esta_blish
08.12.09, 17:02
Budzę się rano i modlę, żeby jak najszybciej był wieczór. Zerkam na
zegarek- byle do pierwszej drzemki, byle do spaceru... Notabene
nienawidzę spacerów. Nigdy nie lubiłam, a teraz to łażenie z wózkiem
codziennie po tych samych alejkach mnie wkurza. Dziecko mam
wymagające, trudne, źle przeze mnie poprowadzone (wychowane?).
Płaczem domaga się mojej obecności non stop. A najlepiej noszenia na
rękach. Sprzątam po łebkach, obiad byle jaki, świąteczne pierniczki
nie upieczone. A byłam kiedyś perfekcyjną panią domu. Nigdy nie
myślałam, że moje życie po dziecku się nie zmieni, że będzie jak
dotąd. Ale nie sądziłam też, że zniknę. Bo mnie jako człowieka
właściwie nie ma, jestem tylko matką. Nie mam czasu na ukochany
niegdyś teatr, na kino, książkę. Cały dzień zamknięta w domu z
półrocznym tyranem, nastawiona na czuwanie. Plus nocne pobudki na
karmienie. Kiedy wieczorem położę malca i mogę przestać być matką,
to człowiek, którym jestem ma siłę tylko dowlec się do łóżka i
zasnąć. Może dziś mi się przyśni, że nie mam dziecka choć przez
jeden dzień.