. Do przedszkola za mały (dopiero na wisnę) a
                    babcia ma go głeboko. Moja mama chetnie by pomogła, ale mój brat ma dziewczynke
                    w tymsamym wieku i babcie się podzieliły. Moja mama pomaga bratu a żony mama do
                    tej pory nam. Co dalej. Maluch z opiekunka (na razie) nie zostanie. On nawet
                    teraz nie chce zostać z babcią. A pracować trzeba, bo kompuna się skończyła. I
                    teraz u prywaciarza trzeba od rana do nocy za 1000 zasówac. Jak jej pomóc z
                    opieką na dzieckiem?

                  • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 13:23
                    natasza39 napisała:

                    > No i co Ci mogę powiedzieć?
                    >
                    > Masz rozchwiana emocjonalnie żonę, a na dodatek winisz wyłącznie siebie, za jej
                    >
                    > stan.
                    > Kochasz dziecko i boisz się zostawić je z nią.
                    >
                    > z drugiej strony chcesz, jak każdy zyć normalnie kochać i być kochanym.
                    > Dziecka nie zatrzymasz, bo w tym kraju ojcom się dzieci nie przyznaje, zresztą
                    > sam przed soba pewnie uważałbyś się za ostatnią świnię, gdybyś jej jeszcze
                    > dziecko chciał odebrać.

                    Opisałaś w 100% co czuje. Nie jest łatwo, to fakt, ale to nie może trwać
                    wiecznie, bo jak piszą inne dziewczyny, to sprawia ból i mnie i żonie i dziecku.
                    Tyle, że krótkie cięcie może być złe. Bo czyrak jak to pięknie nazwałaś ma się
                    dobrze. Problem obok tego emocjonalnego jest prozaiczny. Np kto sie zaopiekuje
                    dzieckiem kiedy mnie nie będzie, a żony mama odmówiła pomocy. Żona musi iśc do
                    pracy i z kim zostawić malucha. Do przedszkola za mały (dopiero na wisnę) a
                    babcia ma go głeboko. Moja mama chetnie by pomogła, ale mój brat ma dziewczynke
                    w tymsamym wieku i babcie się podzieliły. Moja mama pomaga bratu a żony mama do
                    tej pory nam. Co dalej. Maluch z opiekunka (na razie) nie zostanie. On nawet
                    teraz nie chce zostać z babcią. A pracować trzeba, bo kompuna się skończyła. I
                    teraz u prywaciarza trzeba od rana do nocy za 1000 zasówac. Jak jej pomóc z
                    opieką na dzieckiem?
                • imagine73 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 13:02
                  Prawda jest taka , ze nie ma na swiecie sposobu , aby mniej bolalo.
                  Takie sprawy cholernie bola.A gdy jest jeszcze ten "maly czlowieczek"
                  wsrod tego rodzinnego zametu ,jest jeszcze gorzej.
                  Byc moze zdarzy sie tak , ze Twoja zona wreszcie pogodzi sie z faktami,
                  i tego Ci zycze.Ale moze sie rownie dobrze zdarzyc cos zlego...Piszesz,
                  ze jest w depresji.Tacy ludzie gorzej znosza "bol".Mam nadzieje , ze pod
                  wplywem zlych emocji nie zrobi krzywdy , ani sobie , ani malemu.
                  Nie wiem sama , tak trudno mi radzic. Tez przeszlam wiele przez faceta.Na
                  poczatku ,kiedy zostalam na "zgliszczach" swego dawnego zycia , myslalm,ze umre
                  z rozpaczy.Ale jak widzisz,zyje.Mam sie dobrze , i jedyna rzecza jaka chce to
                  byc najlepsza matka dla mojego dziecka.Nigdy sie nie poddawac,choc zycie nie
                  bedzie dla nas takie rozowe. Oj nie !
                  Sprobuj jeszcze raz z nia pogadac.Zostaw ja i nie drecz , bo to nie ma sensu ,
                  jesli juz podjales "decyzje swego zycia",po prostu odejdz ! Bol kiedys
                  minie.Byc moze uda Ci sie jeszcze zdazyc uczestniczyc w "dziecinstwie" Twej
                  pociechy.Nikt CI tu niczego nie zagwarantuje.Ludzie sa tak rozni od siebie i
                  nie jestes w stanie przewidziec co zrobi Twoja zona.Moze zabroni Ci spotkan z
                  malym,moze bedzie Cie szkalowac w jego oczach.Jest tez mozliwosc , ze nigdy sie
                  z tym nie pogodzi i ten PAT nigdy sie nie skonczy. Ale rozwazajac te wszystkie
                  mozliwosci,musisz byc gotowy na wszystko , co moze sie wydarzyc...Dobrze by
                  bylo,aby milosc odchodzila rownoczesnie u obojga partnerow.No , ale tak nie
                  jest i zawsze to jedno jest skazane na bol. Takie zycie....

                  pozdrawiam
                • teligo Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 11.10.06, 22:42
                  "Probowalem jednym haustem, ale okazało sie, że 2 dni przesiedziała w koncie
                  płacząc. Dziecko dostało jeść i było umyte itd, ale nie było na spacerze, nie
                  miał się z nim kto pobawić."

                  No boszeeeeeee! Jakżesz śmiała! Z dzieckiem się nie miał kto pobawić! Ktoś tu
                  mówi o pomocy żonie w przejściu rozstania, a czepia się, że płakała, a nie
                  bawiła się z dzieckiem. Jak mały dostał jeść i był umyty, to naprawdę nic by mu
                  się nie stało, gdyby się mama 2 dni (DWA DNI!!! a nie dwa miesiące czy lata!!!)
                  z nim nie bawiła i na spacer nie wyszła!!! Pozwól żonie wypłakać żal po stracie
                  dotychczasowego życia, nawet kosztem zabawy czy spacerów dziecka. No kurde no!
            • nzuri Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:20
              Masz dwa wyjścia: odejść lub zostać (odkryłam Amerykę). Ale, jeżeli zostaniesz
              musisz zerwać tamtą znajomość. Nie możesz jej widywać, rozmawiać z nią itp.
              tylko wtedy masz szansę wytrwać i nie fundować żonie dodatkowej huśtawki
              emocjonalnej. A jeżeli odejdziesz to też bezpowrotnie, żeby nie fundować żonie
              huśtawki emocjonalnej. Decyzję musisz podjąć Ty, i sądzę, że tak naprawdę już
              zdecydowałeś jaka ona będzie.

              co do nie pokazywanie dziecku - napisałeś, ze żona ma depresję lękową, z tego
              co piszesz z pewnośćią walnie przyczyniłeś się do jej powstania. Jest chora a
              chory człowiek nie wybiera kiedy go boli, w depresji tak włąśnie jest, ze
              człowiek nie panuje i żadne racjonalne argumenty nie pomogą. pomoże jedynie
              ktoś, kto w danej chwili zajmie się dzieckiem. Z własnych doświadczeń mogę
              powiedzieć,że po jakimś czasie człowiek trochę nad tym jest w stanie zapanować.
    • g0sik Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 11:05
      >rozpad malzenstwa= rozpad rodziny. dziecko najlepiej rozwija sie wychowujac
      >sie na codzien z obojgim rodzicow.

      Pod warunkiem, że rodzice kochają się i szanują. Nie warto być razem tylko dla
      dzieci, one szybko wyczuwają jak jest między rodzicami. Wątpię, aby po latach
      takiego związku szanowały matkę histeryczkę i szantażystkę i ojca zdradzającego
      ją na prawo i lewo. Zresztą wcześniej czy później autor wątku uodporni się na
      próby szantażu. Zamiast zostawać z żoną dla dziecka, uczciwiej byłoby gdyby
      wyprowadził się do tej, o której ciągle myśli i z którą sypia...
      • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 11:16
        g0sik napisała:

        >Zamiast zostawać z żoną dla dziecka, uczciwiej byłoby gdyby
        > wyprowadził się do tej, o której ciągle myśli i z którą sypia...
        W większości piszecie o samczych zapedach, chuci itp. Myślę, że nie jestem
        stereotype faceta. Skoro nie "ulżyłem" sobie z żona i nie SYPIAM z obecną bliska
        mi osoba to chyba troche się mylicie - prawda? Nie zdradzam żony na lewo i prawo.
        • la.loba Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:06
          tux_rh- zostanę pewnikiem zlinczowana przez inne samotne mamy za moja postawę
          ale i tak ci napisze co myslę. Nie bedę Cię oceniać, bo nie jestem bogiem - to
          twoje życie, twoje problemy,ale pytaleś sie o rade. Jak jestes zakochany i nie
          wyobrażasz sobie dalszego życia z żoną to od niej odejdź, z szacunku do siebie i
          do niej. Bez powrotów, bez rozmów, bo w ten sposób dajesz jej nadzieję, że
          jeszcze coś do niej czujesz. NIE możesz jej pomóc- nie Ty. Pogódź się z tym , że
          ją zraniłeś, że przez Ciebie jest nieszczęśliwa i pozwól jej samej sie z tego
          podnieść. Ty poprostu odejdź nie zważając na jej zaplakana twarz, szantaż, na
          dziecko- niestety ale musisz być zimny jak ryba, żeby twoja żona nie miala
          nadziei, skoro jak sam piszesz nie potrafisz z nią żyć.
          • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:38
            la.loba napisała:

            >Pogódź się z tym , że
            > ją zraniłeś, że przez Ciebie jest nieszczęśliwa i pozwól jej samej sie z tego
            > podnieść. Ty poprostu odejdź nie zważając na jej zaplakana twarz, szantaż, na
            > dziecko- niestety ale musisz być zimny jak ryba, żeby twoja żona nie miala
            > nadziei, skoro jak sam piszesz nie potrafisz z nią żyć.

            Zobacz co odpisałem nataszy
            (forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=571&w=47595068&a=47604829) Już
            próbowałem być zimny i nieugięty. Ale to nic nie daje a serce mi sie kraje jak
            widze moja mame, która tam jedzie zobaczyć czy wszystko OK i wraca z płaczem, że
            dziecko tylko czeka na mnie i płacze razem z nią. Jak babcia go zajmie to
            zapomina, ale jak mama na okragło płacze i mówi, że tatuś ich zostawił, bo ich
            nie kocha to dziecko też wpadniew depresję. Wg mnie po tym wszystkim to każda z
            Was wywaliła by mnie już dawno i podniosła się z tego. Nie wiem czy chiałybyscie
            mnie widzieć czy nie, ale myślę, że wiecie, że kontakt dziecka z objgiem
            rodziców jest ważny. Poza tym znam kolege który pracuje w innym miescie i widzi
            się z rodzina na świeta i w weekendy. I tez jakoś żyją i sa rodziną.
            • la.loba Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:44
              nie masz "próbować" być zimny i nieugiety ty masz taki być, bo co z tego ,że
              mówisz że nie kochasz skoro wracasz jak bumerang- dajesz żonie tym samym nadzieje
              • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:50
                la.loba napisała:

                > nie masz "próbować" być zimny i nieugiety ty masz taki być, bo co z tego ,że
                > mówisz że nie kochasz skoro wracasz jak bumerang- dajesz żonie tym samym nadzi
                > eje
                Ale jak to zrobić? Tak wiem to mój problem, ale nie jestem skurw@%@ który
                odchodzi. Zależy mi na tym by było to załatwione jak na 21 wiek przypada. Nie
                idę do lasu i jak widze ładną samicę to w łeb i do jaskinii. No sory, ale te
                czasy mineły. Poza tym europa nie uznaje tez wielożeństwa (ja też), ale to nie
                znaczy, że ludzie nie mogą się rozejść. Nie jestem pijakiem, nie bije żony. Ja
                jej już nie kocham to wszystko. To czy niemożna tego rozwiązać w sposób, który
                uważam, za rozsadny. Dogadac sie kto ma jakie obowiązki, kiedy wakacje co ze
                szkołą i płaceniem na dziecko i zakończyć to. Ja tak chce, ale nie potrafię byc
                jak ta pieprzona ryba czy góra lodowa, bo mnie po tych 2 dniach bycia takim też
                serce pęka. Nie mnie to mój problem i chyba będę musiał tak postapić. Nie wiem
                tylko jak to wpłynie na psychikę dziecka.
                • natasza39 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 12:54
                  tux_rh napisał:
                  Nie jestem pijakiem, nie bije żony. Ja
                  > jej już nie kocham to wszystko. To czy niemożna tego rozwiązać w sposób, który
                  > uważam, za rozsadny.

                  Jak byłbyś pijakiem i codziennie klepałbyś ją po buzi, to zareczam Ci, że
                  pozwoliłaby Ci odejśc.
                  A i jeszcze jedno....
                  Musze Cię zmartwić, ale jak zona powie w sądzie, że Cię kocha i na rozwó się
                  nie zgdza, to ty go raczej nie dostaniesz...
                  • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 13:01
                    natasza39 napisała:

                    > A i jeszcze jedno....
                    > Musze Cię zmartwić, ale jak zona powie w sądzie, że Cię kocha i na rozwó się
                    > nie zgdza, to ty go raczej nie dostaniesz...

                    Są na to 2 sposoby. Myśląc 2 lata nad tym jak odejść człowiek zastanawia się na
                    dwiloma rzeczami. Jeden sposób to oczywiście wyprowadzć się i udowodnić, że
                    nastapiło trwałe i ...ble, ble, ble rozpad związku. A drugi to dziecko na kartę
                    rowerową jeśli pierwszy sposób zawiedzie. To drugie to idiotyczne, ale
                    zaproponowane jako OSTATECZNOŚĆ przez moja partnerkę.Ja nawet o tym nie pomyślałem.
                  • mauretta Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 23:28
                    Jak byłbyś pijakiem i codziennie klepałbyś ją po buzi, to zareczam Ci, że
                    pozwoliłaby Ci odejśc.
                    A i jeszcze jedno....
                    Musze Cię zmartwić, ale jak zona powie w sądzie, że Cię kocha i na rozwó się
                    nie zgdza, to ty go raczej nie dostaniesz... -

                    Natasza ,to stare dzieje. Teraz rozwod mozna dostac na pstrykniecie palcem.
                    Jesli udowodni ,ze nastapil zupelny i trwaly rozpad malzenstwa to rozwod
                    dostanie i wielka milosc zony nie pomoze ani to,ze sa dzieci.
    • pesher Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 13:06
      Jak ja sie ciesze, ze w moim malzenstwie to ja okazalam sie "facetem z jajami".
      Moj ex tez jest "uczuciowym mezczyzna" i wlasnie czytajac Twoje opowiesci z
      calego watku wiem, czego uniknelam. Pastwienia sie psychicznego trwajacego 2
      lata (sic!). Koszmar.. Co Ty fundujesz swojemu dziecku? Przeciez zdecydowales
      sie byc z Twoja partnerka. Wiec szybkie ciecie, bolu zonie nie oszczedzisz
      bawiac sie w odchodzenia i powroty, wrecz przeciwnie, zwiekszasz ten bol.
      Efekty juz sa: depresja Twojej zony. Wiec na co jeszcze czekasz? Az
      rzeczywiscie bedzie w takim stanie psychicznym, ze zamiast mowic o samobojstwie
      po prostu to zrobi?

      Wybacz, ale nie potrafie zdobyc sie na zrozumienie Ciebie. Nie mowiac o
      szacunku. I nie dlatego, ze podjales taka a nie inna decyzje, bo zycie ludzkie
      sie roznie uklada i rzeczywiscie czasem swoja druga polowke spotykamy pozniej,
      kiedy juz mamy zobowiazania, ale dlatego, ze przez Twoje dobre checi zgotowales
      pieklo dwom kobietom i dziecku.
    • judytak Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 13:39
      dla mnie nie do wyobrażenia jest ciąganie takiej sytuacji przez trzy lata
      w moich oczach jest to znacznie większe świństwo, niż powiedzenie raz a
      zdecydowanie "przepraszam, do widzenia"
      można po rozstaniu z żoną tak układać stosunków, żeby były w miarę normalne
      jeśli wiesz, jak możesz i jak chcesz jej i dziecku ułatwić sytuację po twoim
      odejściu (np. zostawisz mieszkanie, płacisz alimenty, często i w uzgodnionym
      terminie spędzasz czas z dzieckiem, itp. itd.), to ta zostawiona żona, chociaz
      przeżywa szok, to jednak wie, na czym stoi, wie, z czym ma liczyć, przeżywa
      żałobę po związku, i się nauczy z tym żyć
      a tak, to łudzi się, i łudzi się, aż całkiem straci zdrowie (psychiczne,
      fizyczne)
      (partnerka też zresztą łudzi się, i łudzi się, a w razie czego obudzi się z
      ręką w nocniku...)

      to tak z jednej strony

      z drugiej: wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że z twojego opisu wynika, że
      zakochałeś się, jak żona była w połowie ciąży
      związek z partnerką zaczął się gwałtownie rozwijać w tym czasie, kiedy się
      rodziło wasze dziecko
      postanowiłeś się wyprowadzić, kiedy syn miał 6 miesięcy

      i jeszcze ty chcesz mi opowiadać, że... no, cokolwiek...
      hcesz mnie traktować takimi opowieściami, jakie kupuje twoja partnerka...
      biedna...

      Judyta

    • lilith76 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 13:45
      Piszesz, że żona jest depresji i korzysta z pomocy psychologa. W takim stanie ona nie podejmie żadnej racjonalnej decyzji, bo ma w głowie szkło zniekształcające rzeczywistość i poczucie, że wszystko idzie źle, nie ma nadziei, nie ma wyjść z sytuacji. Z czasem ona tę depresję potraktuje jak smycz na utrzymanie ciebie przy sobie.

      Wiem, że to mało popularne może, ale farmakologia działa cuda. Nie wiem jakie ma do tego podejście jej psycholog.

      Co do opieki nad dzieckiem po twoim ewentualnym odejściu zastanów się nad opiekunką do dziecka (wysoki koszt), czy samodzielnym odbieraniu dziecka z przedszkola i opiece zanim matka nie wróci z pracy (męczące, ale mój facet tak właśnie robi - udało mu się zmienić godziny pracy).
      • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 14:05
        lilith76 napisała:

        > Co do opieki nad dzieckiem po twoim ewentualnym odejściu zastanów się nad opiek
        > unką do dziecka (wysoki koszt), czy samodzielnym odbieraniu dziecka z przedszko
        > la i opiece zanim matka nie wróci z pracy (męczące, ale mój facet tak właśnie r
        > obi - udało mu się zmienić godziny pracy).

        Opiekunka to ciężka sprawa. Po pierwsze o jakąkolwiek ciężko, a poza tym dziecko
        tez musi ją polubić. Najlepiej było by gdyby babcia raczyła pomóc własnej córce,
        a nie tylko ją dobijać. Ja chętnie bym pomógł, ale jeśli odejdę to do innego
        miasta. Więc odbieranie malucha z przedszkola raczej odpada...
        • lilith76 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 14:12
          O nie, kochany,
          To ty rozprułeś rodzinną makatkę, więc nie zwalaj skutków na teściową. Matka twojej żony może, ale nie musi jej pomagać, to jej dobra wola.
          Zamiast wyszukiwać minusów jakiegoś rozwiązania, poszukaj plusów (opiekunka/przedszkole).
          Jak tak będziesz hamletyzować, to zacznę podejrzewać, że obecna sytuacja sprawia ci jednak jakąś frajdę.
          • imagine73 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 14:32
            I jeszcze jedno malutkie pytanko wink
            Jestes pewien , ze gdy Twoja nowa kobieta zajdzie w ciaze , to Ty nie
            zaczniesz "rozmow" z jakas nowsza pania ? Cosik mi sie wydaje,ze mimo
            wszystko,co nam tu opowiadasz jestes bardzo nieodpowiedzialnym czlowiekiem wink

            Bo tak obiektywnie patrzac, to wyglada tak: poznajesz kobiete,slubujesz jej
            milosc na dobre i na zle,do konca swiata... Plodzisz dziecko i przeskakujesz na
            inny kwiatek,ktory nie musi byc wcale tym ostatnim kwiatkiem.
            Nie gniewaj sie , ale to tak wyglada. Zastanow sie dobrze ,czy oby tak
            rzeczywiscie nie jest?

            smile))
            • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 14:41
              imagine73 napisała:

              > I jeszcze jedno malutkie pytanko wink
              > Jestes pewien , ze gdy Twoja nowa kobieta zajdzie w ciaze , to Ty nie
              > zaczniesz "rozmow" z jakas nowsza pania ? Cosik mi sie wydaje,ze mimo
              > wszystko,co nam tu opowiadasz jestes bardzo nieodpowiedzialnym czlowiekiem wink

              Wielkie dzięki. To, że szukam pomocy na tym forum chyba dość dobrze oddaje stan
              mojego ducha i myślałem, że jestes jedną z tych kobiet, które mimo wszystko
              próbują spojrzeć na mój problem inaczej. A Ty teraz podobnie jak przedmówczynie
              owijasz w papierek chuć, plemniki i co one tam jeszcze wymyśliły. No sorki, ale
              po Twoich wcześniejszych wypowiedziach nie sądziłem, że napiszesz coś takiego.
              Nie płodze dziecie na lewo i prawo bo już tego jednego robaczka mi żal a co
              dopiero jak bym narobił cała gromadę. Prosze Cię trochę więcej dystansu i
              poczytaj co pisze natasza. Ona rozumie problem i nie oskarza mnie o myslenie
              innym organem niz mózg...

              > Bo tak obiektywnie patrzac, to wyglada tak: poznajesz kobiete,slubujesz jej
              > milosc na dobre i na zle,do konca swiata... Plodzisz dziecko i przeskakujesz
              na inny kwiatek,ktory nie musi byc wcale tym ostatnim kwiatkiem.
              > Nie gniewaj sie , ale to tak wyglada. Zastanow sie dobrze ,czy oby tak
              > rzeczywiscie nie jest?

              Wiem, że tak to wygląda, ale wierzcie lub nie chciałem tego dziecka, powiem
              więcej LECZYŁEM się tak, leczyłem się by je mieć. Zadowolone? Więc to nie moje
              ego i nie wiem co jeszcze mówi mi zmień kobietę bo ta już zapłodniona. Prosze,
              jesli tak maci episać to sobie darojcie. Nie znudziło mi się bycie tata tylko
              nie kocham żony. Na tym tle sa kłutnie i to jest problemem tego wszystkiego co
              napisałem.
          • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 14:33
            lilith76 napisała:

            > O nie, kochany,
            > To ty rozprułeś rodzinną makatkę, więc nie zwalaj skutków na teściową. Matka tw
            > ojej żony może, ale nie musi jej pomagać, to jej dobra wola.

            Pisałem o tym wcześniej, że nawet nie chodzi o to by opiekowała się małym, ale
            by pomogła przynajmniej na początku kiedy jest najtrudniej... Nie będe sie
            powtarzał.

            > Zamiast wyszukiwać minusów jakiegoś rozwiązania, poszukaj plusów (opiekunka/prz
            > edszkole).
            > Jak tak będziesz hamletyzować, to zacznę podejrzewać, że obecna sytuacja
            sprawi a ci jednak jakąś frajdę.

            Oj chyba nie czytałaś wszystkiego... Nieważne. Powtórzę, że malec może iśc do
            przedszkola najwczesniej na wiosnę, a teraz jest w takim szoku, że nie zostanie
            z nikim kogo nie zna. Więc dla tego pomoc teściowej była by wielką pomoca, a tak
            trochę cieżko zostawić wszystko i uciec jak szczur z tonącego okrętu. Dla tego
            to trwa.
            • lilith76 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 14:41
              Ale nie możesz wymagać od teściowej aby załatwiała za ciebie "czarną robotę". Teściowe bywają różne - jedne opiekują się wnuczętami, są podporą dla córek, inne mają swoje życie i chcą się zająć sobą.
              A co z twoją mamą? Dlaczego ma nie wziąć na barki jeszcze jednego wnuczka? Niech będzie ci podporą w ciężkich chwilach.

              Jest jeszcze opcja luskusowa, że dopóki dziecko nie pójdzie do przedszkola, nie podrośnie ty bierzesz na siebie utrzymanie syna i niepracującej żony.
              Pamiętaj też, że jeśli twoja żona uzyska rozwód z twojej winy, to nawet nie musi się śpieszyć do pracy, bo będzie mieć alimenty i na dziecko, i na siebie.
              • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 14:48
                lilith76 napisała:

                > Ale nie możesz wymagać od teściowej aby załatwiała za ciebie "czarną robotę". T
                > eściowe bywają różne - jedne opiekują się wnuczętami, są podporą dla córek, inn
                > e mają swoje życie i chcą się zająć sobą.
                > A co z twoją mamą? Dlaczego ma nie wziąć na barki jeszcze jednego wnuczka? Niec
                > h będzie ci podporą w ciężkich chwilach.

                Bardzo chętnie by się podjęła, ale to awykonalne więc nie będe tego dalej
                rozwijał. Może uda się tak, że przez miesiąc moja mama będzie się non stop
                opiekowała wnukiem, ale później trzeba "normalności" by mały mógł zostać z
                opiekunką.

                > Jest jeszcze opcja luskusowa, że dopóki dziecko nie pójdzie do przedszkola, nie
                > podrośnie ty bierzesz na siebie utrzymanie syna i niepracującej żony.
                > Pamiętaj też, że jeśli twoja żona uzyska rozwód z twojej winy, to nawet nie mus
                > i się śpieszyć do pracy, bo będzie mieć alimenty i na dziecko, i na siebie.

                Żona pracuje i sądzę by dostała alimenty na siebie. Ja jestem chętny płacić na
                dziecko, pomagac im (przeczytaj od początku) tylko żona nie chce nic. Woli by
                było jak jest, a to wyniszcza ją i mnie o dziecku nawet nie wspomnę... Nie znam
                się na alimentach, ale idiotyczne wydawało by mi się gdyby sąd zasądził
                alimenty, których nie moge zapłacić mając do utrzymania druga rodzinę. Przeciez
                w ten sposób karał by ta druga rodzinę. To idiotyczne. A ja płacił bedę i
                opiekował się też. Więc to NIE KWESTIA pipeniędzy.
                • lilith76 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 14:54
                  > Żona pracuje i sądzę by dostała alimenty na siebie. Ja jestem chętny płacić na
                  > dziecko, pomagac im (przeczytaj od początku) tylko żona nie chce nic. Woli by
                  > było jak jest, a to wyniszcza ją

                  Tak niestety bywa w depresji sad
                  Od tego trzeba zacząć.
                  • imagine73 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 15:10
                    Wiem ze masz problem. Nie bylo moim zamiarem Cie osadzac i prawic moralow.
                    Zadaje pytania,pisze jak mozna te Twoja sytuacje odbierac stojac obok.

                    Niepotrzebnie sie na mnie unosisz.Nie mam zamiaru Ci w jakikolwiek sposob
                    dopiekac.Szukasz odpowiedzi ? Musisz poznac zdanie innych,Twojej zony rowniez!
                    A tak to wychodzisz na mieczaka,ktory sie nieszczesliwie zakochal i gotow jest
                    poswiecic rodzine dla tego uczucia.
                    Nie Ty pierwszy i nie ostatni,wiec chyba nie masz sie co tak przejmowac.
                    Chcesz abysmy psioczyly na tesciowa , ze nie chce Ci pomoc w opuszczeniu swojej
                    corki? Kurcze, poczytaj sam siebie ,co ty wypisujesz?

                    Sorry, nie chcialam byc wredna wink
                    • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 15:19
                      imagine73 napisała:

                      > Wiem ze masz problem. Nie bylo moim zamiarem Cie osadzac i prawic moralow.
                      > Zadaje pytania,pisze jak mozna te Twoja sytuacje odbierac stojac obok.
                      OK. Zrozumiałem. Ale wydawało mi się, że czytasz od początku i wiesz w czym
                      problem. Że to nie sex a psychika grają rolę. Nieważne...
                      >
                      > Niepotrzebnie sie na mnie unosisz.Nie mam zamiaru Ci w jakikolwiek sposob
                      > dopiekac.Szukasz odpowiedzi ? Musisz poznac zdanie innych,Twojej zony rowniez!
                      > A tak to wychodzisz na mieczaka,ktory sie nieszczesliwie zakochal i gotow jest
                      > poswiecic rodzine dla tego uczucia.
                      > Nie Ty pierwszy i nie ostatni,wiec chyba nie masz sie co tak przejmowac.

                      Sorki jeśłi to źle odebrałaś, ale myślałem że mnie ostarżasz o te idiotyzmy,a
                      nie widzisz prawdziwego problemu jakim jest dziecko, brak opieki i choroba żony.

                      > Chcesz abysmy psioczyly na tesciowa , ze nie chce Ci pomoc w opuszczeniu
                      swojej
                      >
                      > corki? Kurcze, poczytaj sam siebie ,co ty wypisujesz?
                      Pożaliłem sie na teściową, bo nie znam takiej mamy, która wśród znajomych w
                      podobnych sytuacvjach nie oferowała by pomocy. Tyle tylko mam do powiedzenie o
                      teściowej. Poza tym jestem jej wdzięczny, za te 3 latka wychowywania małego. To
                      chyba jest złe, że nie pomaga córce. Nie mam o nic innego pretensji wiec temat
                      teściowej zamykamy OK. Nie ona jest klu programu. A Ty jakoś tak na mnie z tego
                      powodu naskoczyłaś.

                      > Sorry, nie chcialam byc wredna wink
                      OK. Lecę do domu... Do mamy. Zobaczymy co dzisiejszy dzień jeszcze przyniesie.
                      Dziekuję.
                • berkot Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 15:34
                  tux_rh napisał:
                  "... Nie znam się na alimentach, ale idiotyczne wydawało by mi się gdyby sąd zasądził alimenty, których nie moge zapłacić mając do utrzymania druga rodzinę. Przeciez w ten sposób karał by ta druga rodzinę. To idiotyczne. A ja płacił bedę i opiekował się też. Więc to NIE KWESTIA pipeniędzy."

                  To jednak jest kwestia pieniedzy, a na pewno bedzie , gdy zamieszkasz z nowa kobieta. Zycze Ci dotrzymania obietnicy odnosnie alimentów, spotkań, ale zycie z reguly pokazuje, ze jak jest nowa partnerka to i ewentualne nowe potomstwo - finansowo, czasowo, i uczuciowo bardziej korzysta niz "stare dzieci". Przerabiam to na co dzień, wiec wiem co mowie.
                  Mam nadzieje, że Twoja nowa partnerka nie zawiedzie oczekiwan we wszystkich aspektach zwiazanych z Twoim dzieckiem, lub tez Twoja zona nie zrobi z dziecka karty przetargowej.
                  Poza tym co to za gadanie o karze dla drugiej rodziny, tak rozpatrując obecna jeszcze zona ma to w nagrode?



                  • mauretta Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 00:20
                    berkot napisała:

                    > tux_rh napisał:
                    > "... Nie znam się na alimentach, ale idiotyczne wydawało by mi się gdyby sąd za
                    > sądził alimenty, których nie moge zapłacić mając do utrzymania druga rodzinę. P
                    > rzeciez w ten sposób karał by ta druga rodzinę. To idiotyczne. A ja płacił bedę
                    > i opiekował się też. Więc to NIE KWESTIA pipeniędzy."
                    >
                    > To jednak jest kwestia pieniedzy, a na pewno bedzie , gdy zamieszkasz z nowa ko
                    > bieta. Zycze Ci dotrzymania obietnicy odnosnie alimentów, spotkań, ale zycie z
                    > reguly pokazuje, ze jak jest nowa partnerka to i ewentualne nowe potomstwo - fi
                    > nansowo, czasowo, i uczuciowo bardziej korzysta niz "stare dzieci". Przerabiam
                    > to na co dzień, wiec wiem co mowie.
                    > Mam nadzieje, że Twoja nowa partnerka nie zawiedzie oczekiwan we wszystkich as
                    > pektach zwiazanych z Twoim dzieckiem, lub tez Twoja zona nie zrobi z dziecka ka
                    > rty przetargowej.
                    > Poza tym co to za gadanie o karze dla drugiej rodziny, tak rozpatrując obecna j
                    > eszcze zona ma to w nagrode?

                    Ja jeszcze mam tylko nadzieje,ze nowa partnerka wie co ja czeka i z pelna
                    swiadomoscia decyduje sie na zycie z mezczyzna po przejsciach.Tylko tak jak
                    berkot napisal ,ze zycie z reguly pokazuje, ze jak jest nowa partnerka to i
                    ewentualne nowe potomstwo - finansowo, czasowo, i uczuciowo bardziej korzysta
                    niz "stare dzieci".
                    Jak narazie szukasz tutaj pomocy i pytasz o rade jak bezbolesnie wyrwac sie od
                    zony i to jest obecnie Twoj najwiekszy problem a ja ci powiem,ze problemy to sie
                    dopiero zaczna.Bezbolesnie sie nie da tak jak tu wiekszosc pisze.Wiem,ze masz
                    swoja wizje tego jak to powinno wygladac ,ale zycie lubi platac figle i wywracac
                    sie do gory nogami ,tak jak ty miedzy innymi wywrociles je zonie i sobie.Nie
                    zdziw sie,jak Twoja nowa partnerka powie Ci odchodze ,nie potrafie tak zyc,albo
                    ja albo byla zona bo tak tez moze byc.
                    >
                    >
                    >
                    • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 08:07
                      mauretta napisała:


                      > Jak narazie szukasz tutaj pomocy i pytasz o rade jak bezbolesnie wyrwac sie od
                      > zony i to jest obecnie Twoj najwiekszy problem a ja ci powiem,ze problemy to sie
                      > dopiero zaczna.Bezbolesnie sie nie da tak jak tu wiekszosc pisze.Wiem,ze masz
                      > swoja wizje tego jak to powinno wygladac ,ale zycie lubi platac figle i wywraca
                      > c
                      > sie do gory nogami ,tak jak ty miedzy innymi wywrociles je zonie i sobie.Nie
                      > zdziw sie,jak Twoja nowa partnerka powie Ci odchodze ,nie potrafie tak zyc,albo
                      > ja albo byla zona bo tak tez moze byc.

                      Oczywiście, że tak może być. Wiem, że życie zweryfikuje wiele z tego co ja sobie
                      wymarzyłem z tym co naprawdę da sie zrobić. Ale rozmawiamy o tym z moją mam
                      nadziję przyszłą żoną i ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ja
                      mam/miałem rodzine i na pewno dopóki nie zacznę zaniedbywać jej i może naszego
                      dziecka to nie powie mi odchodze...A ja nie chce wejść 2 razy do tej zsamej
                      wody, bo musiał bym nabrpełnić duuuzy basen by to zrobić. Życie płynie, a ja nie
                      potrafię przytulić się do żony. Czuję się źle, że puszę to robic na przymus więc
                      żyjemy "obok" dla dziecka. Oboje czasami o to wybuchamy. Dla tego proszę o
                      poradę jak żonie wyjaśnić, że to nie ma sensu i że lepiej będzie jak się
                      rozstaniemy. To było celem tego watku. Nie moja sytuacja. Bo to mój problem. Ja
                      pytam kobiety, które moją podobne przejścia za sobą o to jak to zrobić, by
                      podczas "normalnej" rozmowy nie krzyków i kłutni wyjaśnić sobie kto jakie ma
                      obowiązki wobec dziecka i odejść.
            • imagine73 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 14:52
              <<Oj chyba nie czytałaś wszystkiego... Nieważne. Powtórzę, że malec może iśc do
              przedszkola najwczesniej na wiosnę, a teraz jest w takim szoku, że nie zostanie
              z nikim kogo nie zna. Więc dla tego pomoc teściowej była by wielką pomoca, a tak
              trochę cieżko zostawić wszystko i uciec jak szczur z tonącego okrętu. Dla tego
              to trwa.**



              Moze jednak zadaj sobie pytanie sam. Na kim bardziej Ci zalezy ? Na dziecku czy
              na nowej przyszlej kochance/zonie ? Czyje zycie i szczescie jest tu
              wazniejsze ? Twoje/dziecka ?
              Masz obowiazki wzgledem tej rodziny i jestes za nich odpowiedzialny ,czy tego
              chcesz ,czy tez nie.... Mysle , ze o tym doskonale wiesz i to nie daje Ci
              odejsc. Jako kobieta doskonale rozumie co czuje teraz Twoja zona i uwierz mi
              zadna milosc swiata nie rozgrzeszy Cie z tego co jej teraz robisz...


              Wybacz , ale dla mnie to jest chore.Zostawic syna dla jakiejs laski. No
              coz.Widocznie Twoja milosc do niego jest malutka jak orzeszek sad Tym bardziej
              jest z Toba zle jesli potrafisz byc szczesliwy kosztem wlasnego dziecka....

              To byl moj kubel zimnej wody dla Ciebie ...Moze przesadzilam w tej
              wypowiedzi,sorry, ale Twoje argumenty coraz mniej mnie przekonuja.Piszesz o
              dziecku tak jakby bylo jakims pluszowym miskiem,zabawka, ktora mozna podrzucic
              na przechowanie babci , lub calkiem zamknac na strychu. Abys tylko Ty mogl byc
              szczesliwy... Smutne....
              • lilith76 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 15:01
                Bez przesady.
                On nie zostawia syna.
                I nie byłoby tego wątku gdyby nie martwił się o jego.
                Gdyby syn był dla niego pluszowym misiem facet dawno zwinąłby się z walizkami rzucając w drzwiach "weź opiekunkę" albo "niech się teraz teściowa pomartwi".
              • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 15:09
                imagine73 napisała:

                > Moze jednak zadaj sobie pytanie sam. Na kim bardziej Ci zalezy ? Na dziecku czy
                >
                > na nowej przyszlej kochance/zonie ? Czyje zycie i szczescie jest tu
                > wazniejsze ? Twoje/dziecka ?

                Nie można tego porównywać. Teraz mówisz jak moja żona. Jak mam porównać miłośc
                do kobiety z miłościa do dziecka. Prosze Cię nie mów nawet takich rzeczy bo
                zacznę w Ciebie wątpić... Czytałas od początku? Mam nadzieję. To wiesz jaka jest
                sytuacja i, że chore jest bycie razem "dla dobra dziecka". Dla tego podjąłem
                decyzje. Chce tylko by żona to zrozumiała i pozwoliła sobie pomóc.
                > Masz obowiazki wzgledem tej rodziny i jestes za nich odpowiedzialny ,czy tego
                > chcesz ,czy tez nie.... Mysle , ze o tym doskonale wiesz i to nie daje Ci
                > odejsc. Jako kobieta doskonale rozumie co czuje teraz Twoja zona i uwierz mi
                > zadna milosc swiata nie rozgrzeszy Cie z tego co jej teraz robisz...
                >
                >
                > Wybacz , ale dla mnie to jest chore.Zostawic syna dla jakiejs laski. No
                > coz.Widocznie Twoja milosc do niego jest malutka jak orzeszek sad Tym bardziej
                > jest z Toba zle jesli potrafisz byc szczesliwy kosztem wlasnego dziecka....
                >
                > To byl moj kubel zimnej wody dla Ciebie ...Moze przesadzilam w tej
                > wypowiedzi,sorry, ale Twoje argumenty coraz mniej mnie przekonuja.Piszesz o
                > dziecku tak jakby bylo jakims pluszowym miskiem,zabawka, ktora mozna podrzucic
                > na przechowanie babci , lub calkiem zamknac na strychu. Abys tylko Ty mogl byc
                > szczesliwy... Smutne....
                Nie wiem czemu wyciagasz takie błedne wnioski, ale dziecko to nie zabawka.A
                pisze o babci czy opiekunce bo to jest jeden z tych przyziemnych problemów,
                które nalezy rozwiazać, by żona mogła dalej jakoś funkcjonować. Nie wiem czy to
                do Ciebie nie trafiło, ale tak własnie jest. A nie buduję szcześcia swojego na
                trupach i cierpieniu innych, bo to dla mnie też przykre. Ale wolę to bo jak
                czytałas to lepsze niż życie w związku bez miłości. Zgadzam się z ta opinią i
                dla tego wole odejść. A pytam tylko jak to zrobić, by nie bolało. Niestety nie
                da się tak, ale zerwać od¶eki próbowałem i też źle. Szukam złotego środka, ale
                widzę, że go nie ma. Dzięki za wszystkie wypowiedzi. Wolę odejśc, bo jak mały
                podrośnie to nie będzie czuł w domu miłości tylko "bycie razem" dla niego. A to
                jest chore. I na szczęście są tu kobiety, które się ze mną zgadzają.
        • floric Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 30.08.06, 13:35
          >Najlepiej było by gdyby babcia raczyła pomóc własnej córce

          od cudzych matek to ty sie k*rwa odstosunkuj

    • mycha555 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 15:36
      Jestem kobietą. Zgadzam się z Tobą. Życie w związku bez miłości tylko dla dobra
      dziecka jest bez sensu i nie przyniesie nic dobrego nikomu. Szczególnie
      dziecku. I ja na Twoim miejscu też bym odeszła... Masz jedno życie i masz prawo
      być szczęśliwy. Skoro Twoja partnerka tak długo czeka na Ciebie to widać
      również Cię kocha. Nie skrzywdź tylko synka. Musi czuć, że tata kocha go
      bezgranicznie najbardziej na świecie.
      Rozumiem Cię... Wiem również, że przed miłością nie można uciec... Nawet gdy
      jest zakazana.
      I jeszcze jedno. Nie jesteś złym facetem i palantem myślącym tylko swoją jedną
      częścią ciała. Czytam tą dyskusję od rana i dopiero teraz postanowiłam się
      odezwać. To bardzo ważne, że martwisz się o żonę. Tylko nie pozwól się jej
      szantażować.
      Z całego serca życzę Ci powodzenia.
      • imagine73 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 16:08
        mycha555 napisała:

        > Jestem kobietą. Zgadzam się z Tobą. Życie w związku bez miłości tylko dla
        dobra
        >
        > dziecka jest bez sensu i nie przyniesie nic dobrego nikomu. Szczególnie
        > dziecku. I ja na Twoim miejscu też bym odeszła... Masz jedno życie i masz
        prawo
        >
        > być szczęśliwy. Skoro Twoja partnerka tak długo czeka na Ciebie to widać
        > również Cię kocha. Nie skrzywdź tylko synka. Musi czuć, że tata kocha go
        > bezgranicznie najbardziej na świecie.
        > Rozumiem Cię... Wiem również, że przed miłością nie można uciec... Nawet gdy
        > jest zakazana.
        > I jeszcze jedno. Nie jesteś złym facetem i palantem myślącym tylko swoją
        jedną
        > częścią ciała. Czytam tą dyskusję od rana i dopiero teraz postanowiłam się
        > odezwać. To bardzo ważne, że martwisz się o żonę. Tylko nie pozwól się jej
        > szantażować.
        > Z całego serca życzę Ci powodzenia.

        Hej Myszko smile

        Nie zgadzam sie z Toba tak calkiem do konca. Bylam w podobnej sytuacji jak
        autor tego watku i wiem , ze wszystko sie da,jesli tylko postawisz na dobro
        dziecka.
        Moj maz zdradzil mnie kiedy bylam w ciazy.Nie bylo to z jakiejs tam wielkiej
        milosci,ot taki skok w bok, ktory zawazyl na calym naszym zyciu.Pewnie,ze w
        pierwszej chwili powiedzialam PRECZ! Ale po jakims czasie usiedlismy naprzeciw
        siebie i wyjasnilismy sobie wiele spraw.Kazde z nas chcialo brac czynny udzial
        w wychowaniu malucha,wiec wyjscie bylo tylko jedno.Byc ze soba ...i przynajmiej
        sie szanowac.Nie bylo latwo,ale przyzwyczailam sie do sytuacji.Nie bylo mi
        nawet w glowie poszukiwanie jakis milosnych wrazen.Przestalam chyba wierzyc ,ze
        to uczucie jest mi pisane.
        Nie powiem , abym ten czas stracila.Moze ominelo mnie w zyciu bardzo
        wiele.Milosc ,mezczyzna u mego boku,za ktorym bym poszla w ogien.Zylismy w
        jednym domu,ale nie ze soba tylko "obok". Nie klocilismy sie juz nigdy wiecej o
        przeszlosc.Nigdy nie wracalam do tematu...Tak przeminelo wiele lat,i nie
        zaluje,bo moje dziecko mialo oboje rodzicow przy sobie.Ja i moj maz
        potrafilismy dojsc do porozumienia co do naszego wspolnego dziecka.Ona jest i
        bedzie najwazniejsza w naszym zyciu.I co z tego,ze nie palalismy do siebie juz
        ta sama plomienna miloscia? Ona jest i odchodzi...A milosc do dziecka ,tak
        mysle ,jest wieczna......

        Dalsza moja historie napewno znasz i jak sama widzisz,nie wyszlo mi to na dobre.

        pozdrawiamsmile
        • mycha555 Re: Imagine :) 28.08.06, 16:32
          Imagine tylko widzisz Twój mąż się nie zakochał... Dla niego to był przygodny
          sex. Tamta dziewczyna nic dla niego nie znaczyła. Wybrał Ciebie i dziecko. Ty
          wybaczyłaś. Tutaj jest inaczej.
          Poza tym nie masz wrażenia, że ominęło Cię coś pięknego..? Życie u boku faceta
          którego kochasz, dla którego żyjesz? Facet który robi wszystko abyś była
          szczęśliwa. Jeśli rodzice są szczęśliwi to i dziecko jest szczęśliwe. Tak
          uważam. Być może poznałabyś cudownego człowieka i bylibyście razem we trójkę?
          Nie wiesz co przyniosłoby Ci życie. Nie wiesz co przyniesie. Nie wiesz tego czy
          nie zakochasz się jeszcze. Tak zupełnie niespodziewanie i szaleńczo.
          • imagine73 Re: Imagine :) 28.08.06, 17:02
            mycha555 napisała:

            > Imagine tylko widzisz Twój mąż się nie zakochał... Dla niego to był przygodny
            > sex. Tamta dziewczyna nic dla niego nie znaczyła. Wybrał Ciebie i dziecko. Ty
            > wybaczyłaś. Tutaj jest inaczej.
            > Poza tym nie masz wrażenia, że ominęło Cię coś pięknego..? Życie u boku
            faceta
            > którego kochasz, dla którego żyjesz? Facet który robi wszystko abyś była
            > szczęśliwa. Jeśli rodzice są szczęśliwi to i dziecko jest szczęśliwe. Tak
            > uważam. Być może poznałabyś cudownego człowieka i bylibyście razem we trójkę?
            > Nie wiesz co przyniosłoby Ci życie. Nie wiesz co przyniesie. Nie wiesz tego
            czy
            >
            > nie zakochasz się jeszcze. Tak zupełnie niespodziewanie i szaleńczo.


            Wiesz Myszko ? Wlasnie przed jakimis dwoma laty zakochalam
            sie ,tak "niespodziewanie","szalenczo",na zaboj wink I raczej wyszlo mi to
            uczucie bokiem.Moj "ukochany" zabawil sie moim zyciem jak klockami lego.
            Nie wiem,byc moze mam takiego zyciowego pecha? Nie dane mi jest byc szczesliwa
            w milosci..... Nie dbam juz o to.W zyciu nikomu nie zaufam,bo po prostu nie
            umie. Jak odchodzila ta moja "wielka milosc" ,zostawiajac mnie sama w
            ciazy,jedyne co potrafil powiedziec ,to to, ze nie potrafi wytlumaczyc dlaczego
            tak postepuje...A ja tym bardziej nie potrafie zrozumiec.
            Nie bez powodu zabralam glos w tej dyskusji. W swoim zyciu mialam dwoch
            mezczyzn,i kazdy z nich inaczej podszedl do sprawy DZIECKO. Mam dwie corki.Jedna
            (lat14) wychowywala sie z kochajacym ojcem,a ta druga nawet go nie bedzie
            znala....Czasem jest mi jej tak bardzo zal,bo wiem,ze nie zastapie jej "jego".I
            ja nawet nie wiem co mam o nim jej powiedziec....Jak dobrac slowa,aby jej nie
            zranic.Jest bardzo podobna do ojca....a ja tak patrze w te jej czarne wesole
            oczka i czuje sie bezradna...
            Ale coz ! Przeciez sobie poradzimy wink

            Pozdrawiamsmile
      • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 08:15
        mycha555 napisała:

        > Z całego serca życzę Ci powodzenia.
        Wyciąłem dużo, ale dziękuję za ta wypowiedz. Większość kobiet atakuje i to jest
        zrozumiałe, bo ja chce zrobić żonie to co one już przecierpiały. Ja staram się
        po pierwsze wykożystać wszystkie dostępne srodki by pomóc żonie w tej sytuacji,
        ale przeciez ja jej nie mogę przytulić i powiedzieć:kochanie nie płacz, kocham
        Cię. Przeciez to chore. Nie mniej żona robi wszystko by mnie zatrzymać mimo, że
        ma opsesję na punkcie mojej partnerki. Nawet jak się z nią rozstałem to i tak
        przez 3 tygodnie non stop mnie kontrolowała. Najgożej jest jak nie ma dostępu do
        mojej poczty i gg. Dostaje obłędu i nakręca się. To jest tragedia tej sytuacji.
        Ja chciałem zostać i poświęcić się dla dziecka, ale ona nie chce. No to do
        jasnej anielki po co to ciągnąć??? Dzieki za to, że wróciłaś do tematu, bo
        troche sie to rozmyło.
    • zwyklyfacet2 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 16:26
      Przeczytałem Twojego posta i chwilami miałem wrażenie, że to ja go napisałem.
      Jestem żonatym facetem i mam 6letnie dziecko. Z żoną nie układa się nam
      najlepiej a po tych kilku latach małżeństwa stwierdzam że nie pasujemy do
      siebie. 2 lata temu poznałem inną Kobietę, zakochałem się w niej do szaleństwa
      a ona odwzajemnia mi moją miłość. Doskonale rozumiem wszystko o czym napisałeś
      w swoim liście, rozumiem każde zdanie.
      Ludzie chodzą po świecie i szukają swojej drugiej Połówki, jednym uda się ją
      odnaleźć a innym „wydaje” się że ją odnaleźli. Ci drudzy żyją w nieświadomości
      że ich prawdziwa Połóweczka jest gdzieś tam i może czeka aż ją odnajdą. Tak też
      było ze mną –„wydawało” mi się do momentu aż nie poznałem tej Kobiety która
      teraz tak bardzo kocham. Po tych 2 latach spędzonych z Nią zrozumiałem
      prawdziwe pojęcie słowa „KOCHAM”, bo to Ona nauczyła mnie kochać. Stała się dla
      mnie WSZYSTKIM, jest moim najlepszym przyjacielem, moim najlepszym kolegą, moim
      największym Szczęściem.
      Jest przepiękną Kobietą z którą nie sposób się nie obejrzeć, jak ją poznałem,
      to wręcz się jej trochę bałem, bo jak to, ja przeciętny facet zaczyna rozmawiać
      z „taką” dziewczyną. Jest najbardziej kobieca ze wszystkich kobiet jakie znam.
      Jej sposób poruszania się, jej gesty, uśmiech, wszystko jest perfekcyjne, takie
      jak wymarzone w moim młodzieńczym ideale kobiety. Do tego jest bardzo
      inteligentna, ma wyjątkowe poczucie humoru i tak wrażliwa że w tym małym
      serduszku mieści się tyle dobroci że dałoby się nią obdzielić całe miasto
      ludzi.
      W pierwszym momencie nikt nie jest w stanie powiedzieć czy to zauroczenie czy
      to DOJRZAŁA miłość, nikt nie wstaje rano i nie planuje „a może dzisiaj się
      zakocham”, to przychodzi samo i tak nieoczekiwanie że ani nie wiesz kiedy to
      się stało. Z każdym dniem czułem jak kocham ją bardziej aż pewnego razu, w
      bardzo nieoczekiwany sposób powiedziałem jej to, była chyba bardzo zaskoczona,
      bardzo bałem się czy to nie będzie koniec. A to był początek, początek wielkiej
      miłości.
      Chciałbym Ci napisać o wszystkim co nas łączy i kim dla mnie jest, chciałbym Ci
      o niej opowiedzieć, chciałbym Ci się nią „pochwalić”, ale brakłoby miejsca na
      dysku żeby wszystko spisać.
      Żyliśmy i do dnia dzisiejszego żyjemy w wielkiej konspiracji, nikt poza jedną
      jej przyjaciółką nie wie kim dla siebie jesteśmy. Kradniemy każdą chwilę żeby
      być ze sobą w naszym „drugim życiu”. Śmiejemy się razem, ale i płaczemy razem,
      ja znam całą jej rodzinę mimo że oni mnie nie znają, ona zna moją choć o jej
      istnieniu nikt nie wie. Wstajemy rano razem pisząc sobie „dzień dobry Kochanie”
      a wieczorem kładziemy się spać pisząc „dobranoc”. Są dni że nie widzimy się
      nawet 1 minuty a i tak spędzamy je razem. Rozumiesz o czym mówię prawda ? Ona
      mi pisze że właśnie maluje paznokcie a ja jej że idę zrobić sobie kromkę
      chleba. Takie banalne rzeczy z których składa się całe życie, taka zwykła
      codzienność a z nią tak wyjątkowa. Anita Lipnicka śpiewa „Święta świętość dnia
      bo znalazłam Cię…” Z nią nie ma rzeczy zwykłych. Napisałeś „Jesteśmy ze sobą
      jak nastolatki (wiem, że to głupie, ale to najlepsze porównanie)” Ja doskonale
      wiem o czym mówisz, mam już ponad 30lat w czuję się przy niej jak nastolatek.
      Jak tylko się z nią spotykam to w głowie mi się kręci, mam aż motylki z
      miłości. Odkąd ja poznałem poczułem jakbym zaczął życie od nowa. Zrobiłbym dla
      niej WSZYSTKO, tak jak Ty dla swojej kobiety. Nie potrafię bez niej żyć, nie
      wyobrażam sobie dnia bez niej.
      Jakiś rok temu moja żona znalazła smsy w telefonie. Nie było awantury, wszystko
      przebiegło z jakimś dziwnym spokojem. Żona płakał, chciała odejść i wiesz co,
      nie zatrzymywałem jej, nie powiedziałem słowa przepraszam, nie prosiłem o
      wybaczenie, myślałem tylko o mojej Ukochanej i gdzieś głęboko w sercu miałem
      nadzieje że może właśnie „samo się rozwiązało” to co chcieliśmy zrobić, być ze
      sobą RAZEM. Jak żona wyszła z domu, zaraz napisałem do mojej Kobietki co się
      stało a ona pod "głupim" pretekstem tego że chce jej się chce pić Coca-coli o
      g. 22.00 w nocy wyszła z domu i rozmawialiśmy...
      Po tym zdarzeniu pokochałem ją jeszcze bardziej i jeszcze mocniej uświadomiłem
      sobie że jest dla mnie całym moim Życiem.
      Minął kolejny rok i niestety jestem dalej z moja żoną, ale z żoną
      tylko „JESTEM” bo mieszkamy w jednym domu a z moją Kobietką ŻYJĘ, mimo że
      chodzimy spać osobno… sad((( Wciąż prowadzę podwójne życie, żona nie wie że w
      moim życiu jest inna Kobieta, ta prawdziwa, ta jedyna, ta ukochana i jakbym się
      kiedyś obudził a jej miałoby nie być, to wolę się nie obudzić. W sobotę w nocy
      napisałem mojemu Skarbkowi smsa „będę z Tobą zawsze…” odpisała „Mhm… zawsze”.
      Popłakałem się.
      Bardzo kocham moja córkę, chce dla niej jak najlepiej, ale wiesz… zostawiłbym
      ją gdybym tylko mógł odejść do mojej Kobietki…. No teraz jest nas dwóch „złych”
      facetów… a tak naprawdę to myślę że jest nas o wiele więcej.
      Napisałem ten list po to żebyś wiedział że nie jesteś sam, uważam że jeśli masz
      na tyle sił żeby odejść od żony do swojej ukochanej to powinieneś to zrobić,
      jeśli oczywiście jesteś pewien że to ta prawdziwa Połóweczka której szukałeś.
      Syna dalej będziesz kochał, on tez będzie kochał Cibie, a jestem pewien że jak
      on kiedyś znajdzie swoją Połóweczkę, to tym bardziej zrozumie Twoją decyzję.

      Powodzenia,
      pozdrawiam
      • nenia1 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 16:44
        zwyklyfacet2 napisał:

        > Napisałem ten list po to żebyś wiedział że nie jesteś sam, uważam że jeśli
        > masz na tyle sił żeby odejść od żony do swojej ukochanej to powinieneś to
        > zrobić, jeśli oczywiście jesteś pewien że to ta prawdziwa Połóweczka której
        > szukałeś.


        Takie dwa pytanka :
        1- dlaczego to, jak radzisz koledze, żeby odszedł
        od żony, sam od niej nie odchodzisz - tylko świadomie oszukujesz
        nadal, czy jest to twoja decyzja, czy też może wrażliwej, przepełnionej dobrocią twojej Połóweczki?
        2- jak rozumieć zdanie - odejdź, oczywiście dopiero jak jesteś pewien, że
        "połóweczka" to ta prawdziwa "połóweczka".
        Czyli co, mogą być "fałszywe" połóweczki, czy też lepiej żyć z kimś,
        aby tylko nie być samemu, (taka mała asekuracja) a jak się spotka
        "prawdziwą" i dodajmy "chętną" połóweczkę to arrivederci, ciao niekochana prawdziwą i wielką miłością żono?

      • imagine73 Re: do zwykly facet2 ;) 28.08.06, 17:15
        Az mnie zemdlilo od tych Twoich poloweczek big_grin
        A ja ci zycze, aby ta twoja wymarzona,jedyna poloweczka znalazla sobie swoja
        jedyna wymarzona poloweczke i ciebie,czyli nie jej jedyna i wymarzona
        poloweczke po prostu olala wink Poloweczko ty slodkatongue_out


        hehe
      • berkot Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 17:36
        zwyklyfacet2 napisał:

        >" Przeczytałem Twojego posta i chwilami miałem wrażenie, że to ja go napisałem. Jestem żonatym facetem i mam 6letnie dziecko. Z żoną nie układa się nam..."itd.

        Jesuuuuuu, Ty chłopie powinines harlequiny pisac, Mniszkówna przy Tobie wymieka.
        A tak w ogóle, to rzygac mi sie chce na takie pierdoły.
        Znam faceta, który powiedział aktualnej partnerce o jej nastepczyni cyt: "dopiero teraz wiem co znaczy kochac", aktualnie ma 4 kobiete swojego zycia, i dalej kreci na boku.
        Skąd sie takie eskponaty biora???
        Najgorsze chyba co sie kobiecie moze trafic, to kłamczuch i kretacz.

        No i oczywiście "podziwiam" po prostu takich zwykłychfacetów ponumerowanych czy nie........
        • virtual_moth Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 18:30
          berkot napisała:

          > A tak w ogóle, to rzygac mi sie chce na takie pierdoły.

          Dobre podsumowanie. Zarówno "zły" jak i "zwykły" (choć tego ostatniego
          doczytałam tylko do "połóweczek") powinni wziąć porządny rozpęd i walnąć
          baranka o ścianę. Nie wiem jakim trzeba być mętem aby rozglądać się za dupami
          gdy żona w ciąży. Nie wiem jakim trzeba być dnem aby dla jakiegoś "zakochania"
          opuszczać żonę i dziecko czy myśleć o tym i z powodu, qrfqa, rozterek rodem z
          Petrarki gotować najbliższym osobom piekło na ziemi.
          Ojciec mojej córki też takie "zakochanie" przeżywał, dzisiaj pewnie już któryś
          raz z kolei. Widać jest jakąś wybrakowaną "połóweczką".
          • berkot Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 19:17
            virtual_moth napisała:

            > berkot napisała:
            >
            > > A tak w ogóle, to rzygac mi sie chce na takie pierdoły.
            >
            > Dobre podsumowanie. Zarówno "zły" jak i "zwykły" (choć tego ostatniego
            > doczytałam tylko do "połóweczek") powinni wziąć porządny rozpęd i walnąć
            > baranka o ścianę. "

            Pierdoły nie ze względu na dylematy towarzyszace złemu, bo przynajmniej o nich pisze - choc nie wiem po co na forum.
            Pierdoły ze wzgledu na zwykłego- takiego infantylizmu nie pamietam chyba, ze przypomne sobie tzw zeszyty pt "złote mysli" ale to było za moich bardzo nastoletnich czasów tak mniej wiecej do 14 roku zycia.
            I to zdrabanianie, ciekawe czy to zostaje?
            Taki smakowity połoweczek -piećdziesieciolatek z połoweczka - xxlatka. Pycha....
          • floric Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 30.08.06, 13:53
            > > A tak w ogóle, to rzygac mi sie chce na takie pierdoły.


            mimo że jestem alimenciarzem, musze powiedzieć jedno: macie k&rwa racje.

            rzygać sie chce jak sie to czyta
      • nzuri Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 19:41
        Jesooo, co za bzdety. Jak juz kochasz tą "połóweczkę" to czemu, na litość
        boską, nie odejdziesz od żony i nie zamieszkasz z tą wymarzoną, połoweczką, :"z
        małym serduszkiem". Zrobiłbyś dla niej WSZYSTKO???? Najwyrażniej nie wszystko
        skoro nadal kładziesz się spać przy żonie.

        Jakby mój mąż pisał o mnie jak o swojej "połoweczce" to by dostał ode mnie po
        głoweczce. Telenowela normalnie, a człowiek raczej takich głupot po
        piętnastoletniej panience się spodziewa niż po facecie po trzydziestce.
      • natasza39 Wiesz co "zwykły"? 28.08.06, 20:07
        Po ilu ty byłes "połóweczkach" jak to pisałeś?

        "Zły" ma przynajmniej chęc rozwiązania tego co sie stało, tobie natomiast jest
        wygodnie na "dwa fronty"
        Zadnej, jak dla mnie, nie ma tu korelacji.
        Ty jestes facet co ma kochankę i okłamuje zonę.
        "Zły" własnie nie chce zyc na "dwa fronty".

        A tak wogóle to ta twoja "połóweczka" to wierzy w te bajki o wielkiej miłości,
        czy tez jest jej dobrze, ze masz prane i gotowane gdzie indziej, a z nia to
        tylko seksik, rozmowy, śmichy i chichy?
        Jak "zły" zgodziłby sie, ze wasze losy sa podobne, to uwazałabym go za palanta!
        • sar36 Re: Wiesz co "zwykły"? 28.08.06, 22:33

          Ech... zapewne "połóweczka" ma męża, z którym mieszka (a pewnie i dziecko),
          więc z tym odejściem "zwykłego" od żony i zamieszkaniem z "połóweczką" to nie
          tak hop, siup wink
          • natasza39 No cześć sar..... 28.08.06, 22:38
            sar36 napisał:

            >
            > Ech... zapewne "połóweczka" ma męża, z którym mieszka (a pewnie i dziecko),
            > więc z tym odejściem "zwykłego" od żony i zamieszkaniem z "połóweczką" to nie
            > tak hop, siup wink

            Nic nie pisał o mezu i dzieciach.
            Dla mnie jednak to proste. Jak się tak połóweczki kochaja i zyć bez siebie nie
            moga, to kończa stare i zaczynaja nowe.
            I dwa lata to nie takie hop-siup.
            Bynajmniej nie czułabym czegos dziwnego jakby było to dwa miechy!


            a moze Ty sar cos "złemu" poradzisz?
            W końcu facet z doswiadczeniem w tych klimatach.
            Udało ci się podobna sytuacje z sensem rozwiazac.
            No to co pomozesz, chłopu?
            • sar36 Re: No cześć sar..... 28.08.06, 22:41
              natasza39 napisała:

              > I dwa lata to nie takie hop-siup.
              > Bynajmniej nie czułabym czegos dziwnego jakby było to dwa miechy!

              Zapewniam Cię, że dwa lata to jeszcze nie tak długo. Chociaż przy TAKIEJ
              miłości...

              > a moze Ty sar cos "złemu" poradzisz?

              Poradziłem smile

              > Udało ci się podobna sytuacje z sensem rozwiazac.

              Nooooo... tylko trochę podobną - ja bynajmniej nie składałem ślubów
              czystości smile))
              • tux_rh Re: No cześć sar..... 29.08.06, 08:37
                sar36 napisał:

                > natasza39 napisała:
                >
                > > I dwa lata to nie takie hop-siup.
                > > Bynajmniej nie czułabym czegos dziwnego jakby było to dwa miechy!
                >
                > Zapewniam Cię, że dwa lata to jeszcze nie tak długo. Chociaż przy TAKIEJ
                > miłości...
                >
                > > a moze Ty sar cos "złemu" poradzisz?
                >
                > Poradziłem smile

                A gdzie ta porada bo jakis czytam wszystko DOKŁADNIE i nie doczytałem. Powiedz
                jak Ty to rozwiązałeś. Moja żona za wszelką cene mnie chce zatrzymać a jak sie
                poddaję szantazowi to znów wracają kłutnie. I tak na okradło. Więc chce to przerwać.

                > > Udało ci się podobna sytuacje z sensem rozwiazac.
                >
                > Nooooo... tylko trochę podobną - ja bynajmniej nie składałem ślubów
                > czystości smile))
                Ja tez nie składalem ślubów czystości, ale wolę tak niż kochać się z żoną i
                myśleć o innej to dopiero ŚWIŃSTWO. Ja tak nie potrafię. Ale jak napisała
                natasza: jestem czlowieczym facetem. Dzięki wink Ale tak czuję i tak robię. To
                NIEUCZCIWE ani wobec jednej ani wobec drugiej!!!
        • tux_rh Re: Wiesz co "zwykły"? 29.08.06, 08:32
          natasza39 napisała:

          > Po ilu ty byłes "połóweczkach" jak to pisałeś?

          To fakt. Musiał kika przejść nim doszedł do tego miejsca gdzie go natchnęło big_grin

          > A tak wogóle to ta twoja "połóweczka" to wierzy w te bajki o wielkiej miłości,
          > czy tez jest jej dobrze, ze masz prane i gotowane gdzie indziej, a z nia to
          > tylko seksik, rozmowy, śmichy i chichy?

          O i tu poruszyłas dobry temat. Moja mama mów, że jak skończy sie "mołość" i
          trzymanie za rączkę a zacznie się pranie, prasowanie, gotowanie to nowa
          partnerka mnie zostawi. No przepraszam, ale każda (chyba) kobieta decydując sie
          na małżeństwo wie, że będzie prowadziła dom. Ja nie jestem typem siedzącego na
          fotelu króla oglądajacego TV. Ja myje podłogi, gary, piorę, opiekuję się
          dzieckiem. Robię co trzeba, bo małeństwo to nie KIERAT dla jednej strony, to
          PARTNERSTWO!!! Nie potrafię gotować to fak, ale tyle to chyba moja partnerka
          potrafi big_grin

          > Jak "zły" zgodziłby sie, ze wasze losy sa podobne, to uwazałabym go za palanta!
          Dzieki, ale już odpisałem temu "Panu":
          forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=571&w=47595068&a=47648222
          Myślę, że moje wypowiedzi sa w ZUPEŁNIE innym tonie. Nie mniej własnie
          rozmawiałem z żoną przez telefon. Nasz maluch idzie pierwszy raz do dentysty i
          znów stal sie KARTĄ PRZETARGOWĄ. Nie pozwoli mi z nimi iść jesli nie wrócę do
          domu. No jasny szlak. Ileż można? Pomóżnie w tej kwestji bo o to prosze. Jakich
          argumentów użyć by jej uświadomić tego PATA w jakim Nas stawia.
      • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 08:20
        Nie no PRZEGIĄŁEŚ. Nawet tego nie skomentuję. Widzę, że Panie zrobiły to za
        mnie. JA drogi Panie wprzeciwieństwie do Ciebie otwarcie powiedziałem żonie jak
        jest.Był moment że oboje walczyliśmy o utrzymanie związku, ale wg mnie juz się
        nie da. Dla tego ja nie mieszam w głowie "połóweczce" tylko chcę odejśc dla
        dobra dziecka i żony by ich już dłużej nie gnabić. Nie, przegięcie na całej linii...
      • iwoonach2 zwyklyfacet 03.09.06, 19:37
        czyzby rzeczywiscie twoja kochanka miala takie dobre serduszko?? gdyby tak
        bylo, nie zadawalaby sie z zonatym facetem. zwykla suczka. oby cie oskubala z
        pieniedzy i honoru i rzucila jak starego łacha. tego ci zycze
      • kubinka Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 04.09.06, 00:51
        piszesz,ze zrobiłbys dla niej wszystko....a nie potrafisz dla niej odejśc od
        żony-smiechu warte to "wszystko"

    • nenia1 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 17:24
      A weź ty człowieku zostaw tą swoją biedną żonę, bo jej życie do reszty zamrnujesz.

      Ty nie jesteś żadnym "złym"facetem, nie pochlebiaj sobie, ty jesteś zwykłym słabym egoistą umiejętnie manipulującym otoczeniem.
      Przez 15 lat wykorzystywałeś swoją obecną żonę, bo zwyczajnie nie potrafiłeś być sam.
      Pewnie miała odpowiednie cechy charakteru - nie wiem, niech zgadnę - była opiekuńcza, spokojna, nieśmiała, troskliwa, a może właśnie odważna,
      pozwalałeś jej się pokochać, imponowało ci to?

      A może byłą w tym okresie jedyną, któa zwróciła na ciebie uwagę?

      Na pewno zapełniała pustkę, której nie potrafiłeś sam zapełnić, zmniejszała
      twoje kompleksy, lęk że nie spotkasz nikogo innego, i to wystarczyło żeby
      jej spieprzyć życie.

      Dziwisz się, że nie chce teraz twojej pomocy?
      Zafudowałeś jej piekło, pozbawiłeś godności, zabrałeś 15 lat życia,
      po kilku latach starania, gdy ta kobieta zaszła z tobą w ciąże,
      i zaczęła być zależna od ciebie, ty zacząłeś pisać listy do "prawdziwej miłości".
      Jestem pewna, ze gdyby ta "prawdziwa miłość" nie odpowiedziała na smalenie cholewek, dalej byś siedział z żoną w domu, grają rolę "ideału".
      Za dużo miałbyś do stracenia.

      Przez te ostatnie trzy lata, to jakbyś codziennie na żonę pluł,
      a na drugi dzień przynosił kwiaty i dziwił się, że się nimi nie zachwyca.

      Bądź przynajmniej z sobą szczery i nie graj roli "dobrego" do końca, stań przed lustrem i spójrz sobie w twarz.
      Czy siebie też okłamujesz jak przez lata żonę i nie będziesz potrafił dostrzec
      tego o czym piszę?
      Możliwe - ludzie słabi często tak mają, okłamują nawet siebie, żeby jakoś żyć,
      myślę jednak że podskórnie zawsze czułeś że coś jest nie tak.

      Ty nie czynisz dobra, ciagnąc tą sytuację, ty robisz wszystko jedynie po to by samemu czuć się dobrze.
      • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 08:43
        nenia1 napisała:


        > Bądź przynajmniej z sobą szczery i nie graj roli "dobrego" do końca, stań przed
        > lustrem i spójrz sobie w twarz.
        > Czy siebie też okłamujesz jak przez lata żonę i nie będziesz potrafił dostrzec
        > tego o czym piszę?
        > Możliwe - ludzie słabi często tak mają, okłamują nawet siebie, żeby jakoś żyć,
        > myślę jednak że podskórnie zawsze czułeś że coś jest nie tak.
        >
        > Ty nie czynisz dobra, ciagnąc tą sytuację, ty robisz wszystko jedynie po to by
        > samemu czuć się dobrze.

        Widzę, że jestes strasznie rozgoryczona - OK. Ale nie wieszaj psów na każdym
        facecie, który popełnia błąd. Ja zdaję sobie z tego błędu sprawę i staram się
        jak mogę by nie brnąć w to dalej. To wszystko. Ja też czuję się źle z tym, że 15
        lat mojego/naszego życia idzie w niepamięć. Myślisz, że jak facwet to tokuż nie
        boli. BOLI i to bardzo. Kobieto ja mam "wszystko". Bo mam stałą prace i własne
        mieszkanie. Mam kochająca mnie rodzinę. Reszta to NIC. I Ty myślisz, że można
        tym tak PIERD#$%@#$ i zostawić. No to sorki, ale nie mamy o czym rozmawiać.
    • chris_warsaw Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 20:03
      Facet Ty nie masz problemu - ja to mialem (mam?). Zdradzalem, mialem rozne na
      boku - ze 40 chyba. Raczej bez zakochania, no czasem troche uczucia, sympatii
      tylko bylo.
      Kochasz inna to idz z nia ale o dzieciach zawsze pamietaj i dbaj o nie ..... bo
      zycie Ci odda za ich krzywde
      Jesli nie kochasz tej drugiej (albo ona Ciebie) to wracaj do zony - proste i
      jasne. Kurde chcialbym miec takie dylematy ....
      • natasza39 chris i zwyczajny! 28.08.06, 20:13
        Wy powoli robicie tu forum humorrum!
        Posłuchaj chrisa, zwyczajny!

        Zaliczysz jeszcze 39 panienek i tak ok. 40-stki kapniesz się, że zonę jednak
        kochasz. I po dylemmaciesmile
        • nangaparbat3 Re: chris i zwyczajny! 28.08.06, 20:58
          a ja pare słów o mamusi.
          Bo mąż to mąż - moze sie zakochać, a potem pokochać inną, nie tylko samce tak
          czynią, znam parę samic, a jakże.
          Ale matka, ktora nie chce pomoc, nie probuje - tego pojać nie mogę. W
          przeciwieństwie do tego, co pisze Lilith, nie mam watpliwości, ze z matka cos
          jest nie tak. Jej dziecko ginie. Jej corka oberwała od zycia okropnie, nie
          radzi sobie z tym zupelnie. Corke trzeba ratować. Tu nie chodzi o zwykla pomoc
          w opieke nad wnukiem - tu chodzi o ratowanie własnej corki. i nie sadzę, że
          odmowa zajęcia się wnukiem jest najwiekszym problemem. Nie wiem, nie bylam w
          stanie tak długiego watku przeczytać dokładnie, i nic takiego w nim nie
          znalazłam, ale intuicja mi mówi, ze ta kobieta po prostu swoja corke odrzuca,
          czy odrzucila kiedys, raz a dobrze. Że to, jak bardzo ona nie potrafi uporac
          się z odejsciem męża ma swoje źrodło własnie w odrzuceniu przez matkę -
          powtarza się coś, co juz kiedyś przezyła. Ją po pierwsze zdradziła jej własna
          matka - gdyby tak nie było, przypuszczalnie znalazłaby w sobie siły, by ratować
          dziecko, więc i siebie samą.
          Ta historia jest na miarę antycznych tragedii, ja wierzę w takie zakochanie, o
          jakim tu mowa, nie odsądzałabym meża od czci i wiary, w końcu mogłby spakować
          manatki i powiedzieć, jak maż mojej przyjaciołki po 20 latach (3 dzieci) "Jade
          dokad jadę, wrocę kiedy wrocę".
          • natasza39 Masz świętą rację manga! 28.08.06, 21:20
            nangaparbat3 napisała:
            intuicja mi mówi, ze ta kobieta po prostu swoja corke odrzuca,
            > czy odrzucila kiedys, raz a dobrze. Że to, jak bardzo ona nie potrafi uporac
            > się z odejsciem męża ma swoje źrodło własnie w odrzuceniu przez matkę -
            > powtarza się coś, co juz kiedyś przezyła. Ją po pierwsze zdradziła jej własna
            > matka - gdyby tak nie było, przypuszczalnie znalazłaby w sobie siły, by
            ratować
            >
            > dziecko, więc i siebie samą.

            Jakoś nie skupiłam się na tym fragmencie dyskusji wcześniej, ale ja sobie tez
            nie wyobrażam pozostawienie własnego dziecka w tak cięzkiej zyciowej sytuacji
            samego.
            I masz racje, że to nie jest zapewne pierwszy raz.
            Każda kobieta cierpi po tym jak maz odchodzi, ale większośc jednak tak nie
            raguje jak zona naszego "złego"
            • berkot Re: Masz świętą rację manga! 28.08.06, 22:15
              natasza39 napisała:
              > Jakoś nie skupiłam się na tym fragmencie dyskusji wcześniej, ale ja sobie tez
              > nie wyobrażam pozostawienie własnego dziecka w tak cięzkiej zyciowej sytuacji
              > samego.
              > I masz racje, że to nie jest zapewne pierwszy raz.
              > Każda kobieta cierpi po tym jak maz odchodzi, ale większośc jednak tak nie
              > raguje jak zona naszego "złego"

              Ale cos mnie zastanawia, znaja sie jak sam napisał 15 lat, wiec chyba mocno siedza w swoich rodzinach,
              Jezeli mogło byc -jak dywagujemy sobie luźno- cos nie tak z zwiazku matka córka to jakos na "nie" odbierałabym cała sytuacje mimo starań o dziecko itd.
              Ale to oczywiście czysta teoria i moze byc wielka pomyłką.
              Prawde i tak kazdy ma swoja....

          • tux_rh Re: chris i zwyczajny! 29.08.06, 08:52
            nangaparbat3 napisała:

            > a ja pare słów o mamusi.
            Nie chciałem do tego wracać, ale jesteś jedyna która rozumie powagę sytuacji od
            strony rodziców. Przecież moja żona dostaje w tym moemncie więcej pomocy od
            mojej mamy niż od własnej. To jest nienormalne i nie powiecie, że nie. I to co
            piszesz dalej, to ma sens. Nie myślałem tak o tym nigdy. Może zeczywiście żona
            czuła się odrzucona przez rodziców. Pomagają, ale więcej biorą niż dają. Może
            dla tego tak bardzo chce bym został za wszelką cenę? Mimo, że wszystko się wali
            ona nie chce być znów ODTRĄCONA. Bardzo Ci dziękuję. To dało mi do myślenia. Ja
            mam to na codzień więc nie zastanawiam się jaka jest teściowa. Zaakceptowałem ją
            jaka jest bo w końcu nie z nia się żeniłem.
            > Bo mąż to mąż - moze sie zakochać, a potem pokochać inną, nie tylko samce tak
            > czynią, znam parę samic, a jakże.
            > Ale matka, ktora nie chce pomoc, nie probuje - tego pojać nie mogę. W
            > przeciwieństwie do tego, co pisze Lilith, nie mam watpliwości, ze z matka cos
            > jest nie tak. Jej dziecko ginie. Jej corka oberwała od zycia okropnie, nie
            > radzi sobie z tym zupelnie. Corke trzeba ratować. Tu nie chodzi o zwykla pomoc
            > w opieke nad wnukiem - tu chodzi o ratowanie własnej corki. i nie sadzę, że
            > odmowa zajęcia się wnukiem jest najwiekszym problemem. Nie wiem, nie bylam w
            > stanie tak długiego watku przeczytać dokładnie, i nic takiego w nim nie
            > znalazłam, ale intuicja mi mówi, ze ta kobieta po prostu swoja corke odrzuca,
            > czy odrzucila kiedys, raz a dobrze. Że to, jak bardzo ona nie potrafi uporac
            > się z odejsciem męża ma swoje źrodło własnie w odrzuceniu przez matkę -
            > powtarza się coś, co juz kiedyś przezyła. Ją po pierwsze zdradziła jej własna
            > matka - gdyby tak nie było, przypuszczalnie znalazłaby w sobie siły, by ratować
            >
            > dziecko, więc i siebie samą.
            > Ta historia jest na miarę antycznych tragedii, ja wierzę w takie zakochanie, o
            > jakim tu mowa, nie odsądzałabym meża od czci i wiary, w końcu mogłby spakować
            > manatki i powiedzieć, jak maż mojej przyjaciołki po 20 latach (3 dzieci) "Jade
            >
            > dokad jadę, wrocę kiedy wrocę".
            >
          • lilith76 Re: chris i zwyczajny! 29.08.06, 09:56
            > a ja pare słów o mamusi.
            > Bo mąż to mąż - moze sie zakochać, a potem pokochać inną, nie tylko samce tak
            > czynią, znam parę samic, a jakże.
            > Ale matka, ktora nie chce pomoc, nie probuje - tego pojać nie mogę. W
            > przeciwieństwie do tego, co pisze Lilith, nie mam watpliwości, ze z matka cos
            > jest nie tak. Jej dziecko ginie.

            Tu nie chodzi o to, że popieram matkę tej kobiety. Sama na własne oczy widziałam jak toksyczna matka może zwichrować życie córce, matka, która była tak samo traktowana przez własną matkę.

            Moim głosem było tylko to żeby autor wątku nie skupiał się tak na tej pomocy od teściowej jako cudowne remedium na wszystkie małżeńskie problemy, bo być może wcale sytuacja pięknie się nie odmieni.

            Z tego co napisano niżej ta kobieta jest w na prawdę ciężkiej depresji i być może korzenie tkwią gdzieś w dzieciństwie. A jak człowiekowi wali się świat, to często ma ochotę wrócić do czasów dzieciństwa.
            • nangaparbat3 Re: chris i zwyczajny! 29.08.06, 16:32
              lilith napisała:

              Z tego co napisano niżej ta kobieta jest w na prawdę ciężkiej depresji i być
              może korzenie tkwią gdzieś w dzieciństwie. A jak
              człowiekowi wali się świat, to często ma ochotę wrócić do czasów dzieciństwa.



              Własnie. mysląc o tej historii przypomniała mi sie pewna pani, ktorej corka
              jakiś czas temu stracila dziecko, to był chyba 3 czy 4 miesiac ciąży. Ta pani
              rzuciła wszystko (jest bardzo aktywna zawodowo), pojechała do corki (inne
              miasto) i tam pielegnowała ją jak maleńkie dziecko. Powiedziała: kiedy
              przyjechalam, ona siedziala na tapczanie skulona jak przerażone zwierzątko,
              zaczęlam od masowania jej stop. Musiałam ja przebrać, zrobić kapiel, ułozyć,
              utulić.
              Dokladnie jak piszesz, Lilith, w takich chwilach cofamy się w dzieciństwo.
              Wydaje mi się, ze zwykla matka cofa się wtedy wraz ze swym dzieckiem,
              adekwatnie.
              Ale ja bym nie chciala szukać winnego. Wczoraj byłam na te matke zwyczajnie
              wściekła, to była pierwsza emocjonalna reakcja. Ale przecież nie jest jej winą,
              że nie rzuca wszystkiego i nie biegnie corce na pomoc - to nie jest sprawa
              obowiazku, etyki, rozumu, tu idzie wyłacznie o emocje. Ona sama musiała tez
              kiedys zostać podobnie potraktowana. Czasem się przypomina biblijne "do
              siodmego pokolenia bedziecie przeklęci", albo małpki z doswiadczenia Harrodsów,
              wychowywane bez matczynej opieki.
              Mam nadzieję, ze Autor wątku jest dość przytomny (wiele na to wskazuje), żeby
              nie winić teściowej - z pewnością dala swej corce wszystko, co była w stanie.
        • virtual_moth Re: chris i zwyczajny! 28.08.06, 22:15
          natasza39 napisała:

          > Zaliczysz jeszcze 39 panienek i tak ok. 40-stki kapniesz się, że zonę jednak
          > kochasz. I po dylemmaciesmile

          Może nie 39, ale z takim podejściem do życia chłop ewidentnie zmierza w tym
          kierunkuwink Tyle pięknych i wspaniałych kobiet na świecie, jak tu się nie
          zakochiwac? No jak?
      • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 08:45
        Kochany poczytaj w czym problem. Ja juz podjąlem decyzję, że chce odejść.
        Problem leży jak uświadomić to żonie, że to najlepsze wyjście i jak nam razem
        pomóc by nasze dziecko nie ucierpiało na tym najwięcej.
    • ta.druga Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 22:04
      Czytajac Twoje słowa, stają mi przed oczami wydarzenia sprzed ponad 10 lat,
      kiedy to mój mąż zdecydował, że zostawia swoją pierwszą żonę i zaczyna związek
      ze mną. Zapewne zostanę zaraz zlinczowana, ale ja właśnie jestem tą drugą
      połówką jabłka, którą mój mąż spotkał na swojej drodze po kilku latach raczej
      nieudanego małżeństwa.
      Różnica jest jednak taka, że on powiadomił swoja zonę o moim istnieniu
      dosłownie kilka dni po naszym pierwszym spotkaniu. Jej pierwsza reakcja była
      normalna - tzn. spakowała swoje rzeczy i wyprowadziła się do mamy. Jednak na
      drugi dzień pojawiła się spowrotem z zapowiedzią, że ona go kocha i będzie
      walczyć. W zasadzie jej się nie dziwie - spokojnie mogła uznać, że ta wielka
      miłość jej męża to tylko chwilowe zauroczenie znudzonego małżonka. Jednak tak
      nie było i im bardziej on ją o tym chciał przekonać, tym ona bardziej szalała:
      na początku także były ostrzeżenia, że ona sobie coś zrobi, potem rzeczywiste
      próby (on wraca z pracy a ona siedzi w wannie pełnej krwi), także siedzenie w
      kącie z pozornym brakiem kontaktu z rzeczywistością, cięcie ubrań na kawałki,
      wyjścia w środku nocy i zniknięcie na np 2 dni, a na koniec pobyt w szpitalu
      psychiatrycznym na własne życzenie. W międzyczasie jakieś diagnozy strasznych
      chorób psychicznych i fizycznych. Jednak cała sprawa się wydała, gdy w tym
      szpitalu faktyczna diagnoza nie bardzo zgadzała się z jej wizją. Okazało się,
      ze jest zwykłą, niedorosłą emocjonalnie histeryczką, a jej nerwice, depresje,
      stany lękowe są tylko wytworem jej fantazji, stworzone tylko w jednym celu - by
      wywołać w mężu jak największe wyrzuty sumienia i sprawić, by nie odszedł. Jej
      strategia doskonale działała tylko do momentu jego rozmowy z lekarzem
      prowadzacym. M faktycznie martwił się o nią, rozważał zakończenie naszego
      związku, bo "przecież to on ją doprowadził do takiego stanu, a przecież
      przysięgał że na dobre i na złe..". W momencie gdy przejrzał na oczy,
      wyprowadził się z domu i złożył pozew o rozwód, nagle wszystkie choroby
      cudownie minęły. Ta biedna porzucona żona zamieniła się w wyrachowaną harpię,
      która dokładnie wyliczyła, co jej się należy i co chce. Jej plan z resztą
      spalił na panewce, bo M oddał jej wszystko - do mnie przyszedł w przysłowiowych
      jednych portkach.
      Każda historia jest inna, ale po moich własnych doswiadczeniach zalecałabym
      daleko idącą ostrożność co do stanu psychicznego Twojej żony. Czy kiedykolwiek
      widziałeś jakiś dowód na piśmie, że żona jest faktycznie chora? Czy rozmawiałeś
      z jej lekarzem? Z taką chorobą, o której piszesz, chodzi się do PSYCHIATRY a
      nie do psychologa. Terapia psychologiczna ma tylko znaczenie pomocnicze - leczy
      tylko psychiatra.
      Pozdrawiam,
      • mauretta Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 22:43
        Ja też coś dodam od siebie.

        Od słodkości aż mnie zemdliło....
        Śmiem przypuszczać,że wasze żony również były kiedyś tymi wymarzonymi
        połóweczkami, bez których nie mogliście życ ,które kochaliście ponad życie itd.
        itd i nagle pojawiła się ta właściwa ... po której również może pojawić się ta
        właściwa aż do skutku.Uwazam,ze skakac "z kwiatka na kwiatek" to sobie mozna
        jeszcze przed slubem a rodzina, dzieci to juz podwojna odpowiedzialnosc do
        ktorej wielu mezczyzn nie doroslo.
        Zakladacie rodzine,splodzicie dzieci a pozniej myslicie,ze wystarczy dziecko
        widywac co dwa tyg. by bylo szczesliwe...brak mi slow!

        Teraz tak sie zastanawiam jak mozna w ogole zaufac mezczyznie skoro kazda
        kolejna jest wasza wymarzona poloweczka,ktorej szukaliscie cale zycie?

        Co do tux_rh odejdz od zony i daj jej czas by nauczyla sie zyc z tym,ze jej nie
        kochasz.Bedac z nia ranisz i krzywdzisz ja jeszcze bardziej.

        Do zwyklegofaceta: to co robisz jest tak obrzydliwe ,ze az brak slow!

        A moje motto brzmi:"Pamietaj nie zbudujesz szczescia na cudzym nieszczesciu"
        Nie mam wspolczucia dla takich facetow a zauroczenie podobno trwa do 3 lat.
        • nangaparbat3 mauretta 29.08.06, 16:37
          Głupoty piszesz.
          To, co zdarzyło sie Autorowi watku, zdarza się tez wielu kobietom. Z marszu
          mogę wymienic 5 kobiet, ktore zostawiły meżów dla innego mężczyzny.
          To sie po prostu zdarza LUDZIOM. Taki gatunek, i tyle.
        • pati_76 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 31.10.06, 14:45
          do autora
          nie popieram twojego postepowania, wręcz gardzę takim podejściem do sprawy
          jesteś niezbyt dojrzały
          naprawde współczuję żonie i kochance
          a najbardziej szkoda dziecka - zafundowałeś mu piekło i ZDAJ SOBIE SPRAWĘ Z
          TEGO!!!
          kiedys on zrobi prawdopodobnie tak jak ty swojej rodzinie
          prawdziwe życie polega na tym żeby przestać być EGOISTĄ
          zakładając rodzinę człowiek musi byc dojrzały i zdawać sobie sprawe z pewnych
          rzeczy
          I NIE ZBUDUJESZ SZCZĘŚCIA NA CZYIMŚ NIESZCZĘŚCIU - zapamietaj to sobie ,to jest
          jak klątwa
          aha jeszcze jedno każdy tak to tłumaczy ,że się zakochał i spotkał swoja
          połówkę i takie tam ble, ble
          nie zdajesz sobie sprawy ile bólu zadałeś osobom które najbardziej na Ciebie
          liczyły (żona, syn)
      • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 09:08
        Myślę, że Twoja historia nie odbiega wiele od mojej. Z jednym wyjątkiem. Ja
        byłem u lekarza żony. Ona naprawde leczy się psychiatrycznie. Ostatnio wziała
        nawet 2 zastrzyki uspakajajace bo piguły nie działały. To mnie PRZERAŻA i trzyma
        w domu. Dokładnie jak Twojego męża. Mamy dziecko i to jest jeszcze gorsze, bo
        boje sie zostawić z nią dzecko mimo, że mówi, że nigdy mu nic nie zrobi. Ale jak
        ma atak to nie wiem co zrobi... Chcę odejść i iśc do moje partnerki w "gaciach"
        ale tak postanowilismy OBOJE. Ona nie chce MOICH rzeczy, a ja nie chce NIC
        zabierać. Chcemy mieć NOWE życie i NASZE nowe WSPÓLNE rzeczy, których się
        będziemy dorabiać. Tyle, że ona dokładnie jak żona Twojego męża nie chce mnie
        puścić.
        • ta.druga Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 09:54
          Nawet jeśli Twoja żona faktycznie jest chora (w co niebardzo wierzę - czy miała
          jakieś objawy choroby psychicznej wcześniej?), to Twoja obecność w domu jej
          napewno nie pomoze. Ona jeszcze o tym nie wie, ale tak własnie jest. Musisz się
          zdobyć na ten decydujący krok, bo inaczej wpędzisz ją w jeszcze gorszą chorobę,
          a siebie doprowadzisz do ruiny. Wyrzuty sumienia będziesz miał zapewne do końca
          życia, ale przecież nie mogą one być jedynym napędem do trwania w tym chorym
          związku..
          W naszym przypadku było tak, ze im bardziej jego żona szalała, tym bardziej nas
          to do siebie zbliżało. Tak jak początkowo próbował rozstać się z nią pokojowo,
          bez złości, tak teraz jej szczerze nienawidzi - nie widział jej od ostatniej
          sprawy rozwodowej. Jednak on mógł sobie na to pozwolić, bo z tego małżeństwa
          nie było dzieci..
          Pozdrawiam,
          • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 10:04
            Bez dzieci jest łatwiej... To fakt. Nie ma zobowiązań. A ja nie chce zostawić
            synka tylko z mamą. Jesli dalej będzie nim grała to wygra. Bo ja poświęcę Nasz
            związek (z tą drugą) i zostanę w domu, ale co to będzie za dom???
            • natasza39 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 10:16
              tux_rh napisał:

              > A ja nie chce zostawić
              > synka tylko z mamą. Jesli dalej będzie nim grała to wygra. Bo ja poświęcę Nasz
              > związek (z tą drugą) i zostanę w domu,

              Widać kobita Cię doskonale zna i o tym wie, że jednak zostaniesz jak Cię
              przyprze do muru.


              >ale co to będzie za dom???

              I tu już tylko Ty musisz raz a dobrze zdecydować, czy wybrać "dom" czy stworzyć
              dom.
              Widać Twojej żonie nie zależy na jakości, a na tym żebyś tylko był, chocby na
              papierze.
              Ja kobiety nie zrozumię, dla mnie to bez sensu narzucać się chłopu który mnie
              nie chce, choćby nie wiem ile dzieci wisiało na mnie, ale jest taki rodzaj
              kobiet, co wola być nieszczęsliwymi nawet małzonkami, byle małżonkami.
              • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 10:42
                natasza39 napisała:

                > tux_rh napisał:
                >
                > > A ja nie chce zostawić
                > > synka tylko z mamą. Jesli dalej będzie nim grała to wygra. Bo ja poświęcę
                > Nasz
                > > związek (z tą drugą) i zostanę w domu,
                >
                > Widać kobita Cię doskonale zna i o tym wie, że jednak zostaniesz jak Cię
                > przyprze do muru.

                W końcu zna mnie 15 lat... Wie, że dla dziecka zrobię prawie wszystko. Ale wg
                mnie lepiej odejśc i tego się trzymam. Na razie dostałem SMSa,że jeśłi nie chcę
                wrócić to ona sama pójdzie z synkiem do dentysty. To jego pierwsza wizyta i chcę
                być z nim. Ale nie moge się uginac pod szantarzem. Bo to potrwa w nieskończonośc
                z krzywda dla dziecka.

                > Widać Twojej żonie nie zależy na jakości, a na tym żebyś tylko był, chocby na
                > papierze.
                > Ja kobiety nie zrozumię, dla mnie to bez sensu narzucać się chłopu który mnie
                > nie chce, choćby nie wiem ile dzieci wisiało na mnie, ale jest taki rodzaj
                > kobiet, co wola być nieszczęsliwymi nawet małzonkami, byle małżonkami.

                No i to jest klops, o którym jest ta dyskusja.
                • lazycalm1 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 31.08.06, 15:18
                  wiesz, tak sobie czytam i mysle,że powinniście iść do jakieś poradni.Może
                  specjalista wam pomoże, a przynajmniej wydaje mi się ,że żona powinna iść,bo
                  jest jej cieżko i ktoś musi ją wyciągnąć z tego i na pewno nie możesz to być
                  ty.to
                  Z drugiej strony myśle, że jak ktoś bierze ślub to przysięga sobie być na dobre
                  i na zle , a czlowiek przez cale zycie ma watpliwości,ale ma tez wolna wole i
                  jak wybraleś jedną to się trzymaj tej jednej, choć teraz jest już chyba za
                  pozno na powrót.Szkoda tylko maluszka,bo on najbardziej cierpi przez to ,że nie
                  możecie się dogadać.Wasze dziecko to jest karta przetargowa.pozdrawiam
    • sar36 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 28.08.06, 22:39
      Drogi Kolego,

      Weź Ty się w garść, zastanów się czego naprawdę chcesz i zacznij to realizować,
      zamiast napawać się swoim świętofranciszkowym (to ze względu na te "śluby
      czystości") męczeństwem. I nie myśl, że nie będzie bolało - także Ciebie.
      Będzie i to jak cholera - w takich sytuacjach nie może być inaczej. Ale lepiej
      ranę wypalić, niż posypywać ciągle solą - szybciej się zagoi. Na razie we
      czwórkę (licze dziecko) macie kompletnie rozpier... życie. Poukładaj to.
      Decyduj. Działaj. Bierz odpowiedzialność. Nikt tego za Ciebie nie zrobi.

      Pozdrowienia

      SAR36
      • natasza39 No i sar Ci doradził! 28.08.06, 22:44
        Krótko i po żołniersku!
        I tak własnie zrób!
        Powodzenia!
        • virtual_moth Re: No i sar Ci doradził! 28.08.06, 22:50
          Już to widzę... Predzej chłoptaś sie rozpłacze niż cokolwiek zrobi. Od dwóch
          lat nie potrafi żonie powiedzieć "do widzenia", bo boi się
          konsekwencji. "Zakochując sie" oczywiście tych konsekwencji przewidzieć nie
          umiał.
          Ja pierdykam, gdzie Ci męzczyźni?
          • natasza39 Re: No i sar Ci doradził! 28.08.06, 22:55
            virtual_moth napisała:

            > Już to widzę... Predzej chłoptaś sie rozpłacze niż cokolwiek zrobi. Od dwóch
            > lat nie potrafi żonie powiedzieć "do widzenia", bo boi się
            > konsekwencji. "Zakochując sie" oczywiście tych konsekwencji przewidzieć nie
            > umiał.
            > Ja pierdykam, gdzie Ci męzczyźni?

            No nie mów virtual, ze wolisz typ macho- np. chris z warszawy.
            Może lepiej dla zony jak byłby bucem bez skrupułów, bo szybciej by jej przeszło.
            Ja jednak pragnę wierzyć, że jest to facet wrazliwy i stąd to jego
            niezdecydowanie i takie troche babskie: "chciałabym ale się boje"
            • mrs_ka do zwyczajnego 28.08.06, 23:21
              Boże, Zwyczajny, skąd Ty się urwałeś?
              Skarbeczkowi nie przeszkadza, że od dwóch lat jest Twoją regularną kochanką?
              Padnij do nóg tej kobiecie, bo naprawdę jest niezwykła: wystarcza jej czas
              kradziony żonie i córce oraz status nielegalnego materaca. Obawiam się, że ze
              świecą szukać kobiet, które dobrowolnie dałyby się upokarzać, wpędzać w lata i
              jeszcze z tego faktu cieszyć.
              Na koniec dam Ci błyskotliwą radę: jest coś takiego jak rozwód. No ale do tego
              trzeba mieć jednak jaja i choć odrobinę odwagi cywilnej.
              Zresztą po co, skoro Skarbeczkowi to wszystko nie przeszkadza? Cóż, bez
              wątpienia jesteście dwiema "połóweczkami".


              I w kwestii formalnej: widzę jednak przepaść między sytuacją Zwyczajnego, a
              sytuacją opisaną przez autora wątku. W tej drugiej kwestii podpiszę się pod
              Sarem i pod Lilith. Z Nataszą też się zgadzam. Miałam w planie odpisać autorowi
              wątku szerzej, ale padam na twarz i jedynie powalająca bezmyślność Zwyczajnego,
              która zajaśniała mi na monitorze niczym ta gwiazda poranna, wykrzesała ze mnie
              resztki energii. Naprawdę, taki okaz spotyka się na tyle rzadko, że zmęczenie
              nie może być żadnym usprawiedliwieniem braku reakcji.

              a.
        • tux_rh Re: No i sar Ci doradził! 29.08.06, 09:16
          natasza39 napisała:

          > Krótko i po żołniersku!
          > I tak własnie zrób!
          > Powodzenia!

          Zrozumiałem, ale czy Wy w międzyczasie nie starciliście z oczu tego po jaką
          cholerę napisałem PIERWSZY POST? Wiem, że ten geniusz od połóweczek zamieszał i
          teraz co chwila zamiast o problemie czytam o palantach od połóweczek, ale
          problem tkwi w tym, że moja żona jest chora i za wszelką cenę chce mnie
          zatrzymać. Jesli NIE to szantazuje mnie dzieckiem. A jak wracam to wytrzymuje
          kilka chwil i wybucha, że jak o niej myślę to mam odejść. No ludzie tak nie
          można żyć - prawda? Dla tego odszedłem. Ona się teraz zarzeka, że już nie będzie
          mnie wyganiać, że zaczniemy od nowa. Ale ja też nie jestem ze skały. Mam dość.
          Ile razy można wracać i słyszeć po chwili lub na drugi dzień, że jak o niej
          myśłisz to wypad. No sory. Wiem, że 99% jej reakcji to choroba, ale dla tego
          wracam do domu i staram się CO DZIEŃ rozmawiać, by trafic na ten moment, że
          będezie "świadoma" tego co mówi i co ja do niej mówię!!! Rozumiecie. Tu jest
          pies pogrzebany. O reszcie możecie przeczytać wyżej.
          • trzydziestoletnia Jej depresja 31.08.06, 17:48
            tux_rh napisał:

            > problem tkwi w tym, że moja żona jest chora

            Jestes juz niezle zmanipulowany przez zone. Ona NIE JEST CHORA, ona co najwyzej ma zaburzenia emocjonalne - to duza roznica. I choc zaburzenia te znieksztalcaja obraz swiata - tak samo jak znieksztalca go np. kazdy dolek psychiczny jakich wiele przezywamy (zawsze wtedy zycie wydaje sie ciezsze, czarniejsze itd), ale z cala pewnoscia Ci powiem, ze NIE ZABURZAJA SWIADOMOSCI, wiec nie masz co czekac, az trafisz na moment az bedzie "swiadoma tego co mowi". Ona jest swiadoma kolego, tylko Ty nie jestes swiadomy jak manipuluje swoją "chorobą" - informowaniem o braniu zastrzykow na uspokojenie (tak jakby o jej chorobie swiadczylo to ze.. wziela leki), teatralnym siedzeniem ze wzrokiem utkwionym w dal, 2dniowym plakaniem itd. Swoja drogą, czy ona bierze leki antydepresyjne?

            Nie pisz wiecej, ze zona jest chora, bo nie jest. I nie patrrz na nia jak na kogos, kto ma zaburzenia swiadomosci czy jakies "ataki", bo takie cos przy depresji (no, moze poza tej wymagajacej hospitalizacji) nie wystepuje. Traktuj zone jak osobę doroslą. I badz twardy.
    • ewa014 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 10:27
      Szkoda,że nad tym wszystkim nie zastanowiłeś się wcześniej.Myslałes,że tak
      fajnie jest sobie żyć przez tyle lat do tego dziecko,a pozniej koniec dziekuje
      znudziło mi się .Teraz błagasz o rade co robić? Co się dzieje z tym facetami?
      Przecież to są niedojrzałe dzieci.
      Ja też byłam z takim facetem z wyrzutami,a tak naprawde to zwykły egoista taki
      sam jak ty.
      Cudem pozbierałam się po tym wszystkim i szczerze współczuje twojej żonie.
      A te wszystkie "drugie" które pojawiaja się i rozwalaja życie innym nie myśląc
      o tych niewinnych malenstwach wierze,że w przyszłosci spotka je to samo.
      Jak ktoś już wspomniał na cudzym nieszczęsciu szczęscia się nie buduje.
    • atilka Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 11:22
      Kurcze strasznie zal mi was wszystkich, chociaż najbardziej dziecka. Myślę, ze
      w tej chwili twoja żona nie moze byc dobra matką, bo cała jej uwaga i emocje
      skupiaja sie na tobie i waszym związku. Strasznie mi jej żal, ale tak sie w
      zyciu zdarza, że ludzie sie rozchodzą i trzeba znależć w sobie siłe na
      rozpoczecie nowego życia. Nie wiem w jaki sposób mógłbys jej pomoc, napewno
      ważne są wizyty u psychologa, myslę, że powrót do niej nie jest najlepszym
      rozwiązaniem. Dobrze, że zamieszkałeś z matką a nie z nową paretnerką, bo
      mogłoby ja to posunąc do jeszcze bardziej nieodpowiedzialnych kroków. Tak
      strasznie żal mi twojego synka, powinieneś jemu pomóc przede wszystkim, może
      wyjedż (sam)z dzieckiem na pare dni. Wszyscy odetchniecie od tej sytuacji, skup
      sie na nim, poswięc mu troche czasu, może wtedy umysł troche ci się rozjaśni i
      bedziesz wiedział jak pomóc żonie pogodzic sie z ta sytuacją. Nie wiem, to taka
      trudna sytuacja...
      • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 11:40
        atilka napisała:

        > Dobrze, że zamieszkałeś z matką a nie z nową paretnerką, bo
        > mogłoby ja to posunąc do jeszcze bardziej nieodpowiedzialnych kroków.

        Dla tego właśnie na razie mieszkam u rodziców i szafę mam w torbie podróżnej.
        Dziś żona jest już spokojna bo widzi, że krzykiem już mnie nie zmusi do powrotu.
        Ale za to GRA dzieckiem. Już mi nie pozwala z nimi jechac do dentysty, gdzie to
        ja najbardziej mu pomagam, bo ze mna brał wszystkie szczepionki.

        >Tak
        > strasznie żal mi twojego synka, powinieneś jemu pomóc przede wszystkim, może
        > wyjedż (sam)z dzieckiem na pare dni. Wszyscy odetchniecie od tej sytuacji, skup
        >
        > sie na nim, poswięc mu troche czasu, może wtedy umysł troche ci się rozjaśni i
        > bedziesz wiedział jak pomóc żonie pogodzic sie z ta sytuacją. Nie wiem, to taka
        >
        > trudna sytuacja...

        Ja wiem co chcę zrobić, ale szantaz o dziecko mnie wykańcza. Bardzo go kocham.
        Nie mogę sobie wyobrazić, że nie będzie go w moim życiu. On tez tęskni, a żona
        uparcie jeśli chcesz dziecko to wróć. Wrócę i co? W koło macieju, to samo...
        • berek_76 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 12:01
          Tux, na temat Twoich dylematów się nie wypowiem, bo mi się słowa cisną takie do
          wykasowania, albo do bana nawet.

          Ale co do dziecka:
          To jest twoje dziecko. Jeśli interesuje Cię jego dobro, nie możesz poddawać się
          szantażom żony. Masz prawo żądać obecności przy zabiegach dla dziecka istotnych,
          zwłaszcza że nie jesteście po rozwodzie i nie ma ustaleń w kwestiach dotyczących
          opieki nad dzieckiem. Masz prawo domagać się unormowania sytuacji w taki sposób,
          aby była dla dziecka jak najmniej krzywdząca.

          Jeśli, jak twierdzisz, również w opinii lekarza żony Wasz związek nie ma
          większego sensu, może właśnie z tym lekarzem powinieneś porozmawiać, w jaki
          sposób najlepiej rozegrać z żoną pewne sprawy. Ponieważ problem dotyczy również
          dziecka i jego sytuacji - co więcej, powiedziałabym, że przede wszystkim
          dziecka, bo to ono jest tu cąłkowicie niewinną stroną - warto poszukać
          psychologa dziecięcego i poradzić się. Jeśli żona zachowuje się w sposób, który
          ewidentnie szkodzi dziecku, postaraj się o dowody tego i jeśli normalne sposoby
          nie pomogą, postaraj się o przyznanie opieki nad dzieckiem Tobie. jesli będą
          rzeczywiste podstawy, to masz szanse.

          Nie wiem, jak to wygląda naprawde, bo zakładam, że Twoje sprawozdanie jest
          cięzko stronnicze, ale potrafię sobie wyobrazić, że nawet zdrowa psychicznie
          osoba może wykorzystać dziecko do manipulowania rodzicem. Chora psychicznie tym
          bardziej. W tym wypadku IMHO nie ma znaczenia, czy to jej "wina" czy nie, bo
          jest chora - najwazniejsze jest dobro dziecka.

          Może jeśli o tym nie zapomnisz, uda Ci się wyjść z całej tej brei z jakąś
          resztką twarzy.
          -----------------------
          Berek, mama Żaby (11.06.2002) i Dasi (19.03.2005)
          • mrs_ka Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 12:29
            Tym razem mam niecałe piętnaście minut na odpowiedź, a od wczoraj obiecuję sobie
            wypowiedzieć się w meritum.
            Może zdążę.
            Pierwsza część teoretyczna, druga praktycznawink
            Ja- w odróżnieniu od większości z Was- jestem pełna podziwu dla postawy Tuxa.
            Ogólnie najlepiej jest być pięknym, młodym, bogatym, zdrowym i niegłupim, w
            jednym szczęśliwym związku i wiernym jednemu kościołowi. Jednak samo to, że
            piszemy na forum Samodzielna Matka oznacza już, że przynajmniej na jednym z tych
            przymiotników zdązyłyśmy/zdążyliśmy się przejechać.
            Idealizm jako taki popieram. Uważam, że zawsze należy dążyć ku stanowi lepszemu
            niż jest i ku wyższej poprzeczce, niż aktualna. Uważam jednak również, że
            powinniśmy myśleć realnie. Szczególnie, jeśli idzie o cudze sprawy i
            szczególnie, jeśli idzie o projekcję naszych własnych doświadczeń.

            Jakie tak naprawdę wyjścia miał Tux? Po pierwsze: w ogóle się nie zakochać.
            Ogólnie uważam, że miłość jest decyzją. Ogólnie. To nie oznacza jednak, że w
            każdym przypadku będzie decyzją i że bycie zaskoczonym przez miłość nie może się
            zdarzyć. Jednak taka sytuacja (zaskoczenia) nie wyklucza wcale zachowania się
            godnie, co- w moim odczuciu- Tux zrobił.
            Po drugie mógł żonę zdradzać na boku, co- patrząc chociażby statystycznie- jest
            zdecydowanie najpopularniejszym wyjściem wśród małżeństw. Teraz przydałoby się
            nieco uczciwości: czy doprawdy tego rodzaju małżeństwo stanowi jakąkolwiek
            wartość, która uświęciłaby hipokryzję?
            Jestem absolutną przeciwniczką podwójnego życia. Jesli już się
            zakochałaś/zakochałeś połóż karty na stół i zakończ dotychczasowy związek.
            Uważam, że nawet najboleśniejsza uczciwość w sprawach małżeńskich jest
            wartościowsza od szlachetnego klamstwa. Zresztą między Bogiem a prawdą
            przymiotnik "szlachetny" najczęściej jest używany przez stronę kłamiącą tylko w
            tym celu, aby zamaskować fakt, że trzęsie tyłkiem przed powiedzeniem prawdy i
            siebie samego chce chronić.
            No i wyjście trzecie: odejście.

            Niewiarygodny jest dla mnie celibat Tuxa. NIewiarygodny w sensie: sama sobie
            tego wyobrazić nie umiem i ze swoim męzem rozstałam się jednak w innym stylu.
            Jednak podziwiam Tuxa w tym aspekcie.
            Podziwiam go też za udowodnienie, że zachował się jak człowiek i zachował swoje
            człowieczeństwo: mimo wszystko STARAŁ się pozostać z żoną.
            Dla ludzi, którzy kiedykolwiek znaleźli się w sytuacji podobnej do Tuxa, jest
            oczywistym, jak trudne są to dylematy.

            Zauważcie, że znakomita większość do dylematów w ogole nie dociera, bo
            zatrzymuje się na etapie egoizmu "ja, tu i teraz oraz moje szczęście". Polecam
            wypowiedź Zwyczajnego, który wprost napisał, że jego miłość jest tak wielka i
            wyjątkowa, że poświęciłby dla niej dziecko.
            Mam poczucie, że Zwyczajny jest bardziej niestety reprezentatywny niż Tux.

            Uważam zatem, że Tux wystarczająco wiele z siebie dał, aby uznać, że jednak ten
            wóz zwany jego małżeństwem dalej nie pojedzie. Próbował- jest nieszczęsliwy,
            zona jest nieszczęśliwa, nowa kobieta też jest nieszcżęsliwa. Domniemuję, że
            dziecko również szczęśliwe nie jest. Widać wyraźnie, że w praktyce te chęci nie
            wypaliły, bo zabrakło fundamentu w postaci uczucia. To jest po prostu koniec.

            Nie ma sensu dawać mu recept na leki przedłużające agonię. Ten pacjent nigdy do
            zdrowia nie wróci i bardzo źle się stało, że pozwolono mu na tak długą
            męczarnię. Mam tu również na myśli fakt powolnego "odchodzenia" od żony w
            miejsce krótkiego, radykalnego cięcia.

            Osobiście polecałabym mediację i jeszcze jedno wyjście, o którym nie napiszę
            teraz, bo muszę natychmiast wyjść z domu. Jednak 15 minut nie starczyłowink

            a.
            • lilith76 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 12:45
              > Osobiście polecałabym mediację i jeszcze jedno wyjście, o którym nie napiszę
              > teraz, bo muszę natychmiast wyjść z domu. Jednak 15 minut nie starczyłowink
              >
              >

              mrs_ka, to się nazywa suspens smile
            • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 13:09
              mrs_ka napisała:

              > Niewiarygodny jest dla mnie celibat Tuxa. NIewiarygodny w sensie: sama sobie
              > tego wyobrazić nie umiem i ze swoim męzem rozstałam się jednak w innym stylu.
              Powiem tak. Przez ostatni okres 2 lat nie wiem czy kochałem się z żoną 3 razy.
              To było straszne ... przeżycie "duchowe". Dla tego powiedziałem, że NIE. Nie
              potrafię sie kochac z kobietą nie kochając jej. Pewnie dla tego nigdy nie zrobił
              bym skoku w bok wink ale tak już mam. Może nie mam wszyskich zwojów w mózgu,
              które powinien mieć facet i powinieniem latać za laskami na okragło, ale nie
              jestem taki. I albo to zaakceptujecie albo nie. Koniec TEGO tematu - OK.

              > Jednak podziwiam Tuxa w tym aspekcie.
              > Podziwiam go też za udowodnienie, że zachował się jak człowiek i zachował swoje
              > człowieczeństwo: mimo wszystko STARAŁ się pozostać z żoną.
              > Dla ludzi, którzy kiedykolwiek znaleźli się w sytuacji podobnej do Tuxa, jest
              > oczywistym, jak trudne są to dylematy.
              Dziekuję za ten akapit. To ważne. Ja naprawdę chciałem się poświęcić. Nawet
              teraz rozmawiałem z moja nową partnerką o tym, że jeśli dalej tak będzie to z
              nami koniec, bo dziecko samo się na świat nie pchało i musze o niego dbać. Cóż z
              tego, że tylko do 18tki,a później musze żyć dalej... Jakoś może przeżyję. Ale
              nie wyobrażam sobie, że moge zostac w domu i wysłuchiwać awantur o nową
              partnerkę skoro urwiemy kontakt. To irracjonalne. Wole odejść. Miłośc nie minie
              mi od tak. To potrwa. Ja też jestem człowiekiem i będę cierpiał jeśli zostane
              SAM. Bez kochanej osoby. Jestem zazdrosny o nią, o to, że może iść za pół roku z
              innym chłopakiem za rękę. O to, że to mogłem być ja... To jest może egoistyczne
              i męskie, ale do cholery facetem też jestem! Boje się zostawic żone samą, dla
              tego chcę jej pomagać jak tylko się da po rozwodzie i teraz. Ona jest
              rozgoryczona, zła. Wiem to. To normalne, ale powinna też na chłodno przyjąć
              argumenty i "cieszyć" się (mam nadzieję że rozumiecie sens nie wiem czy słowo
              właściwe), że ma/miała dobrego męża, który mimo wszystko martwi się i chce
              pomagać w tym co narobił...

              > Uważam zatem, że Tux wystarczająco wiele z siebie dał, aby uznać, że jednak ten
              > wóz zwany jego małżeństwem dalej nie pojedzie. Próbował- jest nieszczęsliwy,
              > zona jest nieszczęśliwa, nowa kobieta też jest nieszcżęsliwa. Domniemuję, że
              > dziecko również szczęśliwe nie jest. Widać wyraźnie, że w praktyce te chęci nie
              > wypaliły, bo zabrakło fundamentu w postaci uczucia. To jest po prostu koniec.

              Niestety trwało to dłuuugo, za długo, ale staralem się by mały podrósł, by żona
              przemyślała kilka spraw, by do niej dotarło, że jeśli się wyprowadziłem co
              prawda na pół dnia, ale odszedłem ze wszyskimi betami, to chyba coś to znaczy.
              Ale to teraz nieważne. Zrobię dla dziecka wszystko i ona o tym wie. Wie, że tak
              mnie szantazując może spowodować, że zostane z nimi, ale to już nie będzie dom.
              A na koniec może sie okazać, że zamiast rozmowy to ja poprostu któregoś pięknego
              dnia nie pójdę do pracy tylko zwinę bety bez pytania i odejdę nie dając znaku
              życia... A TEGO NIE CHCĘ.
              • imagine73 Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 13:47
                Sorry , ze to napisze , ale uwazam,ze Tux nie ma minimalnej szansy,by byc
                szczesliwym. Co z tego,ze sie zakochal w innej kobiecie i ma nadzieje,ze przy
                niej wreszcie bedzie ok. Nigdy nie bedzie. Jest zbyt
                wrazliwy,uczuciowy...Mysle,ze nie da sobie rady z poczuciem winy i z ciaglym
                strachem o byla zone i dziecko.Przeciez tak szybko nie uda mu sie wyrzucic z
                serca tych dwoje,ktorych w jakis tam sposob kochal,opiekowal sie nimi i byl za
                nich odpowiedzialny...
                Twoja zona moze sie tak zachowywac bez konca,a Ty bedziesz drzal na sama
                mysl,co moze sie stac dzis,jutro,za tydzien,miesiac...Sam staniesz sie klebkiem
                nerwow. Wiem , ze wiesz o czym mowie...
                Przepraszam za te moje czarne proroctwa,ale po przeczytaniu Twoich opowiesci
                takie wnioski same sie nasuwaja.

                Oczywiscie mozesz odejsc juz dzis i nie zblizac sie do swojej rodziny.Zamknac
                drzwi ,wyjechac gdzies ze swoja nowa miloscia i nie myslec o nich... Ale Ty
                tego nie potrafisz... Moze gdyby nie bylo malca,postapilbys tak , ale w tej
                sytuacji nie zrobisz nic...
                Nie wiem , byc moze powinienes zerwac z ta kobieta na dobre.Zostac przy
                rodzinie? Dlaczego jestescie nieszczesliwi ? Kto "nawalil" ? Kto znalazl sobie
                innego partnera ? Kto komu robi krzywde i dlaczego? Odpowiedz sobie sam na te
                pytania.... I dlaczego to wlasnie Ty masz prawo byc szczesliwy , a nie ona?
                Mowisz " nie kocham Cie juz" , i myslisz , ze to Ci daje prawo do szczescia? A
                co z nimi ? Dlaczego to wlasnie oni maja sprawic ( nie stawac ci na
                drodze),abys moglbyc happy ?

                Zadalam CI te pytania , bo nie wiem czy kiedykolwiek podchodziles do tej
                sytuacji od tej strony. Probuje zrozumiec Twoja zone,postawic sie na jej
                miejscu.Byc moze ona przesadza....Dlaczego tak sie dzieje ? Bo jest zlosliwa?
                Odpisz w wolnej chwilce , i pozdro. smile
                • tux_rh Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 14:13
                  Teraz musze już lecieć, ale odezwę się. Napewno odpowiem Ci na te pytania.
          • mauretta Re: Pomóżcie temu "złemu" facetowi... 29.08.06, 14:46
            berek napisal:"Nie wiem, jak to wygląda naprawde, bo zakładam, że Twoje
            sprawozdanie jest
            cięzko stronnicze, ale potrafię sobie wyobrazić, że nawet zdrowa psychicznie
            osoba może wykorzystać dziecko do manipulowania rodzicem. Chora psychicznie tym
            bardziej. W tym wypadku IMHO nie ma znaczenia, czy to jej "wina" czy nie, bo
            jest chora - najwazniejsze jest dobro dziecka."

            berek ,depresja nie jest chorobą psychiczną