mmpk
24.11.07, 17:47
Odradzam szpital w Pyskowicach. Zacznijmy od lekarza stamtąd, dra Księżarka.
Przez przeszło ostatni miesiąc ciąży mojej żony był na urlopie, i nie
powiedział nam, że trzeba w międzyczasie zrobić gdzieś USG. W efekcie, 10 dni
po terminie okazało się, że dziecko jest ułożone pośladkowo i trzeba robić
cesarskie cięcie (pilnie).
Opieka po cesarskim cięciu - skandaliczna. Po cięciu dziecka nie położono
żonie na klatce piersiowej, a pokazano dopiero ubrane. Przez ponad dobę nie
przystawiono żonie synka do piersi - mimo naszych próśb. Potem zaczął się
nawał pokarmu i zastój, ale personel przez około dobę nic nie robił! Czyli
przez półtorej doby mleko z piersi nie było w żaden sposób odciągane. Dopiero
później próbowano syna przystawić, ale słabo ssał z nabrzmiałych piersi.
Dostał od pielęgniarek zwykłe Bebiko 1, mimo, że oboje z żoną jesteśmy
alergikami (i szpital o tym wiedział). Gdy personel zaczął próbować pomóc przy
karmieniu i z nawałem pokarmu, powiedziano żonie, że bez kapturków
silikonowych w ogóle nie może karmić (przy czym brodawki sutkowe wcale nie
były płaskie, ani - tym bardziej - wklęsłe, były normalne wg wielu lekarzy, w
tym ordynatorów szpitali w Gliwicach i Świętochłowicach, którzy później żonę
badali). I tu zaczyna się historia z kapturkiem, która zakończyła się
odstawieniem małego od piersi po niespełna trzech bolesnych miesiącach. Ale o
tym później. W ogóle zauważyliśmy, że niektóre położne w szpitalu stosują
kapturki jak tylko coś nie idzie super gładko z karmieniem.
Jedyną osobą kompetentną w szpitalu od spraw laktacji okazała się p. Wiesia
Domin - uratowała żonę od ropnia piersi. Niestety, o reszcie personelu nie
możemy tyle dobrego powiedzieć. Każda kolejna położna czy pielęgniarka dawała
inne, sprzeczne zalecenia co do karmienia i pielęgnacji piersi. Zdarzyło się
nawet, że położna i pielęgniarka przy łóżku żony kłóciły się, co należy robić.
Z zastojami i nawałem niektóre położne walczyły drastyczną metodą wyciskania
pokarmu "na chama". Inna zastosowała bandażowanie piersi by przyhamować laktację.
Wyjechaliśmy ze szpitala z myślą, by więcej tam nie wracać. Po kilku dniach
przyszła do nas lekarz pediatra i na nasze słowa o kapturkach i problemach z
karmieniem poleciła poradnię laktacyjną przy Szpitalu Wielospecjalistycznym w
Gliwicach. Na początku myśleliśmy, że trafiliśmy na właściwą osobę
(certyfikat IBCLC), ale zawiedliśmy się. P. Asztabska zaleciła natychmiastowe
odstawienie kapturków. Wówczas obejrzała żony piersi i skontrolowała, jak mały
ssie. Jedyny i ostatni raz. Wkrótce zaczęły się dokuczliwe, narastające bóle
piersi, które, wg konsultantki laktacyjnej były spowodowane infekcją grzybiczą
w kanałach mlecznych (ani na brodawkach, ani w buzi dziecka nie było objawów
grzybicy). Zaleciła leczenie: najpierw Aftin, później Nystatyna, wreszcie
doustnie Flukonazol - na który receptę musieliśmy załatwić sobie sami (co nie
było łatwe). W międzyczasie, byliśmy na konsultacji u dra Marka Pabiana, który
wykluczył infekcję grzybiczą i stwierdził, że ból spowodowany jest przez
niewłaściwy sposób ssania, który mały nabył ssąc przez kapturki. Ssał pierś
"smoczkowo", mocno ugniatając brodawki, które jednak nie pękały.
Powiedzieliśmy o tej diagnozie p. Asztabskiej, lecz ze ona złością
zaprzeczyła, że to jest możliwe, i zaleciła kontynuację leczenia rzekomej
grzybicy. Warto w tym miejscu dodać, że nie obejrzała ani piersi, ani nie
sprawdziła, jak mały ssie. Niestety, zaufaliśmy jej. Po dwóch miesiącach od
narodzin, żona była bardzo wyczerpana bólem, a wciąż nie była znana przyczyna.
Wkrótce zaczął się dodatkowo zastój pokarmu w piersi, który przerodził się w
zapalenie. Prosiliśmy p. Asztabską o wypożyczenie laktatora elektrycznego, ale
zareagowała tak nieprzyjemnie, że odechciało nam się z nią rozmawiać. Żona
została z problemem sama. Teściowa w końcu zaczęła wydzwaniać po wszystkich
okolicznych szpitalach, szukając doradcy laktacyjnego, który zgodziłby się
spróbować pomóc. Dopiero p. Grabowska ze szpitala w Tychach przez telefon
potwierdziła diagnozę dra Pabiana - że ból spowodowany jest przez
nieprawidłowy sposób ssania oraz przez silny stres związany z uporczywymi
bólami piersi (bóle były tak silne, że żona niemal odchodziła od zmysłów).
Dopiero p. Grabowska nauczyła nas, jak prawidłowo obsługiwać laktator!
Niestety, na pomoc było już zbyt późno i podjęliśmy decyzję o odstawieniu
synka od piersi. Teraz wiemy, że była to słuszna decyzja. Być może, gdyby żona
uzyskała właściwą pomoc po powrocie z Pyskowic, wszystko potoczyłoby się
inaczej. Gdyby p. Grabowska mogła wcześniej nam pomóc. Jest to niezwykła
osoba, gotowa bezinteresownie poświęcić swój czas, jednocześnie znająca (w
przeciwieństwie do niektórych koleżanek po fachu) zakres swoich kompetencji.