nightdream
27.08.15, 17:13
Od poniedziałku Wojciak (13m) poszedł do żłobka. Dwa dni po godzinie razem ze mną, wczoraj został sam na pół h a dziś - na dwie. Za 1,5 tygodnia wracam do pracy, niby na pół etatu do końca roku, no ale te 5h będzie musiał Młody odsiedzieć. No, może 4 jak dobrze zorganizuję sobie transport.
No i ogólnie jest dramat. O ile ze mną w żłobku nie było źle, łaził, interesował się, to wczoraj była histeria jak wyszłam. Dziś jak tylko przyszliśmy i zobaczył panią z wyciągniętymi rękami to zaczął płakać i łapać mnie za koszulkę, żebym go nie oddawała. Odbierałam to ryczał. Podobno w ciągu tych 2h płakał, potem spał (w ogóle nie jego pora), potem chwilę nie płakał ale potem ktoś go przestraszył i znowu afera. Zjeść nie chciał nic. Dzieci go nie interesują. Znalazł sobie jedną gumową kaczkę i tylko jej się trzymał (wróciliśmy z nią do domu bo nie chciał jej oddać).
Normalnie na co dzień Mały jest super aktywny, ruchliwy, ciekawski, zaczepia ludzi podczas spacerów, śmieje się do wszystkich, nikogo się nie boi. W żłobie - zupełnie inne dziecko...
Generalnie aktualnie jestem pełna wewnętrznego buntu, że takie oddawanie roczniaka do żłobka nie jest naturalne, jemu jest źle, mnie jest źle to znaczy że jest źle i tyle. Cała rodzina mi truje, że muszę mu dać czas, że się przyzwyczai, że dzieci w żłobku się szybciej rozwijają bo naśladują starsze, itp. Według mnie to bullshit jest, który sami sobie rodzice wmawiają, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że gdzieś dziecko oddają a ono jest nieszczęśliwe.
Przez te dwie godziny co byłam z Małym, obserwowałam dzieciaki i te mniejsze wszystkie były smutne. Niby się zajmowały na chwilę zabawą, panie się dwoiły i troiły, żeby je rozkręcić ale widać było, że to nie ciocie żłobkowe im są potrzebne tylko mamy. Siedziała taka mała dziewczynka, ściskała tetrę i miała takie smutne oczy że aż mnie się smutno zrobiło...
Starsze, takie 2-3 latki radzą sobie super. To już są kumate dzieciaki, bawią się razem, psocą, mają fun z tego że są razem. A roczniaki... One by chciały do mamy

Z resztą tych maluchów tam niewiele jest, Wojtek najmłodszy, jeszcze dwoje takich między 13 a 15 mies a reszta to prawie dwulatki... na 18 dzieci... Razem z Wojtkiem na adaptacji były też inne dzieciaki, ale w większości starsze ciut (18-21 mies) no i dziś już nieźle sobie radziły. A Wojtek zapłakany, nieszczęśliwy, dramat...
Nie ukrywam, że wszystko rozbija się o kasę, za jedną pensję z kredytem nie damy rady się utrzymać, rodzinie nie mamy blisko żadnej, niania to jeszcze większa kasa no i w sumie podobnie - zostawiam dziecko z obcą babą. Gdybym tylko mogła iść na wychowawczy to bym poszła bez wahania... Ale i tak to pół etatu nadwyręży nasz budżet...
Niech mi ktoś powie, że jestem przewrażliwiona, że są dzieci którym w tym wieku żłobek może dać coś dobrego. Że nie jestem taką straszną matką, że go tam zostawiam... Faktycznie, taki maluch da radę się przyzwyczaić? Polubić żłobek? Jak mamy sobie z tym radzicie?