pc_maniac
31.01.04, 22:05
Pierwsze chwile na Ziemi Faraonów
Godzina 0:30 czasu egipskiego. Samolot zaczyna kołować nad Hurghadą.
Pierwsze podejście do lądowania nieudane, za duża wysokość. Samolot
delikatnie wznosi się i okrąża miasto przez lewe skrzydło. Nad morzem,
ciągle w skręcie zaczyna ponownie opadać ku lotnisku. I znów za wysoko.
Widać pilot jest zmęczony.
Okrążamy Hurghadę ponownie, ale tym razem przez prawe skrzydło. Ponieważ
siedzę przy lewym okienku, samego momentu przyziemienia nie widzę, czuję
jednak, że koła dotknęły pasa lotniska, silniki zwolniły, a w całym
samolocie rozniosły się dość częste pasażerów takich wypadkach brawa
pasażerów. Niektórzy pasażerowie, pomimo próśb stewardess o pozostanie na
miejscu do zatrzymania maszyny, poderwali się z siedzeń i niecierpliwie
przekładają swoje bagaże podręczne. Niektórzy z nich już w
dość „rozrywkowych” humorkach.
Samolot zatrzymuje się nieopodal budynku portu, a do kadłuba podjeżdżają
schody. Wychodzimy na zewnątrz. Nie jest tak upalnie jak w lecie, ale po
mrozach Warszawy jest to zmiana, która nastraja bardzo pozytywnie do tej
wyprawy.
Autobus podwozi nas do budynku głównego. Ustawiamy się do okienka kantoru
wymiany walut. Tu zaś kupujemy znaczki wizowe po 15$ od osoby i wymieniamy
niewielką część naszej twardej waluty na egipskie funty, kurs podobny do
tego z sierpnia zeszłego roku – 6,14 LE za 1$.
Idziemy do oficera wizowego, i podajemy paszporty z wklejonym egipskim
znaczkiem skarbowym oraz kartą wizową, którą wypełniliśmy jeszcze na
pokładzie samolotu. Oficer jak zwykle coś tam przekreśla, poprawia litery w
nazwiskach, by zaraz swoje poprawki skreślić i zostawić w wersji pierwotnej.
Trochę mnie to rozśmieszyło, bo takie same operacje przeprowadzał rok temu,
ale co tam, niech się gościu dowartościuje (przecież i tak nas wpuści).
Po drugiej stronie czekamy na bagaż, pierwszy papierosek po kilku godzinach
i zostajemy odnalezieni przez egipskiego rezydenta, który dość poprawną
polszczyzną informuje nas, gdzie zaparkowany jest autokar, który rozwiezie
nas po hotelach. Po wyjściu z hali przylotów, stoi jeszcze 2 rezydentów,
którzy wskazują drogę do autokaru. Taszcząc bagaże ładujemy się do pojazdu i
po kilkunastu minutach jedziemy już do hotelu.
W autokarze zostajemy poinformowani, że około 10:00 ma być w hotelu
spotkanie organizacyjne z rezydentką. Żona nalegała by pójść na nie i
poinformować chociaż, że mamy zamiar zniknąć na tydzień z hotelu, by
zwiedzać Egipt samemu. Ja uważałem, że szkoda czasu na to spotkanie, ale
zgodziłem się pójść.
W hotelu pierwsze miłe zaskoczenie. Zostaliśmy rozpoznani przez
recepcjonistę, który z usmiechem przywitał nas słowami „welcome again”.
Zostawiliśmy co cięższe bagaże, z pozostałymi udając się do pokoju. Pokój
jak pokój, mieszkaliśmy w podobnym pół roku temu, więc nie zrobił na nas
żadnego wrażenia., ani w pozytywnym, ani w negatywnym znaczeniu.
Tak bardzo chcieliśmy się znaleźć w tym kraju (niektórzy czytający ten tekst
pewnie śledzili nasze problemy z wyjazdem do Egiptu jeszcze z BP El Greco),
że zamiast grzecznie pójść spać po męczącej podróży, zaraz jak wariaci
wybraliśmy się po nocy do Sakkali. Oczywiście okazało się, że godzina 2:30 w
nocy i to jeszcze w styczniu nie jest odpowiednią porą do zwiedzania
Hurghady i Sakkala praktycznie zaległa w objęciach Morfeusza i nawet zawsze
chętnych do ubijania interesów z turystami Egipcjan nie spotkaliśmy.
Oczywiście, jak zwykle kierowca busika próbował nas naciągnąć na wyższą cenę
za przejazd ale zdecydowane „łached gini – łached person” ostudziło jego
zapędy. Tekst ten zresztą dość często był w użytku w czasie naszego pobytu.
Po przespacerowaniu się z godzinkę po wymarłej prawie Sakkali, wspominając
jeszcze nie tak dawno odwiedzane przez nas miejsca postanowiliśmy wracać.
Wsiedliśmy do busa z powrotem.
Hehe, okazało się, że to ten sam busik, który nas tu przywiózł, więc odpadł
nam problem uzgadniania ceny.
Jeszcze kilkaset metrów od Rogal Pallace na piechotkę do hotelu, rozespany i
nieco zdziwiony recepcjonista (tym razem zadziwialiśmy go dość często)
wręczył nam klucz do pokoju i biegiem do łóżeczek. Przed snem zrobiliśmy
jeszcze sobie porządną kawę (niestety Egipska nigdy nam nie smakowała, więc
zabraliśmy ze sobą naszą Polską) i po jej wypiciu zapadamy w zasłużony sen
marząc o naszych kolejnych wyprawach w głąb Egiptu.
C.D.N.
----
"EGIPT - wszystko o ..." -znajdziesz tu wszystkie informacje jakie poszukujesz by spędzić urlop w Egipcie