kartoffeln_salat
08.10.08, 17:06
Jak każda kobieta w ciąży zaczynam myśleć o rozwiazaniu.
I tu pojawia się problem, bo czytając masę waszych wypowiedzi
odniosłam wrażenie że wszystkie kobiety się boją, ale większość
podchodzi do tego optymistycznie, z radościa, z wielką chęcią
urodzenia naturalnego.
Może ze mną jest coś nie-tak, nie zaprzeczam, ale to jest faktem, że
na myśl o normalnym porodzie odechciewa mi się żyć.
Nie chodzi o ból, pewnie jest on wielki i podły. Ból można pokonać
farmakologicznie.
Ja mam jakiś problem-blok psychiczny.
Poród wydaje mi się być uwłaczający godności.
Leżenie, zdanie na cudzą pomoc i "łaskę", proszenie o pomoc, słabość
i fizyczna niemoc, brak intymności, obcy lekarze patrzący w moje
krocze, ekskrementy wylatujace z człowieka, krew, jakieś śluzy, wody
i błony, stres w całym tym szpitalu, wreszcie sam poród z cięciem
lub szyciem w najbardziej intymnym miejscu mojego ciała.
Tu się pojawia potem kwestia mojej wrażliwości na takie rzeczy i
rozpad zwiazku z mężem po takim zabiegu.
Do tego potworny lęk o dziecko, które się przeciska przez kanał, jak
jest ściskane, jak może się tam zaklinować, poddusić. Nie szukałam
specjalnie informacji na ten temat, ale ciągle gdzieś od ludzi
słyszę że malutkie dzieciaczki są rehabilitowane po takich
rewelacjach z porodu.
Ja sama jak sie rodziłam to byłam podduszona i złamano mi obojczyk.
Wewnętrznie czuję, ze NIE CHCĘ żeby dziecko tamtędy wyszło na świat.
Czy ja naprawde jestem jakaś nienormalna i powinnam sie leczyć?
Ciąża była planowana i chociaż nie jestem typem wylewnej matki
świergocącej nad cudzymi wózkami, to bardzo się cieszę że moja
dzidzia się urodzi. Ale czy naprawdę ten terror SN jest konieczny
jeśli do szpiku kości czuję że chcę inaczej????
I zaczynam sie poważnie tym stresować, bo teraz sie słyszy że znowu
zaczynają pchać buciory w sprawy cesarskiego cięcia i znowu jest
nagonka na ten zabieg.