Gość: Jaromir Gazy
IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl
17.06.05, 09:02
Istotnie, zgodnie z informacjami przeciwników wymiany informacji na tym
forum, po osiągnięciu przez wątek "KONFLIKT NA OSIEDLU JARY" liczby 2500
postów, dalsze dopisywanie się do niego nie jest już możliwe. I dlatego
rozpoczynam nowy wątek dotyczący naszej spółdzielni pod nazwą
SPÓŁDZIELSZCZYZNA W SPÓŁDZIELNI JARY, bo trudno nazwać inaczej dotychczasowy
stan w niej panujący.
Ten post piszę po wczorajszym posiedzeniu rady nadzorczej, które zajmowało
się wykluczeniami osób nie płacących czynszu. Dochodzę do wniosku, że
słusznie kiedyś nas sąsiad, Edward Gnych, nazwał SPÓŁDZIELSZCZYZNĄ to, co się
dzieje w spółdzielni JARY. Nasza spółdzielnia zamiast działać w interesie
wszystkich spółdzielców działa raczej w interesie wąskiej grupu mętnych
typków, ktorzy w ten czy inny sposob dorwali się do koryta, w czym utwierdził
mnie właśnie przebieg wczorajszego posiedzenia RN.
Wykluczano wczoraj osobę o zaległości kilku tysięcy złotych, której mąż
zajmuje się zawodowo konstrukcjami stalowymi, o czym chyba przez zapomnienie
napomknęła pracownica spółdzielni. Oczywiście w głowie prawidłowo myślącego
powinna się zrodzić myśl, czy ów zadłużony nie mógłby spłacić swego długu w
stosunku do nas wszystkich choćby postawieniem altanek śmietnikowych. Na moje
o to pytanie mąż wezwanej dłużniczki odpowiada oczywiście twierdząco a prezes
W. Furmanowski błyskawicznie notuje sobie dane dłużników w swoim notesie i
oświadcza, że oczywiście będą prowadzone w tej sprawie rozmowy. Niby wszystko
w porządku, padły deklaracje z jednej i drugiej strony.
Mnie jednak niepokoi, dlaczego wcześniej nie zaproponowano owemu specowi od
konstrukcji stalowych spłaty długu poprzez wzniesienie owych altanek. I tu
pada argumentacja świadcząca o owej spółdzielszczyźnie czyli interesie kilku
tylko osób.
Prezes R. Sołtysiak twierdzi, że trudno spółdzielni wiedzieć, czym zajmuje
się każdy z 6000 członków, że były ogłaszane przetargi, facet mógł się
zgłosić itp.
Ale najbardziej spienił mnie niejaki Tadeusz Jarząbek, przewodniczący komisji
rewizyjnej wrzeszcząc na mnie, że to co proponuję, jest po prostu
korupcjogenne. A ja jeśli już coś proponowałem, to po prostu powiadomienie
osób, o ktorych mamy wiedzę, że mogą świadczyć usługi na rzecz spółdzielni, o
możliwości stanięcia do przetargu. Jest to dopuszczalne. Jakoś pan Jarząbek
nie widział nic zdrożnego w tym, że inny członek rady, pan Lech Kościelak
sprowadził znaną sobie firmę do zadaszenia parkingu przy Surowieckiego. Nie
ruszyło go, że w stosunku do tego pana padły zarzuty ze strony zarządu o
próbę otrzymania tzw. korzyści materialnej. Ale czy można się spodziewać
czegokolwiek innego po panu Jarząbku, jeśli kilka lat temu uznał za
calkowicie normalną słynną sprzedaż spółdzielni wodomierzy przez obecnego
przewodniczącego rady nadzorczej.
Dzisiaj dowiedziałem się, że mniej więcej półtora roku temu mąż owej
wykluczanej proponował spółdzielni swoje usługi. Jak wynika z przebiegu
wczorajszego posiedzenia, służby spółdzielni to zignorowały.
Tymczasem zadłużenia w ubiegłym roku wzrosły o kolejne 200 tysiecy złotych,
ale zarządu to praktycznie nie obchodzi, bo tak nam wyliczył nasze czynsze,
że pokrywają one w pierwszej kolejności wysokie zarobki członków zarządu, w
następnej kolejności zaległości spółdzielców nie płacących czynszu. I wobec
tego nie mamy się co dziwić, że w innej spółdzielni ursynowskiej o podobnych
zasobach i podobnej ilości członkow koszty działalności rocznej są blisko o 6
milionów złotych niższe. Mówiłem o tym członkom rady, ale jakoś to ich nie
zainteresowało. W spółdzielszsczyźnie nikt się bowiem takimi sprawami nie
przejmuje!