Gość edziecko: horac
IP: *.*
27.03.02, 08:37
Piszę tu o tej delikatnej sprawie z taką samą nadzieją, jak zwykle: że osoby, które wiedzą więcej niż ja i patrzą szerzej niż ja, będą tak miłe, że się wypowiedzą czyli wypiszą. Od pewnego czasu nie daje mi spokoju pewna myśl - żyjemy sobie z mężem i synkiem (prawie roczek) w naszym niezadużym, ale wygodnym mieszkaniu, pracujemy, póki co, oboje. Nie przelewa się, ale nie klepiemy bidy i na pampersy nawet wystarcza. Raz się kłócimy, raz się lubimy, dziecko oboje z mężem kochamy bezgranicznie, ale ...Ale wcale nie tak daleko, w domu dziecka, na podłodze dużej sali, przy pudełku z zabawkami siedzi sobie pięcioletnia dziewczynka, która nie jest dzieckiem konkretnej mamy, konkretnego taty. Ta dziewczynka jest dzieckiem "państwowym". I tak już zapewne pozostanie. Bo jest za duża. Ona jest za duża, żeby ją chcieli.Jeśli już ktoś myśli o adopcji, to woli dziecko małe, niemowlę, czyli taką niezapisaną tablicę. To już trochę zapisane, raczej nie zostanie przysposobione przez polską rodzinę. Nie wspomnę już nawet o tych chorych ...Taka myśl pojawiła mi się w głowie jakiś czas temu: dlaczego ta pięcio- czy sześcioletnia dziewczynka lub chłopczyk, nie miałaby stać się naszym dzieckiem? Przecież lepiej jej/jemu byłoby w naszym domu, rodzinie, wśród dziadków, ciotek, psów, kotów, sąsiadów, niż tam - w domu dziecka bez lub z niewielkimi szansami na normalne życie rodzinne? A że nam będzie trochę mniej wygodnie? Cóż. Nic to. Za to zyskamy poczucie, że dajemy coś z siebie światu, a nie tylko bierzemy.Kiedy zastanowię się tak głęboko i całkiem szczerze, co mną kieruje, to wychodzi mi co poniżej:Litość i współczucie wobec samotnego dziecka - 30%Chęć bezinteresownego podzielenia się sobą z tym dzieckiem - 25%Chęć poczucia, że moje życie nie jest pasożytnicze - 5%Chęć niezmarnowania szansy niesienia pomocy - 10%Chęć zadośćuczynienia tym, co im się życie nie ułożyło, bo mi się ułożyło - 10%Chęć naprawienia kawałka świata - 10%Chęć by nasze życie tętniło życiem - 5%Pragnienie zmierzenia się z nową, trudną sytuacją i wygrania z przeciwnościami - 5%I tak się zastanawiam, czy nie za dużo tej litości we mnie, żeby podjąć dobrą decyzję.Inna rzecz - czy mając roczne dziecko, będę umiała pokochać starsze? Wiecie jak to jest - jak macie, powiedzmy, dwulatka, to gdy zobaczycie na ulicy rocznego bobasa - Wasz maluch z okresu gdy miał rok staje Wam przed oczami , i łatwiej Wam się wtedy rozczulić nad cudzym dzieckiem.A może wcale tak nie jest....Trochę już rozmawiałam z mężem o tym. Nie powiedział nie. Chyba też zaczął o tym poważnie myśleć.Będę wdzięczna osobom, które mają jakiekolwiek swoje lub zaobserwowane doświadczenie o adopcji -- czy to o formalnej stronie (procedury, wymagania),- praktycznej (czy, jeśli się zakwalifikujemy, musielibyśmy wybierać dziecko sami spośród jakiejś grupy? - chyba bym w tym momencie umarła z żalu - bo dlaczego akurat to a nie tamto, i w ogóle ja bym chciała kochać wszystkie, które mi pokażą, czy też ktoś mądry dokonuje za nas tego wyboru i po prostu przedstawia nam jedno dziecko?),- czy zanim dokonamy formalnej adopcji, dziecko tylko u nas bywa np. na sobotę i niedzielę i potem samo decyduje czy nas chce czy nie (bo może przecież wcale nas nie zechcieć)- czy jako że mamy już dziecko, jesteśmy kandydatami "rezerwowymi" przed tymi, którzy w ogóle nie mają?I w ogóle jeszcze jest milion innych rzeczy, które chciałabym wiedzieć i tysiące subtelności, które powinnam rozważyć.Jednak muszę od czegoś zacząć.Nie ukrywam, że liczę na mądre słowo innych matek, kobiet, ojców, a może i rodziców zastępczych?Pozdrawiam. Matylda.