Dodaj do ulubionych

Czy wierzycie w likwidatorów wojny?

06.08.06, 12:10
Szanowni Państwo
Nie chciałbym, by zarzucano mi, że otwieram nowe wątki, nie zakończywszy
starych. Ponieważ jednak w tych starych nikt już się o nic nie upomina, to
uznaję je za wyczerpane i pozwalam sobie na otwarcie nowego wątku.
Piotr Badura
Obserwuj wątek
    • piotr_badura Re: Czy wierzycie w likwidatorów wojny? 06.08.06, 12:49
      Szanowni Państwo
      Czy wierzycie w likwidatorów wojen?
      Dzieckiem będąc w podstawówce, słuchałem z zainteresowaniem, że Krzyżacy
      przyciągnęli pod Grunwald wozy pełne łańcuchów, kajdan, pęt etc., bo musieli
      być przygotowani na ogromną liczbę jeńców, których trzeba było przecież dla
      bezpieczeństwa pozakuwać w te kajdany. Wydawało mi się, że Krzyżacy byli
      rozsądni. Mieli takich specjalistów, którzy z góry planowali, co będzie po
      bitwie. Czy dziś też są tacy specjaliści? Zdziwiłbym się, gdyby ich nie było.
      Na swój prywatny użytek nazywami ich "likwidatorami wojny".
      Jeśli nasi szlachetni sojusznicy z okresu II wojny światowej (mówiąc szlachetni
      mam oczywiście na myśli USA i Wielką Brytanię) mieli swoich likwidatorów wojny,
      to ci likwidatorzy musieli przygotować jakąś rozsądną koncepcję takiego
      pokierowania końcówką wojny, by po niej było jak najmniej kłopotów. Likwidacja
      wojny polegać musiałaby m.in. na tym, że w jej końcówce zginą ci, którzy po
      wojnie stanowiliby kłopot.
      Nasi szlachetni sojusznicy już na długo przed końcem wojny zaklepali z
      przebrzydłym Stalinem wschodnią granicę Polski na linii Curzona. Zaklepali też
      wejście Polski do radzieckiej strefy wpływów. Polaków oczywiście o tym raczej
      nie informowano, bo utraciliby ducha bojowego i nie przelewaliby już tak
      chętnie krwi.
      Gdy zbliżał się koniec wojny, to trzeba było jakoś kwestię polską rozwiązać. W
      przypadku Polaków walczących na zachodzie najrozsądniejszym rozwiązaniem było
      chyba wysyłanie ich na takie odcinki frontu, na których straty są największe.
      Większy problem był z Warszawą. Oddało się ją przecież już wcześniej Stalinowi,
      a ten nie mógł jej przyjąć wraz z polskimi władzami i polską armią. Nie mógł
      też Stalin, ot tak wymordować w Warszawie polskich władz i polskiego wojska, bo
      to postawiłoby w niezręcznej sytuacji naszych szlachetnych sojuszników.
      Likwidatorzy wojny stanęli wobec trudnego zadania. Jak pozbyć się Warszawy?
      Najlepszym rozwiązaniem było, aby wykonali to zadanie Niemcy. Tylko jak ich do
      tego zachęcić? W oczywistym interesie Niemców leżało zostawić Warszawę
      nietkniętą Stalinowi i czekać aż polskie władze w Warszawie, jako prawowici
      gospodarze, przyjmą w niej dowódców radzieckich. To byłby cios w sojusz naszych
      szlachetnych sojuszników z przebrzydłym Stalinem.
      Być może współcześni "likwidatorzy wojny" to tylko moje urojenia. Być może
      tylko w dawnych wiekach prowadzący wojny myśleli, co będzie potem, a dziś
      wszystko idzie na żywioł i nikt o niczym nie myśli. Jeśli jednak współcześnie
      też są "likwidatorzy wojen", to każde społeczeństwo powinno mieć tę świadomość,
      by dobrze kierować swymi sprawami. W 1944 roku sprawa likwidacji Warszawy była
      już chyba dawno przesądzona. Dyskusja mogła dotyczyć tylko wyboru likwidatora.
      Społeczeństwo nie powinno zachowywać się jak stado baranów, któremu na koniec
      pozostaje, co najwyżej, wybór rzeźnika (też zresztą dyskusyjne jest, czy skoro
      już, to nie lepiej dla nas było, aby rzeźnikiem Warszawy był jednak kto inny).
      Co o tym Państwo myślicie? Wierzycie w likwidatorów wojen?
      Pozdrawiam wszystkich serdecznie
      Piotr Badura
      • Gość: do bajdury Re: Czy wierzycie w likwidatorów wojny? IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 06.08.06, 14:58
        sa wakacje chce odpoczac od bajdurzenia klugscheissera
        • piotr_badura Było tu nie wchodzić. Miłego odpoczynku. 06.08.06, 16:33
          • Gość: Pacanek Re: Było tu nie wchodzić. Miłego odpoczynku. IP: *.dip.t-dialin.net 07.08.06, 17:25

            Hallo Ludzie !!!!!!!!

            Hallo ludziska gdzie jestescie ,dlaczego nikt nie dyskutuje z panem
            bajdurzynskim ( wreszcie brzmi to nazwisko tak swojsko - po polsku ).
            No ,dalej dyskutowac , bo weznie sweje zabawki i pojdzie do "beczki"!
            • piotr_badura Dyskusja ma sens przy różnicy poglądów 07.08.06, 20:24
              Szanowny Panie Pacanku
              Przepraszam z góry, jeśli źle odmieniam nick. Nie wiem czy powinno być Pacanku,
              czy Pacaneku.
              Wzywa Pan forumowiczów do dyskusji ze mną. Dlaczego zakłada Pan, że oni mają
              odmienny ode mnie pogląd w poruszanej sprawie. Może oni, po przeczytaniu mojej
              wypowiedzi, uznali, że tak właśnie jest, jak napisałem. W tej sytuacji dyskusja
              nie ma sensu, bo brak różnicy poglądów.
              Być może na Pana wezwanie zareagował pan Znj2, który, jeśli dobrze rozumiem
              jego wypowiedź, całkowicie zgadza się ze mną. Trudno w tej sytuacji, bym z nim
              dyskutował. Cieszy mnie oczywiście jego poparcie.
              Pozdrawiam serdecznie
              Piotr Badura
      • Gość: gogo bzdury Badury IP: *.internetdsl.tpnet.pl 12.08.06, 12:16
        Poważni historycy i popularyzatorzy historii starają się każdą prezentowaną
        przez siebie opinię oprzeć na jakichś źródłach. Wiedzą oni, co to
        odpowiedzialność za słowo i nie rzucają słów na wiatr, by popisać się bujnością
        swojej wyobraźni czy swoją elokwencją. Pan Badura postępuje inaczej, traktując
        historię w sposób właściwy dla kiepskich literatów, dla których najważniejsze
        jest przyciągnięcie czytelnika oryginalnościa pomysłu, który powinien być
        w miarę możliwości najbardziej szokujący. Można też - toutes proportions
        gardées - przyrównać "historyczną" twórczość pana Badury do twórczości
        niejakiego Ericha Daenikena, który wszędzie widział kosmitów, choć dla
        wyjaśnienia przytaczanych przez niego faktów wystarczyłoby odwołanie się do
        czynników bardziej przyziemnej natury. Ludzie tego typu puszczają na całego
        wodze wyobraźni i ani im w głowie konfrontować swoje fantasmagorie z ustaleniami
        poważnych badaczy. Mają w nosie źródła i dostępne publikacje naukowe. Gdy
        próbuje się im wykazywać, że przeszarżowali, odpowiadają przeważnie, że to
        naukowcy są nieuczciwi, sprzedajni i złośliwie ukrywają prawdę. Z kimś takim
        nie da się racjonalnie dyskutować, bo po prostu brakuje wspólnej płaszczyzny dla
        podjęcia racjonalnego dyskursu. Trzeba by samemu zacząc bujać w obłokach, ale
        byłby to trud tyleż czasochłonny co bezowocny. Szkoda fatygi. Śledziłem już parę
        tego typu dyskusji w wątkach inicjowanych przez pana Badurę i przekonałem się,
        że jest to bezproduktywne marnowanie czasu. Sam nie zamierzam się w to bawić
        i innym też odradzam.
        • piotr_badura Dlaczego boi się Pan myśleć? 12.08.06, 17:50
          Szanowny Panie Gogo
          Tezę, że "poważni historycy i popularyzatorzy historii starają się każdą
          prezentowaną przez siebie opinię oprzeć na jakichś źródłach" słyszę od
          dziesiątków lat. Tak między innymi tłumaczono sprzeciw państwa wobec poruszania
          sprawy Katynia. Twierdzono, że poważny historyk nie może opierać się o badania
          przeprowadzone pod nadzorem hitlerowskich władz wojskowych, a innych źródeł na
          temat mordu katyńskiego nie ma.
          Z historią współczesną tak właśnie jest, że nie ma źródeł, bo są utajnione, a
          te odtajnione nafaszerowano fałszywkami. Pan jest zwolennikiem zasady, że skoro
          władze nie ujawniły, to trzeba cicho siedzieć. Domyślam się, że ta Pana postawa
          wynika ze strachu przed narażeniem się władzom. Po co Pan jednak ten swój
          strach chce propagować na forum? Kazał ktoś Panu i boi się Pan odmówić?
          Ja nie jestem historykiem, ani popularyzatorem historii. Ja tylko na
          internetowym forum zwracam uwagę na niedorzeczności klepane przez
          propagandystów. Czuje się Pan zmuszany do nawoływania, by ograniczać moją
          swobodę wypowiedzi na forum?
          Pozdrawiam serdecznie i życzę choć odrobiny odwagi w myśleniu
          Piotr Badura
          • Gość: Romek Re: Dlaczego boi się Pan myśleć? IP: *.internetdsl.tpnet.pl 13.08.06, 17:22
            Typowy przejaw chorej wyobraźni pana Ba(j)dury. Gogo skrytykował jego podejście
            do historii i z mostu został posądzony o to, że działa powodowany strachem przed
            władzami (pewnie ABW ściga i skrycie morduje wszystkich, którzy zgodzą się z tym
            co plecie Ba(j)dura). Jak z kimś takim można racjonalnie dyskutować?!
            • piotr_badura Krytyka krytyce nierówna 13.08.06, 19:57
              Szanowny Panie Romku
              Pan Gogo ma prawo mnie krytykować jak tylko chce. Gdyby krytykował, że moim
              wywodom brak logiki, to oczekiwałbym, że wskaże konkretne błędy w rozumowaniu.
              Gdyby krytykował, że posługuję się nieprawdziwymi danymi, to oczekiwałbym, że
              wskaże, co konkretnie jest nieprawdą. Tymczasem pan Gogo nie zarzuca mi błędu w
              rozumowaniu, nie zarzuca mi posługiwania się nieprawdziwymi danymi, tylko
              ustanawia zasadę, że nie należy dyskutować na forum o sprawach, w których
              władze utajniły dokumenty, czy inne źródła.
              W sytuacji, gdy pan Gogo chce narzucać forumowiczom jakieś podejrzane zasady
              dyskusji, to ja mam słuszne prawo dociekać, dlaczego on to robi. Myślę, że
              zrobiłem najmniej przykre dla pana Gogo przypuszczenie. Jeśli uważa Pan, że
              narzucanie przez pana Gogo podejrzanej zasady dyskusji mogło mieć inne niż
              strach, mniej przykre dla niego przyczyny, to proszę je podać.
              Jeśli chodzi o strach, to polecam Pana uwadze tekst "Kielecki urzędnik ukarany
              za pisanie na forum", który znajdzie Pan na stronie głównej. Byłoby rzeczą
              nadzwyczajnie dziwną, gdyby ABW nie kontrolowała wypowiedzi na forum. Byłoby
              rzeczą nadzwyczajnie dziwną, gdyby z wyników tej kontroli ABW nie robiła
              użytku. Pan usiłuje ośmieszyć ten oczywisty mechanizm, drwiąc, że niby ABW
              skrycie morduje głoszących niewłaściwe poglądy. Nie morduje. Zakłada teczkę i
              gromadzi materiały, a potem delikatnie eliminuje z życia publicznego. Żadnej
              odpowiedzialnej funkcji, żadnego stanowiska etc.
              Pana post, podobnie jak post Pana Gogo, zmusza mnie do postawienia pytania:
              Dlaczego z tak oczywistego zjawiska, jak śledzenie przez ABW wypowiedzi
              internautów i gromadzenie danych o niektórych forumowiczach drwi Pan tu na
              forum, sugerując, że coś takiego nie ma miejsca? Dlaczego Pan to robi? Ciekaw
              jestem odpowiedzi.
              Pozdrawiam serdecznie
              Piotr Badura
              • Gość: Romek A nie mówiłem? IP: *.internetdsl.tpnet.pl 13.08.06, 20:20
                A nie mówiłem? Spróbuj tylko skrytykować pana B., a zaraz zostaniesz posądzony
                Bóg wie o co - w najlepszym razie o strach przed władzami, a w gorszych przypadkach
                o to, że jest się na usługach jakichś ciemnych sił, służb specjalnych itp.
                Subtelnuju aluzju poniał. Jak łatwo zauważyć, w podejrzliwym umyśle pana B. już
                zaświtała myśl, że jestem na usługach ABW. Prostować tego nie będę, bo i tak nie
                uwierzy. Zrobię mu więc kawał i napiszę, że dobrze się domyśla. Niech łamie
                sobie nad tym głowę! Ciekawe, do jakich wniosków ostatecznie dojdzie. Miłej
                zabawy, Panie Badura!
                • piotr_badura Pudło, ale chyba zamierzone. 13.08.06, 22:09
                  Szanowny Panie Romku
                  Czy Pan mnie krytykował? Nie zauważyłem. Odniosłem wrażenie, że bronił Pana
                  pana Gogo.
                  Nie podejrzewałem, że jest Pan na usługach ABW. Podejrzewałem głupotę :-).
                  Jeśli to pudło nie było zamierzone, to ma Pan zbyt dobre mniemanie o sobie.
                  Myślę jednak, że pudło było zamierzone, sam Pan zorientował się, że poprzedni
                  Pana post nie był zbyt mądry i chce się Pan teraz jakoś wycofać "zachowując
                  twarz". Życzę powodzenia i niech Pan nie dba o to, co ja o Panu myślę.
                  Ważniejsze jest, co myślą o Panu forumowicze (może się Pan teraz rozpiętnaścić
                  na różne nicki i stworzyć chór mówiących o Panu ciepło forumowiczów).
                  Pozdrawiam serdecznie
                  Piotr Badura
                  • Gość: Romek Cieszę się, ale nadal Pana krytykuję IP: *.internetdsl.tpnet.pl 14.08.06, 01:14
                    Cieszę się, że wbrew temu co mi się wydawało, nie posądza mnie Pan o jakieś
                    konszachty ze "służbami". Nie mówię, że mi ulżyło, bo byłaby to gruba przesada,
                    ale mimo wszystko cieszę się, bo to znaczy, że mogę nieco poprawić swoje
                    wyobrażenia na Pana temat, wyniesione z obserwacji Pańskich dotychczasowych
                    poczynań na tym forum. Niemniej jednak nadal muszę Panu wytknąć bardzo
                    nieładne postępowanie wobec pana Gogo, którego nie wiedzieć czemu posądza Pan
                    o tchórzostwo. Wytknąłem to Panu już wcześniej, więc proszę nie wmawiać sobie
                    i mnie, że Pana nie krytykowałem. Nie broniłem pana Gogo, bo nie wydaje mi się,
                    żeby potrzebował on obrony, ale krytykowałem Pański sposób prowadzenia dyskusji
                    i nadal to czynię. Niestety w ten sam, mało elegancki sposób - przy użyciu
                    rozmaitych posądzeń - spierał się Pan także z innymi dyskutantami w różnych
                    wątkach. Uważam to za bardzą złą skłonność, która skutecznie zniechęca ludzi
                    do podejmowania poważniejszych dyskusji z Panem. Piszę to bez złośliwości,
                    w nadziei, że wyciągnie Pan z tego jakieś wnioski, które pozwolą Panu z lepszym
                    skutkiem realizować swoje ambicje medialne.

                    Kłaniam się (bez ironii)
                    • piotr_badura Proszę o jednakową miarkę 14.08.06, 10:24
                      Szanowny Panie Romku
                      Pan Gogo zatytułował swój post "bzdury Badury". Ja się o to nie obrażam, ale
                      trzymam się zasady, że forumowicz może oczekiwać od innych tylko tyle
                      grzeczności, ile jej sam okazuje. Tytułując swój post "bzdury Badury" pan Gogo
                      znacząco poszerzył zakres mojej swobody przy udzielaniu mu odpowiedzi.
                      Zwracałem już uwagę, że poprawna krytyka jakiegokolwiek wywodu musi zawierać co
                      najmniej jeden z dwóch elementów:
                      1) wskazanie fałszywej przesłanki
                      2) wskazanie błędu we wnioskowaniu
                      Tego uczyli w szkołach. Pan Gogo nie wskazuje fałszywej przesłanki, na którą
                      się powołuję. Nie wskazuje też błędu w moim rozumowaniu. Mówienie w tej
                      sytuacji, że pan Gogo bierze udział w racjonalnej dyskusji jest nie do
                      przyjęcia.
                      Pan Gogo nie brał udziału w racjonalnej dyskusji lecz w niegrzecznie
                      zatytułowanum poście arbitralnie wprowadził zasadę, że jeśli władze nie
                      ujawniły dokumentów na jakiś temat, to forumowicze nie powinni się na ten temat
                      wypowiadać. Pan Gogo zalecił też forumowiczom, by nie wypowiadali się w
                      inicjowanych przeze mnie wątkach.
                      Zadziwiło mnie, że ktoś chce ograniczać swobodę wypowiedzi forumowiczów
                      wyłącznie do tych tematów, które władza uznała za dopuszczone do dyskusji.
                      Zadziwiło mnie, że ktoś, kto uważa moje wątki za bezwartościowe, zadaje sobie
                      trud śledzenia ich i analizowania, po to tylko, by potem zalecać forumowiczom
                      unikanie ich. Dziwactwo postu pana Gogo było tak duże, że pozwoliłem sobie
                      zwrócić na to uwagę.
                      Pozdrawiam serdecznie
                      Piotr Badura
                      • Gość: Romek proszę nie przyprawiać innym gęby! IP: *.internetdsl.tpnet.pl 14.08.06, 10:59
                        Jeszcze raz przeczytałem post pana Gogo i nigdzie tam nie znalazłem opinii, że
                        można opierać się tylko na dokumentach ujawnionych łaskawie przez "władze"
                        (jakie zresztą "władze", bo stosuje Pan tu jakieś dziwne uogólnienie o wydźwięku
                        wręcz demonizującym, niczym w "Kodzie Leonarda da Vinci"!). Znalazłem u pana
                        Gogo tylko negatywną ocenę zajmowania się historią w oderwaniu od źródeł. Z tego
                        co mi wiadomo, to pojęcie źródeł historycznych ma bardzo rozległy zakres
                        znaczeniowy, obejmujący nie tylko dokumenty ujawnione przez "władze". Pańską
                        zawężającą interpretację tego pojęcia odbieram jako niedopuszczalną manipulację
                        semantyczną. Rozumiem, że może Pan czuć się dotknięty określeniem "bzdury
                        Badury", ale moim zdaniem nie uprawnia to Pana do wmawiania innym forumowiczom,
                        że pan Gogo napisał coś, czego faktycznie w jego poście nie ma. Trzeba było
                        otwarcie zaprotestować przeciwko temu obraźliwemu, jak Pan uważa, sformułowaniu,
                        a nie pisać, że pan Gogo chce, by opierano się tylko na dokumentach ujawnionych
                        przez "władze", bo akurat tego nie napisał. Po raz kolejny w najlepszej wierze
                        apeluję do Pana, aby nie przesadzał Pan w swoich podejrzeniach pod adresem
                        polemistów (niestety ta nieszczęsna nuta podejrzliwości po raz kolejny
                        zabrzmiała wyraźnie również w Pańskim ostatnim poście!). Apeluję też, by nie
                        przyprawiał Pan gęby polemistom poprzez wmawianie im, że napisali coś, czego
                        faktycznie w ich wypowiedziach nie było. Jeżeli nadal będzie Pan dyskutować
                        w takim stylu, to obawiam, się, że niedługo zabraknie chętnych do dyskusji
                        z Panem. Proszę popatrzeć ilu dyskutantów już Panu ubyło w porównaniu
                        z wcześniejszymi wątkami. Warto zastanowić się nad tym, dlaczego tak się dzieje!
                        • Gość: Romek p.s. IP: *.internetdsl.tpnet.pl 14.08.06, 12:54
                          I bardzo proszę nie pisać, że dyskutantów ubywa, bo ktoś ich zastraszył!
                          Traktujmy się poważnie, nawet jeśli czasem lubimy sobie pożartować.
                        • piotr_badura Jeszcze raz proszę o równą miarkę 14.08.06, 13:08
                          Szanowny Panie Romanie
                          Napisał Pan: "Rozumiem, że może Pan czuć się dotknięty określeniem "bzdury
                          Badury", ale moim zdaniem nie uprawnia to Pana do wmawiania innym forumowiczom,
                          że pan Gogo napisał coś, czego faktycznie w jego poście nie ma. Trzeba było
                          otwarcie zaprotestować przeciwko temu obraźliwemu, jak Pan uważa, sformułowaniu"
                          Panie Romanie, nie stosuje Pan równej miarki. Żaden mój post nie wskazywał, bym
                          czuł się dotknięty tytułem "bzdury Badury". Wprost przeciwnie, napisałem, że
                          użycie przez pana Gogo tego tytułu rozszerzyło mój zakres swobody. Ja naprawdę
                          nie jestem obrażalski i niech mi Pan tego nie wmawia, zarzucając jednocześnie,
                          ża ja coś komuś wmawiam.
                          Treść postu pana Gogo jest dostępna dla forumowiczów i mogą oni sprawdzić co w
                          nim jest, a czego nie ma. Nie ma w nim wskazania fałszywych przesłanek w moich
                          postach, nie ma wskazania błędu w rozumowaniu, jest informacja o zapoznawaniu
                          się przez pana Gogo z innymi moimi wątkami (a nie ma wypowiedzi pana Gogo w
                          żadnym z tych wątków), jest zalecenie, by forumowicze nie wypowiadali się w
                          moich wątkach, jest też wreszczie jednoznacznie sformułowany pogląd, że nie
                          należy wypowiadać poglądów nie mających uzasadnienia w źródłach, co oznacza, że
                          ten kto kontroluje źródła, decyduje też o tym na jaki temat można się
                          wypowiadać.
                          Chętnie odpowiem na każdy Pana merytoryczny post, ale nie będę już wypowiadał
                          się na temat tego, co napisał pan Gogo, bo to nie ma sensu. Kto chce wiedzieć,
                          co napisał pan Gogo, może po prostu przeczytać jego post. Rozumiałbym jeszcze,
                          gdyby pan Gogo protestował, że "przyprawiam mu gębę". Ale pan Gogo ani razu nie
                          zaprotestował, a Pan robi to uparcie.
                          Dostrzegam jakąś dziwną myśl w Pana ostatnim poście, że miałoby mi niejako
                          zależeć, aby w rozpoczętych przeze mnie wątkach pojawiało się wielu
                          dyskutantów. A niby po co? Czy tu się ustanawia jakieś rekordy liczby
                          dyskutantów? Ja chętnie dyskutuję z tymi, którzy chcą dyskutować, ale zabiegać
                          o dużą liczbę dyskutantów z jakichś nieznanych mi powodów? Ja mam kłopot ze
                          znalezieniem czasu, by odpowiadać możliwie szybko tym, którzy są. To po co
                          jeszcze więcej?
                          Pozdrawiam serdecznie
                          Piotr Badura
                          • Gość: Romek czegoś tu nie rozumiem IP: *.internetdsl.tpnet.pl 14.08.06, 13:49
                            Do tej pory wydawało mi się, że zakłada Pan coraz to nowe wątki, bo chciałby Pan
                            odgrywać rolę internetowego animatora życia umysłowego w naszym regionie. To co
                            napisał Pan otwierając ten wątek świadczyłoby wręcz o jakimś poczuciu misji
                            społecznej w skali historycznej. Teraz czytam, że nieszczególnie zależy Panu
                            na dyskutantach. Wybaczy Pan, ale czegoś tu nie rozumiem. Byłbym wielce
                            zobowiązany, gdyby zechciał Pan w tej sytuacji oświecić mnie co do właściwych
                            motywów swojej aktywności na tym forum. Czy chodzi tylko o to, by być jedną
                            z gwiazd na forumowym firmamencie, czy może jednak o coś więcej? Wydawało mi
                            się, że chodzi o coś więcej i tylko dlatego chciało mi się zabierać tutaj głos
                            (choćby i na zasadzie pewnej prowokacji). Może jednak byłem w błędzie, a a takim
                            wypadku również moja obecność tutaj byłaby bezcelowa.

                            p.s.

                            Proszę nie przesadzać z tą kontrolą nad źródłami. Ma ona charakter bardzo
                            ograniczony i nie należy tego zjawiska demonizować. Zawsze znajdzie się dość
                            źródeł do tego, by poważnie dyskutować o historii, choć oczywiście ich
                            niedostatek bywa często bardzo dokuczliwy. Bardzo niedobrze jest natomiast,
                            gdy ktoś programowo odwraca się plecami do źródeł. To, że wiele źródeł jest
                            niedostępnych nie może być traktowane jak wymówka usprawiedliwiająca
                            nonszalanckie podejście do tych źródeł, które są dostępne. Przy takim podejściu
                            nie dałoby się w ogóle uprawiać historiografii tylko jakąś historical fiction.

                            • piotr_badura Źle się Panu wydawało 15.08.06, 12:12
                              Szanowny Panie Romku
                              Napisał Pan: "Do tej pory wydawało mi się, że zakłada Pan coraz to nowe wątki,
                              bo chciałby Pan odgrywać rolę internetowego animatora życia umysłowego w naszym
                              regionie."
                              Źle się Panu wydawało. Nie zamierzałem i nie zamierzam odgrywać takiej roli.
                              Swą obecność na tym forum częściowo już wyjaśniałem w innych wątkach, a zapewne
                              jeszcze raz wyjaśnię w specjalnym wątku, bo już to komuś tu obiecałem. Proszę
                              zatem o odrobinę cierpliwości.
                              Jeśli chodzi o "programowe odwracanie się plecami do źródeł" to zwracam Panu
                              uwagę, że tytuł wątku "Czy wierzycie w likwidatorów wojny?" wskazywał
                              jednoznacznie, że stawiam hipotezę (nie tezę). Dowodów wymaga teza. Jeśli Pan
                              twierdzi, że hipoteza jest zła, to Pan występuje z tezą i na Panu spoczywa
                              ciężar dowodu. Musi Pan wskazać, że z dostępnych źródeł wynika, iż moja
                              hipoteza jest zła.
                              Na tym forum wielokrotnie występowałem z różnymi tezami. Zawsze wtedy podawałem
                              dowody, przytaczałem konkretne dane, podając ich źródło. Pan proponuje, by ten,
                              kto twierdzi (w tym przypadku Pan), nie musiał niczego dowodzić, a ten, który
                              tylko przypuszcza (w tym przypadku ja), brał na siebie ciężar dowodu, że
                              twierdzenia krytyków jego przypuszczenia są fałszywe. Nie ma Pan wrażenia, że
                              proponuje Pan jakieś dziwactwo?
                              Pozdrawiam serdecznie
                              Piotr Badura
          • Gość: Romek Tutaj też z Panem sie nie zgadzam IP: *.internetdsl.tpnet.pl 14.08.06, 01:35
            Tutaj też Panem się nie zgadzam, Panie Badura! Przykład z Katyniem jest zupełnie
            nietrafny, bo akurat w tej sprawie dostępnych źródeł wcala nie brakowało
            praktycznie od samego początku. Polecam lekturę słynnego opracowania "Zbrodnia
            katyńska w świetle dokumentów" z przedmową gen. Andersa. To, że komuniści
            utrzymywali coś innego, nie ma tutaj żadnego znaczenia, bo wiadomo, że kłamali
            z całą premedytacją (tak jak w wielu innych sprawach).
            • piotr_badura To nie jest temat wątku 14.08.06, 10:31
              Szanowny Panie Romku
              Dostępność bądź niedostępność materiałów na temat sprawy katyńskiej nie jest
              tematem tego wątku. Przyjmuję do wiadomości, że Pan uważa, iż w sprawie
              katyńskiej źródła były dostępne od dawna. Moim zdaniem nawet dziś nie mamy
              dostępu do najistotniejszych materiałów i być może nigdy go nie będziemy mieli.
              Jest zatem między nami różnica w ocenie dostępności źródeł, ale to nie jest
              temat tego wątku.
              Pozdrawiam serdecznie
              Piotr Badura
              • Gość: Romek Re: To nie jest temat wątku IP: *.internetdsl.tpnet.pl 14.08.06, 22:21
                Bardzo przepraszam, ale to Pan powołał się na przykład sprawy Katynia, a ja tylko
                w bezpośredni sposób odniosłem się do Pańskiej wypowiedzi na ten temat. To co
                napisałem było jak najbardziej ad vocem! Jak widzę, chciałby Pan manipulować
                w wygodny dla siebie sposób także zakresem tematycznym wątku. Dyskutowanie z
                Panem to naprawdę bardzo niewdzięczne zadanie i co tu się dziwić, że Pańskie
                wątki tak szybko padają z braku chętnych do dyskusji!
                • piotr_badura Pan ma rację, a ja nie mam obowiązku. 15.08.06, 12:32
                  Szanowny Panie Romku
                  Ma Pan rację, twierdząc że ja powołałem się na przykład sprawy katyńskiej, a
                  Pan się do tego odniósł krytycznie. Ja już Panu napisałem, że przyjmuję do
                  wiadomości, iż ma Pan odmienne zdanie w tej sprawie, ale ja nie zamierzałem
                  dyskutować o dostępności do materiałów na temat sprawy katyńskiej. Jeśli Pan
                  chce ten temat przedyskutować, to niech Pan otworzy stosowny wątek.
                  Nie jest moim obowiązkiem odpowiadać na posty, które wykraczają poza temat
                  wątku. Co więcej, nie jest nawet moim obowiązkiem odpowiadanie na posty, które
                  mieszczą się w temacie wątku. W dyskusji na forum obowiązuje dobrowolność. Nikt
                  nie może być przymuszany do wypowiadania się.
                  Dalej chyba nie rozumiemy się w kwestii "padania wątków". Ja nie biję tu
                  rekordu do "Księgi Rekordów Guinnessa". Ten wątek stracił już sens, bo ci,
                  którzy chcieli dyskutować o jego meritum, wypowiedzieli się już. Obecna wymiana
                  postów nie ma już wiele wspólnego z tematem wątku. Wątki powinny zamierać, gdy
                  dyskutanci powiedzą wszystko, co chcieli powiedzieć. Po co je podbijać?
                  Zapewne przestanę reagować tu na posty, które nie wiążą się z tematem wątku, bo
                  jeśli ktoś ma inne sprawy, to powinien je poruszać w innym wątku. Tu jakiś
                  troll chce już nawet dyskutować o pierogach na ZWM. Jemu też miałbym odpowiadać?
                  Pozdrawiam serdecznie
                  Piotr Badura
      • Gość: Romek brzytwa Ockhama! IP: *.internetdsl.tpnet.pl 15.08.06, 12:38

        Wielce Szanowny Panie Badura!

        A cóż to za rewelacja, że Krzyżacy mieli w swoich wozach taborowych także
        rozmaite pęta i dyby dla ewentualnych jeńców?! Przecież branie jeńców należało
        do najważniejszych celów wojennych ówczesnego rycerstwa! Królowie czy książęta
        mogli mieć takie czy inne cele polityczne, ale typowy rycerz ruszał na wojnę po
        pierwsze dlatego, że miał taki obowiązek wobec swojego suwerena, a po drugie
        z myślą o łupach i jeńcach. Powiem więcej - ruszał na wojnę głównie z tą myślą,
        by brać w niewolę innych rycerzy, bo był to najbardziej intratny proceder
        w tamtych czasach. Za wziętych do niewoli rycerzy można było potem dostać
        nielichy okup i dlatego bardziej opłacało się brać wroga w dyby niż go zabijać.
        Rycerze, w przeciwieństwie do najemnych knechtów itp. płatnej hołoty, zabijali
        się nawzajem tylko w ostateczności, bo było to straszne marnotrawstwo
        potencjalnych źródeł dochodu z wojny. W tej sytuacji Krzyżacy nie potrzebowali
        żadnych "likwidatorów wojny" ani specjalnych planistów, by pamiętać o pętach,
        dybach, łańcuchach itp. O potrzebie posiadania podobnych utensyliów pamiętali
        aż nazbyt dobrze poszczególni rycerze, a także rozmaici komturzy, odpowiedzialni
        za przygotowania wojenne w zarządzanych przez siebie okręgach (komturiach).

        Również Polacy ruszając na wyprawę pruską z z całą pewnością wyposażyli się
        w bogaty asortyment środków służących do krępowania ewentualnych jeńców. Długosz
        nagłośnił jednak sprawę krzyżackich wozów taborowych z pętami i dybami, aby
        bardziej upokorzyć pokonanego przeciwnika, eksponując motyw ukaranej pychy.
        Zwykły chwyt literacki o określonym przesłaniu moralnym i propagandowym, a nie
        żadna rewelacja natury historycznej. O dybach i pętach w polskich wozach
        taborowych nie było potrzeby pisać, bo w niczym nie powiększyłoby to chwały
        zwycięzców, i tak już ogromnej.

        Szkoda, że od czasu szkoły podstawowej nie sięgnął Pan po żadną książkę na temat
        tego, jak i po co prowadzono wojny w średniowieczu, bo wtedy nie zawracałby Pan
        sobie i innym głowy jakimiś wydumanymi przez siebie "likwidatorami wojny".
        Wymyślając owych "likwidatorów" popełnia Pan fundamentalny błąd metodologiczny,
        mnożąc byty nad potrzebę, wbrew stosowanej również od średniowiecza zasadzie,
        zwanej potocznie brzytwą Ockhama.

        Ten sam błąd metodologiczny popełnia Pan także w swoich rozważaniach na temat
        sprawy polskiej w okresie II wojny światowej.

        Cóż to za rewelacja, że już na długo przed zakończeniem wojny alianci myśleli
        o tym, co będzie po wojnie! Każdy średnio wykształcony człowiek słyszał np.
        konferencjach w Casablance, Teheranie czy Jałcie, gdzie właśnie zajmowano
        się taką problematyką. Wojskowi prowadzili wojnę, zaś politycy - a nie żadni
        likwidatorzy wojny! - zajmowali się tym co będzie po wojnie. Każdy kto prowadzi
        wojnę, ma jakąś wizję pokoju, jaki miałby po tej wojnie zapanować, i do
        realizacji tej wizji się przygotowuje. Również Polacy pod niemiecką okupacją
        przygotowywali się do tego, co będzie po wojnie, i w tym celu powołano rozmaite
        wyspecjalizowane agendy Delegatury Rządu na Kraj. Jedna z takich agend zajmowała
        się np. przygotowaniami do przejęcia tzw. ziem postulowanych, jakie - zgodnie
        z postulatami strony polskiej - miały być po wojnie odebrane Niemcom
        i przyłączone do Polski. Są to fakty doskonale znane historykom i nie trzeba
        tutaj wymyślać żadnych "likwidatorów wojny". Również w tym wypadku dobrze jest
        pamiętać o brzytwie Ockhama, by nie sprowadzać siebie i innych na umysłowe
        manowce.

        Zapominanie o brzytwie Ockhama nie jest niestety jedynym Pana błędem. Innym,
        nie mniej poważnym błędem jest nadmierne fantazjowanie w oderwaniu od znanych
        faktów historycznych.

        Przykładem tego mogą być Pańskie spekulacje na temat celów i motywów
        polityki aliantów wobec Polski w okresie II wojny światowej. Faktem jest,
        że w latach 1944-1945 zostaliśmy w głupi i haniebny sposób opuszczeni przez
        aliantów, podobnie jak sami - z fatalnymi dla siebie skutkami - opuściliśmy
        sojusznika ukraińskiego w latach 1920-1921. Nie ma jednak żadnych racjonalnych
        podstaw do przypisywania zachodnim aliantom jakichś zbrodniczych intencji wobec
        Polski. Nie znam ani jednego faktu historycznego, z którego można byłoby
        wyprowadzić choćby cień sugestii, że Amerykanie czy Brytyjczycy chcieli
        świadomie szkodzić Polakom w interesie Stalina. Jedyne co można im zarzucić,
        to lekceważenie interesów polskiego sojusznika i ciasne sobkostwo - zwłaszcza
        w przypadku Amerykanów.

        Sprawa genezy powstania warszawskiego jest doskonale rozpoznana przez historyków
        i nic nie wskazuje na to, aby powstanie to było w jakikolwiek inspirowane przez
        Anglików czy Amerykanów z myślą o wykrwawieniu się Polaków. Powstanie to było
        wydarzeniem bez precedensu i żaden słabo zorientowany w miejscowych realiach
        planista brytyjski czy amerykański nie byłby w stanie czegoś takiego zaplanować
        w sugerowanych przez Pana przewrotnych zamiarach. Zwłaszcza dla Amerykanów była
        to czysta egzotyka. Przed sierpniem 1944 r. Warszawa była dla nich równie mało
        ważna jak jakiś Lublin czy Krasnystaw. Był to dla nich drobny "pryszcz"
        w kontekście wielkiej gry polityczno-militarnej, jaka rozgrywała się wówczas na
        mapie świata. Na pewno nie patrzyli oni na Warszawę z polskiego punktu widzenia
        jako na pępek świata czy Europy. Po prostu mieli inne zainteresowania i inne,
        dużo poważniejsze dla nich problemy.

        Absolutnie bezpodstawne są też Pańskie sugestie na temat świadomego wykrwawiania
        wojsk polskich przez aliantów.

        II Korpus Polski gen. Andersa trafił na front włoski z tej prostej przyczyny, że
        formacja ta została zorganizowana na Bliskim Wschodzie i właśnie na ten front
        miała najbliżej. W chwili skierowania Korpusu do walki był to zresztą jedyny
        otwarty front w zachodniej części Europy. O wszystkim zadecydowały zatem proste
        przesłanki natury logistycznej, a nie żadne przewrotne kalkulacje "likwidatorów
        wojny". Wiosną 1944 r. dano gen. Andersowi do wyboru różne odcinki frontu i on
        sam zdecydował się na odcinek pod Monte Cassino, mając na względzie ewentualne
        korzyści prestiżowe i propagandowe. Polski wódz naczelny, gen. Sosnkowski, miał
        później za złe gen. Andersowi tę decyzję, zarzucając mu, że marzy o białym
        pióropuszu. Także w tym wypadku nie mieli nic do rzeczy żadni "likwidatorzy wojny".

        1 Dywizja Pancerna gen. Maczka walczyła tak jak inne dywizje alianckie - wcale
        nie na najgorszych odcinkach frontu i bynajmniej się nie wykrwawiła, straty
        mieściły się w ogólnej normie. Nieprzeciętnie duże straty (20 % stanów) poniosła
        tylko 1 Brygada Spadochronowa, ale to też nie miało nic wspólnego z kalkulacjami
        rzekomych "likwidatorów wojny", tylko z błędami popełnionymi przy planowaniu
        nieszczęsnej operacji „Market Garden”. W tej samej operacji dużo bardziej
        wykrwawiła się brytyjska 1 Dywizja Spadochronowa (80 % stanów). Głupotą byłoby
        zakładać, że Brytyjczycy świadomie wykrwawili kwiat swoich formacji
        powietrzno-desantowych tylko po to, by przy okazji uszczuplić stan polskiej
        brygady spadochronowej! Bardzo duże straty poniosły wówczas również amerykańskie
        dywizje powietrzno-desantowe.

        Wbrew temu co Pan sugeruje, w latach 1944-1945 alianci wcale nie działali
        na rzecz likwidacji Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Wręcz przeciwnie,
        w okresie tym, pomimo strat bojowych, liczebność PSZ stale wzrastała, głównie
        dzięki rekrutacji prowadzonej w obozach jenieckich, wśród Polaków
        z Wielkopolski, Pomorza i Śląska. Powstawały wówczas coraz to nowe pułki,
        brygady i dywizje, z których część nie zdążyła nawet wziąć udziału w działaniach
        wojennych. Niektóre z tych jednostek sformowano już po zakończeniu wojny!

        Jak widać, fakty przedstawiają się zupełnie inaczej niż Pan sugeruje. Stanowczo
        za bardzo popuszcza Pan wodze wyobraźni!
        • piotr_badura A cóz to mnie Pan tak łaje :-) 15.08.06, 17:11
          Szanowny Panie Romku
          Tych Krzyżaków to ja wywlokłem gdzieś tam z PRL-owskiej podstawówki, w której
          wpajano uczniom, jak ważne jest planowanie (zwłaszcza centralne planowanie).
          Powiem więcej, pamiętam akcent kładziony na to, że nie byłoby zwycięstwa pod
          Grunwaldem bez wcześniejszego planowania Kazimierza Wielkiego, wzmacniającego
          siły państwa i bez wcześniejszego uplanowania małżeństwa Jagiełły i Jadwigi
          gwarantującego sojusz polsko-litewski. Były to zatem plany wieloletnie. Ja tym
          przypomnieniem chciałem tylko pokazać, jak głębokie ma korzenie moje
          przeświadczenie o planowaniu.
          Na to planowanie przez polityków zwracam uwagę nie bez powodu. Ton dzisiejszej
          propagandy jest taki, że nikt nic nie planuje, tylko są zrywy. Wszystkie
          istotniejsze wydarzenia polityczne są jakoby wynikiem emocjonalnych zrywów, a
          nie chłodnej kalkulacji polityków. Ja w to nie wierzę i teorię zrywów uważam
          za metodę tumanienia społeczeństwa.
          Z Pana postu wywnioskowałem, że tak w ogóle to podziela Pan pogląd, iż bieg
          wydarzeń wynika z wcześniejszych planów. Napisał Pan przecież: "Cóż to za
          rewelacja, że już na długo przed zakończeniem wojny alianci myśleli o tym, co
          będzie po wojnie!". Razi Pana tylko użycie przeze mnie określenia "likwidatorzy
          wojen" na pewien typ specjalistów. Ja zaznaczyłem, że używam tego określenia na
          użytek tej dyskusji. Zrobiłem tak, bo uważam, że są specjaliści od różnych
          spraw. W przypadku przedsiębiorstw są specjaliści od ich tworzenia, od ich
          rozwoju, od ich przekształcania, ale także od ich likwidacji. Nie jest tak, że
          ktoś jest świetny w tworzeniu przedsiębiorstw i jednocześnie w ich likwidacji.
          To są odrębne umiejętności, które zwykle nie idą w parze.
          Myślę, że w przypadku wojen też tak jest. Umiejętność zaplanowania wojny nie ma
          wiele wspólnego z umiejętnością jej prowadzenia, czy z umiejętnością jej
          zakończenia. Dlatego specjalistów od końcówki nazwałem likwidatorami wojen.
          Ponieważ zgadza się Pan, "że już na długo przed zakończeniem wojny alianci
          myśleli o tym, co będzie po wojnie" więc rad bym poznać ich plany dla Warszawy
          po lipcu 1944. Czy będzie Pan łaskaw oświecić mnie, a zapewne też wielu innych
          forumowiczów, co też takiego dla Warszawy, a nawet szerzej, dla Polski,
          zaplanowali nasi szlachetni sojusznicy na po lipcu 1944?
          Pozdrawiam serdecznie
          Piotr Badura
          • Gość: Romek szuka Pan czegoś czego nie ma IP: *.internetdsl.tpnet.pl 15.08.06, 17:50
            Szanowny Panie Badura!

            "Likwidacja wojny" czyli przeprowadzanie państwa, armii, gospodarki
            i społeczeństwa ze stopy wojennej na stopę pokojową to rzeczywiście bardzo
            trudne i złożone, a niekiedy wręcz niebezpieczne, przedsięwzięcie (zwłaszcza
            gdy wielkim rzeszom zdemobilizowanych żołnierzy trzeba zapewnić miejsca pracy
            i dostateczne środki utrzymania, a tych brakuje w wyniszczonym przez wojnę
            kraju). Realizacja tego przędsięwzięcia wymaga wspópracy wielu służb, instytucji
            itd. - zarówno wojskowych i cywilnych. Cudownie byłoby, gdyby wystarczyło w tym
            celu zatrudnić jakiś specjalistyczny team "likwidatorów wojny", którzy sprawnie
            i gładko przeprowadziliby kraj z jednego stanu do drugiego. Niestety, życie nie
            jest takie piękne i nic mi nie wiadomo na temat istnienia podobnej specjalności.
            Skala problemów zdecydowanie wykracza tutaj poza ciasne ramy jednej profesji,
            choćby i najbardziej ambitnie pomyślanej. Dlatego nigdy nie było i raczej nigdy
            nie będzie specjalistycznych "likwidatorów wojny", a związane z tym zadania
            muszą rozkładać się pomiędzy wielką licznę urzędników wojskowych i cywilnych
            oraz oczywiście polityków i generałów.

            Co do aliantów w 1944 r., to sprawa wygląda raczej tak, że niestety nie mieli
            oni żadnych określonych planów co do Polski, a tym bardziej co do Warszawy
            i właśnie na tym polegała nasza tragedia. Nieszczęście Polski polegało na tym,
            że zajmowaliśmy mało ważne miejsce w planach brytyjskich, a jeszcze bardziej
            amerykańskich. Ważne miejsce zajmowaliśmy natomiast w planach Stalina i to
            m. in. zapewniało temu ostatniemu stałą przewagę nad Anglosasami w rokowaniach
            na temat spraw polskich. Stalin dobrze wiedział, czego chce w sprawach polskich,
            natomiast Anglosasi nie, i dlatego ci ostatni krok za krokiem ustępowali
            "wujkowi Joe" w imię zachowania dobrych stosunków z Moskwą.

            Ma Pan niestety zbyt polocentryczne spojrzenie na historię i politykę światową.
            Wydaje się Panu, że politycy w Londynie i Waszyngtonie nie mogli spać po nocach,
            bo ciągle rozmyślali o tym, co zrobić z Polakami. Niestety tak nie było
            i dzisiaj też tak nie jest. Politycy ci skupiali się na własnych problemach,
            a o sprawach polskich myśleli tylko wtedy, gdy byli do tego w jakiś sposób
            przymuszeni. Byliśmy dla nich mało ważni i dlatego zostawiono nas w końcu
            własnemu losowi, ku uciesze Stalina. Trzeba mieć co do tego jasną świadomość
            i nie robić sobie żadnych złudzeń na temat naszej "ważności" dla świata, bo za
            takie złudzenia zawsze drogo się płaci!
            • piotr_badura Różni nas wiara 15.08.06, 18:43
              Szanowny Panie Romku
              Różni nas wiara. Pan wierzy, że w lipcu 1944 nasi szlachetni sojusznicy nie
              mieli żadnych planów, co do dalszych losów Polski, bo najwyraźniej zabrakło im
              czasu na przemyślenie tej sprawy. Ja w to nie wierzę. Ja wierzę, że sprawy
              polskie były dobrze przemyślane, przekalkulowane i wszystko toczyło się zgodnie
              z ustalonym planem. Ponieważ chodzi o wiarę, więc żaden z nas drugiemu nic nie
              udowodni.
              Aby jakoś wytłumaczyć się ze swej wiary powiem tak: Niemożliwe wydaje mi się,
              by w Londynie w lipcu 1944 nie wiedziano o planowaniu w Warszawie powstania.
              Niemożliwe wydaje mi się, by Londyn zataił przed sojuszniczą Moskwą, że w
              Warszawie przygotowywane jest powstanie. Niemożliwe wydaje mi się, by
              Waszyngton, Londyn i Moskwa nie ustaliły wspólnego stanowiska względem
              planowanego w Warszawie powstania. Niemożliwe wydaje mi się, by któryś z tych
              trzech sojuszników nie dotrzymał uzgodnień. Jeśli więc nasi szlachetni
              sojusznicy chcieli wysyłać powstańcom pomoc drogą lotniczą, a wstrętny Stalin
              nie pozwolił, by samoloty naszych szlachetnych sojuszników lądowały na prawym
              brzegu Wisły, to znaczy, że już w lipcu 1944 zostało to precyzyjnie uzgodnione.
              Taka jest moja wiara, ale jeśli Pan woli wierzyć, że nasi szlachetni sojusznicy
              autentycznie chcieli wspierać powstańców, to jest to Pana prawo.
              Ubocznym mankamentem Pana wiary jest kłopot z wytłumaczeniem, co właściwie
              chcieli osiągnąć nasi politycy w Londynie i nasi wodzowie na Zachodzie. Nie
              pytali naszych szlachetnych sojuszników, co będzie z Polską po lipcu 1944? Sami
              też się nad tym nie zastanawiali z braku czasu? Czy też może ci nasi politycy i
              wodzowie na Zachodzie, to były jakieś takie same osły?
              Pozdrawiam serdecznie
              Piotr Badura
              • Gość: Romek różni nas podejście do faktów IP: *.internetdsl.tpnet.pl 15.08.06, 19:29
                Niestety większość z tego, co wydaje się Panu niemożliwe, była jak najbardziej
                możliwa i realna. Zdecydowanie przecenia Pan możliwości ludzi w zakresie
                kontrolowania wydarzeń! Ani Moskwa ani Londyn ani Waszyngton nie miały tak
                rozległej i szczegółowej wiedzy na temat sytuacji w Polsce, jak się Panu wydaje.
                Przypominam Panu, że Warszawa nie była pierwotnie objęta planem "Burza". Nie
                miało w niej być żadnego powstania. Korektę planów wymusił dopiero rozwój
                wydarzeń w lipcu 1944 r., a konkretnie postępowanie Sowietów wobec AK na innych
                terenach. Tutaj nie było czasu na żadne szerokie uzgodnienia, w których
                istnienie Pan wierzy. Swoją drogą nie rozumiem, na jakiej podstawie uważa Pan,
                że niemożliwe było łamanie uzgodnień miedzysojuszniczych przez Moskwę, skoro
                wiarołomstwo Sowietów jest ogólnie znane. Wybaczy Pan, ale doprawdy grzeszy Pan
                w tym wypadku skrajną naiwnością. Wybuch powstania zaskoczył Rosjan, którzy
                najwyraźniej oczekiwali innego rozwoju wydarzeń w Warszawie, przeceniając siłę
                miejscowych komunistów. Co do aliantów, to nie kwapili się szczególnie z pomocą
                dla Warszawy, wymawiając się trudnościami natury logistycznej (bynajmniej nie
                wydumanymi!), ale daleko stąd do sugerowania, że działali z premedytacją na
                szkodę Polaków.

                W przeciewieństwie do Pana, nie kieruję się w tych sprawach żadną wiarą tylko
                wiedzą na temat tego, co faktycznie działo się w tamtych latach - wiedzą na
                pewno bardzo niepełną, ale jednak wiedzą. Istnieje bogata literatura na temat
                tego jak działała dyplomacja polska w okresie II wojny światowej. Napisano
                wiele na temat błędów popełnionych w tym czasie przez takich polityków jak np.
                Sikorski czy Mikołajczyk, którzy zbyt łatwowiernie podchodzili do tego, co
                deklarują alianci. Z drugiej strony trzeba pamiętać o tym, że politycy polscy
                mieli bardzo ograniczone możliwości działania - mogli prosić, postulować, ale
                nie żądać. Niestety nie jestem w stanie zajmować się szerzej tym tematem, bo
                musiałbym pisać tu całą książkę, co jest oczywiście niemożliwe. Odsyłam do
                istniejącej i łatwo dostępnej literatury przedmiotu.



                • piotr_badura Pułapka może być skonstruowana z faktów 15.08.06, 21:27
                  Szanowny Panie Romku
                  Z faktów konstruuje się pułapki. Każda władza ma swoją oficjalną wersję
                  historii. Władza wie, co jest już znane i drogą doboru odpowiednich nowych
                  faktów do ujawnienia ustala taki ich zbiór, by wnioski z nich wynikające były
                  jak trzeba. Przecież nie zakłada Pan chyba, że zna wszystkie istotne fakty w
                  interesującej nas sprawie. Jeśli zatem będzie Pan bazować na faktach, to
                  ryzykuje Pan wyciągnięcie takich wniosków, jakie zaplanował ten, kto Panu fakty
                  dobrał.
                  A tak w ogóle to myślę, że nie pójdziemy już w tej sprawie do przodu. Pan zna
                  moje poglądy, ja znam Pana i w ten sposób każdy z nas zyskał choć tyle, że wie
                  co myśli drugi. Dobre chyba i to. Ciągnąć tę dyskusję dalej, raczej nie ma
                  sensu.
                  Pozdrawiam serdcznie
                  Piotr Badura
                  • Gość: Romek na pułapki też są sposoby IP: *.internetdsl.tpnet.pl 15.08.06, 22:10
                    Szanowny Panie Badura!

                    Owszem, taka czy inna władza może próbować fałszowania czy idealizowania
                    historii. Nie tylko zresztą władza, ale również - z rozmaitych pobudek -
                    poszczególni autorzy. Wszyscy doświadczyliśmy tego np. w czasach
                    komunistycznych. Mogłbym też podać tutaj parę podobnych przykładów "upiększania"
                    historii w publikacjach z lat ostatnich - także z terenu Opola! Na tego rodzaju
                    "pułapki", jak Pan to nazywa, też są jednak sposoby. Nawet w najmroczniejszych
                    czasach głębokiej komuny można było dotrzec do innych źródeł informacji, na
                    które ówczesne władze nie miały już wpływu (rozgłośnie zachodnie, rozmaita
                    "bibuła" itd.). Tym łatwiej jest czynić to obecnie. Po prosto trzeba w miarę
                    możliwości korzystać z różnych, niezależnych od siebie źródeł informacji
                    i umiejętnie je ze sobą konfrontować. Bywa to trudne i żmudne, ale jest
                    najzupełniej realne.

                    Powiem Panu więcej, nawet najbardziej autentyczne źródła historyczne, przez
                    nikogo nie fałszowane, mogą wprowadzać w błąd, jeśli nie konfrontuje się ich
                    z innymi źródłami. Wobec źródeł "z epoki" też trzeba być krytycznym i podchodzić
                    do nich z ostrożnością. Odpowiednio szerokie badania źródłowe pozwalają jednak
                    stopniowo zbliżać się ku prawdzie.

                    Krótko mówiąc, pułapki są możliwe, ale nie jesteśmy wobec nich bezsilni.
                    Trzeba tylko zawsze kierować się zdrowym krytycyzmem (choć niekoniecznie
                    podejrzliwością) i unikać chodzenia na skróty. Nie polegać na tym, co ktoś
                    powiedział czy napisał (choćby uchodził za największy autorytet), ale zawsze
                    pytać o źródła i sprawdzać ich wiarygodność.

                    Nie są to tylko teoretyczne rozważania, ale równiez efekt moich własnych
                    doświadczeń badawczych. Tak się bowiem składa, że w paru publikacjach naukowych
                    udało mi się skorygowsać błędy powielane bezkrytycznie przez całe lata, a nawet
                    całe dziesięciolecia, przez rozmaitych historyków. Udało mi się tego dokonać
                    niejako w sposób przypadkowy, właśnie na tej zasadzie, że wszystko starałem
                    się sprawdzać poprzez konfrontację ze źródłami, bez sugerowania się tym, co
                    utrzymują "autorytety". Nie chodzi tu o sprawy z historii najnowszej (choć tą
                    też się zajmuję), lecz o czasy wcześniejsze. Rzecz jednak nie w zakresie
                    czasowym przedmiotu badań, ale w zasadach postępowania.

                    Między innymi dzięki tym doświadczeniom osobistym pozostaję optymistą w zakresie
                    możliwości dochodzenia do prawdy. Również Panu życzę w tej dziedzinie większej
                    dozy optymizmu.

                    Kończąc udział w dyskusji, wzajemnie przesyłam Panu serdeczne pozdrowienia
                    • piotr_badura A gdy wszyscy mają haki? 15.08.06, 22:38
                      Szanowny Panie Romku
                      A gdy wszyscy mają nawzajem na siebie haki? Przecież ja się właśnie tego
                      obawiam. Nikt nie puści pary, bo wie, że przeciwnik też wtedy puści parę. Gdyby
                      którakolwiek strona miała czyste sumienie, to ujawniłaby swe archiwa sprzed 50
                      lat. Nikt jakoś się nie pali. Oczywiście, że w miarę upływu czasu będą
                      przecieki, ale będzie też ostateczne znikanie niektórych materiałów, będą też
                      kłopoty z odróżnianiem co prawda, a co fałsz etc.
                      Pozdrawiam serdecznie
                      Piotr Badura
                      • Gość: Romek są też inne przeszkody IP: *.internetdsl.tpnet.pl 15.08.06, 22:58
                        Szanowny Panie Badura!

                        Nie wiem, czy jest to problem haków, czy raczej kwestia tego, że każde z państw
                        ma jakieś swoje tajemnice, których ujawnienie mogłoby w jakimś stopniu być
                        wykorzystane przez kogoś do działania na szkodę danego państwa. Równie dobrze
                        może chodzić o utrzymanie w tajemnicy wiedzy na temat pewnych metod działania,
                        które mogą być nadal stosowane np. przez służby specjalne. W rachubę może
                        wchodzić też ochrona różnych dóbr osobistych. Motywy utajniania źródeł
                        historycznych mogą być bardzo różne. Najczęściej możemy się ich tylko domyślać.

                        U nas wiele złego narobiła ustawa o ochronie danych osobowych, ogromnie
                        utrudniająca korzystanie z zasobów archiwalnych IPN. Za szczyt absurdu uważam
                        utajnienie (na żądanie GIODO) katalogów IPN-owskich w odniesieniu do badaczy
                        nie będących pracownikami IPN. Wszystko to ogromnie utrudnia badanie najnowszej
                        historii politycznej kraju. Doświadczyłem tego również osobiście, bo wielu
                        materiałów, o jakie występowałem dla celów badawczych, nie otrzymałem właśnie
                        z uwagi na ochronę danych osobowych. Sytuacja ta zmusza często badacza do
                        poruszania się po omacku, a do wielu spraw być może nigdy nie uda się dotrzeć.

                        Mimo wszystko jestem optymistą i wierzę w możliwość stopniowego zbliżania się do
                        prawdy, choć oczywiście cała prawda zawsze pozostanie nieziszczalnym ideałem.

                        Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam
    • znj2 Re: Czy wierzycie w likwidatorów wojny? 07.08.06, 18:58
      Bitwy nie planuje się jako przegranej, bo po co ją prowadzić? Chyba że dla
      odwrócenia uwagi od większej rzeczy. Istotnie, pod Grunwaldem zgromadzono
      łańcuchy dla Polaków , gdyż mistrz zakonu stawiał na zwycięstwo swojego wojska.
      Czyli był normalnie myślący. Natomiast rok 1944 i powstanie warszawskie, to
      raczej krzyk rozpaczy Polaków na cały świat. Z jednej strony zbliżający się nowy
      bandyta, a tu bandyta - okupant z rękami zbroczonymi krwią. Dokonano wyboru
      właściwego uderzając na Niemców, choćby za dokonane mordy.Ten drugi bandzior
      też by znalazł pretekst do wymordowania polskiej młodzieży, tak to zrobiono
      z żołnierzami AK , którzy się ujawnili. A sojusznicy zachodni nie mogli się
      sprzeciwić Stalinowi, bo się go bali i kto by walczł o jakiś Gdańsk!
      Po prostu, Polska została skazana.

      • piotr_badura Rozumiem, że mnie Pan wspiera 07.08.06, 20:43
        Szanowny Panie Znj2
        Domyślam się, że Pana wypowiedź jest wsparciem mnie w dyskusji. Boję się
        jednak, że wyraził Pan to wsparcie zbyt mało precyzyjnie i niektórzy
        forumowicze gotowi są pomyśleć, że się Pan ze mną nie zgadza. Dlatego
        doprecyzowuję.
        1. "Bitwy nie planuje się jako przegranej" - oczwiście! Krzyżacy planowali
        wygraną. Nie udało się. Tak bywa. Ich przykład przytoczyłem po to, by wskazać,
        że planujący bitwę musi też mieć plan jej likwidacji (likwidacji w sensie
        zamknięcia). Czasem ktoś myśli, że do bitwy przystępuje się ot tak, nie myśląc
        z góry o jej likwidacji. Tak nie było nawet w średniowieczu. Uczestnicy II
        wojny światowej też musieli mieć plan jej likwidacji. Nasi szlachetni
        sojusznicy musieli zaplanować jakąś przyszłość dla polskich władz w Warszawie i
        dla warszawskich żołnierzy AK. Przypuszczam, że zaplanowali ich zagładę przez
        Hitlera. W polskim interesie leżała zapewne bardziej zagłada przez Stalina (i
        tu ewentualnie bym się nieco z Panem różnił). Ale Stalin jako rzeźnik nie był w
        interesie naszych szlachetnych sojuszników.
        2. Podziela Pan mój pogląd, że w 1944 nie dało się uniknąć rzezi. Był, co
        najwyżej, wybór rzeźnika. Ta prawda jest zbyt mało obecna w świadomości naszych
        rodaków, a to rzecz bardzo ważna, jeśli na błędach mamy się uczyć. Nie wolno
        doprowadzać do takich sytuacji, że rzeź jest jedynym rozwiązaniem i możemy, co
        najwyżej, zabiegać o właściwego rzeźnika. Tragedia Warszawy w 1944 polegała na
        tym, że czego by nie zrobiono, to i tak skończyłoby się rzezią. Ta tragedia
        była wynikiem licznych błędów popełnionych dużo wcześniej.
        Pozdrawiam serdecznie
        Piotr Badura
        • Gość: Pacanek Re: Rozumiem, że mnie Pan wspiera IP: *.dip.t-dialin.net 07.08.06, 23:13

          Hallo panie Piotrze!!!!!

          To po co otwiera pan nowy post,skoro pan twierdzi ze pierdoly ktore pan tu
          pociska to jest jedyna sluszna racja????
          Co to za stwierdzenie "likwidatorzy wojny" ?
          Nie chce nikogo obrazac ,ale kiedys sie mowilo:
          " sezon ogorkowy" ,a teraz sie mowi - "porazenie sloneczne"
          Ubierz pan czapeczke z daszkiem ,ale prosze , nie za cieplom bo to
          poteguje skutki pourazeniowe.
          Otworz pan lepiej nowy temat:
          " Bzdury pana bajdury " - "z beczki do szklaneczki " a nie do forum !!!!



          • piotr_badura A ja dalej nie wiem, czy Pacanku, czy Pacaneku 08.08.06, 08:32
            Szanowny Panie Pacanku (lub Pacaneku)
            O tym, że mój pogląd przedstawiony na forum nie jest kontrowersyjny, mogę się
            dowiedzieć dopiero po jego przedstawieniu, a nie przed. Nie jestem przecież
            jasnowidzem. Inna sprawa, że część forumowiczów może się z moim poglądem nie
            zgadzać, ale z różnych przyczyn nie zabiera głosu.
            Zwrot "z Beczki do szklaneczki" podoba mi się. Może go gdzieś wykorzystam.
            Szkoda, że nie wyjaśnił Pan kwestii, czy pisze się Panie Pacanku, czy Panie
            Pacaneku. Gdyby Pan to wyjaśnił, to Pański post byłby nieporównanie bardziej
            konstruktywny.
            Pozdrawiam serdecznie
            Piotr Badura
            • Gość: Pacanek Re: A ja dalej nie wiem, czy Pacanku, czy Pacanek IP: *.dip.t-dialin.net 08.08.06, 14:31

              Hallo panie Piotrusiu !!!!!

              Serdecznie pana pozdrawiam i odpowiadam.
              Moj kochany tatus zawsze do mnie mowl:

              "Jedz ,jedz synku ,jak urosniesz duzy to bedzie z ciebie prawdziwy duzy PACAN."
              • Gość: Pacanek Re: A ja dalej nie wiem, czy Pacanku, czy Pacanek IP: *.dip.t-dialin.net 08.08.06, 14:36

                Za szybko nacisnolem ten punkt " wyslij"

                A jak sie PACAN odmienia ????
                Poprostu : ja jestem Pacanek
                ty jestes Pacanek
                on jest Pacanek

                my jestesmy Pacanki
                wy jestescie Pacankami
                oni sa Pacankami
                A jak wszyscy urosniemy to bedziemy Pacanami
            • Gość: Hrabia Gwidon Re: A ja dalej nie wiem, czy Pacanku, czy Pacanek IP: *.zwm.punkt.pl / *.zwm.punkt.pl 08.08.06, 17:45
              Czy szanowny Pan nie jest przypadkiem z TYCH Badurów ?

              Z wyrazami szacunku
              Gwidon hrabia Popierdółka herbu Skołowana Krowa Na Ugorze
        • stolabogonoga Re: Rozumiem, że mnie Pan wspiera 11.08.06, 10:21
          1. "Bitwy nie planuje się jako przegranej" - oczwiście!

          A właśnie, że nie oczywiście. Są bitwy, które planuje się jako przegrane
          (militarnie). Walczy sie wtedy z przyczyn tzw. ideowych (albo ludzko -
          ambicjonalnych). Westerplatte 1939, powstanie w getcie 1943, a z innych
          podwórek - Alamo 1836, Termopile 480 pne i inne.

          Zgadzam się natomiast, że Stalin byłby trudniejszy do przełknięcia dla
          tzw. sojuszników. Ale trudniejszy kęs też by przełkneli. (Wybór jednak był:
          im wczesniej tym lepiej odkryc oblicze Stalina - moze Polakow w Warszawie
          wiecej by nie ocalalo, ale tych na emigracji - owszem. Moze nie walczyliby
          pod Monte Cassino, Arnhem i za inne zamorskie "gdański".)

          PS. Łańcuchy krzyżackie świadczą tylko o jednym: że planowali brać jeńców.
          Jeśli ktoś łańcuchów nie bierze, to nie musi świadczyć, że źle planuje - ale
          że dobrze planuje nie brać jeńców.
          • Gość: jasio Re: zła nazwa IP: *.chello.pl 11.08.06, 22:48
            Nazwa likwidator wojny jest nieodpowienia lepiej brzmi "planowanie
            perspektywiczne lub dalekośiężne. Każdy normalny człowiek planuje co będzie gdy
            to a co będzie gdy tamto. Są tacy co planują dalekosiężnie a rządy maja na tyle
            dużo środków że mogą zawze powołać grupę do przemyśliwania tematów naprawdę
            dalekośiężnych.
            Rząd w Londynie posłał Polaków na Monte Cassino aby ograniczyć liczbę obcego
            wojska na swoim żołdzie. Wojna się już kończyła.
            Konferencje aliantów też są przykładem planowania. Wyjazd Hessa do Wielkiej
            Brytanii. Usiłowanie zawarcia pokoju separatystycznego przez Niemcy z aliantami
            zachodnimi i wiele innych przykładów. To jest rzecz oczywista.
            • piotr_badura Nazwa jest mało ważna 12.08.06, 10:42
              Szanowny Panie Jasiu
              Nazwa jest mało ważna, ale domyślam się, że poza tą nazwą, to podziela Pan mój
              punkt widzenia.
              Pozdrawiam serdecznie
              Piotr Badura
          • piotr_badura Ma Pan rację i nie ma jej Pan 12.08.06, 10:40
            Szanowny Panie Stolabonoga
            Ma Pan oczywiście rację, pisząc że "są bitwy, które planuje się jako przegrane
            (militarnie)". Przyznaję Panu tę rację tak samo, jak dyskutantowi, który
            napisał, że "bitwy nie planuje się jako przegranej". Mogłem temu dyskutantowi
            nie przyznać racji, tak jak Pan to zrobił, i mogę też nie przyznać racji Panu.
            Czym bowiem jest wygranie bitwy? Czasem nie da się rozbić przeciwnika, ale
            można popsuć jego plany, można mu zadać takie straty, że długofalowo doprowadzą
            one go do klęski. Wygrać, w szerszym znaczeniu, to znaczy zmienić sytuację na
            naszą korzyść, a na niekorzyść przeciwnika.
            Nie chcę jednak brnąć w tym kierunku, bo to nie było tematem wątku. Jednym ze
            sposobów rozbijania jakiejkolwiek dyskusji (absolutnie nie czynię tu zarzutu,
            iż taki przyświeca Panu cel) jest ciągnięcie jej w różne poboczne wątki, coraz
            mniej mające wspólnego z głównym tematem.
            Gdy chodzi o główny temat wątku, to nie podzielam Pana opinii, że USA i Wielka
            Brytania zaakceptowałyby wariant, w którym Stalin likwiduje Warszawę. Dla
            Polski byłby on chyba korzystniejszy, ale dla naszych szlachetnych sojuszników
            nie. Było dopiero lato 1944. Trzeba jeszcze było przelać mnóstwo krwi. Nasi
            szlachetni sojusznicy woleli przelewać naszą niż swą własną. Nie mogli więc już
            latem 1944 pokazać, że nas przehandlowali. Sam Pan zresztą przyznaje, że wielu
            Polaków nie zginęłoby wtedy za zamorskie gdański. No właśnie! Zostaliby żywi z
            pretensjami, a mieli być martwi bez pretensji.
            Pozdrawiam serdecznie
            Piotr Badura
            • osimiorjamnica Re: Ma Pan rację i nie ma jej Pan 12.08.06, 20:19
              Piszac wybor mialem na mysli wybor Polakow, do czego powinni dazyc Polacy.
              Jezeli "W oczywistym interesie Niemców leżało zostawić Warszawę nietkniętą
              Stalinowi", to Polacy powinni w tym Niemcom pomóc. Zgadzam sie, ze aliantom
              zalezalo na czym innym. W ogole zgadzam sie z Panem - tylko ze...no wlasnie
              za ogolnie Pan spoglada.

              Bitwe pod Grunwaldem wygrala Pol-Lit-Rus-Zizka, a nie Zakon. Jesli Pan kaze
              spojrzec "w szerszym znaczeniu", to Pol-Lit-Rus-Zizka bitwy nie za bardzo
              wygrala, bo pokoj torunski zwyciezcom (?) nie wyszedl. A w perspektywie jeszcze
              szerszej - zwyciezcy przegrali, bo to Prusy rozbieraly Polske a nie na odwrot.
              Ja na to, za Keynesem: "w długiej perspektywie wszyscy jesteśmy martwi". (Tylko
              to prowadzi do absurdu, spojrzmy jeszcze szerzej - po co pisac o likwidatorach
              wojny, skoro Slonce kiedys zgasnie?)

              Co do "likwidatorow wojny" - nazwa jest niefortuna. Likwidatorzy nie likwiduja
              ani wojny, ani nawet jej skutkow. Jest to tez nazwa zbyteczna. Funkcje Pańskich
              l.w. (rozne funkcje, bo nie jest to jakies jedno stanowisko) wykonuja planisci,
              stratedzy, spece od logistyki, zachowan ludzkich, dyplomaci itd. itd. - wszyscy,
              ktorzy biora udzial w obmyslaniu i wdrazaniu realpolitik panstwa.

              Uklony

              PS. ja i Stolabo_go_noga to ta sama osoba.
              • piotr_badura Szczególiki nie są chyba warte roztrząsania 12.08.06, 21:30
                Szanowny Panie Osimiorjamnico
                Pisze Pan: "W ogóle zgadzam sie z Panem", więc choć szczególiki nas różnią, to
                nie są one chyba warte drobiazgowego roztrząsania. Zakładałem ten wątek z
                myślą, by nie ogłupiać młodych ludzi kolejnymi propagandowymi bredniami, bo
                jeśli nie rozumie się, gdzie jako naród popełniliśmy błędy, to te błędy
                powtarza się przy najbliższej okazji.
                Pozdrawiam serdecznie
                Piotr Badura
    • Gość: Marsjanin Czy wierzycie w ufoludki? IP: *.internetdsl.tpnet.pl 13.08.06, 11:45
      Pomysł na kolejny temat ba(j)durowego wątku, gdy zdechnie ten obecny, na co
      najwyraźniej się zanosi.
      • piotr_badura Czy ktoś chce trafić do Księgi Rekordów Guinnessa? 13.08.06, 20:13
        Szanowny Panie Marsjaninie
        Pomylił się Pan w ocenie kondycji tego wątku. Zjawił się Pan Romek i go podbił.
        Ta pomyłka to jednak drobiazg. Poważnym problemem jest chyba to, że Pan myli
        dyskusję na forum z biciem rekordu do "Księgi Rekordów Guinnessa". Wątek
        powinien gasnąć w rozsądnym czasie, gdyż długie wątki są niewygodne, a dyskusja
        w nich rozłazi się na wszystkie strony i niemal zawsze zmienia się w końcu w
        pustą sieczkę. Ten wątek też może się taki zrobić i dobrze by było, gdyby
        wcześniej zgasł. Zdążyłem już otworzyć następny. Niewykluczone, że otworzę
        kolejne. Tu chyba powiedzieliśmy już wszystko, co było do powiedzenia.
        Pozdrawiam serdecznie
        Piotr Badura
        • Gość: Marsjanin Re: Czy ktoś chce trafić do Księgi Rekordów Guinn IP: *.internetdsl.tpnet.pl 13.08.06, 20:46
          Doliczyłem się w tym wątku raptem 26 postów. Mój bedzie 27-my. Jak na mój gust,
          to dopiero pełnia młodości, a nie początek uwiądu starczego i osobiście nie
          widzę konieczności szybkiego porzucania tego wątku. Ale Pański wątek, Pańska
          sprawa.
          Odlatuję do swoich, a jakby co, to wie już Pan pod jakim wątkiem mnie szukać. Na
          razie bye, bye...
          • piotr_badura Miłych lotów. Proszę pozdrowić swoich. 13.08.06, 21:59
            • Gość: Pacanek Re: Miłych lotów. Proszę pozdrowić swoich. IP: *.dip.t-dialin.net 14.08.06, 21:45

              Pan Piotrus na prezydenta!!!!

              Podbijam temat aby nie umarl smiercia bajdurowska
              • Gość: tuptek Re: Miłych lotów. Proszę pozdrowić swoich. IP: *.zwm.punkt.pl / *.zwm.punkt.pl 14.08.06, 22:55
                Czy Pan Badura wypowiedział się już na temat umieszczonego na tym forum
                wątku "Pierogi na ZWMie" ?
              • piotr_badura Proszę nie podbijać bez sensu. Pozdrawiam. 15.08.06, 12:13
    • Gość: paparazzi Badura kupił brzytwę! IP: *.internetdsl.tpnet.pl 15.08.06, 15:28
      Chodzą słuchy, że Badura kupił sobie jakąś brzytwę Ockhama i zajął się
      goleniem...no sami wiecie czego... Żebyy tylko przy tym sobie czegoś nie uciął!
      • Gość: Pacanek Re: Proszę nie podbijać bez sensu. IP: *.dip.t-dialin.net 16.08.06, 18:55

        Hallo Piotrusiu !!!!!

        Poniewaz ten wspanialy temat powoli spada z "czolowki" pozwolilem sobie
        ten temat podbic ale tymrazem z Sensem.

        Pozdrowienia do Pacanka i Sensa
        • Gość: Pacanek z Sensem Re: Proszę nie podbijać bez sensu. IP: *.dip.t-dialin.net 17.08.06, 20:17

          Hallo !!!!!!!

          My pozdrawiamy was a nikt nie pozdrowi nas ?????

          Piotrusiu to nie ladnie z Twojej strony sie na nas tak wypiac !!!!
          • Gość: Bezsens proszę nie podbijać bezsensu!. IP: *.internetdsl.tpnet.pl 17.08.06, 21:00
            Drogi Pacanku, drogi Sensie! Bardzo proszę, przestańcie już mnie podbijać, bo od
            tego podbijania mam już siniaki na siedzeniu. Litości!

            POzdrawiam Was obu bardzo serdecznie, choć z obolałym siedzeniem


            Bezsens
    • piotr_badura No dobra, niech już będzie. Ale ostatni raz! 17.08.06, 21:33
      Pozdrawiam Panów Sensa, Bezsensa i Pacaneka (Pacanka?)
      Piotr Badura
      • Gość: tuptek Re: No dobra, niech już będzie. Ale ostatni raz! IP: *.zwm.punkt.pl / *.zwm.punkt.pl 17.08.06, 22:28
        No ale co z pierogami ?

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka