kamcia26maj
11.02.10, 15:38
Witam, ja nie mam dobrych wspomnień z porodu w szpitalu na Karowej w
Warszawie. Ciąża przebiegała prawidłowo do około 7 miesiąca. Okazało
się że mam skroconą szyjkę macicy i lekarz prowadzący polecił mi ten
szpital w razie urodzenia wcześniaka ponieważ oni dysponują
najlepszym sprzętem, szkoda że tylko tym!
W połowie grudnia 2009 pojechałam do szpitala 3 dni przed terminem
ponieważ odczuwalam słabsze ruchy synka. Zostałam przyjęta na izbie
i przebadana po zrobieniu KTG na którym tętno mojego synka spadało
przewieziono mnie na salę porodową. Około południa po
przeprowadzeniu wywiadu lekarze podali mi 6mg morfiny i powiedzieli
że do 19 urodzę. Jednak wszystko odbyło się wcześniej. Około 15
dostałam oksytocynę wówczas coś niepokojącego zaczęło się ze mną
dziać a synkowi jeszcze bardziej zaczęło zanikać tętno. Lekarze
podali mi tlen i podjeli decyzję o cesarce. O 15.32 było po
wszystkim urodziłam przez cc zdrowego z 10 punktami chłopczyka byłam
przeszczęśliwa. Jak się okazało KOSZMAR DOPIERO SIĘ ZACZĄŁ!!!
Przewieziono nas na salę pooperacyjną. O 20 z minutami dostałam
kolejną dawkę 6 mg morfiny, nikt nie pytał się mnie czy boli
poprostu dawali i tyle wiem to z dokumenatcji dopiero teraz. Po
20.30 dostałam pierwszy raz synka do karmienia, położna położyła go
tak jak uważała za stosowne nie mogłam w żaden sposób się ruszyć.
Tak maluszek był ze mną do jakiejś 23 może 24, potem został zabrany
na dokarmienie i do kuwetki żebym ja odpoczęła.o 2 znowu dostałam
6mg morfiny, po 4 położna kazała mi się zacząć gimnastykować po cc i
szykować pod prysznic. Zerwała opatrunek, cewnik. Ja miałam czarno
przed oczami nie byłam w stanie nawet usiąść na łóżku. Zrobiono mi
toaletę na miejscu i podano kolejne leki żeby był spokój bo położna
całą noc zajmowała się dokumentacją to był priorytet. Odwrócona do
nas i dzieci tyłem nie zwracała uwagi na to co się dzieje na sali.
Padały tylko komentarze że jest nas o jedną za dużo a ona ma co
robić!! Około 5 z minutami dostałam synka na kolejne karmienie,
ledwo widziałam na oczy nie miałam wogóle siły ale to nikogo nie
obchodziło. Wówczas pierwszy raz tej koszmarnej nocy zasnęłam z
dzieckiem przy piersi. Obudziłam się po 5.30 ale....moje maleństwo
było zimne,szare bez oznak życia. Zawołałam położną bo ona tego
nawet nie zauważyła zabrała go i pobiegła na intensywną terapię
noworodków. Robiono mu masaż serca, sztuczne oddychanie itp
czynności szereg badań. Podłączony do respiaratora po 5.5godz od
zajścia został na 72 godz. umieszczony w aparaturze która miała
schładzać jego mózg aby nie doszło do dalszych uszkodzęń układu
nerwowego. Wszystko wykonywano z instrukcją obsługi ponieważ on był
pierwszym dzieckiem na Karowej która miała cool capa na główce a
widocznie personel nie potrfił sobie poradzić. Kiedy minęły 3 dni
stopniowo zaczęto ogrzewać go i został odłączony. Lekarze nie dawali
szans, mówili że ma postępującą martwicę mózgu że jeżeli będzie
wogóle żyć to będzie roślinką. Wykonano rezonans który swierdził
Encefalopatię niedokrwienno niedotlennieniową najcięższego stopnia.
Po badanich, diagnozie nie mogłam pozwolić wraz z rodziną aby nasze
dziecko przebywało w szpitalu gdzie doszło do tego przez
niedopatrzenie, brak kompetencji położnej i lekarzy którzy dawali mi
takie leki. Oni twierdzą że to bezdech ja wiem że to leki i zbyt
pózna cesarka doprowadziła synka do takiego stanu.
Dziś Maluszek żyje jeżeli tak to można nazwać. Przebywa w Centrum
Zdrowia Dziecka ma wspaniałą opiekę lekarską, pielęgniarek które
zapewniają mu jak największy komfort w takim stanie. Jestem pełan
uznania dla ludzi którzy tam pracują mają Oni wielkie serca!!
Każdego dnia synkowi obumiera coraz bardziej mózg, nie ma oznak
życia respirator oddycha za niego a on tylko leży. Synek tylko 15
godzin żył tak jak inni zdrowi ludzie.
Jadąc do niego codziennie modlę się o to żeby go zobaczyć, dotknąć,
przytulić bo takich dni nie będzie wiele moim i jego życiu.
Rodząc dziecko oddajemy je w ręce ludzi którzy nie zawsze powinni
być lekarzami, położnymi. Trzeba mieć serce i wyobraznię żeby
pomagać innym. Mnie Ci ludzie z Karowej wyrwali serce. Tracę przez
ich bezmyślność Wiktorka który żyje jeszcze dzięki temu że ma w
pełni zdrowe serduszko ale to niestety za mało żeby był z nami!!!