tux_rh
28.08.06, 09:46
Zanim zaczniecie mnie linczować przeczytajcie w czym problem.
Przedstawię może obecna sytuację. Jestem żonaty od 7lat. Znamy się z żoną od
15lat. Po kilku latach starań udało nam się i mamy synka 2,8lat. Wszystko jak
w bajce. Własne mieszkanie, samochód, dobra praca... Żyć nie umierać. I chyba
to było powodem tego, że coś sie ze mną stało. Uważam, że to źle ale...
zakochałem się w innej kobiecie. Bałem się tego uczucia. Bałem się nawet
myśleć o tym, że ja wzór dla całej rodziny, stateczny, dobrze ułożony, mogę
tak odbiec od “ideału” w jaki mnie ubrano. Ale stało się. Po kilku miesiącach
walki z samym sobą przyznałem się, że kocham tą druga kobietę. Przyznałem się
przed sobą i dalej walczyłem by nie zrobić nic głupiego. Ale po kolejnych paru
miesiącach nie wytrzymałem. Napisałem do niej. Okazało się, że ona też nie
jest obojętna i zaczęło się. Związek zaczął się rozwijać tak szybko, że oboje
byliśmy zaskoczeni, że można tak kochać druga osobę, że można znaleźć kogoś
kto jest idealny dla Ciebie. Po 6 miesiącach wynajęliśmy mieszkanie i
wyprowadziłem się. Synek miał wtedy 6mc. To był BŁĄD. Przyznaje. Powiedziałem
to żonie i przeprosiłem ją. Ale zanim to się stało to nie pomieszkałem z moją
nowa partnerką nawet 1 dzień. Wróciłem do domu w ten sam dzień wieczorem. Moja
żona zagroziła, że zrobi sobie coś, była z nią moja mama i działy się
dantejskie sceny... Pod wpływem emocji,strachu i obaw o dziecko wróciłem. Moja
partnerka była załamana. Ja też. Ale to Nas zmieniło. Na drugi dzień poszedłem
do jej rodziców i przeprosiłem ich, że tak wyszło. Mam odwagę cywilną, bo
zrobię dla niej wszystko!!! Byli w takim szoku jak im powiedziałem, że kocham
ich córkę, ale musze na razie wrócić do domu, bo moja żona groziła targnięciem
się na własne życie. Po tym wszystko się zmieniło. Nasz związek kwitł dalej.
Mieszkałem z żoną i pomagałem jej przy dziecku. W końcu spróbowałem raz
jeszcze i znów to samo. Szantaż o siebie i o dziecko. Powiedziałem partnerce,
że musimy się rozstać. Oboje przeżyliśmy to bardzo. Nie trwało to jednak
długo. NIE POTRAFIMY bez siebie żyć i po kilku dniach znów byliśmy radem. Znów
ja wracałem do domu, ona do rodziców. Odkąd się znamy nie kocham się z żoną (z
partnerką TEŻ NIE). Żona twierdzi, że nie chce pomocy domowej tylko męża, ale
ja myślę tylko o tej drugiej kobiecie. Przez 2 lata kilka razy pozbawiony
nadziei rozstawałem się z tą dziewczyną i zawsze wracaliśmy do siebie jak
bumerangi. Nie były to dni, ale nawet tygodnie, po których jak tylko się na
siebie natkneliśmy to nie było już szans nas rozdzielić. Moja rodzina
zaakceptowała to, że to nie zauroczenie tylko uczucie, które trwa z taką samą
mocą od ponad 2 lat. Cały czas rozkwita. Jesteśmy ze sobą jak nastolatki
(wiem, że to głupie, ale to najlepsze porównanie). Nawet z własną żoną nie
byłem tak szczęśliwy jak z ta kobietą. Jest ideałem, który chciałbym pojąć za
żonę. Jesteśmy ze sobą 12h/dobę. Przyjmując, że 4h spędzam w domu z dzieckiem
i żoną, bo resztę się przesypia, to ona jest moja prawdziwą partnerką. Moja
żona przez to wszystko co się działo: kilka prób wyprowadzek i powrotów,
dorobiła sie choroby psychicznej: depresji lękowej. Ale nawet psycholog mówi
jej, że powinna mnie “puścić”. Ona jest typem kobiety, który zrobi wszystko by
mnie zatrzymać. Mówię jej, że kocham inną, a ona nie – zostań. Ja juz dłużej
nie mogę. Nie chce już czekać. Chce odejść (i za to pewnie mnie zlinczujecie),
ale nie dam rady mieszkać z kobieta której nie kocham... Wyprowadziłem się do
mamy, ale żona zamiast wziąć się w garść, bo wszyscy chcą jej pomóc to tylko
płacze i zaniedbuje dziecko. Michaś siedzi u niej na rękach i płacze razem z
nią. Ja wiem, że to niełatwe. Mnie też ciężko ich zostawiać. Chcę im pomagać i
to nie tylko pieniądze. Chcę opiekować się synem, oczywiście nie będzie już to
to samo, ale zanim podjąłem ta próbę rozmawiałem ze swoją partnerka i oboje
wiemy, że skoro mam dziecko to nie mogę go zaniedbywać. Wystarczy poczytać
“macochy” by wiedzieć, że lepszy taki facet co się martwi o swoje dzieci, niż
taki co jedną kobieta zostawił z dzieckiem na pastwę losu, bo może to zrobić z
koleją i kolejną... Niestety moja żona NIE MOŻE liczyć na własnych rodziców.
To jest niewyobrażalne, ale tak jest!!! Mógłbym tak jeszcze pisać i pisać.
Powiedzcie, czy taki związek ma sens? Ja chcę być jak najbardziej w porządku
(o ile to jesteście w stanie zrozumieć). Nie chcę tracić kontaktu z dzieckiem,
chce pomagać byłej żonie (mimo, że jej nie kocham i jestem u mamy to
wyremontowaliśmy razem pokój dla Michałka). Żona myśli, że ja wrócę, że
zapomnę, ale ja NIE POTRAFIĘ. Powiedzcie jak wybrnąć z tego zamkniętego kręgu.
Mam nadziję, że jako te skrzywdzone nie napiszecie tylko samych wulgaryzmów
pod moim adresem, ale że powiecie jak pomóc żonie by mogła się podnieść. By
dziecko nie czuło się odrzucone. Rozpad małżeństwa nie jest rozpadem
rodziny!!! Ja chce odejść, ale chce tez by cierpienie zadane w ten sposób było
jak najmniejsze. Zawsze myślałem, że żona jak się dowie to wywali mnie z
rzeczami za drzwi, a jest inaczej. Nie potrafimy tak żyć oboje bo non stop się
kłucimy. Wolę odejść niż narażać małego na takie stresy. Żona chce bym z nią
mieszkał, ale ma opsesję na punkcie tej drugiej kobiety. Sprawdza mi komórkę,
gg z kim i gdzie jestem. To nie jest “normalne” życie. Trzeba to przerwać.
Dziecko tylko cierpi. Jak to zrobić?
Dziękuję.