tatarenka
01.06.17, 09:48
Muszę się wyżalić i posłuchać, co inni myślą, bo włosy z głowy mam ochotę rwać.
Syn 4 lata. Zawsze stronił od dzieci. Na placu zabaw wolał bawić się sam, bał się szybko biegających rówieśników. Nie lubił jak dzieci krzyczały, popychały. Na ślizgawkę wchodził "jak nikogo nie było".
Jedynak.
Od września chodzi do przedszkola. 11 dzieci w grupie, pani rewelacyjna.
Z adaptacją było nam pod górkę, długo szło, ale tak mniej więcej od listopada chodził bez płaczu. Rano minutkę poszlochał, ale z przedszkola wychodził zadowolony, wybawiony.
Pani mówiła, że coraz lepiej integruje się z grupą, bawi się z dziećmi. Nie dominuje w grupie, jest tym "ostatnim", taką lebiodą

Ale najważniejsze, że małymi kroczkami idziemy do przodu.
I od około 10 dni mamy wielki kryzys. Płacz w domu. On do przedszkola nie będzie chodził. On nie chce się bawić z dziećmi. On chce z mamą bawić się w domu.
Rozmawiałam z panią, w zasadzie codziennie. Nie zdarzyło się nic, co mogłoby "zaburzyć" jego równowagę emocjonalną. Pani przytula, koledzy przytulają i pocieszają, mówią - Alek nie płacz, baw się z nami.
A on godzinę płacze, pół godziny się bawi. Potem znowu płacze i znowu się bawi.
Od dwóch dni się uparł, że on nie będzie się bawił z dziećmi i chce iść do kucharki, bo ona jest fajna i będzie patrzył jak ona gotuje (w przedszkolnej stołówce. To małe, prawie domowe przedszkole).
Czyli mamy kryzys - dzieci NIE!
Co robić. Strasznie mnie to martwi. Przejdzie z wiekiem?
Przedszkole jeszcze otwarte 3 tygodnie, przygotowują się do przedstawienia. Mój syn śpiewa, tańczy. Naprzemiennie z popłakiwaniem...