fiiiiiiiii
16.07.08, 21:21
Rodziłam 10.2006.
Dawno, ale pamiętam.
Kazdy szczegół.
Moj pęcherz płodowy pękł. Skurcze nie występowały. Akcji porodowej nie było.
Wody odchodziły mi przez kilka godzin. Nie chcieli mnie przyjąć na Żelaznej.
Trafiłam na Orłowskiego.
Na dole Pani położna zrobiła mi badanie. Bolało. Az krzyknęłam. Nie miałam
rozwarcia, wszystko było we mnie 'zamknięte'. Brak 'akcji'
Na gorze 3 panie-lekarki w windzie wymądrzały sie jak to wyrzucono mnie z
Żelaznej i trafiłam do nich. Ze tak zawsze robią z tymi Żelaznej, jak ich nie
chcą. Miały pretensje, ze na Żelaznej w gole sie udałam, zamiast do nich najpierw.
Położono mnie na łóżku, tuz przy drzwiach. Wszyscy wchodzili i wychodzili.
Obcy tez. Powiedziano, ze mój chłopak nie moze zostać. Mial wyjść. Ze za to
sie płaci. obok mnie byly jeszcze 2 łózka, zasłaniane kotarą. On wyszedł.
Zostałam z nimi sama. Robiono mi zastrzyki, nawet na grupę krwi, bo panie nie
wiedziały jaka mam, mimo ze wszystko było wpisane w dokumenty..a ja mówiłam..
Pytałam kilka razy, czy on może wejść-wchodzili wszyscy, tylko nie on.
Odmawiały mi. Powiedziałam-'ok, biorę rodzinną, zapłacę za sale do porodów
rodzinnych'. Wtedy go zawołały. 500zl.
Podłączyły mi kroplówkę i oksycotyne. Nie pytały o zgodę. Zostawiły i kazały
liczyć skurcze. Od pęknięcia pęcherza minęło już 18 godzin. Przygotowywały sie
na cesarkę.
Liczyliśmy skurcze. Były coraz częściej. Bole sie nasilały. Ktoś przychodził i
sprawdzał. Kroplówka zrobiła mi krwiaka na dłoni. Cały czas igła wypadała, a
położna wkuwała sie na nowo, aparat pipczal. Byłam podłączona do KTG. Nikt mi
nie mówił, co sie dzieje. Zbywano mnie milczeniem, Nikt nie odpowiadał na moje
pytania. Moje słowa leciały w próżnię.
Po 2 godzinach pielegniarka, po bardzo bolesnych badaniach, 'zdradziła sie',
ze jak nie osiagne rozwarcia na przynjamniej X cm, to zrobią mi cesarkę.
Badały mnie na zmianę. Bezczelnie mówiąc 'ze nie robią tego dla przyjemności',
gdy myślałam, ze ich ręka rozsadzi mnie od środka..
Błagałam o znieczulenie. Nie chcialy. Musialam osiagnac iles tam cm, zeby mi
daly.
Pozwolily wejsc do wanny.
Potem kazały wyjść, żeby mieć 'na oku' tętno dziecka. Przez następne 4 godziny
wiłam sie z bolu na tej kozetce, prosząc o to bym mogla jeszcze raz wejsc do
wanny. Po to wykupiłam ta cholerną sale.. Ale one nie miały takich długich
sznurków, żeby mnie podłączyć do KTG w wannie.. Wiec zostałam na kozetce.
Wielmożna pani doktor pozwoliła dac mi znieczulenie. Bezpłatne, bo przy takich
bolach-skurczach jest finansowane przez NFZ.
Przyszly Pani ,krzyczaly, ze zle sie ustawiam, zek nie potrafie sie zgiąc, ze
one nie moga sie wkuć, ze jestem nieposluszna.. Chlopaka wyprosily.
Po 'zadziałaniu' znieczulenia zasnęłam, a one sobie usiadły na kanapie,
rozmawiając o.. swoich dzieciach, zapominając kompletnie o tym, żeby zawołać
mojego chłopaka. To przecież dla nas była ta sala.
Leżał przed drzwiami, z głową w rekach. Śpiąc.
Obudziłam sie i położna, milsza Pani-jedyna taka spośród 'nich', powiedziała
ze będę rodzić. Kazała wyjść mojemu chłopakowi. Rozebrała mnie i zaczęła
golić. Nie zgodziłam sie, powiedziała, ze to rutynowe i tak trzeba.
Nic nie czułam. Zaczęłam przeć z całych sil. Lekarka siedziała na fotelu.
Powiedziała, żebym zamknęła oczy, bo będę miała przekrwione.
Nade mną stala Pani, z sąsiedniej sali. Przyszła od kobiety, ktora juz
urodziła. 'Tamta' rodziła razem z parterem. Nie płaciła. Ja nie mogłam..
Kobieta-położna z sąsiedniej sali stała nade mną, a po jej rękawiczkach
ściekała chamsko krew. Jak u rzeźnika. Tak wtedy pomyślałam.. Opowiadała o
przebiegu porodu tamtej kobiety.. Nie mogłam wytrzymać.
W czasie porodu, położne były aroganckie, chamskie. Lekarka-blondynka
najgorsza. Gdy ja jęczałam, ona rozmawiała przez telefon z mężem: była zła ze
trwa to 'tak długo'.
Przychodziły-bez moje zgody na 'obserwacje' studentki. W moim wieku. Patrzyły
sie. Komentowały.
Nagle przyjechał wózek. Na wózku sam nożyk. Do nacinania.
Potem jedna zaczęła naciągać mi krocze, bo absolutnie nie wyraziłam zgody na
nacinanie. Dyskutowały ze mną. Prowadziły za mną szarpaną rozmowę, Kazda
tłumaczyła, ze to rutyna, ze inaczej sie nie robi. Z mi macica wypadnie, jesli
sie nie zgodzę. A potem, gdy radykalnie odmówiłam, rozciagly mi palcami
krocze. Mimo całkowitego znieczulenia, czułam to całym ciałem..
Parłam i parłam, a potem tylko mlasnęłam. To połzona,m wcyciagnela ze mnie
dziecko. Mimo, ze powinno ono wyjsc samo
Dziecko urodziła sie niedotlenione. Z hipotrofią..?
Po 30 godzinach od pęknięcia pęcherza.
Zabrały dziecko i przez 20 minut nie oddawały. Poszły je myć.
W tym czasie przyszedł ordynator i kazał mi pokazać krocze. 3 studentki gapiły
sie na nie razem z nim. Przynajmnoje byly miłe.
Nie karmiłam dziecka po porodzie. Zasnęłam.
Obudził mnie placz dziecka. Nie chciałam karmić naturalnie.
Zaczęto mnie zmuszać. Przez 3 dni zmuszano mnie do karmienia 'naturalnego'
dziecka. Nie umiałam, miałam problemy, czułam obrzydzenie. Były nieugięte.
Raz zmieniły pościel. Wypraszały ojców dzieci w czasie badan. Nie pozwalaly mi
chodzić na badania z dzieckiem.
Kiedyś ja zabrały i gdy wróciła wyglądała strasznie. Spłakana, styrana. A to
trwało ok. 20 minut.
Jedynie studenci byli mili. I jedna Pani-powiedziała, ze nie muszę karmić,
jeśli nie chce. Rozumiała mnie.