pn1963
04.05.20, 08:27
Nigdy nie umiała okazać rodzicom miłości, choć okazuje ją spontanicznie kotom i psom. Moja pociecha" ma już 14 lat. Zawsze miała trudności z kontrolowaniem agresji czy złości, ale w tym roku już parę razy powiedziała mi, albo mojej żonie (i zarazem jej mamie) że życzy nam (na ogół z osobna) żebyśmy umarli. Powodem było na przykład, że tuż przed północą odebrałem jej komórkę, wiedząc z wcześniejszych doświadczeń, że jeśli tego nie zrobię, to do rana zamiast spać, będzie się nią zabawiała. Do tego roku nie słyszeliśmy od niej takich "życzeń". Dotychczas gdy tylko coś się jej nie podobało, zaczynała krzyczeć na nas straszliwie głośno, licząc chyba na to, że zawstydzi nas wobec sąsiadów. Pierwszy raz jej zachowanie było dla mnie niepokojące gdy miała może z jeden roczek czy parę latek. Braliśmy ją wtedy do łóżka z żoną pomiędzy nas i kiedy leżeliśmy na plecach czekając aż uśnie (nie pamiętam już opowiadając jej bajki czy zagadując ją trochę), w kolejne wieczory uderzała mnie dłonią mocno w twarz (jak na takiego brzdąca naprawdę mocno). Przez pierwsze wieczory próbowałem jej tłumaczyć, że tak nie wolno, w końcu za którymś razem odepchnąłem dość gwałtownym ruchem jej rękę. Żona się na mnie oburzyła, ale bobas więcej nie próbował mnie znokautować. Dziwnym zachowaniem, choć nie związanym z agresją był jakiś lęk przed ślimakami. Kiedy miała może z pięć lat zachorowała chyba na zwykłe przeziębienie i przez krótki czas miała dość wysoką temperaturę. Jeszcze przez parę dni po uregulowaniu temperatury jakimś środkiem przeciwgorączkowym, wydawało się jej, że wszędzie wokół (w naszej sypialni) widzi ogromne ilości ślimaków i strasznie ją te ślimaki przerażały. W sprawie tych urojonych ślimaków i różnych wybuchów agresji, żona zasięgała , w okresie kilkunastu lat, porad u różnych specjalistów - dziecięcych psychologów, pedagogów, a nawet psychiatry. Wszystkie porady sprowadzały się mniej więcej do tego że trzeba to jakoś przeczekać, dziecko jest dość inteligentne i mieści się w granicach norm. Obawiam się jednak, że nasze dziecko jest na równi pochyłej i stacza się ku sytuacjom coraz bardziej szokującym i nie do przyjęcia. Co ciekawe, nauczyciele oceniają ją zwykle jako osobę bardzo grzeczną, jedną z lepszych uczennic, natomiast rówieśnicy nie przepadają na ogół za jej towarzystwem. Ja chwytam się na tym, że kiedy słyszę o tragediach takich jak ta w sprzed kilku lat w Rakowiskach (chłopak ze swoją dziewczyną zamordował rodziców), to wydaje mi się, że na coś takiego zanosi się chyba w moim domu.